Biblioteka życzeń

Książki, na które czekamy. Które chcielibyśmy przeczytać. Których brakuje w naszej literaturze. Zapytaliśmy o nie ludzi działających w różnych dziedzinach kultury. Dobra literatura rzadko powstaje na zamówienie, można jednak pomarzyć...

30.11.2015

Czyta się kilka minut

BEATA STASIŃSKA

Co nie jest opowiedziane, nie istnieje. Historie niezapisane, ludzkie losy nieprzywołane w powieści, prawdy nie- utrwalone w rytmie wiersza zanikają. Jako czytelniczka, tylko trochę różniąca się z powodu zawodowego doświadczenia od innych czytelników, mam od lat nieprzemijające wrażenie, że fascynujące biografie, sploty wydarzeń historycznych i jednostkowych, dalekie od jednoznaczności fabuły, które wydarzyły się naprawdę, zalegają w jakimś zapomnianym przez nas magazynie jako wyrzut sumienia i wyzwanie dla tych, którzy żyją z pisania książek.

Czekam na biografię podwójną Piłsudskiego i Dmowskiego. Niechby zaczynała się od środka: wizyty dwóch polityków w Japonii. Od tego zdumiewającego koncertu polskich gestów i argumentów przed japońskim ministrem. Wypatruję współczesnego autora opowieści o polskich terrorystach: może to być akcja pod Bezdanami Organizacji Bojowej PPS w 1908 r., rozpisana na dylematy aktorów wydarzenia. Język Stanisława Brzozowskiego zestarzał się niestety. O powołanie do życia na papierze prosi się polska wersja Breivika; i oby tylko na papierze. Nie chcę czytać drętwych historycznych rekonstrukcji pogrążonych ostatecznie czarno-białą interpretacją autora, naukowych monografii odartych z empatii wobec bohaterów, książek, w których tragizm ludzkich losów zostaje wyprasowany żelazkiem naukowej nudy. Poproszę o dobre powieści, których zaczynem są ludzkie mikrohistorie. Choćby wyjątkowy dom i arcyciekawe dzieciństwo Zofii Nałkowskiej jako opowieść o narodzinach nowoczesnej Polki. Rozdział z życia żony Józefa Piłsudskiego, Aleksandry, dotyczący jej skutecznych zabiegów o przyznanie praw wyborczych Polkom. Polską powieść przygodową, której kanwą jest np. życie Wacława Sieroszewskiego. Egzotyczny epilog życia chłopskiego buntownika Jakuba Szeli. Polsko-żydowski portret we wnętrzu, którym byłby pokój w Hotelu Bristol, gdzie ostatnich lat dożywał u schyłku PRL-u przemysłowiec i kolekcjoner sztuki Bronisław Krystall.

Wśród przysyłanych mi propozycji literackich szukam przekonujących psychologicznie i udanych literacko portretów: na przykład chronicznego donosiciela; hipokryty pod krzyżem i hipokryty walczącego z krzyżem; polskiej żony, której małżeństwo już dawno stało się rodzajem prostytucji, tyle że regulowanej administracyjnym aktem w urzędzie stanu cywilnego; dziecka, które ucieka z domu, by doń nigdy nie wrócić i którego ucieczka kończy się happy endem; giętkiego w myślach i słowach konformisty; nieuleczalnego zawistnika i zapoznanego geniusza, którym w płonnym oczekiwaniu na dzieło totalne opiekują się kolejne kobiety.

Bogactwo gatunków i formy mamy, ćwiczenia z urody stylu nieprzerwanie trwają. Proszę o opowieść, nieważne, czy zamkniętą w realistycznych ramach epickich, czy w dramacie. Nieważne, jak bardzo zadłużoną w faktach i jak dalece przez wyobraźnię autora przetworzonych. Bank tematów otwarty od dawna. ©

BEATA STASIŃSKA (ur. 1960) jest współtwórczynią i wieloletnią redaktorką naczelną Wydawnictwa W.A.B., inicjatorką ruchu Obywatele Kultury.

