Biskup niezłomny

Dziś o nim ledwie pamiętamy, choć odegrał ważną rolę w czasie nocy okupacyjnej i w początkach stalinizmu. W 150. rocznicę urodzin warto przypomnieć postać kard. Adama Stefana Sapiehy.

08.05.2017

Czyta się kilka minut

 / Okładka specjalnego dodatku na 150. rocznicę urodzin kardynała Adama Stefana Sapiehy
/ Okładka specjalnego dodatku na 150. rocznicę urodzin kardynała Adama Stefana Sapiehy

Wielokrotnie w dziejach Polski pogrzeby wybitnych jej synów nabierały cech manifestacji politycznej. Tak było również w tym przypadku.

Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył osobiście prymas Stefan Wyszyński, a wśród hierarchów obecni byli także dwaj arcybiskupi, niedawno wygnani ze swych diecezji: lwowski i wileński. Przed konduktem żałobnym postępowały dziewczęta sypiące kwiaty. Po pogrzebie ludzie je zbierali i suszyli, aby potem przechowywać w domach przez długie dziesięciolecia. Nieraz do dzisiaj – jako pamiątkę i rodzinną relikwię.

Pogrzeb kardynała Adama Stefana Sapiehy, metropolity krakowskiego – zmarłego 23 lipca 1951 r. – zgromadził tłumy wiernych z całej archidiecezji. Dane co do liczby uczestników są rozbieżne. Według Urzędu Bezpieczeństwa było 36 tys. osób, ale według szacunków kościelnych ponad 100 tys. A i tak nie wszyscy mogli dojechać. Funkcjonariusze UB zatrzymywali chłopskie wozy jadące do miasta. Zawieszono na pewien czas kursowanie pociągów zmierzających do Krakowa. Zapowiedziano nawet kary wobec tych pracowników, którzy opuszczą miejsca pracy na czas pogrzebu.

Wobec wszystkich tych działań ze strony organów władzy komunistycznej tak imponująca frekwencja musiała być zaskoczeniem – tym bardziej że o pogrzebie nie było komunikatów prasowych ani oficjalnie rozwieszanych klepsydr. Kolportowano za to nielegalnie wydane klepsydry i ulotki z podobizną zmarłego. Ich autorzy odświeżali sobie niedawne konspiracyjne doświadczenia. Kolportowano też plotkę, z której miało wynikać, że kardynał został otruty...

Pogrzeb jak protest

Uroczystości pogrzebowe kardynała Sapiehy stały się najliczniejszym, publicznym wyrazem sprzeciwu wobec stalinowskiej nocy w skali kraju aż do 1956 r. Wierni nie tylko oddawali hołd Sapieże, ale swą obecnością pokazywali, że polityka gwałtów i przemocy, prześladowania polskich patriotów, niszczenia Kościoła katolickiego itd. nie znajduje ich akceptacji. „Dobrze byłoby, gdyby czerwona gwiazda nie świeciła nad Betlejem” – komentował jeden z wiernych podczas pogrzebu (co pieczołowicie zapisał tajny współpracownik UB).

Śmierć ukochanego arcypasterza zdecydowanie pogorszyła nastroje krakowian i w ogóle Polaków. Uważano, że po latach złych nastąpią jeszcze gorsze. Obawiano się, że polscy komuniści na czele z Bierutem ogłoszą powstanie polskiego Kościoła narodowego, na którego czele miałby stanąć, jak wieść gminna niosła... Józef Cyrankiewicz.

Ale byli i tacy, co próbowali się pocieszać, powołując się na przepowiednię, że śmierć Sapiehy będzie oznaczać wybuch III wojny światowej, której następstwem będzie wkroczenie na terytorium Polski wojsk amerykańskich i brytyjskich w roli wyzwolicieli. Z pewnością świadomość, że na Półwyspie Koreańskim trwa wojna – od czerwca 1950 r., w której USA i komunistyczne Chiny brały udział bezpośredni, a Moskwa pośredni (zakulisowy, poprzez dostawy broni i „ekspertów”, np. pilotów) – pozwalała na snucie podobnych scenariuszy.

W każdym razie, w tysiącletnich dziejach biskupstwa krakowskiego nie było drugiej podobnej co do skali uroczystości pogrzebowej. Żaden z krakowskich biskupów nie był tak żegnany i po żadnym nie zachowała się tak ciepła i serdeczna pamięć. Wynikało to zarówno ze szczególnego czasu historycznego, jak i wielkości chwili, którą był kres życia kardynała.
Na taki pogrzeb i na taką pamięć pracował on przez lata. Ważny w tym udział miała jego posługa w trakcie Wielkiej Wojny (jak wtedy nazywano I wojnę światową) oraz II wojny światowej, a potem w czasach stalinizmu.

