Bajka o Cyganach i królewiczu

Czy ks. Tadeusza Kiersztyna i ks. Piotra Natanka łączy coś więcej niż droga życiowa naznaczona konfliktem z władzami Kościoła oraz przekonaniem, że biskupi szkodzą Kościołowi?

16.08.2011

Czyta się kilka minut

/fot. Tomasz Wiech /
/fot. Tomasz Wiech /

Ze stronami internetowymi o ks. Tadeuszu Kiersztynie jest jak z pudełkiem czekoladek Forresta Gumpa: nigdy nie wiadomo, co się wyciągnie. Pomiędzy linkami do zaprzyjaźnionych stron i odnośnikami do filmów z wystąpieniami księdza lub jego zwolenników, na forach internetowych jednoczących wiernych, którzy tęsknią za Kościołem przedsoborowym, oraz na portalach prawicowych i narodowych - wszędzie tam, ze strzępków wypowiedzi, audycji radiowych, wycinków z prasy, a nawet skanów prywatnej korespondencji ks. Kiersztyna z krakowską kurią, wyłaniają się dwa wyraźne obrazy. Pokrzywdzonego, skonfliktowanego z dawnym zakonem oraz władzami kościelnymi samotnego eksjezuity, którego wieloletnia kampania na rzecz beatyfikacji Rozalii Celakówny oraz intronizacji Chrystusa na króla Polski utknęła ostatnio w martwym punkcie - oraz zastępów jego byłych współbraci, współpracowników, a także biskupów, którzy sprzysięgli się przeciw niemu i od kilku lat robią wszystko, aby uniemożliwić wypełnienie jego misji. Misji, która ma uratować Polskę.

W tekście opublikowanym w 2005 r. na łamach kwartalnika Klubu Zachowawczo-

-Monarchistycznego "Pro Fide Rege et Lege", napisał: "Intronizacja doprowadzi do jawnej konfrontacji z ludźmi i strukturami przeciwnymi Królestwu Bożemu. Sami dobrze widzicie palącą potrzebę wyzwolenia Polski spod ich wpływu. Trzeba odsunąć od władzy ludzi, którzy zdradzili Chrystusa niezależnie od tego, czy noszą garnitur, czy sutannę, czy swe szaty zdobią fartuszkiem, czy purpurą. (...) Intronizacja bardziej niż woda święcona sama z siebie ujawni zdrajców".

Echo odpowiada z innych miejsc w internecie, łącząc wszystkich przywiązanych do Tradycji w Kościele, niechętnych liberalnym władzom państwowym (zwłaszcza tym obecnym) i przekonanych o sprzysiężeniu zła, które owładnąć miało nawet szanowanych hierarchów, w tym kardynała Dziwisza.

Kim jest ksiądz, któremu współczesne polskie społeczeństwo przypomina, jak sam mówił w ubiegłym roku, królewicza ukradzionego przez Cyganów z kołyski, który "ubiera się i żyje jak Cygan i nie wie nawet, że jest dzieckiem królewskim"? Czy jego i jemu podobnych (o ks. Piotrze Natanku i ks. Stanisławie Małkowskim pisaliśmy w poprzednim numerze "TP") łączy coś więcej poza podobną drogą życiową, naznaczoną konfliktem z władzami Kościoła albo przekonaniem o tym, że polscy hierarchowie szkodzą Kościołowi - bądź i jednym, i drugim?

Za górami, za lasami...

Szczyglice, niewielka wieś niedaleko Balic. Gdyby nie górujące nad domami potężne filary północnej obwodnicy Krakowa oraz odgłos samolotów startujących z niedalekiego lotniska, nic nie wskazywałoby na to, że znajdujemy się na przedmieściach dużego miasta. Przed dwoma połączonymi domami na końcu wsi, tuż obok lasu, stróżuje pies. Nikt nie odpowiada na dzwonek do bramy. Jest słoneczny poranek w środku lata i niektóre okna pozostają uchylone, również zaparkowana furgonetka wskazuje na to, że ktoś jest w środku. Wilczur przestaje w końcu ujadać i, jakby na polecenie kogoś z wewnątrz, wbiega do domu. Nie wejdziemy do środka.

