Autobiografia w sensie ścisłym (6)

Z tego, że jest wszechmogący, nie musi wynikać, że jest kapryśny. Głosu nie wiadomo jakiego oczekujemy, a tu delikatne stukanie w szybę. Może On tak wyliczył i ustalił, że dla nas są tylko resztki nieziemskiej akustyki?

16.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Grafika Andrzej Dudziński
/ Grafika Andrzej Dudziński

Dom

Dom w Wiśle opustoszał. Wszyscy poszli na swoje. Jedni tak, drudzy tak. Jedni poszli, ale nie doszli. Inni znów doszli, ale nie mogli sobie przypomnieć, po co szli. Jeszcze inni rychło wracali. Niby taka jest kolej rzeczy, ale z bliska sprawa wygląda dość ponuro (z bliska wszystko wygląda dość ponuro).

My do Krakowa, Andrzej do Skoczowa, Adaś na tamten świat. Oczywiście wszystko rozciągnięte w czasie, choć teraz się wydaje, że wszystko jednopunktowe było. Że czas w jednym punkcie doskonale się skupił i losami moich krewniaków eksplodował. Weźmy brata mojej matki – Adasia. Miał wprawdzie przed sobą jeszcze kilkanaście lat, ale czas pogubionego inaczej płynie; miał przed sobą nie tak mało, ale do czterdziestki i tak nie dociągnął. W samotności, jaka dotknęła dziadków, nie było z niego wielkiej pociechy. Idzie o samotność dogłębną. Idzie o taką samotność, w której obecność drugiej osoby albo obecność bądź ilu drugich osób nic nie daje. Idzie o samotność zwężającą się w ciemnej perspektywie. Idzie o samotność niesłychanie gęstą. Adaś był w takiej perspektywie. Swoimi ścieżkami chodził, tu i ówdzie się kręcił, robotę zmieniał, piwo mu smakowało – jak na ewangelika stanowczo za wiele przywar. Babka nakłaniała go do kościoła – żeby częściej i regularniej chodził.

– Matka ma coś z głową – skarżył się potem. – Mówi, że do kościoła powinienem... Coś ma z głową.

Piwo mu smakowało – za pomocą tej idyllicznej frazy opisuje się w moich stronach początki zaawansowanego alkoholizmu. Niestety. Smakowało.

My do Krakowa. Przenosiny pod złym znakiem, i w ogóle za wielkie i zbyt definitywne te przenosiny, za dużo złych znaków; niedługo w każdej linijce pokaże się zła wróżba.

„Gdyby głos Boga był słyszalny, byłby nieodparty” – kiedyś wielbiłem to zdanie Jaspersa, dziś podziwiam jego lodowatą konstrukcję. Nie polemizuję z właścicielem jednego z najlotniejszych mózgów epoki, nie polemizuję z jednym z największych pisarzy języka niemieckiego. Nie jestem aż tak szalony. Ale o głosie Boga mówi się tu w kategoriach ludzkich. Jak istnieje, to jest słyszalny, bo mówi jasno i dobitnie. Jedno z drugiego niezbicie wynika. W kategoriach człowieczych – tak. Ale czy On działa wedle naszych kategorii? Z tego, że jest wszechmogący, nie musi wynikać, że jest kapryśny. Głosu nie wiadomo jakiego oczekujemy, a tu delikatne stukanie w szybę. Może On tak wyliczył i ustalił, że dla nas są tylko resztki nieziemskiej akustyki? Tym niemniej przerażającej? Do Mojżesza z krzaka gorejącego się odezwał, dwakroć do siebie go zaprosił i fertig.

Monografia

W bezcennej „Monografii Wisły”, w tomie trzecim autorzy Renata Czyż i Zbigniew Pasek podają liczbę działającychna tym terenie Kościołów i wspólnot wyznaniowych. Oprócz zatem luteran i katolików działają tu świadkowie Jehowy, liczne odmiany zielonoświątkowców (zbór stanowczych chrześcijan, bracia norwescy, zbór ewangelii łaski, zbór poselstwa czasów końca). Są adwentyści, babtyści, metodyści, bracia plymuccy, że o licznych spirytystach nie wspomnę.

W tak licznych zgromadzeniach nie ma mowy o delikatnym stukaniu w okno. Trwa wielki harmider, światła wędrują po górach, grają orkiestry parafialne. Tamten świat nie tylko że istnieje, jest też ludny.