The referenced media source is missing and needs to be re-embedded.

Książę na katedrze

Niejeden spośród Sapiehów swoje losy związał ze służbą Kościołowi. Wybór przez Adama Stefana drogi kapłańskiej nie był więc zaskoczeniem w rodzinie ani wśród bliskich.

Przyszły kardynał – urodzony w 1867 r. w Krasiczynie – nauki pobierał w uczelniach austriackich, w Wiedniu i Innsbrucku, a także w galicyjskich, we Lwowie i Krakowie. Zdobył solidną formację intelektualną. Podczas studiów dokładnie zapoznał się z katolicką nauką społeczną, a papieską encyklikę „Rerum novarum” uznał za dokument wielkiej wagi społecznej i moralnej. Pod tym względem pozytywnie wyróżniał się wśród biskupów galicyjskich, którzy naukę społeczną uważali za rewolucyjną, mogącą przynieść wiele złego, w tym w relacjach między duchownymi (jako pasterzami) a wiernymi.

Święcenia kapłańskie przyjął w 1893 r., a w 1906 r. został mianowany szambelanem Piusa X. Jego zadaniem było informowanie papieża w sprawach polskich. Dał się poznać jako kapłan zatroskany o los polskich katolików. Przeciwdziałał m.in. wpływom niemieckim w kurii rzymskiej. Po śmierci biskupa krakowskiego Jana Puzyny, w listopadzie 1911 r. cesarz Franciszek Józef I mianował go biskupem diecezjalnym krakowskim (władca Austro-Węgier miał wtedy taką kompetencję), co zaakceptował konsystorz papieski. Sakrę przyjął od Piusa X. Ingres nowego biskupa do katedry wawelskiej miał miejsce 3 marca 1912 r.

Czy pochodzenie arystokratyczne – i to z książęcego rodu, po mieczu i po kądzieli (matka pochodziła z Sanguszków) – ułatwiło uzyskanie sakry? Z pewnością nie przeszkodziło, aczkolwiek ani cesarz i jego otoczenie, ani kuria rzymska w polityce kadrowej nie kierowały się urodzeniem kandydata do godności i stanowisk. Co szczególnie widać było w Galicji, której episkopat zdominowali synowie chłopscy – jak Wałęga (biskup tarnowski), Pelczar (biskup przemyski) czy Bilczewski (arcybiskup lwowski).

W ciągu pierwszych kilkunastu miesięcy urzędowania na stolicy krakowskiej bp Sapieha nie zaprezentował jeszcze potencjału organizacyjnego i intelektualnego, siły woli i energii. Aczkolwiek duszpasterze akademiccy zapewne pamiętają, że w 1912 r. założył pierwsze na ziemiach polskich duszpasterstwo akademickie – przy uniwersyteckim kościele św. Anny.

Ale jego czas próby – pierwszej z wielu – miał przyjść już wkrótce.

Pomoc dla ofiar wojny

W sierpniu 1914 r. wybuchł konflikt, który miał skończyć się szybko i zwycięsko – jak sądziły wtedy wszystkie jego strony. Tymczasem będzie trwał – tutaj, na froncie wschodnim – ponad trzy i pół roku. Stał się on dramatycznym doświadczeniem nie tylko dla żołnierzy, ale też dla milionów cywili. Towarzyszyły mu epidemie, głód, zniszczenia, przemoc.

W pierwszej fazie, w latach 1914-15, poważnym problemem dla Galicji stała się też masowa ucieczka poddanych cesarskich z ziem zajmowanych przez wojska rosyjskie. Kierowano ich do obozów w Austrii, Czechach i na Morawach. Władze austro-węgierskie nie panowały jednak nad sytuacją. Do akcji pomocy uchodźcom, a także biednym i zagubionym włączył się Kościół. Było mu łatwiej niż innym instytucjom, gdyż cieszył się poważaniem, a kapłani z racji autorytetu mogli więcej niż inni.

Na czele kościelnej akcji pomocy stanął bp Sapieha. Okazał się skutecznym menedżerem pracy społecznej. Cechowały go upór, silna wola, solidność i sprawność. Komentowano, że „jego złote serce, energia i dar organizacyjny uwydatniły się (...), drzwi się u niego nie zamykały, wszelka nędza i potrzeba znajdowały u niego zrozumienie i czynną pomoc”.

