Bóg horror ojczyzna

Podczas niedawnego meczu Lecha ze Śląskiem we Wrocławiu kibice gospodarzy wystąpili z transparentem WIĘKSZY OD NAS JEST TYLKO BÓG. Zastanawiam się, co to właściwie oznacza i jakie zakłada konsekwencje. Jest wyrazem nieopanowanej pychy czy bogobojnej skromności? Wróży przegraną rywali czy własną?

11.05.2010

Czyta się kilka minut

To drugie pytanie zdaje się całkowicie chybione - przecież z kimś, kto ustępuje tylko Najwyższemu, nie da się wygrać. Ktoś taki z definicji nie może przegrać. Magiczny sens transparentu prowadzi więc do ustanowienia takiego świata, w którym wszystko zostało określone "na zawsze", a każde "teraz", cokolwiek niesie, jest wyłącznie tego porządku wyrazem. Pomysł, żeby przelicytować wrocławskich kibiców, pisząc JESTEŚMY JAK BÓG albo JESTEŚMY WIĘKSI NAWET OD BOGA, nie wytrzymuje krytyki, gdyż w użytej przez nich frazie znaczenia te są już obecne - trzeba być bowiem bogiem, żeby stwierdzić, w jakim zakresie jest się mniejszym lub większym od samego siebie.

Jakby na potwierdzenie, że kibice mają zawsze rację, piłkarze Śląska przegrali trzy do zera. Przegrali, żeby wygrać.

Kiedy przysłuchiwałem się niedawno dyskusji paru poetów o ich kondycji, przyszło mi do głowy, że i oni mogliby podpisać się pod takim hasłem. Wprawdzie z początku deklarowali, że mają świadomość własnej społecznej nieistotności, że - zabłąkani na marginesach opinii publicznej - uprawiają swą sztukę bez nadziei na poklask, z przyczyn wyłącznie osobistych, z pobudek hobbystycznych lub lekko szalonych, to przecież w miarę upływu czasu odsłaniał się pogląd, że nie jest to sytuacja idealna i pożądana. Dlaczego w Polsce nie ma tygodnika literackiego? Jakie siły, jakie pióra, jakie gremia, jakie kapituły kształtują hierarchię literacką i dlaczego tak bałamutnie? Ile tracimy, nie słysząc twórców spoza tzw. mainstreamu?

Z każdą chwilą szala argumentów chyliła się na stronę pojmowania poezji jako sacrum, które im ciężej doświadczone, tym świętsze. To, co nieistotne, jest najistotniejsze, przegrana cztery do zera z kulturą masową dowodzi nieposzlakowania. Prawdziwa wielkość zawsze bierze cięgi, Marcin Świetlicki prosperuje, desperuje, skończył, słowem, marnie. Obecni, czyli nieobecni, przegrali, żeby wygrać.

Przysłuchując się narodowi, narodowi w wydaniu Jana Pospieszalskiego, można odnieść wrażenie, że i jemu - narodowi - życie upływa pod sztandarem wrocławskich kibiców. Jesteśmy wielcy, bo ugodzeni. O słuszności zamiarów najwięcej mówi krew. Nasz poeta zaczyna wiersz od słów: "Jeszcze Polska nie zginęła, dopóki giniemy". Im bardziej giniemy, tym bardziej żyjemy. Czy partia życia jest więc partią zdrady? Czy Bóg, dopuszczając do nieszczęść, nie jest przypadkiem sługą naszych skrytych pragnień, żeby go przewyższyć w ofierze? CZY BÓG NAPRAWDĘ JEST OD NAS WIĘKSZY?

Zastanawia, choć nie zaskakuje, powrót poezji zaangażowanej, z jakim mamy do czynienia w ostatnich tygodniach. Głośne teksty napisali Szymon Babuchowski, Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Wencel, Wojewódzki&Figurski czy Marcin Wolski, a dziesiątki innych autorów, często anonimowych, zamieściło swe rymy w różnych gazetkach i głównie w internecie.

