Azyl brata Antoniego

Jest miejsce, gdzie były szef MON czuje się jak u siebie. To „amerykańska Częstochowa” w Pensylwanii.

23.04.2018

Czyta się kilka minut

Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown, USA / CHRIS GARDNER / AP / EAST NEWS
Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown, USA / CHRIS GARDNER / AP / EAST NEWS

Antoni Macierewicz już w pierwszych słowach trącił mesjanistyczną strunę. Zwierzył się, że gdy Jarosław Kaczyński powierzył mu wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej, pomyślał: „może rzeczywiście jest tak, że tak mnie Pan Bóg prowadził w moim życiu”, by mógł teraz „spojrzeć za tę ciemną kurtynę, która jest między nami a tym straszliwym wydarzeniem z 10 kwietnia 2010 r.”.

Był listopad 2013 r. Zgromadzeni w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown w stanie Pensylwania ludzie chłonęli jego słowa.

Po prawej miał kadr z animacji eksplodującego Tu-154M. Po lewej zdjęcie sugerujące, że Donald Tusk z Władimirem Putinem radują się śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ze ściany patrzył na to z obrazu zafrasowany Jan Paweł II.

Przeor wyraża zgodę

Macierewicz był wówczas szefem zespołu parlamentarnego, który kreował kolejne wersje „zamachu”. Latał do „amerykańskiej Częstochowy”, gdzie coraz lepiej poznawał swoich ekspertów, przyszłych członków podkomisji smoleńskiej. Towarzyszyli mu dr Kazimierz Nowaczyk, prof. Wiesław Binienda, a także dr Wacław Berczyński, którego namaścił w 2016 r. na szefa ministerialnej podkomisji.

Polski polityk chwalił gościnność zakonników. Sympatia jest obopólna. Poprzedni przeor, o. Rafał Walczyk, w 2015 r. wymieniał Macierewicza wśród „wybitnych osobistości z Polski”. W 8. rocznicę paulini witali „wspaniałego gościa”.

Na koniec spotkania obraz wybuchającego tupolewa zastąpił portret ks. Jerzego Popiełuszki. Na tle błogosławionego wszyscy odśpiewali hymn. Do rodzinnego zdjęcia stanęli uśmiechnięci paulini – ramię w ramię z rozpromienionym Macierewiczem i jego ekspertami.

Z relacji Komitetu Smoleńsko-Katyńskiego, który co rok organizuje w Doylestown obchody obu rocznic: „Po bardzo udanym spotkaniu ministra z Polonią odbyło się jeszcze jedno spotkanie w węższym gronie. Ówczesny przeor klasztoru zaprosił na nie ministra Macierewicza i prof. Nowaczyka (bliskiego współpracownika Macierewicza, dziś wiceszefa podkomisji). W spotkaniu tym brał także udział przedstawiciel Klubu »GP« z Filadelfii. Padła propozycja zorganizowania uroczystości z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej. Inicjatywa ta spodobała się wszystkim obecnym, a ojciec przeor wyraził na nią zgodę”.

– Poznałem paulinów z Doyles­town ponad 10 lat temu. Byli dość otwarci. Mam wrażenie, że w ostatnich kilku latach zdryfowali pod wpływem religii smoleńskiej – mówi „TP” Ryszard Schnepf, ambasador RP w Waszyngtonie w latach 2012-16, a wcześniej minister i doradca w pierwszych rządach PiS.

Obecny przeor Doylestown o. Krzysztof Drybka na pytania o upolitycznienie sanktuarium odpisał krótko: „Bardzo serdecznie dziękuję za tak wielkie zainteresowanie. Kościół ma drzwi otwarte dla wszystkich. Wielu ludzi chce naśladować Jezusa Chrystusa i wspólnie się modlić”.

