Bez jednej nogi

Nakazywanie mi, bym przyjął wolę większości, to jak nakazywanie kiedyś białemu w RPA, aby zaakceptował apartheid, bo chcą tego inni biali – mówi izraelski adwokat Palestyńczyków.
z Tel Awiwu

28.01.2019

Czyta się kilka minut

Protest przeciwko decyzji sądu izraelskiego, nakazującego wyburzenie wiosek Beduinów w pobliżu Jerozolimy, 14 września 2018 r. / ISSAM RIMAWI / AFP / EAST NEWS
Protest przeciwko decyzji sądu izraelskiego, nakazującego wyburzenie wiosek Beduinów w pobliżu Jerozolimy, 14 września 2018 r. / ISSAM RIMAWI / AFP / EAST NEWS

Michael Sfard to człowiek pewny siebie. – Chce pan zmienić świat? – pytam na początku spotkania.

– Nie tylko chcę. Ja go zmieniam.

– Na sali sądowej?

– Jestem przekonany, że tak się da. Dzięki walce podjętej w izraelskich sądach udało się wpłynąć na życie wielu ludzi.

Zajmuje się prawami człowieka. To weteran walki toczonej najpierw przez garstkę, potem przez nieco liczniejszą grupę izraelskich prawników w obronie Palestyńczyków mieszkających na terenach, które po wojnie sześciodniowej (1967) znalazły się pod okupacją Izraela. W sądowym dramacie uczestniczy już ponad 20 lat.

Niektórzy Izraelczycy uważają go za zdrajcę. Kilka lat temu w mediach społecznościowych opublikowano wezwanie do zabójstwa Sfarda (sprawca trafił przed sąd), a pewna prawicowa organizacja wynajęła detektywa, który śledził go przez trzy lata, wyciągając śmieci z koszy w jego biurze. Ale dla liberalnej części społeczeństwa on i założona m.in. przez niego organizacja Yesh Din to sumienie narodu, bastion oporu przeciw agresywnym działaniom władz, armii i osadników żydowskich na terytoriach okupowanych.

Pytania zza kierownicy

Sfard jest synem polskich emigrantów. Jego ojciec Leon siedział w więzieniu po Marcu ’68. Matkę Annę wyrzucono z Polski razem z rodzicami. Ojcem Anny – i dziadkiem Michaela – był socjolog Zygmunt Bauman.

Przyjmuje mnie w gabinecie w centrum Tel Awiwu, na czwartym piętrze szklanego biurowca, który lata świetności ma raczej za sobą – jeśli w ogóle kiedykolwiek je przeżył. Sfard tłumaczy, że prowadzi jedną z niewielu kancelarii prawniczych w Izraelu, która nie ma własnych miejsc parkingowych. Za to samochód przydał mu się do przemyślenia tematów książki, o której mamy rozmawiać.

„Ta książka została wymyślona na autostradzie między Tel Awiwem a Jerozolimą” – pisze we wstępie do „The Wall and the Gate” („Mur i furtka”), kroniki bojów prawnych, których jest jednym z głównych uczestników. To właśnie za kierownicą Sfard pytał samego siebie: „Czy (...) moja praca cokolwiek zmienia? Czy może w niektórych przypadkach powoduje więcej szkody niż pożytku? Czy w tym konkretnym kontekście możliwe jest osiągnięcie rzeczywistych i znaczących zmian dzięki działaniom prawniczym? Czy może system prawny ze swojej natury nie może być traktowany jako motor zmian w niektórych sytuacjach? A może do zmian prowadzą działania poza salą sądową? I co gorsza, czy przypadkiem nie stałem się pionkiem w największym szwindlu izraelskiej okupacji wspierając iluzję, według której ten reżim zawiera wbudowane w sobie mechanizmy i ­przepisy, które uniemożliwiają arbitralne działania, ograniczają przemoc i przeciwdziałają niesprawiedliwości?”.

W połowie drogi, w okolicach lotniska im. Bena Guriona, zwykle poddawał się, porzucając walkę z myślami. Ale pytania wracały. Ponad 500-stronicowa książka Sfarda, wydana równocześnie po hebrajsku i angielsku, jest próbą zmierzenia się z nimi. Prawnik opisuje historię konfrontacji toczonych przeciwko działaniom władz Izraela na terytoriach okupowanych.

