Bójcie się Boga!

Abp Józef Kowalczyk, prymas Polski: Episkopat powinien unikać mieszania się w prowokacyjne działania, które mają na celu korzyści polityczne, a krzyż nie może być zakładnikiem przetargu dla celu politycznego. Rozmawiał ks. Adam Boniecki

28.09.2010

Czyta się kilka minut

Ks. Adam Boniecki: Jak to się stało, że nuncjusz został prymasem? Nuncjusz, w odbiorze przeciętnego obserwatora, to przedstawiciel innego państwa. Wiem: jest przedstawicielem papieża, a nie Państwa Watykańskiego, ale jednak...

Abp Józef Kowalczyk: Cóż, jestem emerytowanym nuncjuszem z wysługą lat. Zabiegałem, żeby po zakończeniu tej misji przejść na emeryturę, co z administracyjnego punktu widzenia nastąpiło. Rzecz w tym, że Pius XI podniósł rangę nuncjatury w Polsce do pierwszej klasy, zrównując ją z najważniejszymi w Europie. Objęcie przeze mnie nuncjatury klasy niższej byłoby podważeniem tego, co postanowił papież. Nie chciałem tworzyć precedensu, więc złożyłem prośbę o przejście na emeryturę.

Chciałem pracować w winnicy Pańskiej, pełniąc posługę sakramentalną. Tymczasem przyszła propozycja objęcia prymasostwa, właściwie nominacja. Oczywiście, miała klauzulę "czy przyjmujesz?" i mogłem odmówić. Ale odmowa byłaby przejawem sztucznej pokory. Moim biskupim hasłem jest "Fiat voluntas Tua" ("bądź wola Twoja"). Naprawdę nie myślałem o robieniu "kariery". Przyjąłem ten urząd w duchu posłuszeństwa papieżowi i zawierzenia Bożej Opatrzności.

Czy to jest kariera? Przejście z eksponowanego stanowiska, z samego centrum wielkich wydarzeń, do niewielkiej diecezji, 300 km od stolicy. Owszem, diecezji z tytułem prymasowskim, ale bez specjalnej władzy. Czy to nie despekt dla nuncjusza pierwszej klasy?

Nie w kategoriach myślenia Kurii Rzymskiej. To częsta praktyka. Teraz np. nuncjusz w Rzymie został mianowany arcybiskupem Palermo.

Z drugiej strony, prymas ma w Polsce niezwykłą pozycję. To godność niewybieralna i bez kadencji, jak np. przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Jak nominację przyjęli biskupi?

Dziś wiem, że większość tego chciała: tak wynikało z wcześniejszych konsultacji. Widać, że przez lata pracy w nuncjaturze nie zraziłem ich sobie. Chyba znaleźliśmy płaszczyznę współpracy, może nie zawsze idealnej, ale takiej, która nie przynosiła szkody Kościołowi ani Polsce.

Model prymasostwa stworzył u nas kard. Stefan Wyszyński. Wciąż się sądzi, że prymas jest - jak by to nieteologicznie i niekanonicznie brzmiało - "głową Kościoła polskiego".

Kard. Wyszyński był prymasem w okresie, w którym Kościół spełniał funkcje zastępcze. Był wyidealizowanym symbolem tej struktury państwa i społeczności, o której ludzie marzyli. Tamten model prymasostwa spełnił swoje zadanie, za co trzeba Bogu dziękować. Ja spełnię swoją misję, jeśli będę autentycznym nauczycielem wiary, szafarzem słowa i sakramentów, jeśli będę prowadził nieustanny dialog z Ludem Bożym.

A w Konferencji Episkopatu?

Metropolita gnieźnieński z urzędu należy do Rady Stałej, ale nie posiada żadnej statutowej władzy: jest jednym z jej członków, ma głos taki sam jak inni. Zacząłem spełniać te obowiązki z całą świadomością i zdecydowaniem, na jakie mnie stać. O szczegółach, oczywiście, nie będę opowiadał.

No dobrze, ale kiedy na posiedzeniach KEP wybuchają spory, czy głos prymasa może je uciszyć, czy może być rozstrzygający?

