Biedny krakowianin patrzy na getto

Getto warszawskie zmieciono z powierzchni ziemi. Getto krakowskie pozostało niemal nienaruszone. Można spróbować wejść w tamtą rzeczywistość. Katarzyna Zimmerer dała nam przewodnik porażająco precyzyjny.

19.03.2018

Czyta się kilka minut

Brama getta od Rynku Podgórskiego. Idylliczne zdjęcie wykonał latem 1942 r. niemiecki oficer Otto Kluge niedługo po pierwszej wielkiej akcji deportacyjnej. / MUZEUM HISTORYCZNE MIASTA KRAKOWA; FABRYKA EMALIA OSKARA SCHINDLERA
Brama getta od Rynku Podgórskiego. Idylliczne zdjęcie wykonał latem 1942 r. niemiecki oficer Otto Kluge niedługo po pierwszej wielkiej akcji deportacyjnej. / MUZEUM HISTORYCZNE MIASTA KRAKOWA; FABRYKA EMALIA OSKARA SCHINDLERA

Wiosną ubiegłego roku chodziłem po Krakowie z grupą marcowych emigrantów. W 1968 r. wyjechali do Szwecji, ułożyli tam sobie życie, ale od kilku lat wraz ze szwedzkimi żonami urządzają coroczną wycieczkę do któregoś z polskich miast. Więc w pierwszy dzień śródmieście, w drugi – żydowski Kazimierz, potem przez most przy Krakowskiej na drugą stronę Wisły.

Z Rynku Podgórskiego weszliśmy w ul. Limanowskiego, pokazywałem, gdzie stała brama „żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej” (słowa „getto” jeszcze nie używano), utworzonej 7 marca 1941 r. przez władze Generalnego Gubernatorstwa. Dzień był słoneczny, a że Podgórze dzisiaj modne – spory ruch. Wśród szyldów, witryn sklepowych i knajpek tamta przeszłość wydawała się jak zły sen, który nie mógł się przecież nigdy ziścić. Aż do chwili, kiedy doszliśmy pod numer piętnasty. Zaniedbany piętrowy dom z początku XX w. z fasadą w surowej cegle. Obok bramy trójjęzyczna tablica: tu znajdował się w getcie Dom Starców.

Czytam teraz w „Kronice zamordowanego świata”: „Pacjentów Domu Starców spędzono na podwórze. Poruszających się zbyt wolno spychano ze schodów. Do przewracających się – strzelano, kalekom odbierano kule, kazano im skakać i tańczyć. Większość ludzi zabito na miejscu, wśród nich dyrektora szpitala Jakóba Kranza. Niedobitki zapędzono na plac Zgody”. Tak, to się jednak stało, właśnie tutaj, 28 października 1942 r.

Tego samego dnia w południe zlikwidowano Zakład Sierot przy Józefińskiej 41. Dzieci do lat trzech wrzucano jak przedmioty do koszy stawianych potem na wozach, starsze poszły na plac Zgody – krakowski Umschlagplatz. Stamtąd czwórkami odmaszerowały na dworzec w Płaszowie. Prowadzili je Anna Feuerstein, dyrektorka sierocińca, jej mąż Leopold oraz 77-letni Dawid Kurzmann, wychowawca i nauczyciel religii. Mogli się ratować – wybrali śmierć z dziećmi. Czy władze mojego miasta wpadły kiedykolwiek na pomysł, by uczcić ich pamięć?

Getto warszawskie zmieciono z powierzchni ziemi, na jego gruzach, a częściowo i z gruzów wzniesiono nowy Muranów, zmianie uległa nawet siatka ulic. Getto krakowskie, o wiele mniejsze – pozostało niemal nienaruszone, trochę jak dekoracja po skończonym już krwawym przedstawieniu. Wchodząc w jego ulice, można spróbować wejść w tamtą rzeczywistość. Teraz dysponujemy porażająco precyzyjnym przewodnikiem.

Życie codzienne w piekle

Katarzyna Zimmerer pierwszą książkę o wojennych losach krakowskich Żydów opublikowała 14 lat temu. Potem była współautorką scenariuszy kilku wystaw, w tym tej najważniejszej, o okupowanym Krakowie, w Fabryce Schindlera na Lipowej. „Kronika zamordowanego świata” jest dziełem nowym, rezultatem kilkuletniej prawdziwie heroicznej pracy, przekopywania archiwów, uściślania faktów. Blisko 700 stron, z których kronika getta tworzy część centralną.

Wcześniej są kolejne zarządzenia antyżydowskie, wydawane natychmiast po zajęciu przez Niemców miasta, pierwsze prześladowania, potem wysiedlenia. Rafael Scharf, który wyjechał do Anglii przed wybuchem II wojny i żył tam ponad pół wieku, ale do końca czuł się obywatelem Krakowa, powtarzał, że to jedyne na świecie miasto, w którym ulica Bożego Ciała krzyżuje się z ulicą Rabina Meiselsa. Na jednym ze zdjęć w „Kronice...” widać symboliczny koniec tej niewolnej skądinąd od konfliktów epoki: furmanki z żydowskim dobytkiem opuszczają Kazimierz, a nad nimi góruje wieża Bożego Ciała.

Dzieje „żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej” to tylko dwa lata, tak jednak gęste, jak ciasno było na tych kilkunastu ulicach, w obrębie których stłoczono bardzo zróżnicowaną społeczność, od ludzi całkowicie spolonizowanych po ortodoksyjnych wyznawców judaizmu. Śledzimy wydarzenia niemal dzień po dniu, wchodząc w straszny świat, który jego przymusowi mieszkańcy usiłowali uczynić choć odrobinę normalnym.