Telefon też nie pomaga w skontaktowaniu się z księdzem Kiersztynem: kobiecy głos prosi wpierw o chwilę cierpliwości, bo ksiądz "może jest na piętrze", potem jednak stanowczo oznajmia: ks. Kiersztyn będzie teraz "nieuchwytny przez dłuższy czas".

Pod adresem domu w Szczyglicach figuruje m.in. Fundacja Serca Jezusa, jedna z instytucji, w których ks. Kiersztyn odgrywał bądź odgrywa ważną rolę. Jest ich więcej: w tym samym miejscu działało Biuro Postulacji, które do 2007 r. koordynowało prace związane z beatyfikacją Rozalii Celakówny, a także "Wspólnota św. Klaudiusza". Instytucje te funkcjonują poza oficjalnymi strukturami Kościoła.

Ks. Kiersztyn wstąpił do zakonu jezuitów w 1971 r. Ukończył w Rzymie studia z teologii duchowości. W następnych latach pełnił w zakonie m.in. funkcje prefekta kleryków, Krajowego Dyrektora Apostolstwa Modlitwy, był też redaktorem naczelnym "Posłańca Serca Jezusowego". W publicystyce z lat 90. nie ukrywał, że pierwsze lata polskiej demokracji ukazały mu zło, zepsucie, a nawet skłonność do wypaczania misji Kościoła przez jego duchowieństwo. Nie podobała mu się niechęć do Radia Maryja wśród jezuitów oraz fakt, iż oparcia szukano wtedy w środowiskach podobnie myślących. "Wystarczy tu wspomnieć częste spotkania Redakcji »Tygodnika Powszechnego« i jego osnowy w naszych domach zakonnych", pisał w "Liście do jezuitów", ogłoszonym w ostatnim dniu jego pobytu w Towarzystwie Jezusowym w 1998 r. "Ilu młodych kapłanów i osób świeckich ksiądz Tischner (...) uraczył wodą oświecenia ze swej zatrutej studni!", zastanawiał się na łamach "Naszego Dziennika" w październiku 1999 r. Sprzysiężenie zła sięgało jego zdaniem wysoko, skoro twierdził, że ks. Tischner, abp Życiński oraz ówczesny prowincjał jezuitów na Polskę południową o. Adam Żak przygotowywali Janowi Pawłowi II przemówienia w czasie jego pielgrzymki do Polski.

Jak wspominał wiele razy, przełom w jego życiu nastąpił w 1996 r., gdy pod wpływem lektury pism Rozalii Celakówny przekonał się o potrzebie intronizacji Chrystusa na króla Polski. Przebieg walki o osiągnięcie tego celu streszcza ks. Kiersztyn w obszernym tekście "Kapłan przed plutonem egzekucyjnym", który powstał przed czterema laty.

"Od kilkunastu lat władze duchowne zmuszały mnie, bym zaparł się Jezusa Króla i bym wraz z narodem Izraelskim wybrał Barabasza, tak jak to uczyniły one na fali soborowych przemian" - rozpoczyna ks. Kiersztyn. I dalej, porównując się do górników z Kopalni "Wujek", pisze, że postawiono go przed "plutonem »egzekucyjnym«, którym dowodził sam kard. Stanisław Dziwisz, i nie strzelano do mnie z broni palnej, lecz popełniono na mnie mord moralny przy użyciu broni, znanej dobrze siłom ciemności".