To jest jakiś wyimaginowany obraz. Muszę z przykrością stwierdzić, że dziennikarze patrzą na Kościół tak, jakby to była partia polityczna. Konferencja Episkopatu w niczym nie pozbawia władzy poszczególnych biskupów. Każdy biskup w swojej diecezji jest autonomiczny i niezależny. Każdy podlega bezpośrednio Ojcu Świętemu i ma prawo mieć własne zdanie we wszystkich sprawach, z wyjątkiem moralności i wiary. Odnoszę wrażenie, że świat mediów często czeka na konflikty, a niekiedy je prowokuje, jak np. w sprawie krzyża. To nie było nic innego jak podsycanie konfliktu i mieszanie Episkopatu w coś, czego nie stworzył ani nie zainicjował. Z radością przyjąłem oświadczenie Rady Etyki Mediów w tej sprawie. Konferencja Episkopatu nie powinna się mieszać w prowokacyjne działania, które mają na celu jakieś korzyści polityczne, a krzyż nie może być zakładnikiem przetargu dla celu politycznego.

Jednak Episkopat zabrał głos, wskazując drogę kompromisu.

Naszym powołaniem jest - jak Benedykt XVI w warszawskiej katedrze powiedział do kapłanów 25 maja 2006 r. - jednanie człowieka z Bogiem i jednanie człowieka z człowiekiem. Nawet jeśli efekty będą różne. W Polsce nie potrzeba sztucznych konfliktów, zwłaszcza podbudowywanych wątkiem emocjonalno--religijnym. To jest niegodne narodu, który przeżył tysiąc lat w chrześcijaństwie. Tym, którzy sądzą, że zbiją na takich działaniach kapitał polityczny, radziłbym posłuchać głosu prostych ludzi, którzy czegoś takiego nigdy by nie zrobili, bo mają to, co się określa mianem "bojaźni Bożej".

Sprawy na styku państwo-Kościół reguluje konkordat podpisany 28 lipca 1993 r. Ksiądz Prymas, jako nuncjusz, miał znaczący udział w jego przygotowaniu. Dziś słyszy się głosy kwestionujące ustalenia konkordatowe - że Kościół jest w Polsce uprzywilejowany, że państwo finansuje jego działalność, np. nauczanie religii w szkołach, katolickie uczelnie, a nawet seminaria duchowne. Oburzenie budzi też - zwłaszcza w ostatnich dniach - działalność Komisji Majątkowej.

Albo jest to brak doświadczenia życia w państwie demokratycznym, albo sposób na zdobywanie głosów poprzez - jak to dawniej bywało - atakowanie Kościoła. Konkordat, tak jak w prawie rzymskim, kreśli zasadnicze linie współistnienia i współdziałania Kościoła i państwa, uzgodnione zresztą także z lewicą, która traktat ratyfikowała. Uszczegółowienia, opracowywane w oparciu o te zasady, należą do struktur państwowych i kościelnych.

Weźmy sprawę dofinansowywania katolickich uczelni. Zapis konkordatu brzmi: "Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie i Katolicki Uniwersytet Lubelski są dotowane przez Państwo. Państwo rozważy udzielanie pomocy finansowej odrębnym wydziałom wymienionym w ustępie 1". Przypomnę, że są tam wymienione prowadzone przez Kościół szkoły wyższe, w tym uniwersytety, odrębne wydziały i wyższe seminaria duchowne oraz instytuty naukowo-badawcze. Uniwersytet Papieski Jana Pawła II czy państwowa uczelnia, jaką jest UKSW, są dofinansowywane jak każdy inny uniwersytet, bo jak każdy uniwersytet kształcą ludzi. Wyraża się w tym poszanowanie wolności wyboru kierunku studiów przez obywateli. Jeśli państwo się zdecydowało na dotowanie wydziałów teologicznych na kilku uniwersytetach, to dlatego, że wiedza teologiczna należy do kultury bycia w społeczeństwie. Człowiek wykształcony powinien mieć podstawową wiedzę religijną, zresztą nie tylko dotyczącą katolicyzmu.

