Biała mniszka

Moja ikona jest taka – mówi podnieconym głosem. – Moja ikona się poruszyła – szepcze.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

Cerkiew przy klasztorze Matki Bożej Miłościwej, Veljusa, Macedonia, 2016 r. / MIRELLA MAKURAT
Cerkiew przy klasztorze Matki Bożej Miłościwej, Veljusa, Macedonia, 2016 r. / MIRELLA MAKURAT

Poznałam ją w słoneczny dzień w wirydarzu mniszek veljuskiego monasteru. Duże okulary korekcyjne na pomarszczonej twarzy, oliwkowa cera, ciemne włosy, ubrana w spódnicę za kolano, jak Cerkiew przykazuje. Pracowała przy rozdawaniu posiłku. Wieczorem została sama przy wielkich kotłach z resztkami jedzenia.

Co roku grupa mężczyzn i kobiet związanych z klasztorem przygotowuje postne danie z fasolki na święto Narodzenia Matki Bożej, 21 września. Na Maleńką Bogorodzicę, jak mówią tu, we wschodniej Macedonii, przybywają mieszkańcy Strumicy i okolicznych wsi. Szacuje się, że nawet 30 tys. kobiet, mężczyzn i dzieci. Przychodzą, by pokłonić się przed Matką Bożą, ucałować jej ikonę, znajdującą się z lewej strony ikonostasu XI-wiecznej cerkwi, we wsi noszącej nazwę od jednego z najpiękniejszych określeń Maryi – Veljusa, od Eleusa – Czuła i Miłościwa.

Bogorodzica patronuje świątyni, która została jej poświęcona, wsi i całemu krajowi. Grecki napis nad wejściem w zachodniej części nawy głosi: „Ponieważ wszystkie swoje nadzieje złożyłem w Tobie, Matko Przeczysta i Źródle Miłościwy, ja Twój pasterz, mnich Manuil, sługa Twój, dla Ciebie, Włodarko, wznoszę ten chram”.

Grzech, pomyłka

Marika przygaszonym głosem z nutą pretensji, ale też może wyższości, mówi, że inne, które na pokaz, dla pochlebstw pomagają w klasztorze, teraz siedzą i świętują z rodzinami, a jej przypadła najcięższa robota. A właściwie sama ją wybrała, przypomina sobie, bo musi odkupić grzechy. – Tylko przez nasze skruszone serce możemy dostąpić zbawienia. I przez dobre uczynki – powtarza.

Dlatego nie świętuje jak pozostałe kobiety – przykładowo taka Pavlina, Slobodka i Stalinka. (Wszystkie wdowy po sześćdziesiątce, wszystkie – prócz Mariki. Ona jest białą mniszką – jak wyzna mi później, czyli kobietą, która zrezygnowała z roli żony, matki, babki, a wybrała życie w czystości i modlitwie. Choć nie zrezygnowała całkowicie ze świata, by wstąpić do zakonu. – Nie mogę żyć w zamknięciu – mówi). Bo na Marikę można liczyć.

Gotuje dla wiernych, strapionych zagaduje, chorych odwiedza, przynosi lekarstwa, bezdomne koty karmi. A emeryturę ma jak każdy tu – średnio 10 tys. denarów (ok. 600 zł). I modli się, nieustannie się modli. To wszystko pokuta, żal za grzechy. (Czy także za pomyłki, uchybienia? W językach południowosłowiańskich, podobnie jak i w prasłowiańskim, „grzech” i „błąd” mają ten sam rdzeń).

Film

Po święcie zaprosiła mnie do siebie – najpierw nieufna, ale po chwili już gotowała mi zupę (soczewica, len, włoszczyzna, sok z cytryny, oliwa) i serwowała herbatę imbirową z miodem, by podleczyć z przeziębienia. Śpiewała fragmenty prawosławnej liturgii i pieśni maryjne („Do Ciebie uciekamy się Bogorodzico...”). Uczyła, jak zrobić chleb obrzędowy. Upominała, by wykonać znak krzyża w wersji prawosławnej przed wyjściem z domu. Mnie – z kraju łacinników, odszczepieńca od wiary prawdziwej.

Zabrała na spacer po mieście, oprowadziła po wszystkich cerkwiach z ich świętymi, pokazała monumenty macedońskich bohaterów (robimy sobie zdjęcie przy rewolucjoniście Goce Delčevie, u jego stóp wygrawerowana myśl: „Ja pojmuję świat jako pole walki kultur między narodami”). I mówiła, mówiła, mówiła... Ja mogłam odwdzięczyć się tylko towarzystwem i pachnącym olejkiem, przywiezionym ze św. Góry Athos przez prawosławnego księdza, który sprzedaje go jako „święte miro”. Kawą. I biletami do kina na „Złotą piątkę”. Poszłyśmy razem. To opowieść oparta na faktach, o przyjaźni, miłości i zdradzie, i o młodych chłopakach ze Strumicy, zamordowanych za idealistyczne, wolnościowe poglądy przez funkcjonariuszy UDBA, tajnej policji, za „dobrych” jugosłowiańskich czasów, w okresie stalinizmu. Mają swój pomnik. To biała otwarta księga z marmuru z wygrawerowanymi imionami.