Poezja zaangażowana nie jest skazana na sztampę i doraźność. Babuchowski napisał wiersz ciekawy, w pamięci mamy znakomity "11 września" Wisławy Szymborskiej czy "Moją Czeczenię" Tymoteusza Karpowicza. Na rzeczach pisanych pod wrażeniem zdarzeń, albo wręcz w natchnieniu, nie ciąży żaden wyrok, choć oczywiście natchnienie jest zjawiskiem o wiele rzadszym niż poezja okolicznościowa, artyzm zaś to po prostu unikat. Wstrząs, niepohamowana potrzeba wypowiedzenia się, logorea nie są symptomami natchnienia, lecz - przeważnie - grafomanii. Okolicznościowa grafomania to jazda po wyślizganych powierzchniach, pisanie w rytm bębna rządzącego tłumem, ciąg dalszy dalszego ciągu, dyktat konwencji, na przykład wywodzących się ze spauperyzowanego romantyzmu czy z tradycji satyry. Estetyczne "zło" poezji okolicznościowej jest więc usprawiedliwione bądź to przez nieopanowaną emocjonalność, bądź przez reguły gatunku. Bywa też przedstawiane jako odblask moralnego "dobra", ślad ludzkiego wzruszenia w nieludzkim tekście, a także jako memento, że literatura potrafi być czymś więcej niż samolubnym pięknem.

Tak czy owak poczucie wartości literatury jest ciągle aktualne, z czym oczywiście wiąże się pokusa, by je wykorzystać. ww

Po kolei. Gdyby nie uważano, że wierszem można powiedzieć coś lepiej lub głośniej, że wiersz w chwilach szczególnych może zabrzmieć mocniej, że wierszem da się przekrzyczeć lub przynajmniej zainteresować media, nie pisano by wierszy z pewnością. Wiersze okolicznościowe to dzisiaj wyraz pokrętnego być może, lecz i tak dużego optymizmu. "Póki my piszemy", póki wiersz nie boi się naiwności, a nawet obywatelskiego lub patriotycznego kiczu, póki ktoś czyta, a niektórzy czytają z zapałem, póty można liczyć, że nawet nieudolne, nawet agitacyjne rymotwórstwo nie jest ostatnią ocalałą możliwością poezji. Tak, zażenowanie i otucha wzajem się wspierają.

Z tym jednak, że naiwność - szlachetna, nie wątpię - przysługuje amatorom. Niczego, nikogo nie krzywdzą takie na przykład wersy:

"Jest taki kraj na ziemi, co flagę ma splamioną, / krwią czystą, krwią niewinną, ofiarą uświęconą. / W tym kraju ziemia żyzna, / cierpieniem ludzkim siana, / to Nasza jest Ojczyzna, / Jedyna-ukochana".

Albo takie, Filipa Memchesa:

"Zwęglone resztki zwłok / zamiast dziurawych czaszek. / Ich zbieranie / przypomina rozwiązywanie układanek. / Dziesiąty kwietnia, / dzień w którym stałem się Polakiem. / Nagła śmierć, / tych, których znałem".

Poeta, udający naiwność, porywczość, niezgrabność - krzywdzi:

"Ojczyzna jest w potrzebie - to znaczy: łajdacy /Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy".

"Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą /

Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę".

Krzywdzi język, który obiecał odnawiać.

Tak, żyjemy w czasie wielkiego kryzysu, oby nie plajty, wielkich słów. Rzymskie ius abutendi, prawo rozporządzania własnością, łącznie z jej zniszczeniem, jednak tylko w przypadku, kiedy nie odbywa się to ze szkodą dla innych ludzi, powinno odnosić się również do słów, słów wielkich, o historycznym rodowodzie, są bowiem one dobrem, po które każdemu wolno swobodnie sięgać i którego nikomu nie wolno bezkarnie trwonić. Howgh.

Tak, wołanie o klęskę, która przypieczętuje naszą wielkość, może zostać wysłuchane. Tak, Ojczyzna i groza zawiązują sojusz. Tak, nie traćcie nadziei - przegrana 5:0 jest nadal realna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 4 (20/2010)