Czy to polska osobliwość?

Ależ skąd. Warto, żeby ci, którzy atakują Kościół, zobaczyli, jak to wygląda w innych krajach europejskich, np. we Włoszech czy w Niemczech.

Nauczanie religii w szkołach?

Konkordat jest bardzo oszczędny i konkretny: "Uznając prawo rodziców do religijnego wychowania dzieci oraz zasadę tolerancji, Państwo gwarantuje, że szkoły publiczne podstawowe i ponadpodstawowe oraz przedszkola, prowadzone przez organy administracji państwowej i samorządowej, organizują zgodnie z wolą zainteresowanych naukę religii w ramach planu zajęć szkolnych i przedszkolnych". Podkreślam: "zgodnie z wolą zainteresowanych"...

A Komisja Majątkowa?

O niej w konkordacie powiedziano tylko tyle, że "przyjmując za punkt wyjścia w sprawach finansowych instytucji i dóbr kościelnych oraz duchowieństwa obowiązujące ustawodawstwo polskie i przepisy kościelne, układające się strony stworzą specjalną komisję, która zajmie się koniecznymi zmianami. Nowa regulacja uwzględni potrzeby Kościoła biorąc pod uwagę jego misję oraz dotychczasową praktykę życia kościelnego w Polsce".

W 1989 r. Sejm powołał Komisję Majątkową, która się zajmuje zwrotem Kościołowi wyłącznie tego, co zabrano mu w czasach PRL-u niezgodnie z ówczesnym prawem. Komisja nie jest ciałem kościelnym, połowa jej członków reprezentuje stronę rządową. Zrobiła wiele, co nie znaczy, że Kościół odzyskał wszystko, co mu bezprawnie odebrano. Funkcjonowanie Komisji natrafiało na trudności wynikłe z tego, że ustawa nie uwzględniła roli samorządów, których wtedy jeszcze nie było. Te trudności sprawiły, że w 2008 r. strona kościelna wyraziła zamiar wycofania swoich przedstawicieli. Sprawy nierozpatrzone miały być skierowane na drogę sądową. Nie doszło do tego, bo w 2009 r. wprowadzono do postępowania udział wojewody właściwego ze względu na położenie nieruchomości objętej roszczeniem wnioskodawcy. Komisja nie zajmuje się i nie zajmowała wyceną utraconych i proponowanych jako rekompensata majątków. To robią autoryzowane firmy specjalistyczne, pod kontrolą innych autoryzowanych firm, na koszt wnioskodawców. Wysuwany często problem braku instancji odwoławczej (Komisja działa na zasadzie sądów polubownych, a te nie mają instancji odwoławczej) był rozpatrywany w Sejmie, ale w 1997 r. projekt ustawy sugerującej odwołanie do sądu został zdjęty z porządku obrad. I, podkreślam, Komisja nie jest instytucją kościelną.

Aresztowany przed kilkoma dniami pan Marek P. nie był członkiem Komisji. Kościół zadeklarował gotowość pomocy w wyświetleniu całej sprawy. Jeśli miały miejsce oszustwa czy korupcja - muszą być z tego wyciągnięte konsekwencje.

Co z zarzutem wtrącania się Kościoła w wewnętrzne sprawy państwa, m.in. w proces legislacyjny? Czy Kościół ingeruje w opracowanie ustaw, np. o zapłodnieniu in vitro?

Ustawy ustanawia parlament, w którym zasiadają różni ludzie, także członkowie Kościoła katolickiego. To, jaka będzie ustawa, zależy nie od episkopatu, ale od tych, którzy będą głosowali. Episkopat ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie - nie wiem, dlaczego miałby być tego prawa pozbawiony. I tyle.