U stóp „Mściciela”

Nad „amerykańską Częstochową” czuwają z cokołów dwie postaci. Pierwszy ramiona rozpościera Jan Paweł II. „Otwórzcie szeroko drzwi Chrystusowi” – głosi cytat u jego stóp. Drugi patron to „Mściciel” – 10-metrowy zbrojny husarz ze strzelistym skrzydłem na plecach klęczy, wspierąc się na mieczu, pośród 6 tysięcy cmentarnych mogił. U stóp ma dwie tablice: katyńską i smoleńską.

Doylestown leży 100 km od Nowego Jorku i jeszcze bliżej Filadelfii. Sanktuarium założył zmarły w 2003 r. paulin o. Michał ­Zembrzuski, ­zasłużony dla Kościoła, wybitny działacz polonijny. Przyjechał do USA w 1951 r. Budowa miała być dziełem jego życia – spełnieniem amerykańskiego snu o wielkiej świątyni dla Polaków za Oceanem. I taką się stała: Doyles­town z kopią obrazu z Jasnej Góry jest największym polskim kościołem w USA. Zakonnik kupił ok. 100 ha terenu otoczonego polami uprawnymi i drzewami, z domem i zabudowaniami gospodarczymi, na wzgórzu i uboczu miasteczka. Stodołę przemienił na kaplicę – przez 11 lat służyła za świątynię. Potem zaczął lać beton pod dzisiejszy gmach ze strzelistą dzwonnicą.

Na poświęcenie sanktuarium w 1966 r. komunistyczne władze nie pozwoliły lecieć kard. Stefanowi Wyszyńskiemu, więc Polonia zostawiła pusty fotel z kwiatami w narodowych barwach. Uroczystość uświetnił za to prezydent Lyndon Johnson – witało go 140 tys. Amerykanów polskiego pochodzenia. W latach 1969 i 1976 Doylestowun odwiedzał Karol Wojtyła.

Budowę finansowano także z pożyczek (długi spłacono dopiero w 1980 r.) i z opłat za kwatery na cmentarzu. To „polskie ­Arlington”, bo spoczywają na nim prochy weteranów I i II wojny światowej. Leżą tu znamienite postacie Polonii – od wojskowych po artystów. Rocznie przybywa tu ­około ­300-400 tys. wiernych.

Ryszard Schnepf: – Zaraz po zakończeniu II wojny światowej Polonia wiele znaczyła. Była potrzebna w amerykańskiej polityce, bo była konserwatywna, a przede wszystkim antykomunistyczna. Uznawano ją za zdrowy trzon Ameryki. Doylestown to wspomnienie wielkości Polonii w USA.

Także dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas mówi, że znaczenie Doylestown jest coraz mniejsze. A co więcej: jeśli w sanktuarium hołubiony jest Macierewicz, a z honorami przyjmowana jest znana z głoszenia antysemickich teorii dr Ewa Kurek, to marginalizacja jeszcze postępuje.

– Wokół sanktuarium skupia się „stara Polonia”, bardzo konserwatywna i sentymentalna – podkreśla. – Młodsze pokolenia i „nowa Polonia”, jeśli chcą odbyć pielgrzymkę do Częstochowy, wolą jechać do tej w Polsce – dodaje. Zwłaszcza że „bardzo się wzbogaciła w ostatnich latach. Nieprzypadkowo na zdjęciach z debat na forach polonijnych dominują starsi ludzie.

Pielgrzymki „dobrej zmiany”

Pierwszym polskim premierem, który zawitał do sanktuarium, była Beata Szydło. Pierwszym prezydentem – Andrzej Duda, który przy tej okazji odsłonił pomnik żołnierzy wyklętych. Wybierał się tam Kazimierz Marcinkiewicz, ale ubiegła go własna dymisja. – Do wizyty miało dojść jesienią 2006 r., a zakonnicy byli na nią otwarci. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło. Dopiero pod koniec swojej misji ambasadora byłem w Doyles­town razem z premier Szydło – wspomina Schnepf.

