Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zanim za interpretowanie tej informacji zabiorą się politycy i publicyści przywiązani do opowieści o „Polsce w ruinie”, przyjrzyjmy się sprawie na chłodno.
Otóż informacja główna ze statystyk GUS brzmi: w sprawie skrajnej biedy nic zasadniczego się w Polsce nie zmieniło (o czym zresztą wspomniane portale też doniosły, tyle że z dala od nagłówków). 7,4 proc. Polaków żyjących w 2014 r. w skrajnej nędzy, czyli poniżej wynoszącego 540 zł na jednoosobowe gospodarstwo minimum egzystencji (nie mylić z minimum socjalnym, które – poza potrzebami elementarnymi, jak jedzenie i odzież – zawiera też np. koszty edukacji), to niepokojąco dużo, ale nie więcej niż w roku poprzednim.
A zmiany w poszczególnych częściach kraju? Nawet jeśli martwi wzrost ubóstwa w szczególnie dotkniętych biedą w województwach warmińsko-mazurskim i świętokrzyskim, prawa arytmetyki są dla podobnych medialnych doniesień bezlitosne: skrajna bieda wzrosła w ośmiu polskich województwach, w pozostałych ośmiu więc musiała spaść (tak w istocie było, a największy spadek, o niemal 3 punkty procentowe, miał miejsce w pomorskim).
Do informacji na temat biedy i dotyczących jej statystyk, które politycy niezwykle chętnie poddają analizie (a to opowiadając o rosnącej rzeszy „głodujących dzieci”, a to o coraz większej liczbie „biednych emerytów”), trzeba podchodzić ostrożnie. Zwłaszcza w trakcie kampanii wyborczej. ©℗