Bat na Waszyngton

Właśnie wyleciał z Białego Domu, ale co z tego? Przecież zawsze uważał, że partie zawodzą, a świat polityki można zmienić przez kulturę. Szczególnie film nadaje się do rewolucyjnych celów.

05.09.2017

Czyta się kilka minut

Stephen K. Bannon podczas spotkania w Cleveland, 2016 r. / KIRK IRWIN / GETTY IMAGES
Stephen K. Bannon podczas spotkania w Cleveland, 2016 r. / KIRK IRWIN / GETTY IMAGES

W telewizyjnym skeczu programu „Saturday Night Live” Stephen K. Bannon, były już doradca prezydenta Trumpa, przedstawiony jest jako kostucha. Wchodzi do Gabinetu Owalnego przy dźwięku złowróżbnych fanfar jak z horroru klasy B i piekielnym głosem instruuje prezydenta, jaki kawał zrobić całemu światu. Po skończonym zadaniu Bannon odsyła Trumpa z powrotem do jego prawdziwego miejsca pracy – małego biureczka i dziecięcych zabawek – a sam zasiada na miejscu prezydenta.

Ten żart nie bawił Trumpa, a powracające sygnały o potędze Bannona tylko go irytowały. W środku lata, gdy prezydent postanowił zrobić porządek w skłóconym Białym Domu, jego czołowy strateg został zmuszony do upokarzającej rezygnacji. Bannon znów jest tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli na marginesie.

Nie był zawodowym politykiem. Nigdy nie startował w wyborach ani nie sprawował urzędu w administracji. Nigdy wcześniej, dopóki nie poznał Trumpa, nie brał nawet udziału w kampanii prezydenckiej. Był wydawcą, producentem filmowym, redaktorem i sponsorem różnych wydawnictw – wszechstronnym impresario, który doskonale odczytywał słabości obydwu dużych stronnictw politycznych w USA, Demokratów i Republikanów, i który wypromował nową prawicową kontrkulturę opowiedzianą językiem buntu. W nieco ponad dekadę przebył niezwykłą drogę – od pisania scenariuszy filmowych do pisania scenariuszy prezydentowi USA. Teraz wraca do tego pierwszego i wydaje się, że wcale go to nie martwi. Zdaniem wielu pożegnanie z Białym Domem tylko go wzmacnia. Jak to możliwe?

Kultura zmieni politykę

Historia wielkiej kariery Bannona jako propagandysty zaczęła się na poważnie na początku XXI wieku. Pochodzący z rodziny ciężko pracujących i wierzących katolików, długo szukał swojego miejsca na świecie. Służył w wojsku, pracował w banku Goldman Sachs, założył własną firmę specjalizująca się w wycenie aktywów na rynku medialnym, w tym praw do filmów. Gdzieś w trakcie tej drogi doszedł do wniosku, że media to nie czwarta, lecz pierwsza władza.

Nie czuł się związany z żadną partią, przeciwnie: uważał, że wszystkie zawodzą, ale świat polityki można zmienić przez kulturę. „Film to najważniejsza ze sztuk” – miał powiedzieć Lenin. A Bannon – który nie ma nic przeciwko, aby go do wodza rewolucji bolszewickiej porównywać – chciał tę sztukę wykorzystać w rewolucyjnych celach. Poznał działanie przemysłu medialnego od podszewki, więc na tę wojnę z całym amerykańskim mainstreamem wcale nie szedł bezbronny. Dzięki swojemu bankowo-medialnemu doświadczeniu nauczył się myśleć o krok albo dwa przed innymi – za to mu płacili – i szukał opłacalnych inwestycji tam, gdzie mógł wyprzedzić medialnych gigantów. W rozliczeniu za jedną transakcję zgodził się przyjąć prawa do serialu „Seinfeld”, który później stanie się kultowy, a Bannon podobno właśnie dzięki niemu zyska stałe źródło przychodów na swoje polityczne projekty. Miał pieniądze, doświadczenie, zmysł do ryzyka – potrzebował tylko dobrej okazji, aby swoją wizję urzeczywistnić.

W 2003 r. Bannon pozna Petera Schwei­zera – dziennikarza śledczego i badacza, autora książki biograficznej o prezydencie Ronaldzie Reaganie. Bannon ją przeczytał i był zachwycony; postanowili wspólnie nakręcić adaptację. Film miał premierę w 2004 r., jego tytuł brzmiał „In the Face of Evil: Reagan’s War in Word and Deed” (Twarzą w twarz ze złem. Wojna Reagana w słowie i czynie). Dzieło przedstawia Reagana jako polityka, który właściwie w pojedynkę pokonał komunizm. Wybija się na tle wszystkich amerykańskich i światowych przywódców XX wieku, przedstawionych albo jako nieudacznicy, albo dość bierni uczestnicy historii. Recenzenci – o ile odnotowali film w ogóle – zgodnie porównywali go do socrealistycznej propagandy. Rzeczywiście „Twarzą w twarz...” nie należało do dzieł najbardziej zniuansowanych.