Za rządów PO polskie władze uznawały Doylestown za katolicko-narodową, ­pisowską enklawę, do której nie warto się zapuszczać, bo jeszcze ktoś ich nazwie zdrajcą albo obrzuci jajkami. Sanktuarium odwiedzali za to prezydent Ronald Reagan (1984) i wiceprezydent George H. Bush.

Andrzej Duda mówił zakonnikom, że to miejsce „jednoczy i zespala”. Wręczył polską flagę. Pięć tysięcy zgromadzonych wylewnie mu dziękowało. Ani prezydent, ani premier Szydło nie mówili o wybuchach, ale o pamięci i wsparciu dla Polonii, z uśmiechem namawiali też do powrotów. Duda odznaczył przy tej okazji ówczesnego przeora o. Rafała Walczyka.

Były ambasador podkreśla, że gdy pełnił funkcję, nie doszło do państwowej wizyty prezydenta czy premiera w USA, ale przyjeżdżali oni przy okazji szczytów ONZ. – W 2013 i 2014 r. brałem udział w przygotowywaniu wizyt prezydenta Komorowskiego. Regularnie wprowadzałem Doylestown jako możliwy punkt wizyty, ale potem Kancelaria Prezydenta wybierała inne miejsca. Nacisk kładziono na kwestie wojskowe, stąd odwiedziny akademii West ­Point, lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” w Norfolk albo ośrodka szkolenia wojsk specjalnych w Tampie.

Poprzednie, nie tylko platformerskie władze w Warszawie, jadąc do USA dbały zatem o tanki, ale nie o dusze Polonii spod znaku Doylestown. Obóz Platformy nawet nie podjął walki. – Gdy prezydent Komorowski był w Nowym Jorku, pod konsulatem protestowało pięć osób. Gdy był Duda, pikietowało z kolei 20 osób z KOD. Na pewno w Doylestown przyjęliby Komorowskiego z sympatią – ocenia Schnepf.

Po katastrofie smoleńskiej atmosfera się jednak zmieniła. Stan ducha Polonii bliskiej Doylestown obrazuje scena opisana przez „GP Codziennie”: gościa kwietniowego Forum Polonijnego, bp. Stanisława Stefanka część publiczności zaatakowała zarzutami o współpracę z komunistyczną SB. Hierarcha od lat temu zaprzecza.

Na oddanym walkowerem przez niepisowskie opcje polityczne gruncie wykiełkowało i wzrosło smoleńskie ziarno. W 2013 r. po wspomnianym już ­spotkaniu z Macierewiczem klub „GP” stworzył Komitet Smoleńsko-Katyński. Wszedł do niego przeor, kilka osób z klubów „GP”, przedstawiciele Kongresu Polonii Amerykańskiej i Koła Przyjaciół Radia Maryja. Zrodził się też pomysł organizowania Forum Polonijnego „Budujmy wspólny front patriotyczny” – w tym roku odbyła się już piąta edycja. Tak Doylestown sprzęgło się ze środowiskiem „GP” na kolejne lata.

Raport w darze

W piątą rocznicę katastrofy odsłonięto tablicę smoleńską u stóp „Mściciela”, a potem głaz ze wspomnieniem ofiar. ­W 2015 r. stojący przy nim Macierewicz mówił o „zbrodni smoleńskiej”. W celach Komitetu pojawiła się „realizacja polityki historycznej, którą zapowiedziała w swoim exposé w 2015 r. premier Beata Szydło”. Ze składu komitetu organizacyjnego (ale nie honorowego) zniknął przedstawiciel sanktuarium, jednak sympatia pozostała.

Tadeusz Antoniak, szef Klubu „GP” w Filadelfii, mówi: – Przy poprzednich wizytach Macierewicza organizatorem był Komitet, ale zawsze zwracamy się z prośba do ojca przeora o pozwolenie na zorganizowanie spotkania.