Ks. Kiersztyna popiera m.in. Ruch Obrony Rzeczypospolitej "Samorządna Polska", na którego czele stoi prof. Andrzej Flaga, związany z LPR (jego brat, Kazimierz, kandydował w 2002 r. na urząd prezydenta Krakowa). Ruch "Samorządna Polska" zasłynął z próby skierowania do Sejmu projektu ustawy ogłoszenia Chrystusa Królem Polski oraz z akcji zbierania podpisów pod petycją usunięcia z państwowego godła symboli masońskich (nieprawidłowego kształtu korony oraz pięcioramiennych gwiazdek na skrzydłach). Na stronie Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny na Facebooku aktywny jest m.in. Mirosław Orzechowski, b. wiceminister edukacji z ramienia LPR, znany z wypowiedzi homofobicznych i negujących teorię Darwina. Aktywnie uczestniczące w działaniach na rzecz intronizacji Chrystusa, m.in. organizujące w dużych miastach marsze na jej rzecz, jest współtworzone przez ks. Kiersztyna stowarzyszenie "Róża", zarejestrowane w Krakowie pod tym samym adresem, co wspomniana wcześniej Fundacja Serca Jezusa oraz prawicowa partia Polska Racja Stanu. Na czele tej ostatniej stoi Józef Kurecki, który w 2007 r. razem z prof. Flagą podpisał się pod listem do kard. Dziwisza w obronie ks. Kiersztyna.

W działania na rzecz intronizacji Chrystusa na króla Polski zaangażowany jest także suspendowany przez metropolitę krakowskiego ks. Piotr Natanek.

Domek Baby-Jagi

Jaka jest rzeczywista kościelna sytuacja ks. Kiersztyna?

Eksjezuita przy wielu okazjach podkreśla, że udało mu się obronić kapłaństwo i nadal służy ludziom. Tymczasem przy okazji zakończenia procesu beatyfikacyjnego Rozalii Celakówny na szczeblu diecezjalnym 17 czerwca 2007 r. w biuletynie kurialnym ukazała się "Informacja na temat działalności ks. Tadeusza Kiersztyna". Krakowska kuria poinformowała wiernych, że działania duszpasterskie tego kapłana nie mają "poparcia ani przyzwolenia Arcybiskupa Metropolity Krakowskiego i są przeciwne dyscyplinie kościelnej". Ponadto przypomniano, że ks. Kiersztyn w 1999 r. został "zgodnie z prawem wydalony z Towarzystwa Jezusowego", i dopóki nie znajdzie biskupa, który go przyjmie, nie może wykonywać funkcji wynikających ze święceń, o czym mówi kanon 701 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Jeśli zatem np. spowiada, udzielane rozgrzeszenie jest nieważne (kanon 966), a on sam podpada pod automatyczną karę suspensy (kanon 1378).

To oświadczenie oburzyło ks. Kiersztyna. W liście do zaniepokojonego prof. Flagi pisze, że zażądał dymisji od władz Towarzystwa Jezusowego "jako wyraz protestu, głównie wobec heretyckich poglądów ówczesnego prowincjała jezuitów, ks. A. Żaka, jak i wobec liberalnej opcji Prowincji", a ponieważ prawo kościelne nie uznaje samodzielnej decyzji wystąpienia z zakonu zakonnika po profesji wieczystej, zmuszony był "zgodzić się na przyjęcie post factum dymisji".

- To nieprawda - mówi "Tygodnikowi" kanclerz krakowskiej kurii ks. Piotr Majer. - Gdyby ks. Kiersztyn odszedł z zakonu na własną prośbę, otrzymałby tzw. indult odejścia, o którym mówi kanon 691, tymczasem został wydalony, a dymisja zawsze ma charakter karny.

Nie jest tak, że ks. Kiersztyn nie rozumie swojej sytuacji. Przeciwnie: interpretuje prawo kanoniczne w taki sposób, by usprawiedliwić ważność udzielanych przez siebie rozgrzeszeń. Np. powołuje się na kanon 1335, który stwierdza, że jeśli kara wiążąca mocą samego prawa nie została ogłoszona, zakaz sprawowania sakramentów (np. słuchania spowiedzi) ulega zawieszeniu, "ilekroć wierny prosi o sakrament", a "wolno o to prosić z jakiejkolwiek słusznej przyczyny". Zatem pierwsza odprawiona samowolnie przez eksjezuitę Msza spowodowała nałożenie na niego "mocą samego prawa" kary suspensy. Kara ta nie została jednak ogłoszona, gdyż kapłan-tułacz nie podlega już formalnie żadnemu przełożonemu. Tak więc zgodnie z powyższym kanonem, ktokolwiek z jakiejkolwiek przyczyny prosi obecnie ks. Kiersztyna o spowiedź, może zostać legalnie wyspowiadany. Ewidentna dziura w prawie kanonicznym.

