Bezgraniczne wcielenie

W Boże Narodzenie Bóg stał się człowiekiem i w człowieku możemy Go spotkać. Ale czy możemy dotknąć go także, rozłupując drzewo i podnosząc kamień?

11.12.2016

Czyta się kilka minut

Strona z „Liber Divinorum Operum” (Księgi Dzieł Bożych) św. Hildegardy z Bingen (1098–1179) /
Strona z „Liber Divinorum Operum” (Księgi Dzieł Bożych) św. Hildegardy z Bingen (1098–1179) /

A Słowo stało się ciałem” (J 1, 14). Ciało to widzialna, dotykalna „strona” osoby. Poprzez ciało istniejemy w świecie – bo ciało jest jego częścią. Co więcej, ciało nie może istnieć w izolacji – dokonuje się w nim nieustanna wymiana światowych elementów i przemiana energii: oddychanie, jedzenie i picie, pocenie się i wydalanie.

Poprzez zmysły ciało sięga poza siebie, przez co trudno powiedzieć, gdzie właściwie się kończy. Postrzegana rzeczywistość, choć z pewnego punktu widzenia zewnętrzna wobec ciała, istnieje właśnie w postrzegających ją zmysłach. Ciało bowiem to komunikacja i więź. Ono wyraża nasz nastrój, uczucia, myśli, całą naszą osobowość.

Religia w sensie, w jakim religią jest chrześcijaństwo, to więź – człowieka z Boską Rzeczywistością. Jeśli tak, to religia nie jest możliwa nie tylko bez naszego ciała, lecz także bez odnalezienia – i dotknięcia naszym ciałem – ciała Boga; albo (to ujęcie będzie chyba lepsze) bez rozpoznania, że Bóg dotyka nas swoim ciałem.

Nie tylko dziecko

W Boże Narodzenie Bóg stał się człowiekiem i w człowieku możemy Go spotkać. Ale czy w każdym człowieku, czy tylko w tym jednym, narodzonym wtedy w małej izraelskiej mieścinie? Bo jeśli tylko wtedy i tam, to gdzie jest teraz ciało, którym stał się Bóg?

Ewangeliczny przekaz, w którym autor natchniony naszkicował scenę sądu ostatecznego, moment ujawnienia się prawdziwej, choć zakrytej natury międzyludzkich relacji. Jezus mówi: „Co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Znaczy to, że gdy spotkamy innego człowieka, tym samym dotykamy ciała, którym stało się Słowo (nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi, jak świadomi tego nie byli ludzie sądzeni w tamtej scenie, pytający szczerze: „Panie, kiedy...?”). Jego zmartwychwstałe ciało przekracza zatem granice historycznego ciała Jezusa z Nazaretu. Czy ma jednak w ogóle jakieś granice? Możemy dotknąć go, dotykając innych ludzi. Ale czy możemy dotknąć go także, rozłupując drzewo i podnosząc kamień, jak sugeruje starożytny przekaz spoza biblijnego kanonu: „Mówi wszak Jezus: »Ja jestem światłem, które jest ponad wszystkim. Ja jestem wszystkim. Wszystko wyszło ze mnie i wszystko do mnie wróciło. Rozłupcie drzewo – ja tam jestem. Podnieście kamień – znajdziecie mnie tam«” (Ewangelia Tomasza, 77).

Wiele religijnych tradycji, z którymi stykał się biblijny Izrael, jak również wiele religii przedchrześcijańskiej Europy całą przyrodę postrzegało jako sakralną. Być może dlatego, na skutek pragnienia odróżnienia się od „pogan”, w judeochrześcijańskiej kulturze skłonni jesteśmy ograniczać miejsce doświadczenia sacrum do przestrzeni (między)ludzkiej. Tendencja ta nie ma jednak uzasadnienia w naszych Pismach natchnionych.

Wszechobecność

Gdy w Liście do Kolosan autor pisze o zmartwychwstałym Chrystusie: „w Nim wszystko zostało stworzone” (Kol 1, 16), a także: „On jest przed wszystkim i wszystko w Nim współistnieje” (Kol 1, 17), to wskazuje wyraźnie, że cała rzeczywistość, jaką znamy, jest zanurzona w Bogu. Owszem, można jeszcze pomyśleć, że chodzi tu o Słowo sprzed wcielenia oraz że natchniony autor nic jeszcze nie mówi o obecności Boga wewnątrz stworzenia. Gdy jednak czytamy: „On jest Głową ciała Kościoła” (Kol 1, 16) oraz „w Nim mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała” (Kol 2, 9) – nie ma już wątpliwości, że chodzi o Logos wcielony. Gdy zaś postawimy pytanie o „miejsce” wcielenia, odpowiedź znajdziemy w tajemniczym – ale i kluczowym – zdaniu: „On jest Początkiem – Arche” (Kol 1, 18).