W ten sposób książę biskup stał się w krótkim czasie – jak mówiono już wtedy – „postacią legendarną”. Z racji urodzenia miał liczne kontakty w Krakowie, Lwowie, Wiedniu, Rzymie, dzięki czemu łatwiej pozyskiwał pieniądze na akcję ratunkową.

Przekonał papieża do wydania listu do biskupów katolickich świata z prośbą o pomoc dla umęczonej wojną Polski. W Boże Narodzenie 1914 r. wezwał kapłanów i świeckich do akcji niesienia pomocy ofiarom. Wzywał do pomocy dla „krwią spływającej (...) zniszczonej Polski, bo sami nie wydołamy uśmierzyć ran tej niebywałej klęski”. W licznych gazetach, nie tylko polskich i nie tylko w Galicji, ukazały się przedruki jego posłania, a osobistego poparcia moralnego i materialnego udzielił papież Benedykt XV.\

Komitet Książęco-Biskupi

Sapieha apelował też do kapłanów, aby nie opuszczali parafian w potrzebie, aby nie wyjeżdżali i nieśli pomoc chorym, cierpiącym, wysiedlonym, głodującym. A do pałacu przy Franciszkańskiej 3 w Krakowie zaprosił czołowych działaczy społecznych i polityków, a także profesorów UJ. W wyniku serii rozmów przygotowano wstępny zarys działania komitetu pomocowego. W styczniu 1915 r. był już gotowy prowizoryczny skład jego zarządu, w którym znalazł się m.in. prof. Kazimierz Kostanecki, rektor UJ. Komitet przyjął nazwę Krakowski Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Wojną, lecz do historii przeszedł pod krótszą nazwą: Książęco-Biskupi Komitet (KBK).

W pierwszej kolejności najważniejszym jego zadaniem było gromadzenie pieniędzy na cele pomocowe. Organizowano kwesty, zbierano datki w kościołach, urządzano koncerty i przedstawienia teatralne, z których dochody szły na potrzeby Komitetu. „Zauważyłam, że osoby mniej zamożne były z reguły najofiarniejsze” – wspominała Matylda Sapieżyna. Komitet otrzymał wsparcie finansowe od organizacji ze Szwajcarii, Francji, USA. O datki apelowały redakcje pism katolickich z Europy.

Tymczasem w kolejnej fazie wojny front odsunął się wprawdzie od Galicji – odbitej przez armie państw centralnych z rąk carskich żołnierzy – ale potrzeby stawały się coraz większe. Zaś krajowe środki finansowe – coraz mniejsze, ze względu na zubożenie ludności i zmęczenie wojną. Dlatego dwukrotnie w 1917 r. z inicjatywy Sapiehy organizowano w kościołach kolektę pod hasłem: „Tydzień KBK”.

Komitet nie tylko odpowiadał na wyzwanie, jakim były nieszczęścia wojenne, lecz stał się też poważnym partnerem władz państwowych. Sapieha zwracał uwagę współpracowników, że Komitet działa nie tylko z myślą o doraźnej pomocy, ale też o wolnej Polsce. Rzeczywiście, stał się on kuźnią kadr dla II RP w sprawach humanitarnych, społecznych i kulturalnych. Wytworzył gotowe struktury organizacyjne i sieć powiązań oraz trwałą infrastrukturę obywatelską. Wojenne wzorce pracy i pomocy społecznej okazały się użyteczne w warunkach pokoju. A do tradycji pracy obywatelskiej Komitetu Polacy mieli sięgnąć także później – podczas II wojny światowej.

„Fenomenalny talent” 
Środki finansowe Komitetu były przeznaczone także na pomoc dla wygnańców i uchodźców. Biskup osobiście zabiegał w Wiedniu o pomoc dla osób ulokowanych w obozach, w których panowały fatalne warunki mieszkaniowe i higieniczne. Uzyskał też zgodę na powołanie w obozach duszpasterstwa.

W styczniu 1915 r. pod patronatem biskupa powołano w Wiedniu Centralny Komitet Opieki Moralnej dla Uchodźców w Galicji, który opiekował się m.in. kilkoma tysiącami sierot. „Polska ma Księcia Kościoła obdarzonego fenomenalnym talentem organizacyjnym” – pisała Karolina Lanckorońska. Sapieha zachęcał też do działania polskich posłów w Wiedniu, ale jego apele przyniosły tu skromne wyniki.