Zło, które – jak podpowiada tytuł filmu – pokonał Reagan, tak naprawdę trwa i przyjmuje nowe formy. Jakie? Wystarczy rzut oka na okładkę wydania DVD filmu: naprzeciwko Reagana – którego twarz wykadrowano z jakiegoś przemówienia – przedstawieni są Stalin, Lenin, Hitler i Osama Bin Laden. Film nie okazał się wielkim sukcesem, ale wpisał się w nawracającą na prawicy nostalgię za Reaganem i jego politycznymi sukcesami, których tak potrzebowała Partia Republikańska po 2001 r. i zamachach na WTC.

Imigranci, banksterzy i dzieci kwiaty

Zapalony do kolejnych produkcji Bannon sięgnął po następny ze sztandarowych tematów: imigrację. „Border Wars” (Wojny graniczne) z 2006 r. pokazywały przeładowane centra imigracyjne, przemyt i przestępczość na granicy. Film trafi w swój czas: dyskutowany w kampanii 2008 r. postulat legalizacji pobytu kilkunastu milionów imigrantów będzie świetnym straszakiem na wyborców prawicy. W tym sporze między partyjnym „dołem” a „górą” Bannon dostarczy argumentów i opowie się rzecz jasna „po stronie ludu”, przeciwko establishmentowi, który ludzi „zdradził”. Reforma upadnie, prawica wybory przegra, a Bannon tylko utwierdzi się w przekonaniu, że oddolny bunt ma sens.

W duchu tego buntu utrzymane będą też kolejne filmy: „The Hope and the ­Change” (Nadzieja i zmiana), będący oskarżeniem Obamy ustami zwykłych zawiedzionych ludzi, jego wyborców, oraz „Occupy Unmasked” (Zdemaskowane Occupy), pamflet wymierzony przeciwko ruchom protestu po kryzysie bankowym z 2008 r. W tym drugim dziele Bannon przedstawia dość karkołomną wizję historii, w której zdemoralizowani „duchem 1968 roku” bankierzy i elity, za młodu palące trawkę i uprawiające wolną miłość, 40 lat później doprowadzają do globalnego krachu finansowego. Jednak ci, którzy przeciwko bankierom i elitom protestują – czyli ruch Occupy – są w filmie... równie źli.

Bannon, co nie bez złośliwości odnotowali komentatorzy, straszy naraz liberalnym indywidualizmem i komunistycznym kolektywizmem, a Partia Demokratyczna jest wcieleniem ich obu. Bannon, który sam przecież zrobił karierę w sektorze bankowym, przedstawia siebie jako obrońcę zwykłego człowieka przed bankierami z Goldman Sachs (w którym zaczynał karierę).

Pogmatwany moralny świat tych filmów, gdzie zło czai się za każdym rogiem i każdorazowo przybiera inną formę, będzie zapowiedzią poźniejszej atmosfery politycznej w kraju. Gdzie każdego można oskarżyć o „elitaryzm” i „odklejenie od rzeczywistości”, a zarazem wszyscy będą uważali siebie – i wyłącznie siebie – za „zwykłych ludzi” i „prawdziwych Amerykanów”. Bannon przeczył obiegowym diagnozom, zadawał kłam mainstreamowi w każdej postaci i w swoim pesymizmie dochodził do granic zdrowego rozsądku. Albo i wychodził poza nie. Ale smuta po kryzysie w 2008 r. i wielkie rozczarowanie Amerykanów były żyzną glebą dla jego wizji. Stany były coraz bardziej podzielone, a tradycyjne już odrzucenie elit przez społeczeństwo, pogłębione kryzysem zaufania do mediów i nauki, szeroko otworzyło bramy przed populizmem.

Zaproszenie na egzekucję

Poważny przełom przyjdzie jednak w roku 2011 – Bannon nakręci „Undefeated” (Niepokonaną). Tytułową bohaterką filmu jest Sarah Palin, była gubernator Alaski, kandydatka (na wiceprezydentkę) u boku Johna McCaina w 2008 r. i jedna z liderek prawicowej Partii Herbacianej, która rzuciła wyzwanie umiarkowanym Republikanom. „Niepokonana” pokazuje (prawdziwe) sukcesy Palin z czasów, gdy rządziła Alaską, i przekonuje, że tylko taka – ludowa, przaśna, ludzka – polityczka może reprezentować „prawdziwą Amerykę”. W tym filmie doskonale widać projekt ideologiczny, jaki do prezydentury doprowadzi nie Palin, która ostatecznie zrezygnowała, ale – pięć lat później – Trumpa.

