Bezpowrotna utrata

Świętokrzyski Park Narodowy może wkrótce stracić cenny obszar, bo prawo i ochrona przyrody przegrają z żądaniami Kościoła i politycznym interesem.

26.07.2021

Czyta się kilka minut

Bazylika i klasztor oblatów na Świętym Krzyżu, 16 lipca 2021 r. / KRZYSZTOF STORY
Bazylika i klasztor oblatów na Świętym Krzyżu, 16 lipca 2021 r. / KRZYSZTOF STORY

Likwidacja lub zmniejszenie obszaru parku narodowego następuje wyłącznie w razie bezpowrotnej utraty wartości przyrodniczych i kulturowych jego obszaru” – tak brzmi art. 10 ust. 1a ustawy o ochronie przyrody z 2004 r., niewykorzystany ani razu od czasu jej uchwalenia. Według dostępnych mi danych w Polsce po 1989 r. zmniejszono tylko jeden park narodowy. W 1996 r. wyłączono z Wielkopolskiego Parku Narodowego obszary zabudowane (np. miasto Puszczykowo) i tereny zdegradowane przez gospodarkę leśną.

Prawdopodobnie już wkrótce się to zmieni. Państwo zamierza przestać chronić 1,3 hektara Świętokrzyskiego Parku Narodowego – trzeciego najstarszego w kraju, po Białowieskim i Pienińskim. Zostanie z niego wykrojona enklawa przed klasztorem na górze Łysiec (Święty Krzyż), którym dziś opiekuje się zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Zakonnicy próbują przejąć ten teren od ponad 25 lat i chyba teraz im się uda. 16 lipca Ministerstwo Środowiska i Klimatu rozesłało stosowne rozporządzenie do ostatnich konsultacji. Termin zgłaszania uwag upływa 15 sierpnia.

Problem w tym, że na Łyścu nie doszło do żadnej bezpowrotnej utraty wartości: ani przyrodniczych, ani kulturalnych. Doszło jedynie do sporu, w którym prawo i najwyższa w Polsce forma ochrony przyrody zdaje się przegrywać z żądaniami Kościoła i politycznym interesem.

Historyczny moment

Ciągle aktualny stan prawny wygląda tak: cała wschodnia część wzgórza – błonia, wschodnie skrzydło klasztoru i oczywiście bazylika Trójcy Świętej na Świętym Krzyżu – należy do oblatów. Zachodnia, z drugim skrzydłem klasztoru, w którym działa parkowe muzeum, terenem zielonym oraz małym, piętrowym „szpitalikiem” – do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Jednak całe wzgórze znajduje się na terenie ŚPN i podlega przepisom ustawy o ochronie przyrody.

Na terenie każdego parku narodowego w Polsce jest mnóstwo prywatnych gruntów i budynków, także kościelnych. Zakonnicy mogliby drugą część wzgórza po prostu odkupić bez konieczności okrawania ŚPN. Ba, takie porozumienie zostało już zawarte 14 lat temu. 5 stycznia 2007 r. w Ministerstwie Środowiska, kierowanym wówczas przez Jana Szyszkę, podpisano list intencyjny – oblaci przejęliby budynki, w zamian kuria miała zbudować i przekazać parkowi nowe muzeum (w Hucie Szklanej, u podnóża Łyśca, zaraz przy parkingu). Na stronie zakonu do dzisiaj czytamy: „To był historyczny moment”.


CZYTAJ TAKŻE

"Przywrócenia naturalnego biegu wymaga 90 proc. polskich rzek. Kilkadziesiąt metrów pasa wzdłuż nich trzeba oddać do dyspozycji przyrody" - mówi biolog Wiktor Kotowski.


Tyle że strona kościelna nigdy nie wywiązała się ze swoich obietnic, a późniejsze zmiany w przepisach znacząco utrudniły ewentualne przekazanie parkowego mienia. Teraz najłatwiej najpierw uczynić je „nieparkowym”. Taki grunt automatycznie przechodzi pod zarząd Skarbu Państwa, czyli starosty powiatu kieleckiego. A ten może przekazać go zakonowi z, dajmy na to, 90-procentową bonifikatą. Rozporządzenie o zmianie granic ŚPN przygotowano w Ministerstwie Środowiska już w 2019 r., potem jednak przyszła rekonstrukcja rządu, protesty i pandemia. Teraz Ministerstwo, już z nową nazwą (Klimatu i Środowiska), wraca z tym samym projektem.

Los dyrektora

Na szczyt Łyśca wybieram się z Łukaszem Misiuną, prezesem stowarzyszenia MOST, które od lat walczy o zachowanie Parku, oraz Piotrem Szafrańcem, byłym już dyrektorem ŚPN.