W polskim przekładzie istota myśli tu wyrażonej może nam umknąć, gdyż słowo „początek” niesie tylko niewielką cząstkę znaczenia greckiego oryginału. Grecki termin „arche” odnosi się bowiem nie tylko do początku czasowego, lecz także do fundamentalnej zasady czy też podstawy, która – jedna i ta sama – przenika całość rzeczy i każdą z nich z osobna, decydując zarówno o tożsamości każdego bytu, jak i spajając wszystkie w harmonijną całość – kosmos.

Owa zasada (arche) jest tajemnicza i ukryta. Starożytna grecka myśl (dziś powiedzielibyśmy: religijno-filozoficzna) powstała zatem przede wszystkim jako jej poszukiwanie. Odnaleźć bowiem arche to pojąć istotę rzeczy. Czy może być nad to, pytali starożytni, cel bardziej ambitny? Gdy jednak greccy filozofowie upatrywali arche w jakimś subtelnym i ważnym elemencie świata (np. w wodzie lub ogniu), albo w abstrakcyjnej zasadzie, Paweł z Tarsu rozpoznał, że ową poszukiwaną zasadą świata jest Chrystus. To On, obraz Boga niewidzialnego (por. Kol 1, 15), jest przed wszystkim, to w Nim wszystko współistnieje jako harmonijna całość. Nie jest On jednak „na zewnątrz” świata. Przecież – jak czytamy w Liście do Efezjan – „napełnia wszystko na wszelki sposób” (Ef 1, 23).

Jak to jednak możliwe (i co to w ogóle może dla nas znaczyć), jeśli, jako chrześcijanie, uznajemy własny byt stworzeń i chcemy zachować przekonanie o Boskiej transcendencji, o niemożności utożsamienia Stwórcy i stworzenia?

Piętnastowieczny mistyk, kardynał Mikołaj z Kuzy, wyjaśniał opisywaną tu świętą rzeczywistość za pomocą matematycznej metafory. Bóg jest Jedyny. Z Bogiem i światem jest zatem trochę jak z jednością i światem liczb. Z jednej strony trzy, pięć i osiem to różne liczby – każda jest sobą i każda ma sobie właściwe cechy (trzy i pięć, na przykład, są liczbami pierwszymi, z których pięć jest większe, osiem jest sumą tamtych, podzielną przez dwa i cztery). Gdy jednak przyjrzeć się tym (i wszystkim innym) liczbom uważnie, pisze Mikołaj, na którą z nich byśmy nie zwrócili uwagi, napotykamy tylko jedność. Czym jest bowiem liczba trzy – jeśli nie: jeden i jeden, i jeden (i tak samo w przypadku piątki i ósemki). W świecie liczb nie ma zaś różnych liczb jeden. Każde „jeden” odnosi się do tego samego: do jedności. A zatem: możemy postrzegać świat liczb jako zbiór nieskończenie wielu elementów. Możemy też dostrzec, że kryje się w nim wyłącznie jedno, że to właśnie jedność/jeden stanowi ich najgłębszą naturę.

Porównanie użyte przez Kuzańczyka, jakkolwiek ograniczone i niedoskonałe, służyć ma wyostrzeniu naszej świadomości, iż w głębi nieskończenie różnorodnego świata kryje się Jeden, że Jeden stanowi najgłębszą rzeczywistość każdego bytu, a więc, że gdziekolwiekbyśmy się obrócili, na czymkolwiek byśmy skupili swoją uwagę – świadomie lub (zapewne częściej) nieświadomie – dotykamy ciała Boga. Nie tylko w słowach Biblii, sakramentalnych znakach, nie tylko w międzyludzkich relacjach. W każdym oddechu, wszelkim wrażeniu, w każdej fakturze świata.

Ślepcy i słoń

Łatwiej przyjąć – i pojąć – te słowa, siedząc w ciepły dzień na plaży albo gdy na szczycie tętno się uspokaja, a dookoła, aż po horyzont, widać coraz bardziej zamglone pasma gór. Ale co robić, gdy za oknem śnieg z deszczem, zmoknięty kot pod krzakiem odgryza głowę myszy, sąsiad pali w kotłowni śmieciami, a korki uliczne nie pozwalają zdążyć na ważne spotkanie?

