Bez przedawnienia

Efraim Zuroff z Centrum Wiesenthala: Ścigam nazistowskich zbrodniarzy od 32 lat i nie spotkałem takiego, który by wyraził ubolewanie. To ostatni ludzie na ziemi, którzy zasługują na współczucie.

07.08.2012

Czyta się kilka minut

László Csatáry (z lewej) wraz ze swoim prawnikiem opuszcza sąd w Budapeszcie. 18 lipca 2012 r. / Fot Attila Kisbenedek / AFP / EAST NEWS
László Csatáry (z lewej) wraz ze swoim prawnikiem opuszcza sąd w Budapeszcie. 18 lipca 2012 r. / Fot Attila Kisbenedek / AFP / EAST NEWS

PIOTR WŁOCZYK: Jak zareagował Pan na wieść, że László Csatáry został ujęty?

EFRAIM ZUROFF: Poczułem ogromną radość i satysfakcję, że w końcu, po blisko dwóch latach śledztwa, dopadliśmy go na dobre.

Czym zasłużył sobie ten 97-latek, aby znaleźć się w czołówce listy najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy nazistowskich, publikowanej przez Centrum Wiesenthala?

Nasza lista nie jest spisem nazwisk najgorszych zbrodniarzy, którzy nie zostali dotąd pociągnięci do odpowiedzialności. To lista osób zaangażowanych w masowe zabójstwa, o których wiemy, gdzie są, i mamy nadzieję, że staną przed sądem. Trzy kryteria decydują o znalezieniu się na tej liście oraz o zajęciu na niej konkretnego miejsca. Pierwsze: jakie miejsce zajmowali w hierarchii dowódczej. Drugie: czy własnoręcznie dokonywali zbrodni. I trzecie: skala zbrodni, za którą odpowiadają. Csatáry w pierwszej i trzeciej kategorii uplasował się wysoko. Co do drugiej, nie mamy dowodów, by osobiście kogoś zabił. Ale sam fakt, że jako wysoki oficer współodpowiada za deportację do Auschwitz prawie 16 tys. Żydów, sprawił, że jego schwytanie było dla nas ważniejsze od pojmania innych osób z listy.

Jak trafiliście na jego trop?

To było proste: zgłosił się do nas informator z pytaniem, czy wciąż oferujemy nagrodę za pomoc w schwytaniu Csatáryego. Potwierdziliśmy i rozpoczęliśmy negocjacje w sprawie wysokości nagrody. W końcu informator przekazał nam dane, które zaczęliśmy sprawdzać. Musieliśmy zrobić dwie rzeczy: sprawdzić, czy rzeczywiście osoba, która żyje pod podanym adresem, była komendantem w getcie w Koszycach, oraz zebrać wszystkie potrzebne dane na temat zbrodni, których się dopuściła.

Jak wyglądała pierwsza część tej akcji?

To była operacja detektywistyczna. Musieliśmy wysłać kogoś, kto by go sfotografował. Z tym akurat mieliśmy małe problemy, ale w końcu potwierdziliśmy, że to nasz poszukiwany. We wrześniu 2011 r. spotkałem się z prokuratorem w Budapeszcie, aby poprosić go o zrobienie ostatecznej weryfikacji całej sprawy. I tak też się stało, weryfikacja przebiegła pozytywnie.

Csatáry nie zmienił nazwiska, nie zacierał tropów?

Nie, niczego takiego nie robił. Wiele lat żył cichym, spokojnym życiem i nikt nie zwracał uwagi na zbrodnie, które popełnił. Na Węgrzech żył przez 15 ostatnich lat zupełnie nie niepokojony, więc był już pewien, że nikt się o niego nie upomni.

W 2002 r. Centrum Wiesenthala rozpoczęło operację „Ostatnia Szansa”, mającą doprowadzić do ujęcia ostatnich żyjących zbrodniarzy. Jak ona wygląda?

Zaczynamy od dotarcia do informacji: dostajemy „cynk”, że ktoś może być potencjalnym przestępcą, i sprawdzamy, czy ta osoba wciąż żyje i czy możemy zorganizować przeciw niej sprawę sądową. Chciałbym przy okazji zaapelować do wszystkich, którzy mogą mieć informacje na temat osób, które dopuściły się nazistowskich zbrodni wojennych, by zgłosiły się do nas za pośrednictwem strony internetowej www.operationlastchance.org. Za każdą informację, która przyczyni się do schwytania i skazania zbrodniarza, wypłacamy nagrodę.

Szykuje się Pan już do zakończenia tropienia nazistów?

Absolutnie nie! Mamy jeszcze dużo do zrobienia.

Kiedy skończy Pan ten pościg?

Zapewne w ciągu najbliższych 3-4 lat nie będzie już kogo ścigać. Dlatego teraz musimy zintensyfikować wysiłki, by udało się postawić przed sądami jak najwięcej zbrodniarzy. Polegamy w tej sprawie na społeczeństwie, które wskazuje nam sprawców.

Smutna prawda jest taka, że wielu największych morderców odpowiedzialnych za Holokaust nie zostało schwytanych i udało im się uniknąć odpowiedzialności. Ale najsmutniejsze jest to, że wciąż na świecie są ludzie, którzy mogą dojść do wniosku, że można wyślizgnąć się z rąk sprawiedliwości mimo tak potwornych zbrodni. Mogą więc sobie pomyśleć, że warto ryzykować i popełniać podobne zbrodnie.

Z której akcji jest Pan najbardziej dumny?

Każdą zapamiętam do końca życia, ale najbardziej dumny jestem z wytropienia w 1998 r. w Argentynie Dinko Šakicia. Był komendantem największego obozu koncentracyjnego na terytorium Chorwacji, w Jasenovacu. Obóz dorobił się przydomka „Auschwitz Bałkanów”. Šakić był największym zbrodniarzem, którego udało mi się złapać. Na jego „wielkość” składa się i liczba ofiar, które ma na sumieniu, i funkcja: to ostatni komendant obozu koncentracyjnego, który trafił przed oblicze sprawiedliwości i został skazany.

Co by Pan powiedział tym, którzy patrząc na starych, przykutych do wózków zbrodniarzy, mówią: po co ich męczyć procesami, skoro i tak lada moment umrą?

Odpowiedziałbym: upływ czasu nie zmniejsza ich winy, a starość nie powinna być tarczą zasłaniającą morderców. Każda ofiara zasługuje na to, by jej zabójca stanął przed sądem. To także jasny sygnał: jeśli popełnisz taką zbrodnię, to nawet 70 lat później ktoś będzie cię ścigał. Kiedy patrzymy więc na staruszka oskarżonego o współudział w zabiciu tysięcy ludzi, nie patrzmy na niego jak na kogoś, kto stoi na progu śmierci. Powinniśmy widzieć w nim kogoś, kto będąc w sile wieku skupiał całą energię na mordowaniu niewinnych ludzi. W ciągu 32 lat, które upłynęły mi na ściganiu nazistowskich zbrodniarzy, ani razu nie spotkałem człowieka, który wyraziłby jakiekolwiek ubolewanie. To ostatni ludzie na ziemi, którzy zasługują na współczucie. Oni zasługują jedynie na proces i obnażenie ich zbrodni, przed ich rodzinami i przed światem. 


Dr EFRAIM ZUROFF jest dyrektorem jerozolimskiego biura Centrum Szymona Wiesenthala, zajmującego się ściganiem nazistowskich zbrodniarzy. W Polsce w 2010 r. ukazała się jego książka „Łowca nazistów”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012