Ks. Majer przyznaje, że kanon 701, "produkujący" księży-tułaczy, tworzy sytuację niezgodną z kanonem 265 ("nie może być duchownych nikomu nie podlegających, czyli tułaczy") i kanoniści z tą niezgodnością od dawna się zmagają; życie jest bogatsze od przepisów. Ale nie zgadza się z pokrętną, jego zdaniem, interpretacją kanonu 1335. - Prawo powinno się odczytywać w zgodzie z intencją prawodawcy. Autorom tego kanonu chodziło o ochronę dobrego imienia kapłana, w przypadku gdy on popełnił przestępstwo publicznie nieujawnione, ale na tyle poważne, że spada na niego kara "mocą samego prawa". Wierni nie muszą o tej karze wiedzieć, a zatem są moralnie usprawiedliwieni, kiedy proszą takiego księdza o sakramenty. Natomiast kanon nie działa w przypadku, gdy sytuacja księdza jest znana.

Śpiąca królewna

Jedną z pierwszych ofiar ruchu intronizacyjnego i działalności ks. Kiersztyna jest sama Rozalia Celakówna wraz z jej kultem. Ks. Majer zauważa, że poprzez upolitycznienie przesłania krakowskiej wizjonerki propagatorzy intronizacji poważnie zaważyli na jej procesie beatyfikacyjnym.

Zaczęło się od nielegalnego koronowania złotą koroną przez ks. Kiersztyna 24 listopada 1996 r. figury Chrystusa z głównego ołtarza jezuickiej bazyliki w Krakowie (dziś korona ta leży u stóp figury w szklanej szkatule). Kard. Macharski wstrzymał także ekshumację szczątków pochowanej na cmentarzu Rakowickim Rozalii i przeniesienie ich do sarkofagu przygotowanego w bazylice przy ul. Kopernika 26. Inspiratorzy tej akcji nie wzięli pod uwagę, że akt taki mógłby zostać uznany za wyraz publicznego kultu Rozalii, zanim jeszcze została wyniesiona na ołtarze, co zgodnie z prawem kanonizacyjnym stanowiłoby przeszkodę do jej beatyfikacji.

Fundacja Serca Jezusa jako prawny opiekun procesu (powód), zamiast inspirować prywatny kult Rozalii (modlitwy o potrzebny do beatyfikacji cud za jej wstawiennictwem), prowadziła akcję wzywającą do intronizacji Chrystusa na króla Polski. Nie przebierano w środkach, łącznie z fałszowaniem zatwierdzonej przez Kościół modlitwy o beatyfikację. W publikowanych przez Biuro Postulacji w Szczyglicach ulotkach wezwanie do szerzenia nabożeństwa "do Najświętszego Serca Jezusa i Dzieła Jego Intronizacji w Narodzie Polskim" zostało zmienione na wezwanie do szerzenia nabożeństwa "Jezusa Króla i Dzieła Jego Intronizacji w Narodzie Polskim", choć imprimatur bp. Jana Szkodonia z 1997 r. pozostało.

- Dlatego ksiądz kardynał Dziwisz w 2007 r. odebrał Fundacji Serca Jezusa ks. Kiersztyna rolę powoda w procesie i przekazał ją krakowskim jezuitom - mówi kanclerz kurii. Obecny prowincjał Południowej Prowincji Towarzystwa Jezusowego, o. Wojciech Ziółek, to potwierdza. - Jest czymś naturalnym, że zajmujemy się procesem beatyfikacyjnym Rozalii Celakówny, skoro była ona wielką czcicielką Najświętszego Serca Jezusa, kultu, którego propagowaniem nasz zakon zajmuje się od XVII w.

Na oskarżenie o polityzację kultu Rozalii zwolennicy intronizacji reagują nerwowo: to nie polityka, tylko działalność patriotyczna! Oni po prostu zgodnie z wezwaniami Pana Jezusa w wizjach Rozalii ratują Polskę przed zagładą.

Czy rzeczywiście Rozalii chodziło o akt religijno-polityczny (czy jak chcą intronizatorzy: religijno-patriotyczny) w duchu epoki ścisłego aliansu ołtarza z tronem?