Poruszenie

Późnym wieczorem siedzimy w marikowej kuchni i rozmawiamy. – Mam książkę o cudotwórczych ikonach ruskich i athoskich, dam ci do poczytania.

– A jakie znasz cudotwórcze ikony w Macedonii? – pytam.

– Moja ikona jest taka – mówi podnieconym głosem. – Moja ikona poruszyła się – szepcze i znika za drzwiami. Wraca ze średniej wielkości oszkloną ramką. Podziwiam Madonnę z Dzieciątkiem w złotej koszulce, w typie Hodegetrii. Próbuję odczytać imię ikony zapisane cyrylicą. – To Obrończyni – mówi Marika.

Odczytuję: „Przenajświętsza Bogorodzica Iwerska”.

– Verska, Veruszka, Obrończyni, to to samo, czyż nie? Oto cudotwórcza ikona, która mi się poruszyła. Mam ją od pewnej kobiety. Trzymam w tamtym pokoju – ikona wisi na ścianie blisko wąskiego łóżka Mariki. – Poruszyła się sama w dół, zrobiła się jakby kopia, a po chwili wróciła do góry, jakby cofał się film pomału, na swoje miejsce...

– Dnie i noce spędzam sama. Jestem zupełnie inna od pozostałych. Zamiast modlitwy porannej mówię: „Dzień dobry, Matko Boża. Dziękuję Ci za słońce i za ziemię. Dziękuję Ci za wszystko i proszę, wybacz mi moje grzechy. Bardzo zbłądziłam”. A zanim wyjdę z domu, muszę się przeżegnać. I jak tego nie zrobię, coś każe mi zawrócić przed moją ikonę, jakby ktoś mnie przywoływał. Uważam, że do końca życia muszę odkupić swoje grzechy przez pomaganie innym – samotnym, chorym noszę jedzenie. Zostawiam pod ich drzwiami.

Vanga

– Ale jakie grzechy masz na myśli, Marika? – zapytałam w końcu.

– Nie ma bezgrzesznych. I ja zgrzeszyłam. Nie zabiłam człowieka. To sprawa z przeszłości, sprzed ponad 30 lat. W cerkwi, jak się śpiewa: „Święty Boże, Święty Mocny, zmiłuj się nad nami”, ja dodaję w myślach: „I wybacz mi”.

– Pewnego razu coś zrzuciło mnie w nocy z łóżka podczas snu. Upadłam na podłogę, uderzyłam się. Byłam bardzo wystraszona, nie mogłam się podnieść. I pomodliłam się wtedy do mojej ikony: „Miła Matko, pomóż”, i ona dała mi siłę. A tak to jestem samiusieńka, nikt mi nie pomaga.

– A skąd masz tę ikonę?

– Od Vangi, jasnowidzki. Ona mi ją podarowała. Powiedziałam jej: „Nic od ciebie nie chcę, tylko tę ikonę”. „Weź ją, rzekła. Słyszałaś o niej?” – pyta mnie.

Tak, wiem o Vangelii Pandevej Dimitrovej, zwanej Babą Vangą, wieszczce i zielarce, doradczyni polityków, którą odwiedził nawet bułgarski car.

– Jeździłam do niej do Bułgarii, jak rozstaliśmy się z moim ukochanym. Ona była stąd. Cała Strumica jeździła, ale później, gdy po rozpadzie Jugosławii odnawiała się Cerkiew Prawosławna w Macedonii, nasz władyka powiedział, że jej jasnowidztwo jest diabelskie, prawosławie go nie uznaje. A to była kobieta, która choć miała męża, żyła jak dziewica. Była też niewidoma, czytałaś może o tym? I sama mówiła: „We mnie wchodzą i złe moce, i dobre”.

Miłość

– Jak wróciłam z Niemiec, poszłam do niej zapytać, czy coś jeszcze będzie z tego związku z moim ukochanym. Ona mówi: „Kochał ciebie i nadal cię kocha, i tak będzie do końca życia”. Miałam wtedy 28-29 lat. On był moją późną, pierwszą i ostatnią miłością. Miałam potem propozycję od innego mężczyzny, ale odmówiłam. Większość moich koleżanek ze szkoły nie poślubiła tych, których kochały, 90 procent z nich rozstało się ze swoimi pierwszymi miłościami... „Kochał ciebie i będzie cię kochał – tak powiedziała. – Ech, Mare, mój dom stoi otworem dla takiej sierotki jak ty. Pozostaniemy w kontakcie, dopóki żyjemy”.