Powstają rozmaite formy samopomocy, opieki nad dziećmi, chorymi i ludźmi starymi. Działają jadłodajnie, kawiarnie i herbaciarnie, choć niewiele w nich można podać (do herbaty np. „smaczny placek ziemniaczany”). Odbywają się koncerty i występy artystyczne. Czytamy ogłoszenia, reklamy i nekrologi umieszczane w „Gazecie Żydowskiej”, kontrolowanej oczywiście przez Niemców, ale odbijającej pewien fragment rzeczywistości. Jest codzienność – i są kolejne zbrodnie, kolejne akcje wysiedleńcze i likwidacyjne, okrawanie obszaru getta, aż zostanie tylko kilka ulic.

Potem obóz w Płaszowie i osobna, najlepiej dziś znana historia „Żydów Schindlera”. A także inny, znany o wiele słabiej i z tym większą determinacją rekonstruowany przez autorkę wątek prób oporu, działań krakowskich żołnierzy Żydowskiej Organizacji Bojowej, ich sylwetek i losów.

Twarze, miejsca

Nie da się zapomnieć twarzy młodziutkiej łączniczki ŻOB-u Szoszany (Cesi) Dränger: wielkie ciemne oczy, wokół głowy korona z warkoczy i uśmiech taki, jakby rzucała wyzwanie całemu światu. Gdy ją stracono w marcu 1943 r. na dziedzińcu więzienia Montelupich, miała 15 lat.

Twarze są ogromną siłą tej książki. Ich odszukanie w zbiorach muzealnych, archiwach, podaniach o kenkarty, a potem odpowiedni dobór to jedna z wielu zasług Katarzyny Zimmerer. Postacie sprowadzone wcześniej do kilkuwierszowej wzmianki w tekście nagle ożywają, jak surowa z wyglądu pani dyrektor Feuersteinowa i jej łagodniejszy chyba mąż.

Wśród tych twarzy jest Diana Reiter, jedna z pierwszych w Krakowie architektek, zamordowana w obozie w Płaszowie; scenę jej śmierci Spielberg umieścił w „Liście Schindlera”. W latach 30. pracowała w Dyrekcji Robót Publicznych, nie miała więc wielu samodzielnych realizacji, ja jednak przez pół wieku mieszkałem w pobliżu jej arcydzieła – wspaniałej funkcjonalistycznej kamienicy zamykającej perspektywę niewielkiej uliczki Pawlikowskiego. Nie wiedziałem, kto ją projektował, rzadko się wspominało, że krakowscy Żydzi nie tylko stanowili jedną czwartą populacji mojego miasta, ale i byli współtwórcami jego modernizacji.

Przykuwają wzrok dwie 30-letnie wtedy lekarki, Dorota Berger i Rozalia (Katia) Blau. Pierwsza próbowała wraz z synkiem ucieczki kanałami – synek zginął, ona złamała nogę i umieszczono ją w szpitalu. Doktor Blau („piękna blondynka o szafirowych oczach”, jak o niej pisze Tadeusz Pankiewicz) nie chciała zostawić przyjaciółki i została zastrzelona przez Alberta Hujara, oficera SS, który postanowił osobiście wymordować pacjentów. Doktor Bergerową z niewiadomych powodów oszczędził – wkrótce jednak, już w Płaszowie, popełniła samobójstwo.

Tadeusz Pankiewicz, Polak, który jako właściciel jedynej na terenie getta apteki otrzymał od Niemców zezwolenie na dalszą działalność, też jest na jednym ze zdjęć, razem ze swoimi pracownicami, Heleną Krywaniuk, Aurelią Danek i Ireną Droździkowską. Wszyscy mieli stałe przepustki i służyli mieszkańcom getta za kurierów, z tym że Pankiewicz zostawał na nocny dyżur, a apteka przy placu Zgody zamieniała się wtedy w miejsce spotkań i klub dyskusyjny. Niezwykła historia tych czworga dzielnych osób stanowi zresztą przyczynek do kwestii (nie)pamięci: rzeczowe i nadzwyczaj cenne wspomnienia Pankiewicza ukazały się w 1947 r., potem przez ponad trzy dekady nikt ich nie wznawiał, a o autorze pamiętali jedynie ocalali Żydzi, którym pomagał. Zmieniło się to dopiero w latach 80., wtedy też z lokalu apteki usunięto knajpę i urządzono muzeum.

Miejscem symbolicznym stał się dla mnie po lekturze „Kroniki...” róg dwóch podgórskich uliczek, Dąbrówki i Janowej Woli. Tędy Halina Nelken, jedna z kronikarek getta, pewnego czerwcowego wieczora 1942 r. po powrocie z pracy na lotnisku w Rakowicach biegła do domu przeskakując kałuże krwi pod murem połupanym kulami. Właśnie odbyła się kolejna akcja wysiedleńcza, a pod tym murem zastrzelono poetę i pieśniarza Mordechaja Gebirtiga. O nim też długo nic nie wiedziałem – dziś jest jedną z ikonicznych postaci Krakowa...

Na koniec może najważniejsze: książka Katarzyny Zimmerer jest oczywiście książką o jednym z rozdziałów Zagłady. Ale jest też książką o życiu pomimo wszystko. Nie ma w niej śladu tak nieznośnej czasem u piszących, choćby nieświadomej, fascynacji zbrodnią. Jest – wypełnienie obowiązku pamięci wobec ofiar. Odtąd przy każdej lekturze „Kroniki...” jej bohaterowie ożyją choć na chwilę. ©℗

Katarzyna Zimmerer, KRONIKA ZAMORDOWANEGO ŚWIATA. ŻYDZI W KRAKOWIE W CZASIE OKUPACJI NIEMIECKIEJ, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2018