Bitwa wszystkich bitew

Bój o Aleppo zdecyduje o dalszym przebiegu wojny w Syrii, w tym o zwycięstwie lub przegranej prezydenta Asada. Nic nie jest przesądzone – w ostatnich dniach rebelianci pokazują nieoczekiwaną siłę.

19.08.2016

Czyta się kilka minut

Po nalocie. Aleppo, 31 lipca 2016 r. / Fot. Aleppo Media Center / AP / EAST NEWS
Po nalocie. Aleppo, 31 lipca 2016 r. / Fot. Aleppo Media Center / AP / EAST NEWS

Jeszcze niedawno wydawało się, że rebelianci z północnej Syrii są na straconej pozycji – w minionych miesiącach doznawali klęski za klęską. Nie mieli czym przeciwstawić się zmasowanym rosyjskim nalotom, ani też – powiązanej z tymi nalotami – lądowej ofensywie syryjskich wojsk rządowych, którym poważnego wsparcia udzielał Iran oraz szyickie milicje z Libanu i Iraku.

Zamykając w lipcu pierścień oblężenia wokół wschodniego Aleppo – jednej z głównych i ostatnich „twierdz” rebeliantów – syryjski reżim i jego sojusznicy byli już tylko o krok od tego, aby definitywnie pokonać powstańców na ich „macierzystych” terenach: w regionie Aleppo oraz w sąsiadującej z tym miastem prowincji Idlib. Wydawało się, że dni powstańców są policzone. Nawet zewnętrzni eksperci nie wykluczali już takiego scenariusza, że po pięciu latach wojny prezydent-dyktator Baszar al-Asad może wyjść z niej zwycięsko.

Potem jednak, w pierwszej dekadzie sierpnia, nastąpił zaskakujący zwrot akcji. Przeciwnikom Asada udało się nie tylko przerwać pierścień oblężenia – przeszli oni także do lokalnej kontrofensywy i sami przejęli kontrolę nad ważną drogą zaopatrzeniową, prowadzącą od południa do zachodnich dzielnic Aleppo, które pozostają pod kontrolą sił rządowych. – Morale rewolucjonistów bardzo wzrosło, dawno już nie było tak wysokie – mówi mi jeden z miejscowych aktywistów.

Salafici i umiarkowani

Skąd bierze się ich nagła siła? – To dzięki naszej jedności – mówią dowódcy rebeliantów. – Gdy się jednoczymy, jesteśmy niepokonani.

Po stronie przeciwników Asada w regionie Aleppo walczą dziesiątki różnych milicji i frakcji: są tutaj organizacje raczej umiarkowane i świeckie, są też rozmaite odłamy islamistów, są wreszcie salaficcy twardogłowi. Wiosną 2015 r. niektóre grupy islamistów połączyły się, tworząc Front Lewantu. Był wśród nich także Ruch Nureddin al-Zenki: w opinii zachodnich obserwatorów to najsilniejsze ugrupowanie w Aleppo, mające pod bronią ponad 4 tys. ludzi. Uprowadzając dziennikarzy i pracowników organizacji humanitarnych, Ruch Nureddin al-Zenki zapracował sobie na fatalną opinię i utracił wsparcie ze strony Amerykanów. Choć inni członkowie Frontu Lewantu ubolewają, że pomoc amerykańska i tak jest zbyt słaba.

Mniej więcej w tym samym czasie ukształtował się sojusz, który przybrał nazwę Fatah Halab (w wolnym przekładzie – Wyzwoliciele Aleppo), do którego – obok Frontu Lewantu – przyłączyło się ponad 20 dalszych ugrupowań. Wśród nich także większość lokalnych oddziałów Wolnej Armii Syryjskiej [w pierwszych latach wojny głównej i umiarkowanej siły po stronie przeciwników Asada – red.]. Sojusz ten trwa do dzisiaj, a eksperci szacują, że zjednoczone w nim organizacje i oddziały liczą ponad 20 tys. uzbrojonych powstańców. Tym samym Fatah Halab jest mniej więcej tak samo silny jak Jaish al-Fatah (w wolnym przekładzie – Armia Zdobywców) – kolejne porozumienie sił rebelianckich, w którym dominującą rolę salaficcy twardogłowi i dżihadyści.