Trudne do przecenienia są zasługi Komitetu i osobiście Sapiehy w walce z chorobami zakaźnymi w Galicji – w sytuacji, gdy epidemie okazały się kolejną z wojennych plag. Komitet zorganizował 12 ruchomych szpitali, które ruszyły w teren dotknięty ogniskami chorób zakaźnych. Studenci medycyny UJ, pracujący w Komitecie, i pielęgniarki obchodzili domostwa i nakłaniali ludzi do przekazywania chorych do szpitala. Pracownicy Komitetu czyścili też studnie, dezynfekowali mieszkania, prowadzili działalność profilaktyczną. Komitet uruchomił również stacjonarny zakład leczniczy dla suchotników w Zakopanem oraz dla chorych na jaglicę w Witkowicach pod Krakowem.

Komitet wsparli także albertyni. Sapieha osobiście cenił Adama Chmielowskiego (Brata Alberta) i w 1916 r. odwiedził go na łożu śmierci. Zaś już po II wojnie światowej, w 1946 r., otworzył proces informacyjny, który zakończył się w 1950 r. Ponownie ekshumowano doczesne szczątki Brata Alberta i złożono w kościele u karmelitów bosych. Zapoczątkowane prace doprowadziły z czasem do jego beatyfikacji i kanonizacji.

Patrząc już z perspektywy listopada 1918 r., Komitet okazał się najskuteczniejszą instytucją pomocową w skali ziem polskich. Pozostali biskupi polscy nie bardzo rozumieli i nie zawsze dobrze oceniali to wszystko, co dla bliźniego czynił biskup krakowski. Tymczasem dzięki pracy na rzecz dobra wspólnego osiągnął on także spore poważanie i znaczący kapitał zaufania społecznego.

Jego praca nie została jednak doceniona w rzymskiej kurii. Nie otrzymał spodziewanego kapelusza kardynalskiego, tak jak jego poprzednicy – biskupi Dunajewski i Puzyna. Prawdopodobnie zaciążyły na tym nie najlepsze relacje między Sapiehą a Achille Rattim – nuncjuszem apostolskim w Polsce, a od 1922 r. papieżem Piusem XI.

Konflikt wawelski

Po roku 1918 takie przedsięwzięcia jak Komitet nie były już konieczne – i biskup Sapieha koncentrował się na tradycyjnych formach pomocy bliźniemu i pracy duszpasterskiej. Podniesienie w 1925 r. biskupstwa krakowskiego do rangi arcybiskupstwa niewiele zmieniło w formach jego aktywności społecznej. W 1934 r. założył Caritas archidiecezji krakowskiej.

W pierwszych latach powojennych Sapieha był też obecny w życiu politycznym, jako sympatyk chrześcijańskiej demokracji, a przez krótki czas członek Senatu RP. Niechętnie odnosił się do socjalistycznej lewicy i piłsudczyków (wcześniej, w 1914 r., nie poparł Legionów). Ale w 1927 r. zgodził się, aczkolwiek pod presją, na uroczysty pochówek sprowadzonych z Paryża szczątków Juliusza Słowackiego w katedrze wawelskiej (na co w 1909 r. nie wyraził zgody kardynał Puzyna). Byli legioniści przyjęli tę decyzję z satysfakcją, gdyż dla nich Słowacki był najdoskonalszym wykwitem polskiej duszy romantycznej (wielbił go Piłsudski).

Po śmierci Marszałka w 1935 r. Sapieha – jako gospodarz katedry wawelskiej – wyraził zgodę, choć z oporami, na złożenie jego trumny w krypcie św. Leonarda. Ale, jak podkreślał, jedynie do momentu, gdy przygotowana zostanie krypta pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Po dwóch latach krypta była gotowa, ale obóz rządowy nie był gotowy na zmianę lokalizacji kryształowej trumny. Krypta św. Leonarda w ciągu dwóch lat przyjęła tysiące pielgrzymów. Kryształowa trumna zrosła się z kryptą, stanowiąc całość i jedność. Ułatwiała budowanie pośmiertnego kultu Marszałka, który m.in. uwiarygodniał rządy piłsudczyków bez Piłsudskiego.

Jednak uparty Sapieha – bez uzgodnień ze stroną rządową, i bez uzyskania zgody prezydenta Mościckiego – zarządził przeniesienie trumny do nowej krypty, co nastąpiło w nocy z 23 na 24 czerwca 1937 r. Piłsudczycy byli oburzeni. Krok ten wywołał wojnę polsko-polską. Kraj się podzielił między zwolenników Sapiehy i Kościoła oraz państwa i rządu. Rząd wsparła lewica, Sapiehę – obóz narodowy.