Praktyki te są stosowane przez Izrael z różnym nasileniem w ostatnim półwieczu, a skutki działań prawników reprezentujących Palestyńczyków są w wielu wypadkach niejednoznaczne. Nawet jeśli wyrokiem sądu udaje się usunąć osadników z nielegalnych placówek, z pomocą państwa przenoszą się na nowe miejsca; nawet jeśli udaje się zmienić przebieg muru separacyjnego o kilkaset metrów na korzyść mieszkańców palestyńskiej wioski, to jeszcze większy kawałek zostaje po stronie przejętej przez Izraelczyków. Nawet jeśli uda się zmusić władze, by wybudowały furtkę w murze, tak, by palestyński rolnik mógł zebrać oliwki ze swojego pola, to jednak mur ciągle stoi.

Czy prawo służy wszystkim

Przypominam Michaelowi Sfardowi wywiad, w którym wspominał, jak podczas przejażdżki wzdłuż muru mówił do kolegi: „Jestem jednym z architektów tego muru”.

– To prawda. Kiedy kończyłem szkołę prawniczą, myślałem, że oto zaczynam wspaniałą karierę – przyznaje Sfard. – Może nie będę specjalnie bogaty, może przegram parę spraw w sądzie, ale przynajmniej mam jedną przewagę nad kolegami, którzy wybrali inne zawody: zawsze będę wiedział, co zrobić. Trzeba mianowicie walczyć ze złymi i pomagać dobrym, droga jest płaska i szeroka. Wszedłem na nią i odkryłem, że nie jest ani płaska, ani szeroka i co chwila czekają na mnie dylematy. Czasem szukając rozwiązania dla klienta, ofiary nadużyć władz, wzmacniasz system, który uważasz za niesprawiedliwy. Zadajesz sobie pytanie, jaki jest twój cel: czy chodzi o pomoc dla klientów, czy o zmianę polityki, walkę ze złą władzą?

Sfard dodaje: – Próba realizacji kilku celów naraz okazuje się niemożliwa, one są niekiedy wewnętrznie sprzeczne. Rozwiązałem ten dylemat na swoje potrzeby. Moje zadanie polega na znalezieniu najlepszego rozwiązania dla klienta. Poświęcanie jednostki w celu ochrony większego dobra jest niedopuszczalne. Po pierwsze, byłaby to ofiara spekulatywna. Nie wiesz, czym okaże się to rzekome większe dobro. A po drugie, poświęcanie człowieka dla sprawy byłoby sprzeczne z fundamentalną zasadą humanizmu, która umieszcza w centrum właśnie człowieka, a nie ideę, społeczeństwo czy cokolwiek innego. Taki jest mój drogowskaz.

Prawnik sięga daleko wstecz, by wyjaśnić zawiłości, które służą osadnikom za uzasadnienie zaboru ziemi palestyńskiej, a władzom daje podstawy ich obrony – np. fakt, że dwie trzecie Palestyńczyków nie ma dokumentów własności ziemi, bo rejestrację wstrzymano jeszcze w czasach, gdy Zachodni Brzeg należał do Jordanii. Podaje argumenty władz, według których Sąd Najwyższy Izraela uważa, że zasiedlając Zachodni Brzeg nie łamie konwencji genewskiej, bo osiedla służą bezpieczeństwu, a status własności ziemi jest niejasny. Jednocześnie z jego książki przebija przekonanie, że izraelski Sąd Najwyższy nie jest bezstronnym arbitrem.

– Sądy są największym kolaborantem władz okupacyjnych – mówi Michael Sfard. – Okupacja to stół oparty na trzech nogach: karabinie, osiedlach i sądach. Usuń jedną z tych nóg i stół się wali. Chcę być dobrze zrozumiany: sąd nie jest kolaborantem w tym sensie, że stawia sobie za misję utrzymywanie okupacji. Jednak jego działania pomogły w ustabilizowaniu okupacji i utrzymaniu jej przez tak wiele lat.

Okupanci, okupowani

Pytam Sfarda dlaczego – skoro chce zmieniać świat – nie zostanie politykiem. Nie musiałby się zmagać z tak dramatycznymi dylematami.

– Nawiązuje pan do argumentów przeciwko mnie, których sens jest mniej więcej taki: przegrywacie w opinii publicznej, nie umiecie przekonać ludzi do waszych poglądów, więc idziecie do sądu. Ponoć żyjemy w demokracji i jako członek demokratycznej społeczności mam obowiązek poddać się woli większości. Moim zdaniem to argument fałszywy, przykład manipulacji. Między Jordanem a Morzem Śródziemnym żyje 11 mln ludzi. Tylko niektórzy uczestniczą w izraelskim procesie politycznym – to okupanci. Okupowani nie uczestniczą w demokracji. A zatem nakazywanie mi, bym się zamknął i przyjął wolę większości, to jak nakazywanie białemu w RPA w czasach apartheidu, by zaakceptował system – bo większość białych tak chce.