ZIEMOWIT SZCZEREK

Brakuje mi – na przykład – porządnie napisanych horrorów i fantasy, a to dlatego, że w obu tych gatunkach tkwi niesamowity potencjał. Horror dotyka bowiem (albo dotykać może) zagadki i tajemnicy, czegoś mrocznego, co nie do końca można uchwycić, ale co sprawia, że rzeczywistość potrafi fascynować. Dobrych horrorów jednak jak na lekarstwo, a mnie brakuje w literaturze czegoś na miarę „Twin Peaks” w tym gatunku. Lynchowi udało się otrzeć o tajemnicę, nie wyjawiając do końca ani tajemnicy, ani mechanizmów, za pomocą których działa, dzięki czemu cała konstrukcja opowieści nie zawaliła się na końcu, pogrzebana banalnym i trywialnym rozwiązaniem zagadki. Co jest, niestety, domeną większości tego typu historii. Scoobie Doo ściąga złowrogiemu potworowi z głowy maskę – i okazuje się, że u źródeł fascynującej tajemnicy stoi mechanizm mocno trywialny i banalny, unieważniający niejako wszystko, co działo się wcześniej. Nie wymagam, oczywiście, od horroru, żeby prowadził mnie do Absolutu, ale nie podoba mi się też, że za każdym razem rzuca mną z całej siły (i najczęściej ze sporej wysokości) o ziemię.

Jeśli chodzi o fantasy, to uwielbiam w tym gatunku jego światotwórczość: można właściwie stworzyć, co się chce. Sam dawno temu rozrysowałem mapę świata, w której te wszystkie przynależne konwencji elfy, krasnoludy etc. dotrwały do odpowiednika naszego XIX w. – i wyszedł mi taki dziwaczny, steampunkowy trochę świat, do którego z radością dokręcałem historie krajów, tworzyłem języki, religie i mitologie – rzecz w tym, że nie przychodziły mi do głowy wtedy żadne historie, które można by w takim świecie umieścić. A może po prostu bałem się, że osadzone w konwencji opowiastki mogą nie sprostać jakości stworzonego świata – bo w fantasy światy często są bardziej interesujące od samych opowieści. I to jest właśnie słabość fantasy – trzymanie się konwencji, rzadko zdystansowane, powoduje, że opowieści te grzęzną w banałach i stają się opowieściami pryszczatych nastolatków o superbohaterach w skórzanych butach do połowy łydki, stojących na stosach czaszek, do których muskularnych ud tulą się panienki ubrane jak księżniczka Leia w „Imperium kontratakuje”.

A przecież tu można światy tworzyć! Przykładem takiego ciekawego świata, z wewnętrznymi ustawieniami i ciekawie nakreśloną polityką, zabitego przez coraz bardziej, z biegiem akcji, banalizującą się narracją, była saga Andrzeja Sapkowskiego. A tak być nie musi! ©

ZIEMOWIT SZCZEREK (ur. 1978) jest dziennikarzem i prozaikiem, ostatnio opublikował „Tatuaż z tryzubem”.

ANDRZEJ LEDER

Brakuje mi książki, która opowiadałaby epopeję emancypacyjną polskiego społeczeństwa; czy też, może bardziej właściwie, ludu. Nie wiem zresztą, czy mogłaby to być jedna książka, czy cała seria różnych prac. Niekoniecznie literackich czy naukowych, mogłyby to być filmy, wystawy lub inne wydarzenia, których tak wiele jest we współczesnej kulturze. Teatr już przeciera tu wąską ścieżkę. Ale książki wydają mi się najważniejsze.