Największe frakcje w Armii Zdobywców to Ahrar al-Sham i niegdysiejszy Front Nusra, czyli syryjski odłam Al-Kaidy. Mimo nacisków Kataru i również Turcji, Front Nusra długo nie chciał zerwać powiązań z Al-Kaidą. Tymczasem nieoczekiwanie pod koniec maja jego przywódcy ogłosili, że nie chcą mieć już nic wspólnego z tamtą „międzynarodówką terrorystyczną” i przyjmują nową nazwę: Jabhat Fatah al-Sham (Front na rzecz Zdobycia Lewantu).

Z punktu widzenia Zachodu niewiele to zmieniało. Nadal pozostaje niejasne, jaką rolę odgrywały zagraniczne źródła wspierające spadkobiercę Frontu Nusra. Ale dla syryjskich rebeliantów miało to znaczenie – z ich punktu widzenia nic nie stało już na przeszkodzie, aby podjąć kooperację także z radykalnymi salafitami. Panarabski dziennik „Al-Hayat” twierdzi, że razem z bojownikami Ahrar al-Sham stanowili oni ponad połowę z 8-10 tys. powstańców, którzy wzięli udział w ostatniej kontrofensywie na terenie Aleppo. A w przeciwieństwie do tych raczej umiarkowanych grup rebelianckich radykałowie nie mają problemów finansowych, organizacyjnych czy zaopatrzeniowych. Nie mają też oporów, aby sięgać w walce po drastyczne metody – takie jak używanie „żywych torped”, bojowników-samobójców, którzy również teraz w Aleppo odegrali istotną rolę w przełamywaniu wrogich linii.

Szyiccy sojusznicy Damaszku

Ale do ostatnich sukcesów przeciwników Asada przyczyniło się nie tylko to, że udało im się połączyć siły. Istotną rolę odegrała także nowa broń, przede wszystkim wyrzutnie rakiet typu Grad i rakiety przeciwpancerne. Dowodzą tego liczne nagrania z pola walki oraz analizy ekspertów, którzy w czerwcu i lipcu odnotowali, że po stronie rebeliantów nastąpił gwałtowny wzrost jakościowy i ilościowy posiadanego uzbrojenia. Prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że broń ta trafiła do północnej Syrii przez Turcję. Przedstawiciele rządu w Ankarze nie chcieli tego skomentować.

Przełamanie pozycji wojsk rządowych i ich sojuszników w rejonie dzielnicy Ramusa, w południowo-zachodniej części Aleppo, to głównie zasługa sojuszu skupionego wokół spadkobiercy Frontu Nusra i Ahrar al-Sham. Syryjczycy ze wschodnich dzielnic, jeszcze niedawno oblężeni i bezsilni wobec zmasowanych bombardowań, fetują tych bojowników jako wybawicieli . Tym samym radykalizacja powstania przeciw Asadowi wydaje się „zaprogramowana” – choć akurat w Aleppo wielu przeciwników rządu w Damaszku odrzuca ideologię spadkobierców Frontu Nusra.

Walka nie jest jednak jeszcze rozstrzygnięta. Armia syryjska i jej sojusznicy wyzwolą całą Syrię od „band terrorystycznych” – przekonywała w tych dniach jedna z gazet rządowych. Ale nawet szyiccy milicjanci z Iraku i Libanu, którzy wspierają Asada w walce z (sunnicką w większości) opozycją, otwarcie narzekają na syryjskich żołnierzy z armii rządowej i twierdzą, że ich morale jest bardzo niskie.

W efekcie już od wielu miesięcy ciężar walk z powstańcami spoczywa na barkach właśnie tych rozlicznych sojuszników Asada – szyickich Irańczyków, Libańczyków z (szyickiego) Hezbollahu i członków rozmaitych szyickich milicji, którzy przybyli do Syrii z całego (szyickiego) świata, przede wszystkim z Iraku.

Iran w pierwszym szeregu

Dawno minęły już czasy, gdy Irańczycy z Korpusu Strażników Rewolucji – elitarnej formacji wojskowej, w irańskiej strukturze dowodzenia podlegającej bezpośrednio pod rozkazy ajatollaha Alego Chameneiego – występowali w Syrii jedynie w roli doradców. W im większej defensywie znajdował się w ostatnich latach reżim Asada, tym otwarciej Iran angażował się w wojnę syryjską po stronie prezydenta-dyktatora.

