Wielkanoc do wstrzyknięcia

Bezdomnym pomaga od prawie 30 lat. Kieruje kołem Towarzystwa im. św. Brata Alberta w Nowej Soli. Aleksander Tomaszewski co roku organizuje drogę krzyżową bezdomnych. Na jednej z ostatnich stacji rozważania dotyczyły osób w kryzysie bezdomności: ich walki z samotnością, depresją, alkoholizmem. Tomaszewski życzy im przede wszystkim wytrwałości. Bo czasem nie mają już sił. – Są bardzo samotni, pochodzą z rozbitych rodzin – mówi mi. – Rzadko wracają do rodziny na święta.
– W Biegu do Pustego Grobu pobiegł pan w ich intencji?
– Podczas samego biegu nie myślałem o swoich podopiecznych – tłumaczy. – W pewnym sensie chciałem uciec od ich trosk i problemów, pozbyć się balastu, z którym nie zawsze sobie radzę. Ale potem do nich wróciłem.
Tomaszewski to weteran nowosolskiego Biegu do Pustego Grobu. Poprzez bieganie chce „pokonać samego siebie, swoje fizyczne ograniczenia i słabości umysłu”.
– Udział w takim biegu daje wiarę we własne możliwości – podkreśla. – Człowiek zdaje sobie sprawę, że jak będzie czekał na idealne warunki, to do niczego nie dojdzie.
Ten bieg dla Tomaszewskiego jest metaforą naszego życia: – Tak jak zawodnicy na trasie przeżywają słabości i je pokonują, tak też jako ludzie słabi i grzeszni podnosimy się po upadkach. I chcemy być lepsi.
Z Ewangelii św. Jana: „Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: »Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono«. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych”.
Ten cytat stał się inspiracją Biegu do Pustego Grobu w drugi dzień Wielkanocy. W Nowej Soli Bieg to już tradycja, w tym roku odbędzie się dziewiąty raz. Gdyby nie pandemia, edycji byłoby więcej. Imprezę wymyślił Grzegorz Marszałkowski, kapucyn. Był proboszczem w nowosolskim kościele św. Antoniego, dziś pracuje w Gdańsku. – To najstarszy tego typu bieg w Polsce. I najpewniej największy – mówi Jarosław Chróściel z komitetu organizacyjnego. – Później powstawały kolejne: w Żaganiu, Skorzewie czy Gostyniu.
Bieg ma 10 km. Niektórzy zawodnicy mówią, że „biegną dyszkę dla Jezusa”. W wydarzeniu bierze udział nawet tysiąc osób. To impreza non-profit: jeśli zostają z niej jakieś pieniądze, idą na Dzieło Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie czy na prace remontowe w nowosolskim św. Antonim.
Organizatorzy jak mantrę powtarzają, że to bieg dla wierzących, wątpiących i niewierzących. Ateiści biegną, żeby po prostu się poruszać, spalić kalorie, których przybyło przy świątecznym stole, pobyć razem. Wątpiący szukają pierwiastka metafizyki. Wierzący przemierzają kilometry w określonych intencjach. Ale w każdej z tych podgrup są tacy, którzy już sobie nie wyobrażają Wielkanocy bez Biegu. Przyjeżdżają ludzie z całego kraju.
– Kto biegnie, ten dwa razy się modli? – pytam Marlenę Ratajczak, jedną z organizatorek.
– Dla mnie każdy bieg jest okazją do religijnych rozważań. I z każdym dotarciem do mety jest eksplozja radości – przyznaje. – Podczas swoich startów starałam się przesuwać koraliki różańca. Przytoczonego przez pana powiedzenia nie znałam, znam wersję: „Kto śpiewa, ten dwa razy się modli”. Ja akurat nieźle fałszuję, więc od dziś będę trzymać się biegania.
Marlena zna niewierzących, którzy zaliczyli już parę edycji Biegu. – Myślę, że to nie zmieniło ich postrzegania wiary – opowiada. – Cieszę się jednak, że charakter Biegu nie przeszkadza im, by wziąć w nim udział. Kto wie, może pozbędą się wątpliwości? Atmosfera jest wspaniała. Ludzie są radośni i szczęśliwi, biegną całymi rodzinami.
Dla Mariusza Ratajczaka z komitetu organizacyjnego, męża Marleny, aspekt religijny jest najważniejszy. – Nie wstydzę się wiary i Jezusa. To mój Mistrz – deklaruje. – Biegnąc, chcę się upewnić, że grób jest pusty. To wielka tajemnica wiary i wielka radość ze Zmartwychwstania Pańskiego. A niezwykłą wartością biegu są kibice. Cały czas doping, ciągle słyszę „Dajesz, Rataj” albo „Lecisz, Mario”! To dodaje skrzydeł.
Romuald Fedorczak, kolejny organizator, odetchnął z ulgą, gdy Bieg wrócił po pandemii. – Bo wraz z nim wróciła ta wyjątkowa, przyjazna atmosfera – uśmiecha się. – Ludzie z różnych środowisk, które nie zawsze są wobec siebie pozytywnie nastawione, biegli ramię w ramię.
Według Fedorczaka magia tkwi w samej Wielkanocy. – To wyjątkowe święto, wierzący, ale i wątpiący upatrują w nim nadziei.
Jacek Stadnik wygrał Bieg w 2019 r. – Udział w nim to przyjemność – mówi. –Religijny cel też jest ważny, możliwość biegu z Panem Jezusem w sercu uskrzydla i wydobywa dodatkowe pokłady energii. Kibice w Nowej Soli stwarzają wyjątkową atmosferę. Także rodzina zawsze mnie mocno wspiera i dopinguje na trasie.