– I jak było mi najciężej, jeździłam do Vangi, tak miło razem spędzałyśmy czas, cudowne wieczory z pieśnią... Wyjątkowo inteligentna kobieta. Mam takie dobre wspomnienia z nią. Widziałam też raz, jak ta inna moc wchodzi w nią. Leczyła ludzi, pomagała im. Tylko Bóg może ją osądzić. Nawet pobożna Slobodka do niej pojechała, bo brat miał wypadek. Ja wtedy byłam na studiach, Vanga poprosiła Slobodkę o moje zdjęcie, popatrzyła na nie i miała powiedzieć: „Nic w życiu nie zaznała, a i w jej przyszłości widzę tylko ciemność...”. Nic nie mogła mi pomóc. Mawiała: „Gdyby można było odmienić przeznaczenie, to i ja nie byłabym ślepa”. Rzekła też: „Mare, ja i ty, gdy umrzemy, wielu zapłacze, ale nie padnie ani jedna łza prawdziwa – łza dziecka za matką”.

– Powiedziała mi też, że on jest agentem, szpiegiem. Domyślałam się tego, ale nie wypytywałam go. Prawie dwa lata byliśmy razem, jak przyjechał do Macedonii i pracował w Strumicy. Oficjalnie jako inżynier. Później dostał przeniesienie, najpierw do Niemiec. Byłam u niego tam dwa razy, za trzecim miało być już na zawsze. Ale to jakieś fatum było... Jak już byłam spakowana i miałam niedługo iść na autobus do Skopje, stamtąd samolotem do Niemiec, przyszła moja znajoma i siedziała tak długo jak nigdy. Dlaczego akurat wtedy przyszła? Odłożyłam wyjazd i jak w końcu pojawiłam się w mieszkaniu jego znajomych, gdzie się zatrzymał, jego już nie było. Powiedzieli mi, że czekał i czekał, a nie było ze mną kontaktu, bo akurat linia telefoniczna została zerwana w Strumicy, stwierdził, że się rozmyśliłam.

– Nie mógł dłużej zostać, bo skierowano go do Johannesburga. Po trzech miesiącach do miasta przyjechała nasza znajoma, strumiczanka, która wyszła za jego kolegę, Niemca. Razem przeniesiono ich do Afryki. Opowiadała, że on cały czas myśli o mnie, gdy się napije, śpiewa o Marice. Ja na to: „Nie kłam!”. A ona miała już dziecko, kolejne w jej łonie i mówi: „Na życie tego dziecka we mnie się zaklinam”. Jej Stuart, Stuart Forester... mówił, że jak będę rozsądna, to znaczy, że jak poczekam na niego, to ożeniłby się ze mną. Tylko ze mną. A w Biblii jest napisane: Miłość cierpliwa jest...

Wiersz

– Odnaleźliśmy się kilka lat temu przez internet. Pisał, że w wieku lat 50 ożenił się z pewną Filipinką, mają dwoje dzieci. Później bardzo się rozchorował i wrócił do Anglii. Pogratulowałam mu, że zrozumiał, że są rzeczy ważniejsze niż praca i pieniądze, że założył rodzinę. Prosił mnie o przebaczenie. Spytałam, czy dla niego była to tylko przygoda, czy prawdziwe uczucie. „Prawdziwa miłość”, odpowiedział.

Ślą do siebie maile, Marika tworzy wiersze. Ostatni wiersz jego bratowa odczytała na pogrzebie:

a gdy ujrzysz opadające liście pożółkłe, pomyśl,

że to są moje listy do ciebie, poniesione

przez wiatr i zagubione na wieki,

a gdy zobaczysz, że pada deszcz, pomyśl,

każda jedna kropla deszczu to moja łza, za tobą wypłakana.

– Byliśmy równolatkami. To nasze zdjęcie.

Żal

Kładę się spać w drugim pokoju mieszkania Mariki. Myślę o ludziach i ich ufnej, prostej wierze. O cichych mniszkach, które przybyły z całego Bałkanu i zamieszkały w Miłościwej. Przed oczami mam bizantyjskie świątynie, dwudziestowieczną jasnowidzkę, agentów wywiadu, chłopców zamordowanych u progu ich dorosłości, poruszające się ikony... I samotną kobietę zawiedzioną miłością. Czy wiara może wynagrodzić złamane życie? Już nie wiem, co jest możliwe, a co nierealne. Wiem, że żal Mariki jest prawdziwy. ©

Autorka jest etnolożką, prowadzi badania na Bałkanach m.in. nad religijnością na pograniczu kulturowym i prawosławną duchowością. Reportaż powstał podczas warsztatów „Metafora faktu”, zorganizowanych przez Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, prowadzonych przez Włodzimierza Nowaka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017