Gdy jesienią 2015 r. rosyjskie lotnictwo rozpoczęło naloty na pozycje przeciwników Asada, zbiegło się to w czasie z napływem do Syrii poważnych posiłków w postaci wojsk lądowych – właśnie z Iranu i ze strony innych szyickich sojuszników reżimu. Dziś w Aleppo walczą nie tylko członkowie Korpusu Strażników Rewolucji, ale także oficerowie i żołnierze regularnej irańskiej armii. Nadav Pollak, ekspert Washington Institute (think tanku, który zajmuje się amerykańską polityką na Bliskim Wschodzie), szacuje z kolei, że właściwie każdy bojownik libańskiego Hezbollahu w ciągu minionych pięciu lat przynajmniej raz walczył na terenie Syrii.

Również tysiące szyitów z Iraku to już weterani wojny syryjskiej. Dziesiątki szyickich milicji, które w ciągu ostatnich dwóch lat wyrosły w tym kraju jak grzyby po letnim deszczu, wysyłały swoich bojowników do sąsiedniego kraju, aby wspierali Asada w walce z powstańcami-sunnitami. Przykładowo, grupa Harakat Hezbollah al-Nujaba – odłam osławionej milicji Asa’ib Ahl al-Haq, będącej częścią tzw. Ludowych Sił Mobilizacyjnych [wspierają one iracki rząd w walce z dżihadystami, ale zarazem są uważane za „forpocztę” Iranu, który podobno je kontroluje, tak jak Hezbollah w Libanie – red.] – ukształtowała się na poważnie właśnie „w bitewnym ogniu” na terenie Syrii. Mimo poważnych strat, jakie ponoszą irackie milicje, rezerwuar ochotników zdaje się niewyczerpany. W centrum Bagdadu szyickie milicje otwarcie werbują ludzi na wojnę w Syrii.

Jedna z nich, Milicja Nujaba, zapowiedziała właśnie, że wyśle 2 tys. dodatkowych bojowników do Aleppo. Brygady Hezbollahu, jedno z najsilniejszych ugrupowań, ogłosiły, że już przerzuciły tam tysiąc ludzi. Również libański Hezbollah zapowiada wysłanie posiłków.

Dla wszystkich stron stawką – nie tylko symboliczną, lecz także strategiczną – zmagań o Aleppo jest zwycięstwo lub klęska. Stąd żadne koszty i ofiary nie wydają się tu zbyt wysokie. Tymczasem sytuacja ludności cywilnej Aleppo, która nie ma jak się chronić przed bombami i pociskami artyleryjskimi, jest coraz bardziej dramatyczna, ludzie żyją w coraz większym strachu. Tylko w jeden sierpniowy weekend w Aleppo i okolicy zginęło kilkudziesięciu cywilów – większość zabiły naloty samolotów rosyjskich i rządowych. ©

Przełożył WP

​INGA ROGG jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”, ekspertką od spraw Bliskiego Wschodu. Wiele lat spędziła w Bagdadzie, obecnie mieszka w Turcji.
 

Horror w syryjskich więzieniach

W ciągu pięciu lat trwania wojny, od wiosny 2011 r. do końca 2015 r., w więzieniach podlegających służbom prezydenta Asada zmarło lub zostało zamordowanych 18 tys. ludzi, co daje liczbę 300 ofiar tygodniowo – twierdzi Amnesty International w opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie. Więźniowie traktowani są niezwykle brutalnie, nawet jak na warunki bliskowschodnie. Na porządku dziennym są tortury, w wyniku których umiera wielu uwięzionych.
Raport opiera się m.in. na relacjach 65 byłych więźniów (54 mężczyzn i 11 kobiet). W swych zeznaniach opowiadają np. o rytuale zwanym „powitalne party”: nowo przybyli więźniowie muszą się rozbierać do naga, po czym są bici przez strażników pałkami lub kablami, często przez wiele godzin. Także podczas przesłuchań stosowane są tortury, np. rażenie prądem. Świadkowie opowiadali, że z przepełnionych cel celowo nie wynoszono zwłok. Są też relacje o gwałtach, dokonywanych zarówno na kobietach, jak i mężczyznach.
Amnesty zarzuca rządowi w Damaszku, że traktując tak więźniów, jest on winien zbrodni przeciw ludzkości i domaga się od społeczności międzynarodowej, by osoby odpowiedzialne trafiły przed sąd. Organizacja apeluje do świata, aby naciskał na władze syryjskie w sprawie zwolnienia przynajmniej tych więźniów politycznych, którzy nie są oskarżeni o udział w zbrojnej walce. Na podstawie tych relacji Amnesty International stworzyła trójwymiarowy model osławionego więzienia Saidnaya w Damaszku (jest on dostępny w internecie na stronie www.amnesty.org). ©℗

​Na podst. DPA, NZZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016