W Polskiej kulturze brak więc epopei opowiadającej losy chłopskiego podmiotu społecznego od czasów rabacji galicyjskiej i zniesienia pańszczyzny w zaborze austriackim i rosyjskim po współczesne dopełnienie rewolucji mieszczańskiej po 1989 r. Kiedy mówię o emancypacyjnej epopei, mam na myśli nieprawdopodobną drogę, wiodącą od poddanego, pańszczyźnianego chłopa – ludzkiej istoty którą można było kupić i sprzedać wraz ze wsią – do przedstawicieli różnych klas miejskich, tworzących podstawowy pejzaż polskiej współczesności. Mieszczan, których dziadkowie najczęściej żyli jeszcze na wsi.

Powinna ta opowieść poruszyć historię pierwszych pokoleń chłopskich po uwłaszczeniu, ich osadzania się w statusie wolności – i własności – historię upolitycznienia wsi na przełomie wieków XIX i XX, w okresie tworzenia się polityki masowej, z uwzględnieniem politycznej roli tradycyjnego, chrześcijańskiego antysemityzmu, specyfikę „impasu” cywilizacyjnego II RP, „prześnioną rewolucję” 1939–1956 z kolonizacją ziem zachodnich, „folwark industrialny” PRL z wyrastaniem swoistego „urzędniczego mieszczaństwa” w dziesięcioleciu Gierkowskim, solidarnościowy bunt 1980 i wreszcie „rewolucję klasy średniej” w 1989 roku. Może też niedługo opisywać trzeba będzie dzisiejszą kontrrewolucję.
Istnieją oczywiście „strzępy, okruchy i fragmenty” takiej opowieści, warto o nich wspominać i do nich się odwoływać, ale… mają one charakter cięć, migawek pokazujących raczej obraz niż proces. Istnieją też naukowe opracowania, ale nie wychodzą poza mury instytucji akademickich, a często nawet poza szuflady biurka tworzącego je historyka czy literaturoznawcy. Nie stają się znakami pamięci zbiorowej. Potrzebujemy takich znaków pamięci, które zmieniałyby geometrię wyobraźni. ©

ANDRZEJ LEDER (ur. 1960) jest filozofem kultury i psychoterapeutą, profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, ostatnio opublikował „Prześnioną rewolucję. Ćwiczenie z logiki historycznej”.

BORYS LANKOSZ
Z uporem godnym lepszej sprawy powtarzam, że brakuje mi we współczesnej literaturze polskiej dobrze opowiedzianej historii – fikcji, która mogłaby mną zawładnąć, uruchomić wyobraźnię i rozbudzić pragnienie przeniesienia jej na ekran. Nie tylko z powodu sprawności narracyjnej autora i potencjalnej kreacji charyzmatycznych postaci, ale też ze względu na znaczenie jej samej, na rangę, którą mogłaby ze sobą nieść, na ów „przekaz”, który tak obśmiał w popularnej anegdocie jeden z „ostatnich wielkich” szefów hollywoodzkiego studia złotej ery („Chcesz wysłać przekaz, idź do Western Union” – miał powiedzieć ambitnemu scenarzyście w formie reprymendy).

Wierzę w przekaz i siłę filmu, doświadczałem ich jako młody widz i dziś bez trudu przywołuję z pamięci dzieła, które kształtowały mój światopogląd i uczyły mnie myśleć i czuć. Wiele z nich było adaptacjami, więc często do literackiego źródła trafiałem dzięki seansom filmowym, które rozbudzały we mnie pragnienie dowiedzenia się czegoś więcej o autorach oryginałów i poznania ich innych dzieł. Na ogół były to „filmy środka”. Dziś, mam wrażenie, zanika nam ten rodzaj komunikacji. Poruszamy się pomiędzy sztuką wysoką (która w filmie oznacza niszę festiwalową z na ogół nadmiernym wzdęciem publicystycznym) a czymś „spod strzech”, czego zwyczajnie strach się bać. Pośrodku nie ma nic, jak w polskiej polityce. Tęsknię do opowieści, które bawiąc uczyły, tęsknię do historii, po przyswojeniu których świat i ja nie byliśmy już tacy sami. Takich powieści bym sobie życzył.