Rok temu wygrał Michał Fedorczak. – W czasie pandemii wielu osobom brakowało biegu, mnie również – przyznaje. – Łączy on religijną inspirację ze sportem. To są przecież profesjonalnie zorganizowane zawody z atestem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i elektronicznym pomiarem czasu.
– Wierzącym Bieg pozwala odciąć się od trudnych spraw, które towarzyszą ludziom na co dzień, i powierzyć je Bogu do rozwiązania – dodaje kolejny uczestnik, Jakub Wawrzykowski.
Dla Rafała Stuły uczestnictwo to „dodatkowa możliwość oddania czci zmartwychwstałemu Chrystusowi”. – Bo dla katolików Wielkanoc to szczególny czas, najważniejszy w roku. Można pogodzić wizytę w kościele, rodzinne spędzanie świąt i sport.
Izabela Kochanowicz jest amatorką, nie biegnie dla wyniku. Chce zrobić show, dlatego jest... kolorowym ptakiem. W mieście znają ją z działalności charytatywnej. W 2018 r. na trasie miała koszulkę z napisem „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Założyła też różową spódniczkę, jak bajkowa księżniczka.
– Ubrałam się tak, bo co się nie dobiega, to się dowygląda – śmieje się. – Ale rzeczywiście najważniejsze to stanąć na starcie i minąć linię mety. Nie zawsze liczy się dobry czas i miejsce na pudle. Każdy dzień jest jakąś walką, a ja chciałam pokazać, że każdy może spełniać swoje marzenia. Wystarczy chcieć. To bieg, podczas którego znikają pewne granice. Ja jestem z tych spacerujących biegaczy i wiem, że tych z przodu nie dogonię. Dla mnie liczy się niesamowita atmosfera. Wszyscy byli uśmiechnięci, a ja – tak jak obiecałam – zrobiłam show swoim strojem. Niesamowite jest, że odkąd pamiętam, podczas biegu zawsze wychodzi słońce.
Maciej, kolejny uczestnik, przyznaje, że jest daleko od Kościoła. – Kocham bieganie, dlatego biorę udział w tej imprezie – wyjaśnia. – Ale tak, jest w niej coś szczególnego: w tym konkretnym dniu czuje się wspólnotę z ludźmi o odmiennych przekonaniach. Na co dzień w Polsce jej brakuje.
Sandra, partnerka Macieja, nie wierzy. – Co nie zmienia faktu, że na tym biegu czuję się jak w domu – zapewnia.
Agnieszkę Adamów-Czaykowską do startu skłoniło hasło jednej z edycji: „Chcemy doświadczyć czegoś głębszego, odnaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania”. – Na mecie każdy witany jest tak samo. Bez względu na to, czy przybiegnie pierwszy czy ostatni. Polecam start! – zwraca się do potencjalnych uczestników.
– Fajnie w tej radości zmartwychwstania robić to, co się kocha. Z wiarą i nadzieją, że Jezus biegnie obok ciebie – tłumaczy z kolei Julia Kasprzak.
A Paweł Roszyk mówi, że święta bez Biegu do Pustego Grobu od jakiegoś czasu uważa za nie w pełni przeżyte. – To tutaj, podczas pierwszej edycji, pisała się moja historia pod tytułem „Wyjść wreszcie z domu i zrobić coś dla siebie, to znaczy zacząć biegać” – żartuje. – Wokół tej imprezy zawsze wytwarza się specyficzna aura.
Roszyk kilka lat temu chciał przebiec dystans 10 km w 40 minut. Takie miał założenie, ale dobiegł minutę później. Zwala to na sernik zjedzony przy świątecznym stole.
Jakub Bundziów docenia życzliwość wśród zawodników i kibiców. – Kibice są wszędzie, nawet na balkonach czy w oknach – opowiada. – Dobrze jest sobie uświadomić, że wysiłek związany z biegiem nie jest nawet w ułamku porównywalny z tym, co musiał przejść Pan Jezus. A i tak jak dla mnie był całkiem duży.
Kamila Pogoda nie chce zdradzać celu, dla którego pobiegła rok temu. – Zrobiłam to dla jednej z najważniejszych osób w moim życiu – ucina.
Na trasie można spotkać osoby niepełnosprawne, ale i rodziców pchających wózek z małymi dziećmi. Podczas ósmej edycji echem odbiła się akcja Masa Team, grupy przyjaciół startujących pod jednym szyldem. Pobiegli razem z chorym Kubą Krysiakiem i jego mamą Anną. Chłopiec cierpi na zespół Guillaina-Barrégo. Z Kubą pobiegł m.in. Arkadiusz Gallewicz. Do udziału zaprosił go kolega. Przyjaciele co jakiś czas musieli się wymieniać – trudno biec, pchając dodatkowo wózek.
Gallewicz wcześniej nie brał udziału w takich wydarzeniach. – Kibice nas bardzo wspierali – opowiada. – Zadawałem sobie pytanie, jak Kuba zniesie ten bieg, ale wyszło super. To silny chłopak. Nam chodziło o to, żeby rodzice i Kuba mieli z tego satysfakcję. Bardzo fajna przygoda.
Ze swoją niepełnosprawną córką Wiktorią pobiegł też Mariusz Ratajczak. Na trasie pchał wózek z Wiką, uśmiechał się, machał kibicom, którzy głośno ich dopingowali. Oboje byli szczęśliwi. ©
Autor jest dziennikarzem „Tygodnika Krąg”, który ukazuje się w powiecie nowosolskim koło Zielonej Góry.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)