– Jak wspominam współpracę z oblatami? Bardzo ciężko – mówi Szafraniec. – Polegała głównie na oczekiwaniu przez nich jednostronnych ustępstw. Naciski na to, żeby ten teren przekazać zakonnikom, trwały od dawna, ale teraz po zmianie władzy skończyła się dyskusja, wydawano tylko polecenia. Nie chciałem się mieszać w oddawanie czegokolwiek. Uważam, że moją funkcją było pilnowanie majątku państwa, a nie rozdawanie go. Oficjalnie odwołano mnie w 2016 r. bez podania przyczyny – taki los dyrektora parku. Ówczesny wiceminister Andrzej Szweda-Lewandowski odwrócony do mnie plecami powiedział tylko, że mam sobie wziąć pismo i przeczytać, że zostałem zwolniony.

Wszystko wskazuje, że teraz marzenia oblatów się spełnią. Politycy PiS rządzą zarówno krajem, jak i powiatem, przychylny jest także następca Szafrańca. Jan Reklewski, nowy dyrektor ŚPN, już w 2019 r. chwalił projekt rozporządzenia i mówił: „Te grunty i tak od lat podlegają urbanizacji. Nie przedstawiają istotnej wartości przyrodniczej”.

Mając w pamięci zapis ustawy, pytam Łukasza Misiunę o „bezpowrotną utratę wartości przyrodniczych i kulturalnych”. Misiuna pokazuje mi pismo podpisane przez obecnego dyrektora ŚPN z 15 lipca 2019 r.: „W naszej ocenie nie doszło do utraty wartości kulturowych, co potwierdza nadanie w 2017 r. przez Prezydenta RP całemu kompleksowi na Św. Krzyżu tytułu pomnika historii (...). W zakresie przyczyn utraty wartości przyrodniczej nie podejmowano próby dokonania ustaleń”.

– W 2019 r. zadzwonił do mnie dziennikarz i poprosił o komentarz, bo dyrektor Reklewski mówi, że Łysiec utracił wartości przyrodnicze – wspomina Misiuna. – Przysięgam, że najpierw pomyślałem, że doszło do jakiegoś skażenia, wycieku.

Nie doszło. Teren, który Ministerstwo chce wyłączyć z parku, wygląda prawie tak samo jak na archiwalnych zdjęciach z lat 50. Trawnik, budynki, droga (wtedy nie była obsadzona lipami).

Na trawniku

Na pierwszy rzut oka można by się zgodzić z Reklewskim, który powołując się na inwentaryzację z lat 2012-14 pisze o braku cennych gatunków. Tyle że podczas inwentaryzacji całego parku ten konkretny fragment nie był badany szczególnie dokładnie – nie było takiej potrzeby. W 2019 r. już była, więc Misiuna, od prawie 30 lat zajmujący się ochroną przyrody, po ogłoszeniu planów Ministerstwa zebrał zespół ekspertów i rozpoczął badania.

„Pomimo silnej antropopresji inwentaryzowany teren charakteryzuje się relatywnie wysokim walorem przyrodniczym i dużym bogactwem gatunkowym, a stanowiąc swoistą, nieleśną enklawę, zwiększa różnorodność biologiczną Parku” – czytam w podsumowaniu raportu.


CZYTAJ TAKŻE

POWRÓT WILKA: Pokojowe, choć czasem trudne sąsiedztwo i powrót dużych drapieżników to jeden z największych sukcesów polskiej ochrony przyrody.


– Na tych lipach są cztery chronione gatunki mszaków i cztery gatunki porostów, w tym jeden uznany za wymarły w Świętokrzyskiem – wylicza Misiuna. – Znaleźliśmy 21 gatunków nowych dla Gór Świętokrzyskich. 4 gatunki rzadkich ptaków i jeden gatunek nietoperza. A na tym trawniku – gatunek chrząszcza, który nigdy wcześniej nie był obserwowany w Polsce.

Sporo tego, jak na 1,3 hektara, który bezpowrotnie utracił wartości przyrodnicze.

– Byłem zaskoczony – przyznaje przyrodnik. – Liczyłem się z tym, że nic nie znajdziemy, nie robiliśmy badania pod tezę. Badaliśmy tylko ten hektar z buforem 50 metrów. Wysłaliśmy raport do Parku, Ministerstwa, RDOŚ, został kompletnie zignorowany. Zresztą od Ministerstwa dostaliśmy zgodę na badania na dwa lata. Planowaliśmy spokojną pracę.

Dwa miesiące później minister Michał Woś rozesłał projekt rozporządzenia do konsultacji. Na zgłaszanie uwag dał wybranym organizacjom pozarządowym 10 dni (według ustawy powinno być co najmniej 30). Mimo krótkiego czasu spłynęło ich sporo. Projekt rozporządzenia popiera: Ministerstwo, oblaci i chyba obecna dyrekcja ŚPN, choć Reklewski już w styczniu 2020 r. mówił, że rozporządzenie to kwestia polityczna, którą zajmuje się Rada Ministrów, a on jest od ochrony przyrody. Przeciw są: organizacje ekologiczne, ustawa o ochronie przyrody, a także naukowcy.