FOT. 102FM / WIKIPEDIA.ORG

Sfard mówi: – Jeśli ma decydować większość, to niech to będzie większość wszystkich mieszkańców kraju, nie tylko tych, którzy mają władzę. Inaczej mamy do czynienia z demokracją fasadową, putinowską, w której co jakiś czas odbywają się wybory, a potem ich zwycięzca robi, co chce, do czasu następnych. Demokracja to nie tylko wybory, ale także konstytucyjne ograniczenia stawiane władzy większości. A główną instytucją, która ma ograniczać zapędy większości, tak by nie ustanowiła rządów autorytarnych czy dyktatorskich – jest właśnie sąd.

Pytam prawnika, czy uważa, że Sąd Najwyższy w Izraelu jest zagrożony przez polityków. Przytaczam argument polskich władz o suwerenie, którego nie może ograniczać „kasta” skorumpowanych, wspierających się nawzajem profesjonalistów, sabotujących demokratycznie wybrany parlament.

– To populistyczny argument, który odbija się w świecie coraz głośniejszym echem – brzmi odpowiedź. – Polska jest skrajnym przykładem. W Izraelu politycy są znacznie bardziej wstrzemięźliwi. Na pewno chcieliby wyrzucić dziesiątki sędziów i wstawić w ich miejsce swoich ludzi, ale u nas to jest niemożliwe. Mamy inną historię, u nas nie było komunizmu. Sąd Najwyższy nie jest zagrożony, choć znalazł się pod olbrzymią presją polityków, by oddzielić prawo od wartości, by orzeczenia były wyłącznie odniesieniem do litery prawa i zostały odłączone od moralności.

Izrael dla wszystkich

Pytam o Zygmunta Baumana: jaki wpływ miał na jego myślenie. Sfard, który był dla niego ukochanym wnukiem, odpowiada, że przejął od niego gotowość bycia dysydentem, płynięcia pod prąd, podejście do kwestii odpowiedzialności. Przypomina sobie spotkania z dziadkiem, gdy mierzy się ze współczesnymi pytaniami. Np.: jak właściwie postępować, jeśli zależy ci na państwie Izrael? Czy właściwe jest podjęcie służby wojskowej na terenach okupowanych, czy odmowa tej służby? I pójście za to do więzienia, na co sam się zdecydował [w 1998 r. Sfard spędził 21 dni w więzieniu za odmowę służby wojskowej w Hebronie – DR]? Czy można krytykować władze, nawet jeśli grozi za to etykieta zdrajcy?

Bauman nie uważał się za syjonistę. Zaraz po wojnie krytykował swojego ojca za syjonizm – do tego stopnia, że dzielił się tą krytyką z władzami PRL. Co nie przeszkodziło władzom wyrzucić go z armii właśnie za rzekomy syjonizm.

Gdy mówię o tym, Sfard protestuje:

– Moim zdaniem dziadek był większym syjonistą niż ja. Zresztą określenie, czy jestem syjonistą, czy nie, zależy od tego, jak zdefiniujesz syjonizm.

– A jak pan go definiuje?

– Jeśli jest nim dążenie do stworzenia państwa Izrael jako ojczyzny dla narodu żydowskiego i nie jest to państwo wyłączające spod prawa inne narody, to jestem syjonistą. Moim zdaniem dziadek podpisałby się pod taką definicją, a może nawet dalej idącą.

– Czy on i pan podpisalibyście się pod ideą Izraela jako państwa żydowskiego?

– Nie. Nie wiem, co to miałoby znaczyć. Czy kawa, którą pijemy, jest żydowska? W jaki sposób nawracasz państwo na jedną wiarę? Pomysł powołania politycznej struktury mającej być żydowską w przeciwieństwie do nieżydowskiej wydaje mi się szaleństwem. Wierzę w to, że biorąc pod uwagę historię, Żydzi – niektórzy, może większość ludzi uznających się za Żydów – chcą politycznego samostanowienia. I popieram pomysł, by to samostanowienie było realizowane przez państwo Izrael. Czy to ma oznaczać, że Izrael będzie ojczyzną wyłącznie Żydów? Nie. Izrael nie musi był państwem wyłączającym innych.