Film bowiem pokazuje nową wizję prawicowej polityki: taką, w której na zwykłego człowieka dybią wielkie korporacje, usłużny im rząd i obie wielkie partie, które kontrolują lobbyści. Zwykli obywatele są zaś bezradni wobec kolejnych kryzysów ekonomicznych i upadku klasy średniej. Coś takiego mógłby powiedzieć amerykański socjalista – zresztą w kampanii 2016 r. rzeczywiście robił to przedstawiający się jako socjalista Bernie Sanders – ale Bannon sprawnie ukazał tę diagnozę jako konserwatywną. Film jest całościowym atakiem na elitę polityczną. Sceny, w których mowa o Waszyngtonie i elitach, ilustrowane są zdjęciami dzikich zwierząt rozszarpujących swoje ofiary. Jeden z wypowiadających się w filmie ekspertów pomstuje na Demokratów i Republikanów: „wyglądają tak samo, czytają dobre książki, noszą eleganckie i dobrane krawaty. Stało się coś niedobrego z ruchem konserwatywnym, mają elitarną wrażliwość”. Przekaz jest jasny: podział na prawicę i lewicę jest fałszywy. Prawdziwy konflikt to „lud kontra elity”. Po tym filmie Andrew Breitbart, ówczesny mentor i szef Bannona, pochwali go, mówiąc, że jest „Leni Riefenstahl prawicy”.

Film o Palin pozwolił Bannonowi pokazać, że jego ambicje kulturalne mają ściśle polityczny charakter. On po prostu chce wybrać Ameryce kolejnego prezydenta. Być może więc prawdziwym darem losu dla Bannona był fakt, że Demokraci ­uparcie lansowali w wyborach w 2016 r. Hillary Clinton – przedstawicielkę tych samych elit, w atakowaniu których Bannon wprawiał się całymi latami. Teraz postanowił nie tyle przeprowadzić atak, co wykonać egzekucję.

Schweizer, którego Bannon poznał ponad dekadę wcześniej, pracował dla niego od 2012 r. w specjalnie powołanym do badania politycznych afer projekcie – Government Accountability Institute. Efektem prac GAI była książka „Clinton Cash”, która ukazała się w 2015 r., na chwilę przed ogłoszeniem przez Clinton zamiaru kandydowania. Publikacja prędko przebiła prawicową bańkę medialną, co zresztą od początku było zamiarem Bannona. Schweizer, w odróżnieniu od telewizyjnych gadających głów, cieszył się renomą dziennikarza śledczego, który z równą uwagą śledzi obie strony – stąd poważne potraktowanie jego pracy przez choćby „New York Timesa”. „Clinton Cash” zajmuje się działalnością fundacji Clintonów i w szczegółach informuje czytelników, od kogo brali pieniądze. Bill Clinton nie miał problemów z występami w Kazachstanie, a Hillary brała ćwierć miliona dolarów za wykład od banku Goldman Sachs.

Fakty – choć część z nich później podważono – utwierdzają obraz Clinton jako osoby, która w tej czy innej postaci zawsze była blisko władzy i wszystkiego, co z władzą się wiąże. W czasie największego od dawna odrzucenia establishmentu przez wyborców było to skojarzenie zabójcze. Nie trzeba dodawać, że Bannon przygotował ekranizację książki, która ujrzała światło dzienne na początku kampanii. Resztę tej historii znamy.

Będzie premiera!

Bannona uważa się za osobę, która dała Trumpowi ideologię i hasła: niechęć do umów handlowych i imigracji, przekonanie o konieczności walki z islamizmem, obawę przed osłabieniem i upokorzeniem Ameryki w zglobalizowanym świecie. To on z doradcami wymyślili słynny mur na granicy z Meksykiem i pomysł zakazu wjazdu do kraju dla muzułmanów. Jednak właśnie dlatego, że w kampanii można powiedzieć właściwie wszystko, pracowało się im wspólnie tak dobrze. W realnej polityce, która musiała wizjonera Bannona uwiązać w grach gabinetowych i żmudnej pracy, ujawnił się konflikt: ambicjonalny i praktyczny. Łatwiej jest scenariusze pisać, niż według nich rządzić.

Zdymisjonowany Bannon powiedział, że to zwycięstwo globalistów w Waszyngtonie, które nie zmienia tego, iż teraz będzie walczył dla Trumpa z zewnątrz. Są interpretacje mówiące, że taki od początku był scenariusz – budować ruch, być gotowym do zaatakowania partii, podburzać przeciwko establishmentowi, podsycać gniew i żywić się nim. Rewolucji nie da się robić wewnątrz systemu czy – jak mówił Trump – w środku „waszyngtońskiego bagna”. Bannon wraca do imperium medialnego, które zbudował z Andrew Breitbartem i Schweizerem – Breitbart News. I do swojej roli propagandysty. Tym razem jednak, gdy zabierze się za kręcenie kolejnego filmu, raczej nikt go nie przegapi. Bannon zdążył pokazać, że wie, w co inwestuje. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017