Konflikt, nazwany „wawelskim”, stał się głośny nawet w Europie. Przed pałacem na Franciszkańskiej 3 odbywały się manifestacje antybiskupie. Kamienie wpadały przed wybite szyby. Sfanatyzowani zwolennicy Marszałka wezwali Sapiehę do opuszczenia kraju i oddania katedry wawelskiej państwu. Piłsudczycy organizowali manifestacje w całym kraju, a ich uczestnicy nosili transparenty z napisem: „Sapieha do Berezy”. Ostatecznie arcybiskup przeprosił Mościckiego, a zbliżająca się wojna wyciszyła emocje. Konflikt wygasł.

Wobec okupanta

Atak Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. skomplikował w Krakowie także funkcjonowanie organizmów miejskich. Granica była blisko, front się zbliżał – i już w pierwszych dniach września nastąpiła masowa ewakuacja z Krakowa tysięcy osób, w tym prezydenta, radnych, urzędników administracji i funkcjonariuszy policji.

Skłoniło to abp. Sapiehę do powołania Obywatelskiego Komitetu Pomocy (OKP). Prezesem wybrano Ludwika Piotrowicza, profesora UJ. Utworzono Straż Obywatelską, która w jakiejś mierze musiała wypełniać powinności dotychczas spoczywające na policji. Róża Łubieńska odpowiadała za pracę charytatywną, a za prasę ks. Jan Piwowarczyk (przyszły pierwszy redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”).

Pomysł Sapiehy, aby rozszerzyć obszar działania Komitetu – nawiązując do sprawdzonej formuły z czasu I wojny światowej – nie powiódł się, gdyż nie zgodzili się na to Niemcy. OKP przestał funkcjonować. Natomiast wiosną 1940 r. zaczęła działalność Rada Główna Opiekuńcza (RGO) – jedyna legalna organizacja ratunkowa, która akcją pomocy objęła terytorium tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Rada nawiązała do doświadczeń pierwszowojennego Komitetu. Jej siedziba znajdowała się w Krakowie, w pałacu Pusłowskich.

Arcybiskup nie tylko interesował się skalą i charakterem prac pomocowych Rady, ale wspierał jej działalność i był w stałym kontakcie z kierownictwem. Zarządził zbiórkę pieniędzy i żywności na Radę w kościołach metropolii. Apelował do kapłanów, by zamiast zwiększać opłaty za posługi religijne zwiększali pomoc na rzecz potrzebujących. Prezes Rady, Adam Ronikier, zapraszał Sapiehę na posiedzenia Rady. W jej ścisłym kierownictwie znajdował się zaufany kapłan księcia arcybiskupa – jezuita Romuald Moskała.

Wielokrotnie Sapieha skutecznie działał też na rzecz ratowania aresztowanych przez okupanta, korzystając z pośrednictwa członków Rady oraz pracowników Polskiego Czerwonego Krzyża. Dzięki rzymskim znajomościom mógł prosić o pomoc kurię papieską w akcji ratowania aresztowanych 6 listopada 1939 r. profesorów UJ i Akademii Górniczej.

W zastępstwie prymasa

Na czas wojny prymas August Hlond opuścił Polskę wraz z jej władzami (co wielu w kraju miało mu za złe). W tej sytuacji abp Sapieha, na prośbę biskupów, musiał się wcielić w jego rolę.

Swoją służbę narodowi, ojczyźnie i Kościołowi traktował poważnie i odpowiedzialnie. Wielokrotnie żądał od okupanta – w tym w listach pasterskich – powstrzymania polityki gwałtu i represji. Świadom swojego krytycyzmu wobec Niemców, mógł w każdej chwili spodziewać się aresztowania, przeto przy łóżku ulokował niewielką walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.

Okupant nie zdecydował się jednak na pozbawienie go wolności. Korzyści byłyby skromne, straty spore. Nie skonfiskował też pałacu arcybiskupiego, choć zapowiadał to generalny gubernator Hans Frank.

Abp Sapieha spotykał się zresztą z Frankiem, zabiegając o zaniechanie represji, o powstrzymanie spirali gwałtu i polityki demoralizacji narodu. Frank obiecywał zmiany, ale w praktyce nie zmieniał dotychczasowej polityki terroru. Ale generalny gubernator też nic nie wskórał, licząc, że Sapieha zgodzi się np. na współpracę w badaniu zbrodni katyńskiej, oraz że wyda apel do wiernych o wspólną z Niemcami walkę przeciw bolszewizmowi.

Kiedy w 1944 r. zbliżał się front wschodni, Sapieha skierował list do Franka, aby ów uznał Kraków za miasto światowego dziedzictwa kultury, za miasto otwarte – tak jak Rzym czy Florencja – co by oznaczało, że nie będzie bronione, a tym samym zniszczone. Jednak Niemcy nie zmienili planów, zamierzając przekształcić miasto w „Festung Krakau”.

