Bieganina za miłością

Kończy się właśnie rok 2019, który jednak musi uchodzić za 2012. Skorygowanie błędu mnicha Dionizego z IV w. przyniosłoby galimatias efektów komicznych i poważnych – temat na dobry scenariusz.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Boże Narodzenie to drugie, obok Wielkanocy, centrum chrześcijańskiej wiary i pobożności. Z adwentowym rozbiegiem, w blasku kolęd, z drużyną uroczystości pokrewnych, wplecionych w ostatni tydzień starego i pierwszy nowego roku. Bo Bóg stał się człowiekiem i przyszedł, by zbawić ludzi.

Świętowanie urodzin kojarzy się z ich rocznicą, a ta z 25 grudnia wypada wszak już po raz dwa tysiące... No właśnie – po raz który dokładnie?

Naszą erę liczymy od narodzenia Chrystusa. Liczymy i mylimy się, bo nieznany jest ani dzień, ani miesiąc tych narodzin. Co zaś się tyczy roku, powtarzamy popełniony w VI w. błąd mnicha Dionizego, który pomylił się w obliczeniach o całe 7 lat. Tak naprawdę, kończy się właśnie rok 2019, który jednak musi uchodzić za 2012. Skorygowanie tej nieścisłości przyniosłoby galimatias efektów komicznych i poważnych – temat na dobry scenariusz.

ŚWIĘTA RUCHOME

Porzućmy też zrozumiałe spodziewanie, że tak ważne święto obchodziły już pierwsze pokolenia chrześcijan. Kultowe życie najstarszych gmin pulsowało przede wszystkim rytmem tygodni, z których każdy zaczynał się dniem Pańskim („nazajutrz po szabacie”), gdy Chrystus zmartwychwstał. Sprawowana wtedy Eucharystia stanowiła dla jej uczestników epifanię obecności żyjącego pośród nich Chrystusa i antycypację Jego ostatecznego przyjścia na wieczną ucztę z wiernymi.

Coniedzielne świętowanie paschalnego misterium to praźródło i synteza wszystkich świąt, jakie później pojawiły się w chrześcijaństwie. W zwykłą niedzielę Prawda o Wcieleniu, Narodzeniu, Śmierci i Zmartwychwstaniu brzmi w Credo tak samo jak na pasterce i sumie wielkanocnej, mimo że dobrane czytania i pieśni skupiają uwagę wiernych na jakimś fragmencie jednej historii zbawienia czy uczestniczącej w niej postaci.

Pierwsza wzmianka o święcie Bożego Narodzenia w Rzymie pochodzi dopiero z 336 r. Motywem zaprowadzenia tej uroczystości było – według jednych – dziękowanie Bogu za zwycięstwo Konstantyna Wielkiego nad jego rywalem Maksencjuszem w 313 r. Był to równocześnie rok ogłoszenia tolerancyjnego edyktu mediolańskiego, początek konstantyńskiego pokoju, który przyniósł Kościołowi wolność wyznawania wiary, a w ciągu czterech wieków zapewnił mu status uprzywilejowanej religii państwowej, z jego plusami i minusami.

Inni cofają ustanowienie tego święta aż do roku 275 i wiążą je z reakcją chrześcijan na nadanie przez cesarza Aureliana rangi państwowej obchodzonemu w Rzymie 25 grudnia, w okolicach zimowego przesilenia, świętu narodzin boga Słońca. Ta jedna z mniemanych dat narodzenia Chrystusa zyskała szersze uznanie ze względu na jej wymowę symboliczną. Oto narodzinom pogańskiego bóstwa światła przeciwstawiono pojawienie się „światłości na oświecenie pogan” (Łk 2, 32), prawdziwej „światłości świata” (J 8, 12).

Inną z domniemanych dat Narodzenia Pańskiego, 6 stycznia, przyjęto w Egipcie, Jerozolimie i Antiochii. Łączono ją z upamiętnianiem pokłonu Mędrców (Epifania), chrztu Chrystusa i cudu w Kanie Galilejskiej. Ale głównym tematem świętowania tego dnia stał się wkrótce chrzest Pański, gdyż w 380 r. Kościół wschodni zaprowadził odrębną uroczystość Narodzenia Chrystusa. Zachodni świętował w tym dniu Epifanię (prawdopodobnie już wcześniej niż Boże Narodzenie), czasem także z dołączonym wspomnieniem chrztu Chrystusa i wesela w Kanie (było tak w Galii, północnej Italii i Hiszpanii).