Tematów nośnych, inspirujących i ważnych jest wiele. Zwierzę się z dwóch dla mnie pierwszych, których opracowań fabularnych domagałbym się od naszych autorów natychmiast. Saga opisująca losy wiejskiej rodziny, ze szczególnym akcentem położonym na lata 1939–1956, pisana z perspektywy przedstawionej w „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera, byłaby na mojej liście życzeń pozycją obowiązkową (a w wymarzonej Polsce telewizja publiczna pomogłaby mi zrobić z niej wspaniały serial). Propozycją nowego odczytania historii jest też, tym razem z zastosowaniem metodologii longue durée, fenomenalne „Fantomowe ciało króla” Jana Sowy. Z inspiracji nim życzyłbym sobie powstania opowieści o XVII-wiecznym chłopie pańszczyźnianym, poprzez historię którego poznalibyśmy los przodków 90 procent z nas, postniewolników. Chciałbym, by ta opowieść obnażyła charakter klientelskich (by nie rzec: mafijnych) relacji panujących pomiędzy magnatami a szlachtą i z pełną siłą ukazała fakt kolonizowania przez nich Kresów (co zdjęłoby z nas urok rzucony przez Sienkiewicza). Pragnąłbym tego po to, by lepiej zrozumieć siebie (nas). I by przepracowując wyparte treści, móc poczuć się nareszcie wolnym. Free at last. ©

BORYS LANKOSZ (ur. 1973) jest reżyserem i scenarzystą, jego film „Rewers” zdobył m.in. Złote Lwy na festiwalu w Gdyni; ostatnio zekranizował powieść Zygmunta Miłoszewskiego „Ziarno prawdy”.

SYLWIA CHUTNIK

Książek na zamówienie nie potrzebuję. Nic mnie tak nie denerwuje jak marudzenie na pisarzy czy pisarki: och, powinni napisać o współczesności, czemu nie stworzyli jeszcze nowej „Lalki”. Bo nie. Bo piszą, o czym sobie chcą, i nikomu nic do tego. Mimo wszystko czekam, a raczej tropię w książkach już napisanych pewnego rodzaju połączenia groteski i smutku. Empatii i ironii. Czegoś, co na poziomie języka byłoby spojrzeniem zdublowanym. Podwójnym obrazem postaci, które zarazem denerwują, jak i rozczulają narratora czy narratorkę.

Idąc tym stylistycznym tropem, z chęcią przeczytałabym książkę o jakimś zagłębiu biurowców, które nie byłoby wycięte z folderu dewelopera lub z serialu TVN. Gdzie sprawy ostateczne przedstawione by były za pomocą cierpkich opisów i głębokiej psychologii. Nie pytajcie, czy to by miało sens. Tak tylko sobie wyobrażam sposób na złapanie współczesności. Spisywane na żywo, na blisko. W sposób możliwie ostro-tkliwy.

Albo te wszystkie reportaże. Tam również perspektywa współodczuwania świadczy o głębokim humanizmie. Bardzo mi się ten zabieg podoba. Ciekawe, czy jest jeszcze jakiś obszar, którego reportażysta nie podejrzał? Nie przyszpilił i nie obrobił? Wszystkie możliwe zakątki świata były. Wszystkie możliwe zakamarki naszego kraju opisane. Historyczne postaci zrewidowane, odświeżone i odkryte. Co nam pozostaje? Reportaż z nas samych? Jakiś rodzaj autobiografii wykraczającej poza dzienniki. Rozpiętej między dziennikarskie śledztwo w swoim otoczeniu a autoanalizę. I znowu: czy to by przyniosło ciekawe rezultaty?

Sami widzicie, to nie ma sensu. Na zamówienia tworzyć nie wypada. Na oczekiwania odpowiedzieć należy: pomidor. ©

SYLWIA CHUTNIK (ur. 1979) jest pisarką, kulturoznawczynią i działaczką feministyczną, ostatnio opublikowała powieść „Jolanta”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015