Upór, konsekwencja i odwaga Sapiehy oraz skala ofiarowywanej przez niego pomocy spowodowały, że uzyskał silny mandat społeczny od rodaków, stając się cenioną w GG osobowością – najwyższym autorytetem moralnym i obywatelskim. W sprawach trudnych wierni udawali się na Franciszkańską 3, licząc na pomoc i zrozumienie – i nie doświadczali zawodu.

Nawet przywódcy polskiego podziemia niepodległościowego, podejmując ważne decyzje, pytali o jego zdanie – jak choćby późnym latem 1944 r., gdy krakowska Armia Krajowa rozważała pomysł zorganizowania w mieście powstania. Arcybiskup był przeciw – argumentował, że nie ma ono szans, za to spowoduje zniszczenie miasta i kolejne ofiary. Jakkolwiek by patrzyć, to Sapieha uratował więc Kraków...

Jesienią 1944 r. arcybiskup wezwał mieszkańców Krakowa i dalszych okolic, aby nie słuchali okupanta i nie stawali do budowy tzw. Wału Wschodniego. W tym samym czasie w liście pasterskim apelował do wiernych metropolii krakowskiej, aby udzielili pomocy warszawiakom, wyrzuconym przez okupanta z miasta i przybywającym także do Krakowa i Małopolski. Znakiem jego determinacji jest kolejny dramatyczny list pasterski, adresowany do wywiezionych do III Rzeszy na roboty, aby się nie poddawali, by zachowali godność i nadzieję, że koszmar wojny niedługo się skończy. Ale mimo powagi i autorytetu Sapieha nie był w stanie powstrzymać represji okupanta wobec duchowieństwa, w tym zakonnego (aczkolwiek trudno nie zauważyć, że były mniejsze niż gdzie indziej).

Natomiast nie jest prawdą, że upokorzony Frank prosił o audiencję u księcia arcybiskupa. Nie jest też prawdą, że złożył wizytę w pałacu arcybiskupim. Zatem nie jest też prawdziwa legenda, że Sapieha poczęstował go wtedy ciężkim chlebem okupacyjnym z wiórami drewnianymi, opiłkami żelaznymi i gipsem oraz czarną kawą z żołędzi, w charakterze czarnej polewki. Była to jedynie plotka, podawana z ust do ust, dla pokrzepienia serc i umysłów.

Polacy, umęczeni przez wojnę i stale upokarzani, potrzebowali opiekuna, który będzie z nimi, z którym nawet brunatny okupant musi się liczyć. Nieprzypadkowo nazywano go „ojcem ojczyzny”, „naszym ukochanym metropolitą”. Do dziś plotka o wizycie Franka żyje w okupacyjnej wersji i ma się dobrze... Nawet w poważnej literaturze historycznej, w tym anglosaskiej, autorzy przywołują jakoby prawdziwe spotkanie w pałacu. Natomiast nie jest plotką, że wierni oklaskiwali księcia wychodzącego z kościoła Mariackiego po odprawieniu pontyfikalnego nabożeństwa.

Na ratunek Żydom

Ksiądz arcybiskup był poważnie zatroskany o los ludności żydowskiej. W 1940 r. krakowscy rabini poprosili go o interwencję u władz niemieckich na rzecz otwarcia zamkniętych jeszcze we wrześniu 1939 r. domów modlitwy. Zirytowało to okupanta, który nie tylko nie przychylił się do arcybiskupiej prośby, ale aresztował rabinów i wywiózł ich, jako jednych z pierwszych, do Auschwitz.

Arcybiskup przegrał także starania, aby chrześcijanie pochodzenia żydowskiego oraz dzieci z małżeństw mieszanych mogły uniknąć antyżydowskiej polityki restrykcyjnej. Niemcy byli konsekwentni. Nie przewidywali żadnych odstępstw czy ulg. Abp Sapieha testował politykę Niemców i szybko zrozumiał, że w kwestii żydowskiej są nieprzejednani, fanatyczni, bezwzględni.

Dlatego zachęcał zaufanych kapłanów, by chrześcijanie pochodzenia żydowskiego mogli dalej mieszkać tam, gdzie mieszkali, czyli po aryjskiej stronie. Wyznaczył też kościoły i duchownych – m.in. byli to księża Ferdynand Machay, Romuald Moskała, Edmund Nowak, Eugeniusz Śmietana, Józef Niemczyński, Władysław Bajer – którzy mieli się zająć wydawaniem fikcyjnych i antydatowanych dokumentów metrykalnych ukrywającym się Żydom oraz czystych blankietów z pieczęcią parafialną.

