Atomy języka

Poezja u Zajączkowskiej przekracza sztuczne podziały wypracowane przez naukę. Nie oznacza to jednak, że opisuje szczęśliwe współistnienia ludzi i nieludzkich organizmów.

09.07.2018

Czyta się kilka minut

 / Tomasz Gogolewski dla „TP”
/ Tomasz Gogolewski dla „TP”

Opozycja natury i kultury to wciąż, mimo licznych wysiłków, jedna z trwalszych struktur naszego myślenia. Może przejawiać się działaniem dyscyplinującym, które człowiek podejmuje, by naturę okiełznać, uporządkować i spacyfikować. Ale może również prowadzić do działań odwrotnych – wycofywania się ludzi w geście przywracania światu równowagi i wiary, że gdzieś na końcu czeka nas harmonijne współistnienie. Rozdzielenie tych porządków ma konsekwencje także w języku – naturalność konotuje prawdziwość i niezmienność, służy więc jako argument ostateczny i niepodważalny. Kulturowość bywa z kolei utożsamiana ze sztucznością, tymczasowością, bywa więc nieprzekonująca jako rodzaj powłoki otaczającej prawdziwy świat.

Ta skłonność języka do wytwarzania opozycyjnych porządków bywa szczęśliwie coraz częściej osłabiana przez badania post- humanistyczne, wytyczające zmierzch antropocentrycznej mowy i wynikającej z niej ontologicznej pewności. Ale język, w którym te badania formułujemy, wciąż naznaczony jest naszą, na wskroś ludzką perspektywą.

Szczególne miejsce w tym polu zajmuje Urszula Zajączkowska, poetka i botaniczka, w której twórczości łączą się atrybuty nauki i zapis doświadczenia estetycznego. To ostatnie pozwala opisywać świat przyrody poprzez zmysłową ciągłość człowieka i natury, jednocześnie wypracowując zdrową nieufność do konstruktów wypracowanych przez zracjonalizowaną naukę.

„wiechy trzcin podmuchami słońca, / rzędami świec migoczą. / idę blisko, wyciągam do nich dłoń / przeklinając tę chwilę gdy mnie nauczono, / że one od dawna nie żyją” – pierwszy wiersz z tomu „minimum” zdaje relację z kluczowego dla autorki założenia. Problematyczna opozycja natury i kultury musi zostać osłabiona wraz z drugą, równie uciążliwą – podziałem na naukę i sztukę. Nauka ma swój język. Stoi za nim niepodzielnie panujący rozum instrumentalny, trzcina jest więc obiektem badań, martwym obiektem laboratoryjnym, który ma ujawnić swoją strukturę. Rozum instrumentalny utrzymuje się dzięki wytyczaniu granic. W tym układzie sztuce odmawia się wiarygodnego poznawczo wymiaru, jej sposoby wyrazu ustępują naukowej pewności.

W „minimum” Zajączkowska dokonuje wolty wobec tych spolaryzowanych struktur. Do tomu poetyckiego włącza XIX-wieczne ryciny z podręczników do biologii, ale opatruje je swoimi komentarzami. Pisze na przykład: „Ale ja trzymam się tylko tego, że czasem na wykresie pojawia się doskonała plama po herbacie, a łasica przegryza kabel w Wielkim Zderzaczu Hadronów”. Poetka patrzy na ryciny, ale dostrzega w nich coś, co nie jest sednem, co pojawiło się w wyniku przypadku, który z perspektywy nauki nie ma żadnego znaczenia. Podejście naukowe zabezpiecza przed tym, bo posługuje się językiem porządkującym doświadczenie. Powstaje przesłona, spoza której nie widać „że tu, teraz / kropla / opada na liść”.

Poezja, jak przekonuje Zajączkowska, jest zdolna przekroczyć podziały wypracowane na gruncie naukowego opisu świata, w którym człowiek badając naturę, próbuje jedynie rozszerzyć swoje panowanie. Nie oznacza to jednak, że poezja opisuje szczęśliwe współistnienia ludzi i nieludzkich organizmów. Wszak harmonia to tylko kolejny ludzki konstrukt. Współistnienie i współdzielenie przestrzeni, które wyłania się z obu tomików Zajączkowskiej, to niepozbawiona napięć koegzystencja w krainie łagodności. Poetka kreśli wizję świata pulsującego energią. Gdy bowiem uruchomimy mikro- perspektywę, okaże się, że wszystkie byty złożone są z napięć – nieustannie ścierają się i przekształcają.

Poezja Zajączkowskiej, poprzez skoncentrowanie uwagi na najdrobniejszych częściach, fragmentach, atomach istnienia, destabilizuje porządek naukowych podziałów. Język jest tu więc nie tyle w opozycji do dyskursów nauki, co raczej służy osłabianiu ich kategoryczności, rozszczelnianiu na inne doświadczenia. Dopiero wówczas, gdy uświadomimy sobie, że potrzebujemy wielu języków, a żaden z nich nie jest samowystarczalny, możliwe będzie przekroczenie hierarchicznych wizji człowieka i natury. ©

URSZULA ZAJĄCZKOWSKA jest poetką i adiunktem w Samodzielnym Zakładzie Botaniki Leśnej na SGGW w Warszawie. Bada anatomię, biomechanikę, aerodynamikę i ruchy roślin. Debiutowała w 2014 r. zbiorem „Atomy”, w 2017 r. została laureatką Nagrody Fundacji im. Kościelskich za drugi tom „minimum”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2018