Stanowisko Komitetu Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN: „Stworzenie wewnątrz parku enklawy niepodlegającej rygorom ochronnym może stanowić dla niego duże zagrożenie, np. być przyczółkiem dla zawlekanych gatunków inwazyjnych, stanowić barierę dla przemieszczania się zwierząt albo – z powodu zwiększonej antropopresji – powodować degradację przyrodniczą sąsiadujących terenów parku”.

Stanowisko Instytutu Ochrony Przyrody PAN: „Stan działek proponowanych do wyłączenia nie zmienił się zasadniczo od momentu powstania Świętokrzyskiego Parku Narodowego ­[1950 r. – red.] (...) Projektodawca rozporządzenia nie przedstawił żadnego dokumentu wykazującego utratę lub brak wartości przyrodniczych i kulturowych działek na Łyścu”.

I wreszcie stanowisko Rady Naukowej samego Parku (uchwała z 16 lipca 2021 r.): „Nie ma wystarczających przesłanek prawnych oraz przyrodniczych uzasadniających to wyłączenie (...) stworzenie enklawy w obrębie ŚPN stwarza potencjalne zagrożenie dla całego obszaru Łyśca”.

Kasata czy kradzież?

Pomimo wielokrotnych próśb o. Marian Puchała, superior klasztoru na Świętym Krzyżu, nie znalazł czasu na rozmowę. W ŚPN usłyszałem, że dyrektora Reklewskiego nie ma przez miesiąc, a nikt inny na ten temat wypowiadać się nie może. Muszę się zatem opierać na doniesieniach medialnych.

Tych nie brakuje. Oblaci o „przywrócenie integralności obiektom klasztornym”, jak często to określają, walczą od lat. Piotr Szafraniec nie jest pierwszym dyrektorem odwołanym za nieustępliwość. W 2006 r. stanowisko po zaledwie kilku miesiącach stracił Bogdan Hajduk. Oblaci wywierają naciski na polityków, ministrów środowiska, piszą apele do premierów i prezydentów. W ostatnim liście z 4 grudnia 2020 r. o. Puchała pisze do Mateusza Morawieckiego: „Panie Premierze, rzutem na taśmę, jeszcze w Roku Jubileuszowym czekamy na odważną decyzję, która przywróci prawo własności i odda sprawiedliwość Świętemu Krzyżowi”.

Czy zakonnicy mają prawa do tych budynków, nawet pomijając prawo do decydowania o ochronie przyrody? Do początku XIX w. na Świętym Krzyżu mieszkali jego pierwotni gospodarze, czyli benedyktyni. W 1819 r. na podstawie bulli papieża Piusa VII i dekretu arcybiskupa Franciszka Malczewskiego klasztor został skasowany. Kościół zgodził się wtedy pozbyć części klasztorów na rzecz Królestwa Polskiego, by z ich majątku finansować swoją działalność. Później na Świętym Krzyżu była placówka dla pokutujących księży, a po powstaniu styczniowym – więzienie.

Dzisiaj oblaci chętniej nazywają kasatę kradzieżą niż sprzedażą i mają w tym trochę racji. Nie zmienia to jednak faktu, że w 1936 r. przejęli opuszczony klasztor, którego część przyznano im przez zasiedzenie. Drugą po wojnie zajęło najpierw PTTK, a potem władze Parku. W 2002 r. sytuację prawną Świętego Krzyża wyjaśniała Komisja Majątkowa złożona z przedstawicieli Kościoła i MSWiA. Oddaliła wtedy roszczenia kurii sandomierskiej. „W omawianym przypadku przekazanie na własność przedmiotowych nieruchomości byłoby nieuzasadnione”.

Na szczyt wejdzie sto tysięcy

Drugie ważne pytanie: jak oblaci planują wykorzystać nowy teren i czy zagraża to przyrodzie? Można jedynie spekulować, bo brak jednoznacznych deklaracji, choć superior wspominał o stworzeniu Domu Pielgrzyma (hotelu). Jakie to stanowi zagrożenie?

– Już teraz droga potrafi być całkowicie zastawiona samochodami, a okolice terenu klasztornego zamieniają się w śmietnik – mówi Łukasz Misiuna. – Sanktuarium już w 2018 r. odwiedziło 340 tys. turystów. Teoretycznie samochodem można wjechać tylko w niedzielę od 11.30 i zjechać do 14.00, w praktyce mało kto tego przestrzega. Ja jestem tam w piątek rano, a i tak jest kilkadziesiąt aut. Wokół klasztoru stoją budki z jedzeniem i stragany z chińszczyzną. W nocy wieża bazyliki ma piękną iluminację, więc do hałasu dochodzi zanieczyszczenie światłem.