Nowe potrzeby pojawiły się w 1942 r., kiedy to okupant systematycznie realizował program Zagłady. Organizowanie pomocy dla Żydów było wówczas nadzwyczaj niebezpieczne. Wymagało skierowania do akcji ratunkowej zaufanych kapłanów. Wymagało też zachowania konspiracji, przeto polecenia wydawał księżom drogą ustną.

Abp Sapieha uważał, że każdy potrzebujący pomocy, niezależnie od wyznania, ma do niej prawo, a katolicy winni w tym pomagać innym. Na sygnały ze strony księcia arcybiskupa krakowskie i podkrakowskie klasztory – jak albertynki, urszulanki, benedyktynki, franciszkanie, dominikanie, kapucyni – zajęły się różnorodną pomocą dla Żydów uciekających z getta. Do akcji arcybiskup oddelegował też kleryków tajnego seminarium duchownego, a wśród nich Karola Wojtyłę.

Skala pomocy w ratowaniu Żydów była rozległa i efektywna, dzięki doświadczeniu i zaangażowaniu kapłanów oraz osób zakonnych i sprawności organizacyjnej krakowskiego Kościoła. Ale najbardziej zasłużeni w ratowaniu braci Żydów kapłani metropolii krakowskiej do dziś nie mają swojego drzewka w Yad Vashem. Także Sapieha nie został uhonorowany (pośmiertnie) godnością Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Możliwe jest jeszcze naprawienie tego niedopatrzenia (choć sam zainteresowany, pomagając bliźnim, nie oczekiwał nagrody). Skromność, poczucie odpowiedzialności i obowiązku, solidność – to były busole jego misji.

Gra z komunistami

W styczniu 1945 r. Kraków zajęły oddziały Armii Czerwonej, które powołały nową, kontrolowaną przez siebie administrację, kierowaną przez polskich komunistów. Zaczął się kolejny, trudny i ostatni okres w życiu abp. Sapiehy.

Uznał on, że z każdą, nawet niemiłą ekipą rządową trzeba zachować kontakty, nie można się izolować, ale jednocześnie nie wolno dopuścić, by wykorzystywała autorytet Kościoła i jego osobiście do legitymizacji władzy, do żyrowania w ciemno jej decyzji. Dlatego mimo zaproszenia przez władze sowieckie nie pojechał do Moskwy, gdzie zapadały decyzje w sprawie powołania Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN). Niemniej w pałacu przy Franciszkańskiej 3 przyjmował prominentnych cywilnych i wojskowych przedstawicieli aparatu władzy, czym się zresztą naraził środowiskom niepodległościowym.

Choć Sapieha sympatyzował z Mikołajczykiem, który wszedł w skład TRJN, czynił to w sposób dyskretny, a gdy jesienią 1945 r. ludowcy prosili, by wyraził zgodę na pochówek wawelski zmarłego Wincentego Witosa – odmówił. Uważał, że podziemia katedry nie powinny już przyjmować zmarłych osób świeckich.

Z nową władzą prowadził swoją grę, nie zapominając, że celem jego posłannictwa jest zachowanie dobrego stanu Kościoła i ojczyzny, co będzie możliwe, jeśli wierni będą solidarni i odpowiedzialni. „Nawet szlachetne porywy, ale nie dosyć rozważne, kierowanie się niezdrową miłością własną, lub ciasnymi partyjnymi względami, mogą sprowadzić na kraj ciężkie straty.

Solidarność narodowa, opanowanie siebie, ale również odwaga i siła przekonania niech kierują naszym postępowaniem” – apelował 16 lipca 1945 r.

Wiosną 1945 r. otrzymał zgodę na wydawanie „Tygodnika Powszechnego”, adresowanego do inteligencji. Jego wydawcą stała się kuria metropolitarna. Pierwszym redaktorem został ks. dr Jan Piwowarczyk, siedziba redakcji znajdowała się w budynku kurii. Wokół pisma skupiło się znamienite, aczkolwiek nieliczne grono publicystów i intelektualistów z kręgu m.in. przedwojennego „Odrodzenia”, jak Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, Antoni Gołubiew, Maria Czapska. Wśród autorów tekstów było wielu wybitnych profesorów krakowskiej wszechnicy, byłych współpracowników „Głosu Narodu”. W 1946 r. zaczął się też ukazywać miesięcznik „Znak”. Bez poparcia moralnego i finansowego księcia arcybiskupa oba przedsięwzięcia nie byłyby możliwe.