Do Komitetu należy Maria Szonert-Binienda, zawieszona konsul honorowa w Akron, która rozpowszechniała na Face­booku grafikę Donalda Tuska w mundurze SS, a Radosława Sikorskiego na szubienicy – żona wiceszefa podkomisji smoleńskiej prof. Biniendy. Jest też reprezentant Reduty Dobrego Imienia, forsującej nowelizację ustawy o IPN, co wywołało kryzys w relacjach Polski z USA i Izraelem.

Sanktuarium korzysta na współpracy. Antoniak zapewnia: – Przy okazji głównych spotkań w ramach uroczystości smoleńsko-katyńskich prowadzimy rozliczenia finansowe, które obejmują: wynajem pokoi w Domu Pielgrzyma, wyżywienie oraz opłatę za salę konferencyjną i inne. Za wszystkie usługi płaci Komitet.

Jak sprawnie działa Komitet, opisuje Schnepf. Wspomina, że gdy był ambasadorem, bez jego wiedzy wpisano go raz do komitetu honorowego uroczystości w Doyles­town. – Wyjaśniłem telefonicznie tę sprawę: ani mnie nie będzie na uroczystościach, ani nie zgadzam się na zasiadanie w komitecie honorowym, ani zapraszanie kontrowersyjnych postaci nie jest dobrym pomysłem. Później i tak dostałem od komitetu organizacyjnego list z podziękowaniem za udział. Uśmiałem się – mówi.

Schnepf podkreśla, że przeor „bardzo się tłumaczył z listy zaproszonych”. – Mówił, że nie miał wpływu na dobór gości i że to jakiś błąd. Wedle byłego ambasadora początkowo wśród gości miał być nawet owiany złą sławą działacz polonijny i milioner Jan Kobylański z Urugwaju.

Dobór zapraszanych postaci się nie zmienił. Sanktuarium odwiedzali też inni eksperci Macierewicza: dr Bogdan Gajewski (był w podkomisji, ale później zrezygnował), dr Glenn Jorgensen i prof. Chris Cieszewski. Dla samego Macierewicza Doylestown jest jak azyl.

Tadeusz Antoniak: – Kryterium przy wyborze prelegentów Forum jest zawsze prawda i duch chrześcijański.

Paulini promowali przyjazd Macierewicza, jego ekspertów, dr Ewy Kurek, Tomasza Sakiewicza i innych prelegentów na swojej stronie internetowej. Obecny ambasador RP w USA prof. Piotr Wilczek nie miał takich obiekcji jak Schnepf i znalazł się na liście gości Forum.

Na 8. rocznicę katastrofy smoleńskiej Macierewicz przyleciał ze świtą z podkomisji. Przywiózł 56 stron „raportu technicznego” z tezą, że to eksplozje zniszczyły Tu-154M. Na ręce lokalnego kongresmana, Briana Fitzpatricka raport w wersji angielskojęzycznej złożył prof. Binienda. Misjonarze teorii wybuchów chcą, aby ten były funkcjonariusz FBI, a dziś polityk Republikanów szukał pomocy w rządzie USA w badaniu rzekomych eksplozji. Fitzpatrick obiecał, że się zajmie sprawą. Kiedy? Tego już nie precyzował.

Zostało Doylestown

Mesjańską rolę i profetyczne zdolności Macierewicza zweryfikował czas. Na stronach Komitetu Smoleńsko-Katyńskiego widnieje jego list z 2015 r.: „Dziś 40 proc. przyjmuje, że Smoleńsk to mógł być zamach, a agresja rządzących, ich kłamstwa w zestawieniu z umiędzynarodowieniem sprawy smoleńskiej zapewne rychło powiększy ten odsetek”.

Dziś takie przekonanie żywi ok. 20 proc. badanych, a sam Macierewicz nie dość że wyleciał z rządu, to jest na marginesie partii. Mimo że okazał się fałszywym prorokiem, to w Doyles­town jest przyjmowany z honorami. W radiu Głos z Amerykańskiej Częstochowy zakonnik nazywa go „domownikiem”. Brat Antoni wciąż pozostaje bliski sanktuarium. ©

Autor jest dziennikarzem Gazeta.pl, stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2018