Autor

Choćby tylko pobieżna próba przedstawienia Władysława Bartoszewskiego jako autora byłaby przedsięwzięciem karkołomnym. Stojąc więc nieco bezradnie przed zadaniem, któremu chciałabym z wdzięczności za okazywaną mi wieloletnią przyjaźń choć trochę sprostać, ucieknę do kilku wspomnień.

15.02.2007

Czyta się kilka minut

Autor "Tygodnika" w "epoce przedkomputerowej" /
Autor "Tygodnika" w "epoce przedkomputerowej" /

Prawie ćwierć wieku temu, pracując w monachijskim Instytucie Europy Wschodniej i zajmując się najnowszą historią Polski, zwróciłam się do Profesora z prośbą o rady i uwagi, których szczodrze udzielił. Był to początek kontaktu, który się pogłębił, gdy Bartoszewski otrzymał profesurę gościnną w Monachium i Profesorostwo zamieszkali w stolicy Bawarii.

Zajmowałam się już wtedy także tłumaczeniami, wynikła więc szczególna współpraca na polu językowym. Miała różne formy. Czasem spotkania odbywały się u Profesorostwa. Wzmocniwszy się herbatą, Profesor zasiadał za biurkiem zasypanym niezliczonymi notatkami, wycinkami, fotokopiami i książkami, uzbrojony w papier, długopis, nożyce i klej - była to jeszcze ,,epoka przedkomputerowa". Ja siadałam po drugiej stronie biurka. Profesor, pisząc, mówił swój tekst po niemiecku z polskimi wstawkami, a ja uważałam na niemiecką poprawność gramatyczną i stylistyczną, szybko tłumacząc polskie wtrącenia. Pani Zosia z pewnym rozbawieniem przysłuchiwała się naszym przekrzykiwaniom. Czasem trzeba było łapać galopujące myśli, jako że niemiecki czytelnik czy słuchacz niezbyt dobrze zorientowany jest w polskich sprawach i historii Polski. Zatrzymany w toku, Profesor spoglądał na mnie, na chwilę milkł, a potem wołał: ,,A tak, naturalnie! Bartoszewski, bój się Boga, bo zwariujesz!" i szybko wstawiając brakującą informację, leciał dalej. Zawsze się spieszył, zawsze w biegu, bo już termin, bo kalendarz przepełniony, bo referat jutro jest do wygłoszenia.

Mimo tego biegu, przy pracy nie było atmosfery popłochu. Wręcz na odwrót: omawianie wszelkich kwestii tłumaczeniowo--redakcyjnych, szczególnie przy większych tekstach i książkach, było zawsze szybkie i rzeczowe, bez wchodzenia za bardzo w szczegóły, ale cechujące się przy tym kooperatywnością, polegającą np. na udostępnianiu różnych, często niemieckojęzycznych źródeł i dokumentów, których już nie musiałam mozolnie wyszukiwać, by cytować je w oryginalnym brzmieniu.

Obdarzanie tak dużym zaufaniem jest naturalnie zobowiązujące - chyba tego doświadczył każdy, kto współpracuje z Profesorem na niwie ,,czernienia papieru" (jak mawiał Jerzy Stempowski). A jeśli chodzi o permanentny stan w biegu, to raczej wyczuwalny jest dystans do samego siebie: rozłożenie rąk i jakby powiedzenie z przymrużeniem oka - ot, i znów za dużo terminów, znów walka z uciekającym czasem...

To poczucie humoru jest może właśnie jedną z tajemnic szacunku i podziwu, jaki wzbudza Bartoszewski wśród czytelników i licznych rozmówców w Niemczech. Porywa swym temperamentem, łączeniem fragmentów wspomnień, czasem także anegdotycznych opowiadań z cytatami dokumentów i dogłębnymi, poważnymi rozważaniami trudnych kwestii i niewygodnej prawdy. Jasna, nieugięta postawa i własne przeżycia nadają jego wypowiedziom wagę i wiarygodność. Dlatego tu, w Niemczech, liczą się z jego opiniami, a jego krytyczne słowa słuchane są może niekoniecznie chętnie (któż chętnie słucha krytyki?), ale z uwagą, wywołując zastanowienie. A to już coś.

Spraw skomplikowanych, wymagających rzetelnej analizy, nie brak nam ani w kraju, ani w relacji do naszych sąsiadów. Dlatego życzę Jubilatowi siedmiomilowych butów na dalsze boje - naturalnie w biegu.

NINA KOZŁOWSKA urodziła się w 1947 r. w Monachium. Jest redaktorką i tłumaczką niemieckich wydań książek m.in. Władysława Bartoszewskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Leszka Kołakowskiego. Za przekłady literatury polskiej na niemiecki otrzymała w 2005 r. nagrodę Polskiego PEN Clubu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (07/2007)