Spóźnioną o ćwierć wieku i symboliczną nagrodą dla abp. Sapiehy było przyznanie mu kapelusza kardynalskiego przez papieża Piusa XII, co miało miejsce w lutym 1946 r. Entuzjastyczne powitanie na dworcu kolejowym wracającego z Rzymu kardynała przez tysiące wiernych stanowiło wymowną manifestację polityczną.

Protesty nieskuteczne

Miodowy miesiąc w relacjach Kościoła i nowego systemu trwał krótko – komuniści szybko zaczęli ograniczać pozycję Kościoła. W państwie, które miało być budowane według sowieckiego wzorca ideologicznego, jako konstrukcja totalitarna, nie było miejsca na jakąkolwiek niezależną instytucję.

Po sfałszowanych wyborach w styczniu 1947 r., gdy definitywnie wyeliminowano legalną opozycję (PSL), komuniści zaczęli przygotowania do frontalnego ataku na Kościół. W pierwszej kolejności zaczęli montować agenturę w parafiach i klasztorach, podporządkowaną UB i NKWD. Zaczęła się też walka o rząd dusz. Pojawiły się pierwsze szkoły bez lekcji religii. Organizacje katolickie były likwidowane, nieruchomości kościelne przejmowane przez państwo.

Przeciwko temu protestował także Sapieha. Potępiał sowietyzację Polski, a w późniejszych latach kolektywizację wsi, potępiał przemoc i gwałt. Ale protesty były nieskuteczne, będąc co najwyżej gestem, manifestacją woli Kościoła. Kardynał tracił też nadzieję na lepsze dla Kościoła i wiernych dni, widząc, że jest lekceważony przez władzę. Powoli tracił też siły. Niemniej mimo dziewiątego krzyżyka, po śmierci prymasa Hlonda przez kilka tygodni w 1949 r. przewodniczył episkopatowi i miał zwierzchność nad diecezjami. Zwolnił go z tego obowiązku wybór na prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Kolejne tygodnie i miesiące przynosiły coraz to nowe i bolesne doświadczenia. Kurczył się zakres realnej władzy kardynała. Niemniej nie udało się go zmusić do milczenia. Dlatego jego odejście spośród żywych reżim Bieruta przyjął z zadowoleniem.

Wielkość i pamięć 

Po jego śmierci komuniści postanowili rozprawić się z dobrą pamięcią o Niezłomnym Księciu – stąd także słynny proces kurii krakowskiej, gdy pracującym w niej duchownym wytoczono sprawę pod sfałszowanymi zarzutami (21 – 27 stycznia 1953 r.). Jednak z pamięcią trudno było wygrać – i tę batalię władza przegrała.

Pamięć o Sapieże trwa do dzisiaj, zwłaszcza w Kościele krakowskim. A materialnym wyrazem hołdu i pamięci jest skromny pomnik skromnej osoby, dłuta Augusta Zamoyskiego, posadowiony naprzeciw pałacu biskupiego.

Z pewnością zawsze dobre słowo, jakie miał o swoim nauczycielu i mistrzu ks. Karol Wojtyła – jako biskup i później jako papież – nie było bez znaczenia. „Tutaj stoi pomnik kardynała, przed Franciszkanami. Książę Niezłomny (...). A ja mam jeszcze w pamięci jego twarz, jego rysy, jego powiedzenia (...). Lata płyną naprzód, już wielu nie pamięta księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy. Ci, którzy pamiętają tak jak ja, mają obowiązek przypominać, aby ta wielkość trwała i tworzyła przyszłość narodu i Kościoła na tej polskiej ziemi. Bóg Ci zapłać, Księże Kardynale, za to, czym byłeś dla nas, dla mnie, dla wszystkich Polaków strasznego okresu okupacji. Bóg Ci zapłać” – mówił Jan Paweł II, spoglądając z papieskiego okna ku pomnikowi. ©

ANDRZEJ CHWALBA (ur. 1949) jest historykiem, profesorem UJ. Autor książek, m.in. „Józef Piłsudski – historyk wojskowości”, „Polacy w służbie Moskali”, „Kraków w latach 1939–1945”, „Kraków w latach 1945–1989”, „Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914–1918”.


Czytaj cały dodatek wydany w 150. rocznicę urodzin kardynała Adam Stefana Sapiehy >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
ANDRZEJ CHWALBA (ur. 1949) jest historykiem, profesorem UJ. Autor książek wielu książek, m.in. „Józef Piłsudski – historyk wojskowości”, „Polacy w służbie Moskali”, „Kraków w latach 1939–1945”, „Kraków w latach 1945–1989”, „Samobójstwo Europy. Wielka Wojna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Kardynał Adam Stefan Sapieha