Jeśli On napełnia wszystko na wszelki sposób, to dotyka nas także smrodem wysypiska śmieci, ukąszeniem komara, po którym swędzi nas pod kolanem, czy huraganem zrywającym dachy. Rozpoznanie, że On całkowicie napełnia wszystko, nie ma nic wspólnego z naiwnością zamykającą oczy na negatywne strony świata. Choć, trzeba przyznać, obecność zła przyćmiewa naszą świadomość Boskiej wszechobecności. Nie jest jednak jedyną przyczyną tego zaćmienia.

Jeśli bowiem, zgodnie z Pismem, to On jest arche świata, to znaczy, że w Nim wszystko współistnieje jako jeden kosmos. Nie zauważamy więc, że to On nas dotyka, gdy postrzegamy poszczególne byty i zdarzenia jako odrębne i chaotyczne – jeśli nie rozpoznajemy, że każde stanowi element jednej Całości. Gdy jesteśmy jak ślepcy z pewnej opowieści (przekazywanej w wielu kulturach, m.in. przez sufich i mistrzów buddyjskich), którzy od różnych stron dotykają słonia. Jeden z nich narzeka: „Uderzyłem się o nieruchomą, twardą kolumnę”. Drugi wykrzykuje: „Nie jestem w stanie utrzymać w ręce tego giętkiego węża!”. A trzeci mówi: „Jestem wachlowany przez dziwny, wielki wachlarz”. Żaden nie widzi całości, nie zdaje sobie sprawy, że natknął się na nogę, trąbę czy ucho – części całego organizmu żywego zwierzęcia.

Jeśli wszystko jest ciałem boskiego Logosu, to znaczy, że Bóg wyraża się w świecie właśnie jako Logos: Słowo, ale także Rozum, Wzorzec, Miara, Sens, Porządek. Rozpoznajemy zatem Jego dotknięcie, gdy w naszej świadomości pojawia się sens, gdy zaczyna w nas rezonować harmonia, pod chaosem wrażeń zaczyna prześwitywać wzór.

Nie znaczy to wcale, że z tym światem wszystko jest w porządku, ani też, że nie powinniśmy odróżniać dobra od zła, sprawcy i ofiary, że trzeba na wszystko się zgadzać. Nie znaczy to, że można usprawiedliwiać konkretne cierpienie albo poszczególną krzywdę wyższą koniecznością, potrzebą oczywistą z perspektywy Dziejów lub Ogólnej Harmonii. Cierpienie pozostaje cierpieniem – woła o uleczenie. Krzywda nie przestaje być krzywdą – czymś, co nie powinno się zdarzyć.

Jeśli taki wszechświat jest miejscem wcielenia Boga, to znaczy, że Bóg ma ciało zranione, cierpiące, umierające, ukrzyżowane.

Czyste serce

Ważne jest jednak odróżnienie – co naprawdę jest raną świata, a co po prostu przeszkadza naszemu ego. Bo to właśnie przywiązanie do ego, poprzez które sami wyrywamy się z jedności świata, ustanawiamy granice: moje/nie moje, stanowi ową belkę w oku, która nie tylko nie pozwala usunąć źdźbła z oka brata (tj. przeszkadza w skutecznym radzeniu sobie z rzeczywistym złem świata), ale także jest zasadniczą przyczyną naszej ślepoty na wypełniającą wszystko Boską, wcieloną Obecność. Jak mówi w innym miejscu Pismo: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8).
Potrzebne jest serce czyste – przeźroczyste jak spokojna tafla krystalicznej wody – by wszystkimi zmysłami zobaczyć Boga wcielonego. Wcielonego w żydowskie dziecko – owszem, przede wszystkim. Ale także w impulsy między naszymi synapsami i w cząsteczki tlenu w naszej krwi; w kamień podniesiony przy budowie domu i w rozłupane drewno, które dom ogrzewa, spalając się w kominku; w zastawiony wigilijny stół i w światła na choince; we wróbla szukającego jedzenia pod śniegiem, w śnieg przykrywający oziminę, w zboża wzrastające, gdy już zejdą śniegi... W każdą chwilę: jest, i natychmiast mija, i znowu nadchodzi, brzemienna Tym, który mówi o sobie w Księdze Objawienia: „Jam jest Alfa i Omega, Początek i Koniec, Zasada i Spełnienie (...), Który jest, Który był, Przychodzący” (Ap 1, 8). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016