Za klasztorem na skraju błoń widzę wielką hałdę gruzu, którą według Misiuny wojewódzki konserwator zabytków kazał usunąć ponad rok temu. Ale największym problemem są organizowane na Świętym Krzyżu imprezy. Nie tylko głośne i tłumne odpusty, ale też koncerty, a nawet zlot… trabantów. Aż do 2019 r. (później nie pozwoliła pandemia) na Łyścu odbywały się też zloty motocyklistów. W ostatnim wzięło udział 3500 osób. We wrześniu 2020 r. na Świętym Krzyżu zaplanowano akcję „Polska pod krzyżem” – w modlitewnym czuwaniu miało wziąć udział nawet 120 tys. osób. Ostatecznie je odwołano (głównie ze względu na pandemię).

Organizatorami takich wydarzeń prawie nigdy nie są sami oblaci. Co więcej – ich wypowiedzi brzmią czasem tak, jakby to obce siły bez pozwolenia najechały ich klasztor. O zlocie motocyklowym: „Organizatorzy (...) nie zapanowali nad skalą przedsięwzięcia”. O perspektywie 100-tysięcznego tłumu w parku narodowym: „szczegółowe oczekiwania i plany Fundacji [fundacja Solo Dios Basta, organizatorzy m.in. „Różańca do granic” – red.] co do przebiegu uroczystości oraz liczebności udziału wiernych zostały zakomunikowane przełożonym oblackim formalnie dopiero 10 lipca 2020”.

Tymczasem już 4 lipca o. Dariusz Malajka, ówczesny rektor bazyliki, w wywiadzie dla Radia Kielce cieszył się: „Zapisy są niezbędne z uwagi na spodziewaną dużą liczbę pielgrzymów i ograniczone miejsce na górze. Na szczyt wejdzie ok. 100 tys. osób”. A zlot motocyklowy zakończył się tym, że o. Malajka zmówił modlitwę w intencji kierowców, wsiadł na motor i przejechał przez plac oraz drogę przez Puszczę Jodłową, kropiąc wodą święconą motocykle i ich właścicieli.

Park Narodowy Gubałówki

Stowarzyszenie MOST, inne organizacje przyrodnicze i naukowe wyczerpały już wszystkie możliwości. Została tylko skarga, którą złożył Łukasz Misiuna, a Komisja Europejska 16 lipca 2021 r. przyjęła. ŚPN najprawdopodobniej straci 1,3 ha pomimo jawnej sprzeczności tej decyzji z prawem. Jak to możliwe?

By obejść zapis o „bezpowrotnej utracie” warunkujący zmniejszenie Parku, Ministerstwo postanowiło Park… powiększyć. Nowe rozporządzenie wyłącza fragment przy klasztorze, dokłada za to 62,5 ha pod Grzegorzowicami. To kawałek lasu otoczony polami, lasu, jakich w Polsce tysiące, oddalony od reszty ŚPN o 6 km. W inwentaryzacji przyrodniczej tego obszaru wymienia się tylko dwa chronione gatunki roślin i dwa – zwierząt (bóbr i wydra). Nie ma żadnych argumentów, by tworzyć tam choćby rezerwat, a co dopiero park narodowy. Żadnych – poza dobrem oblatów.

Wiceministra środowiska Małgorzata Golińska w odpowiedzi na interpelację pisze: „W niniejszym przypadku, co wskazano powyżej, nie dojdzie do zmniejszenia obszaru Parku. Tym samym przywołany przepis [o utracie wartości – red.] nie ma zastosowania w przypadku niniejszego rozporządzenia”.

Oczywiście według prawników, przyrodników, a także logiki przepis ten ma zastosowanie, a powiększenie i pomniejszenie winny być rozpatrywane osobno. IOP PAN w swoim stanowisku pisze, że interpretacja ustawy, zgodnie z którą zmniejszenie obszaru Parku można „zrekompensować” jego zwiększeniem w innym miejscu, jest „niewątpliwie sprzeczna z intencją ustawodawcy”. Zgodna jest za to z żądaniami zakonników i politycznym interesem.

Mamy zatem państwo, które wbrew organizacjom i naukowcom nagina własne prawo, by pozbyć się własnego mienia. Mienia niesamowicie cennego, bo parki narodowe to u nas rzadkość. Ostatni, Ujście Warty, powstał już ponad 20 lat temu. Teraz może zacznie nam ich ubywać. Przybędzie nam za to niebezpieczny precedens – kto zagwarantuje, że na podobnej zasadzie nie wytniemy kiedyś z Tatrzańskiego Parku Narodowego Morskiego Oka, w zamian dokładając część, dajmy na to, Butorowego Wierchu? Albo Gubałówki?©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2021