Gdy nie wszyscy to ofiary

Pytam, jak okupacja wpływa na Izraelczyków. Odpowiada, że są wychowywani w przeświadczeniu, że w każdej chwili grozi nam nowy Holokaust.

– Ponieważ takiego zagrożenia nie ma, władze go tworzą – mówi. – Wojsko wkracza na terytoria okupowane, osadnicy budują osiedla otoczone drutem kolczastym w obronie przed ludźmi, którzy żyją dookoła i którzy podobno chcą ich zabić. Każdy wróg staje się potencjalnym Hitlerem, zagrożenie egzystencjalne musi istnieć, a my musimy się przed nim bronić. To jest podstawa manipulacji stosowanej przez takich polityków jak Netanjahu.

Według niego już nie tylko okupacja, ale samo życie w zagrożeniu stało się doświadczeniem uznawanym przez wielu Izraelczyków za normalność. – Czują się bezpiecznie, kiedy znajdują się w sytuacji konfliktu, a perspektywa pokoju wywołuje w nich uczucie poirytowania, niepewności siebie, zagrożenia. Ta kolektywna patologia sprawia, że Izrael robi wszystko, by utrzymać kraj w stanie konfliktu – mówi Michael Sfard.

Zdaniem prawnika Holokaust to prawdopodobnie najbardziej wyeksploatowane i nadużywane narzędzie w izraelskiej polityce.

– Cały system edukacji w tym kraju jest podporządkowany idei Holokaustu jako narzędzia politycznego – mówi. – Właśnie dlatego wybrałem dla mojego 13-letniego syna szkołę, która nie organizuje wycieczek do Polski. Moim zdaniem te wycieczki to element prania mózgu w celu uczynienia z nas nacjonalistów, niemalże rasistów, i przekonania Izraelczyków, że istnieją tylko dwa sposoby funkcjonowania w tym świecie: albo jesteś ofiarą, albo z innych czynisz ofiary.

Nie wszyscy Palestyńczycy to ofiary. Pytam więc Sfarda, czy są osoby, których obrony by się nie podjął – właśnie ze względów moralnych. Mówi, że takiej osoby nie ma.

– I zgodzi się pan reprezentować aktywistę Hamasu?

– Reprezentowałem więźniów Hamasu, to część mojej pracy jako prawnika, nie uważam tego za problem. Są natomiast ideologie, których nie będę reprezentował ani im służył.

– Co za różnica? Rozumiem, że nie akceptuje pan wysadzania ludzi przez Hamas ani ostrzeliwania szkół rakietami.

– Oczywiście, że nie. Nie jestem obrońcą w sprawach kryminalnych. Podjąłbym się jednak reprezentowania bojownika Hamasu, jeśli linia jego obrony polegałaby na udowodnieniu, że zamachu nie dokonał. Nie broniłbym go, gdyby chciał przekonać sąd, że uzasadnione jest strzelanie do cywilów. Nigdy.

Zły czas się skończy

Na koniec chcę się dowiedzieć od Michaela Sfarda, czy okupacja się skończy.

– Wierzę, że tak. Sytuacja, w której gwałci się prawa milionów ludzi, jest z definicji niestabilna. Kiedy stanie się fizycznie nieznośna, okupacja się skończy.

Być może teoretycznie tak to właśnie wygląda. Jednak w rzeczywistości nic nie wskazuje na to, by oparty na trzech nogach stół miał się zachwiać. Benjamin Netanjahu wydaje się murowanym faworytem nadchodzących wyborów, amerykański plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu oznacza w praktyce zalegalizowanie osiedli i kolejne naruszenia praw Palestyńczyków. Mimo to Sfard nie traci nadziei. Kończy swoją książkę – i nasze spotkanie – wyznaniem wiary w koniec okupacji.

– Ilu ludzi na miesiąc przed upadkiem muru berlińskiego wierzyło, że taki rozwój wypadków jest możliwy? – pyta.

– Ilu wierzyło w koniec apartheidu na dwa miesiące przed wypuszczeniem Mandeli? Ilu przewidziało wiosny arabskie? Każdy Izraelczyk jest ekspertem od spraw arabskich, a nikt nie przewidział wybuchu pierwszej i drugiej intifady. Niektóre rzeczy dzieją się poza naszym widokiem, podlegają niewidocznym prądom, których istnienie możemy ocenić dopiero po wybuchu. Dziś to siły wspierające okupację są górą – z Trumpem w Białym Domu, Europą zajętą brexitem i uchodźcami. Siły, które prą ku zakończeniu okupacji, wydają się słabe. Ale to się może zmienić i wierzę, że się zmieni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2019