Pocałunek

Rozalia urodziła się w 1901 r. w Jachówce pod Makowem Podhalańskim, w wiejskiej rodzinie o surowej religijności. Była najstarsza wśród ośmiorga rodzeństwa. Mówiący do niej Głos usłyszała już jako sześciolatka. Ostatecznie ów Głos zaprowadził ją do Krakowa, gdzie podjęła pracę na oddziale skórno-wenerycznym szpitala św. Łazarza. Pracowała tam z drobnymi przerwami aż do śmierci w 1944 r., zyskując opinię niezwykle uczynnej i poświęcającej się chorym pielęgniarki. Umarła w opinii świętości.

Na polecenie spowiedników spisywała swoje duchowe przeżycia. Najsłynniejsze stały się przesłania kierowane do Polaków przez ukazującego się Rozalii Jezusa. W jej notatkach odnaleźć można trzy wizje, w których Zjawa wzywa ówczesnego prymasa kard. Augusta Hlonda i władze państwowe do dokonania uroczystego aktu intronizacji Najświętszego Serca Jezusa. Ten akt ma uchronić Polskę przed zbliżającą się wojenną katastrofą. Tylko w jednej wizji, tuż przed wybuchem II wojny światowej, Jezus uzależnia ratunek dla Polski od uznania go Królem i Panem poprzez intronizację, ale wielokrotnie wcześniej i później Rozalia mówi o intronizacji Serca Jezusa. Większość tytułów rozdziałów najważniejszego notatnika Rozalii "Wyznań z przeżyć wewnętrznych" zawiera akt strzelisty do Najświętszego Serca Jezusa. Trudno nie zorientować się, o jakie panowanie Jezusa mistyczce chodzi - serce jest symbolem miłości.

Przeżywająca dotkliwe cierpienia z powodu okresów wątpliwości i upokorzeń doznawanych od nieżyczliwych jej ludzi, ale zawsze niezwykle pokorna wobec spowiedników, pod koniec życia Rozalia się wycisza. W obliczu trwającej wojny-kary misja intronizacji jakby traci na impecie, a może nawet na aktualności. No cóż, nie udało się i nie wiadomo, kiedy Bóg wybierze następną okazję, i czy nie ześle jakiegoś nowego pomysłu na ratowanie świata, jak to bywa w prywatnych przesłaniach. Objawienia Rozalii zdarzają się rzadziej i są coraz bardziej zwięzłe: "Nie jestem kochany!" - upomina się Głos w listopadzie 1943 r. w ostatnim zapisie. Za to komentarz samej wizjonerki staje się dojrzalszy. W jednej z ostatnich notatek przed śmiercią autorka "Wyznań z przeżyć wewnętrznych" notuje: "Tylko zapomnienie, pominięcie, wzgarda, całkowite zniknięcie zdolne jest utrzymać moją duszę w pokoju. W tej atmosferze zamierają wszystkie żądze i pragnienia w duszy, wtedy ona ogołocona ze wszystkiego bez przeszkód wznosi się ku Bogu".

...żyli długo i szczęśliwie

Na jednym z publicznych wykładów, podczas spotkania zorganizowanego w Krakowie przez Wszechnicę Narodową w kwietniu 2010 r., ks. Kiersztyn cichym, spokojnym głosem (czasem uśmiechając się do publiczności, świadom, że powtarza prawdy oczywiste) mówił m.in., że jest na świecie miejsce okultyczne, gdzie raz do roku zbierają się przywódcy świata, aby oddawać kult Lucyferowi. Na pewno słyszeliśmy o masońskiej Bohemii. Zapewnił przybyłych: "Walczymy o swoje życie. Rodzicie małe dzieci, z miłością, pragniecie ich szczęścia. (...) A to wszystko zostaje indoktrynowane i ofiarowane złemu duchowi. I z tych małych bobasów wyrastają po prostu demony. (...) Zobaczcie słownictwo tych dzieci. Idźcie pod szkołę podstawową czy gimnazjum. To jest sterowane przez gremia światowe". Wszystko się wyjaśnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011