A katolicki parlamentarzysta, pisząc ustawę, ma się kierować sumieniem i tym, co mu dyktuje jego katolicka formacja. Jednak jeżeli w trakcie procedury okaże się, że pod głosowanie pójdzie ustawa z tego punktu widzenia najgorsza, nie powinien uciekać z parlamentu, lecz walczyć, by, na ile to możliwe, ograniczyć jej zło. Nie zdradza przez to - jak chcieliby niektórzy - wartości chrześcijańskich ani nie przestaje być katolikiem. To jest wyraźnie powiedziane przez Jana Pawła II. Warto się zapoznać z jego nauczaniem, zamiast rzucać obelgi na ludzi, którzy, będąc członkami Kościoła, angażują się, żeby nasze współżycie w społeczeństwie pluralistycznym było regulowane zasadami, które są zgodne z nauczaniem Kościoła.

Katolików, czy w ogóle chrześcijan, dekalog obowiązuje w sumieniu niezależnie od tego, jakie jest ustawodawstwo. Ustawa, która nie jest w pełni zgodna z dekalogiem, nie zwalnia z dekalogu. Odpowiedzialność przed Bogiem jest indywidualna i z tego będziemy sądzeni.

Jakie refleksje duszpasterskie przyniosły pierwsze tygodnie nowej dla Księdza ­Arcybiskupa pracy?

Jestem przekonany, że dziś powstaje w Polsce nowa świadomość bycia w Kościele. Tego nie da się załatwić dekretem biskupa czy postanowieniem Konferencji. To jest długi proces. Chciałbym doprowadzić do tego, że kapłani nie będą się bali przyjść do mnie i opowiedzieć o swoich problemach. Chciałbym dzielić ich troski, pomagać im, by nas bardziej uczłowieczać, uczynić ludźmi tolerancyjnymi, otwartymi na drugiego, kierującymi się miłością nie w słowach i teoretycznie, ale w postawie i czynie.

Widzę też trudności. Bogu dzięki, że mamy gospodarkę rynkową, ale ona absorbuje umysły i serca. Człowiek mniej uwagi poświęca wymiarowi nadprzyrodzonemu. Trzeba więc szukać sposobów, jak się z tym zmierzyć, jak to realizować w praktyce duszpasterskiej. Na pewno nie chodzi o wykrzykiwanie, że przyszło wszelkie zło, że laicyzacja itd. Laicyzacja jest pojęciem względnym. Dla ludzi, którzy tu żyli dwa stulecia temu, dzisiejsza Polska wydawałaby się potwornie zlaicyzowana.

Czasem winę zrzuca się na media.

Chyba nie wszyscy są świadomi, że nie możemy się denerwować, kiedy agencja informacyjna podaje wiadomości nie tylko pozytywne. Dlaczego Polak ma nie wiedzieć, że w Anglii chciano, by Papieża aresztować? Czy w trosce o dusze mamy zakrywać to, co się dzieje? Rozgarnięty człowiek ma prawo się zapoznać z tym wszystkim i taka jest rola mediów. To nie znaczy, że media laicyzują i rzucają błotem w Kościół. To mały przykład na to, jak wiele trzeba pracy, by nasza świadomość dorosła do obecnych czasów.

Inna sprawa: jeśli o rozmowę prosi mnie gazeta, która ma dostęp do szerokiego ogółu czytelników - rozmawiam. To szansa dotarcia do tych, którzy nie czytają innej prasy, a nie promowanie czy sakralizacja konkretnego tytułu. Jan Paweł II powiedział mi kiedyś, że naszym zadaniem jest mieć jak najwięcej słuchaczy i czytelników.

Na koniec bliski Księdzu Prymasowi temat: obecność Jana Pawła II w Polsce dziś.

Co zostało? Trudno powiedzieć. Dla wielu ważne wspomnienia, ale mnie wciąż fascynuje aktualność tego, co mówił, choćby 8 maja 1997 r., kanonizując królową Jadwigę: "Zastanawiajmy się nad polskim czynem. Rozważajmy, czy jest podejmowany roztropnie. Czy jest systematyczny, wytrwały? Czy jest odważny i wielkoduszny? Czy jednoczy, czy też dzieli ludzi? Czy nie uderza w kogoś nienawiścią lub pogardą? A może tego czynu miłości, polskiego, chrześcijańskiego czynu jest zbyt mało?".

Aktualne jest. Tylko, żebyśmy go czytali...

Właśnie. Wspominamy, ale nie czytamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2010