Duch

W tamtych czasach rozmaite opowieści o duchach nie wywoływały uśmiechu politowania. Baliśmy się wszyscy – ja najbardziej – armia duchów była potężną i wpływową siłą. Najdramatyczniejsza historia miała miejsce w Ustroniu. Duch pana organisty Krala nie chciał opuścić tego padołu – z jakich powodów, nie było jasne. Nie byłem przy tym, ale mam świadka wielce wiarygodnego. Profesor Jan Szczepański tak pisze w swych dziennikach: „Wczoraj po raz pierwszy rozmawialiśmy z »duchem« Pawła Krala, który »objawił« się w domu Józefa Malca. Jest to długa i dziwna historia. Spisana przez członków rodziny brzmi bardzo naiwnie, bardzo religijnie, czasami dziwnie. Córka Malca, 16-letnia Elusia posiada zdolności mediumiczne i duch zaczyna od pukania, a potem mówi jej ustami. Stawialiśmy z Norką [żona Jana, autorka popularnych książek o życiu Indian amerykańskich – JP] różne pytania dotyczące socjologii, metody badania, polityki międzynarodowej, mojej przyszłości itp. A więc jeśli duch się nie pomylił, Norka napisze »Kucharki« i będą wystawione, jej książki wyjdą w drugim wydaniu, w tym roku wyjdzie mój podręcznik i zbiór studiów o inteligencji, moja podróż do Jugosławii zakończy się sukcesem itp. Natomiast moje przewidywanie co do rozwoju inteligencji jest niesłuszne. Stwierdziliśmy, że duch wyznaje raczej poglądy teozoficzne. Dalej dowiedzieliśmy się, że latające talerze nadlatują z Jowisza, że istnieje tam odmienny typ istot inteligentnych, które nie znają wojen, że obserwują one ludzi i ich walki z niepokojem, że Wenus też ma swoich mieszkańców, że Księżyc nie jest bazą pojazdów kosmicznych itp. Nie przyszło mi na myśl, żeby postawić pytanie sprawdzające wiedzę »ducha«”.

Jak nie przyszło, jak przyszło? Przecież z zapisu wynika, że duch był prawie wyłącznie socjologicznymi kwestiami prażony. Z reszty „Dzienników” dobitnie wynika, że Szczepański był na swych tekstach skupiony jak młody poeta na swych wierszach. Nie dlatego wracam do tej arcyciekawej postaci. Piszę o nim, bo Nora i Jan przyjaźnili się z Julcią i Andrzejem Wantułami.

Relacja Szczepańskiego jest ewidentnie ironiczna i trudno się temu dziwić, był agnostykiem. Był agnostykiem w bardzo rozległym słowa tego znaczeniu. Był agnostykiem, chociaż pochodził z luterskiej i dość pod tym względem ortodoksyjnej rodziny. Można też powiedzieć, że choć pochodził z ziemi cieszyńskiej, lutrem był w wysoce ekscentryczny sposób. Był sobą. Należał do bardzo nielicznej grupy tych, dla których to, co robią, daleko ważniejsze jest od tego, w co wierzą. Bywa i tak. Wiele słyszał o duchu organisty Krala, ale nigdy te opowieści nie budziły w nim strachu ani specjalnego zainteresowania. Był za stary (czterdziestka) na historie o duchach. Ja byłem za młody, bałem się niepoczytalnie. I nie tyle bałem się samego ducha organisty, co opowieści o nim. Opowieść z bliska zawsze jest straszniejsza.

Nie myślałem wtedy o literaturze, miałem sporo książek, ale do głowy mi nie przyszło, że ta sterta druków scalonych to jest jakaś literatura. Natomiast opowieści babki Czyżowej to była poważna sprawa, to była literatura co się zowie. To była w dodatku literatura zakazana, dorośli dbali, abym się z tymi opowieściami za bardzo nie zbratał, aby spirytyzm za bardzo nie wszedł mi w krew. Chciałem coś wiedzieć – musiałem podsłuchiwać. Kot Głupielok bardzo mi w tym pomagał, wyglądało na to, że bardzo jesteśmy obaj niezmiernie zajęci, a słuchało się opowieści babki, albo jeszcze lepiej – Julci Wantułowej. Nie było w tych opowieściach cienia ironicznego dystansu – był strach i lęk. Było przerażenie, że to, o czym mówi Biblia, jest prawdą.

Wyznania sceptyka

Wydaje się to mało prawdopodobne, ale sceptyczny byłem od dziecka. Skąd się to wzięło, nie miałem zielonego pojęcia. Nic nie było takie, jak powinno. Może niektóre kobiety? Owszem. Kobiety bywały piękniejsze od wyobrażeń o nich. Lepiej się ubierały, lepsze miały makijaże i oczywiście były nieskończenie mądrzejsze.

Ale poza tym nic. Żadna ziemia obiecana, żadna kraina mlekiem i miodem płynąca. Nie szukałem drogi, bo wiedziałem: nie ma takiej drogi. Nie ma drogi prowadzącej do wyśnionych krajów, bo nie ma takich krajów.

Ile razy czytałem taką lub zbliżoną frazę: „Obudził się z ulgą, wszystko, co przeżywał i co widział, okazywało się sennym koszmarem”. Teraz nie budzę się z ulgą, jawa okazuje się trudniejsza niż sen najkoszmarniejszy. A jak trafi się sen sielankowy – szkoda gadać. Źle leżeć i jeszcze gorzej wstawać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015