Do upowszechnienia święta Bożego Narodzenia przyczyniło się jego przyjęcie na dworze Konstantyna oraz potwierdzenie przez sobór nicejski w 325 r. dogmatu o bóstwie Chrystusa („światłość ze światłości, Bóg prawdziwy”) i długotrwała polemika z Ariuszem odrzucającym tę naukę.

ŚWIĘTA DLA WSZYSTKICH

W historii świętowania Bożego Narodzenia najważniejsza jest jednak nie rzeczywista czy umowna rocznica jego obchodzenia, tylko teraźniejszy styl jego przeżywania. Kardynał Joseph Ratzinger napisał kiedyś: „Mówi się, że we współczesnym świecie święta Bożego Narodzenia zostały beznadziejnie skomercjalizowane, że wyrodziły się w jeden wielki jarmark, a ich pobożna oprawa nabrała posmaku kiczu”. Pytał jednak, czy za świąteczną bieganiną, która słusznie nas drażni (bo to nie najlepszy sposób przeżywania betlejemskiej tajemnicy), nie kryje się coś głębszego: wewnętrzna potrzeba udzielania się, dawania, po prostu – miłości.

Z gotowością do obdarowywania dosięgamy istoty wydarzenia, w którym Bóg stał się w Chrystusie darem dla nas. „Nawet ten, kto nie wierzy w niego jako Boga, który stał się człowiekiem, musi uznać, że Jezus wzbogacił wewnętrznie pokolenia za pokoleniami” – pisał Ratzinger. Nawet – dodajmy – w ponurych czasach, gdy ważni i liczni chrześcijanie intensywnie zaprzeczali Ewangelii swym postępowaniem.

Stopniową, mimo przerw i cofania się, humanizację spraw międzyludzkich zasilają ciągle betlejemskie źródła. Z moralnego przesłania Dobrej Nowiny czerpią wyznawcy, czerpie i wielu tych, którzy dystansują się wobec wiary. Przeważnie pośrednio, poprzez dziedzictwo kultury, ongiś jednorodnej. Bywa, że ci drudzy nawet wyprzedzają tych pierwszych, o czym zresztą powiedziano nieraz na kartach samej Ewangelii. Wartości ulokowane we własnym sercu znaczą tam bez porównania więcej od wypisanych na sztandarze.

Indywidualny rytm istnienia rzadko pokrywa się z kościelnym kalendarzem. Ludzie umierają w Boże Narodzenie i rodzą się w Wielki Piątek. Świąteczne ciepło domowe i tragedie na drogach; pielęgnacja i destrukcja życia; pokój i wojna, śmiech i łzy – wszystko to jest naszym udziałem w tym samym czasie.

W liturgii drugiego dnia Świąt współistnieją słodkie kolędy i wspomnienie zatłuczonego kamieniami Szczepana. Także duchowe narodziny Chrystusa w ludzkim życiu – czyli rozpoznanie i przyjęcie Boga przychodzącego w sposób często nieoczekiwany, betlejemski – miewają miejsce o dowolnej porze roku. Przeżywanie bożonarodzeniowego wydarzenia w kościelnej wspólnocie sprzyja przyjęciu Jego przesłania, ale nie zastąpi przecież osobistej decyzji uczestniczenia w misterium spotkania z Nowonarodzonym.

Przeszłości nie zmienimy, przyszłości nie znamy. To dziejąca się nieustannie teraźniejszość woła o betlejemskie światło, o wytrwałe nawroty ku dobru, o ludzi cierpliwej przemiany. Jest w tym wołaniu i krzyk tęsknoty za listonoszem nadziei. Niesie ją innym ten, kto zaczyna od siebie. Chrześcijanin myśli o przemianie własnego serca nie w kategoriach osobistego wyczynu, lecz współdziałania z Tym, który – choć dawno przyszedł – jest ciągle nie dość intensywnie obecny w szopie ludzkich myśli, mowy i uczynków.

To właśnie tam ma się odbyć raz jeszcze Boże Narodzenie. Ciągle na nowo potrzebne i prawdziwe – mimo pakowania go przez wielu w sentymentalizm, folkor czy kicz. 


Ks. JAN KRACIK (ur. 1941) jest profesorem historii, wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. Autor wielu książek na temat dziejów Kościoła. W tym roku wydał: „Chrześcijaństwo kontra magia. Historyczne perypetie”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012