Astrid Lindgren zmienia świat

Odbierając nagrodę dla Szwedki Stulecia w 1999 r. Astrid Lindgren powiedziała: Przyznaliście nagrodę osobie bardzo starej, na wpół ślepej, na wpół głuchej i całkowicie postrzelonej. Musimy uważać, żeby to się nie rozniosło. Prawa do postrzelenia potrafiła bronić powołując się na najwyższe autorytety: Nigdzie w Księdze Mojżeszowej nie jest napisane, że starszym paniom nie wolno łazić po drzewach.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

FOT. EAST NEWS /
FOT. EAST NEWS /

Jak na pisarkę, która uszczęśliwiła nas blisko setką książek, Astrid Lindgren zadebiutowała wyjątkowo późno: w wieku 38 lat. Wcześniej nie myślała o karierze pisarskiej, więcej: kiedy jako trzynastoletnia Astrid Ericsson pierwszy raz błysnęła talentem i jej szkolne wypracowanie wydrukowano w lokalnej gazecie, ktoś nazwał ją ironicznie “Selmą Lagerlöf z Vimmerby", a ona postanowiła przenigdy pisarką nie zostawać.

Pracując w redakcji gazety w prowincjonalnym Vimmerby, prowadziła do czasu w miarę normalne życie chłopskiej córki w sąsiedniej wioseczce Näs. W miarę, bo na przykład jej chłopacka fryzura i zamiłowanie do jazzu nie były wtedy czymś powszechnie spotykanym, i do czasu, bo w wieku 18 lat zaszła w ciążę, czym “całe Vimmerby było wstrząśnięte bardziej niż wtedy, gdy Gustaw Waza odebrał mu prawa miejskie". Zostawiwszy rodzinne miasteczko w szoku, uciekła do Sztokholmu zachowując dobre kontakty z rodziną, która wspomagała ją w początkowej stołecznej biedzie.

W kopenhaskim szpitalu “Królestwo", tym samym, który z jak najgorszej strony znamy z filmu von Triera, urodziła syna Larsa (nigdy nie zdradziła, kto był jego ojcem). Nie będąc w stanie samodzielnie wychowywać Larsa, oddała go przybranej matce, pani Stevens. Oczywiście nie do końca: łożyła na utrzymanie chłopca i odwiedzała go, kiedy tylko mogła. Mały Lars mówił do niej “mamo", a do mamy przybranej “matko"; Astrid zawsze jak najlepiej wyrażała się o tej “rodzinie zastępczej". W 1929 r. dwudziestodwuletnia Astrid została panią Lindgren: wyszła za mąż za Sture Lindgrena, kierownika działu w Królewskim Klubie Automobilowym, gdzie pracowała jako asystentka redaktora przygotowując przewodnik turystyczny. Zaczęły się lepsze dni, mogła zająć się wymarzoną opieką nad Larsem, a w 1934 r. urodziła córeczkę, Karin.

Rzadko wspominanym epizodem z jej biografii jest podjęcie, z pobudek czysto finansowych, biurowej pracy w szwedzkim kontrwywiadzie po rozpoczęciu II wojny Światowej. Uwielbiała czytać dzieciom oraz opowiadać im bajki i zmyślone historyjki.

I to one sprawiły, że została pisarką. Kiedy siedmioletnia Karin przechodziła zapalenie płuc, mama czytała jej po kawałku “Alicję w Krainie Czarów". Któregoś wieczoru Alicja nie wystarczyła Karin i dziewczynka domagała się od zmęczonej Astrid jeszcze jakiejś opowieści. “O czym mam ci opowiedzieć?" “O Pippi Lĺngstrump!" - palnęła Karin. “Imię wymyśliła w tej samej chwili, w której je wypowiedziała" - wspominała po latach Lindgren. “Nie pytałam, kim jest Pippi Lĺngstrump, po prostu zaczęłam opowiadać. A że imię było niezwykłe, to i dziewczynka nie mogła być pierwsza lepsza z brzegu".

Pippi ratuje wydawnictwo

Karin z miejsca bardzo polubiła Pippi, co zmuszało Astrid do wymyślania coraz to nowych historyjek. Potem słuchaczami opowiastek i pierwszymi ich recenzentami stali się koleżanki i koledzy Karin. Ale ta bardzo lokalna popularność Pippi jeszcze nie podsunęła przyszłej pisarce pomysłu opublikowania swoich opowieści. Dopiero po trzech latach, kiedy zwichnięta noga przykuła ją na jakiś czas do łóżka, spisała przygody Pippi chcąc zrobić z nich prezent na dziesiąte urodziny Karin. A widząc swoje pomysły na papierze, “na wszelki wypadek" wysłała je też do wydawnictwa “Bonnier".

Była w pełni świadoma, że stworzyła postać daleką od obowiązujących wzorców wychowawczych, bo przesyłkę opatrzyła uwagą: “Z nadzieją, że nie zgłosicie Państwo sprawy do władz oświatowych". Wydawnictwo zwróciło jej maszynopis z grzeczną odmową, a historia nie podaje, czy wszyscy jego redaktorzy zapuścili wkrótce brody, żeby mieć w co sobie pluć. Nie ma się jednak co dziwić ich oporowi, skoro jeszcze w latach 90., i to w uwielbiającej Lindgren Szwecji, w prasie, radiu i telewizji pojawiały się opinie socjologów i psychologów w rodzaju: “Obecnie przestępczość wśród młodzieży szwedzkiej wzrosła w sposób zastraszający, a to wszystko dlatego, że dzieci zostały zaczarowane przez Pippi", albo “Pippi z pewnością przy porodzie doznała niedotlenienia i uszkodzenia mózgu, stąd jej dziwne zachowanie". Wcześniej autorkę nazywano “niekulturalnym beztalenciem" i podkreślano z całą powagą, że “Żadne normalne dziecko nie zjada całego tortu naraz".

Pierwszy francuski wydawca (1951 r.) usunął z tłumaczenia książki wszystkie miejsca, gdzie Pippi kłamie lub jest wyjątkowo niegrzeczna, czym odchudził całość o jedną trzecią, dodając w zamian wtręty, gdzie Pippi przeprasza za swoje zachowanie. Tłumacz miał nawet tak dużo tupetu i tak mało inteligencji, że zwrócił się do Lindgren z prośbą o zgodę na zastąpienie konia Pippi kucykiem, ponieważ “wydaje się mało prawdopodobne, aby 9-letnia dziewczynka była w stanie podnieść konia". Prawdziwą Pippi Francja odzyskała dopiero za sprawą nowego przekładu w 1995 r.!

Zatem wydawnictwo Bonnier odmówiło publikacji, ale Astrid Lindgren odkryła już przyjemność pisania dla dzieci. Kiedy w 1944 r. małe wydawnictwo “Rabén & Sjögren" ogłosiło konkurs na książkę dla dziewcząt, wysłała nowe swe dzieło, “Zwierzenia Britt-Mari". Zachęcona zdobyciem drugiej nagrody, do następnej edycji konkursu zgłosiła “Dzieci z Bullerbyn" i przygody Pippi w złagodzonej postaci. Ulla Lundqvist, która porównała pierwowzór z wersją znaną dziś na całym świecie, stwierdziła: “Pippi była teraz mniej prowokująca w stosunku do dorosłych, bardziej skromna i wrażliwa; te cechy nadały jej lekkich rysów melancholii, których nie miała wcześniej".

Zmiany przyniosły skutek: pierwsza nagroda za książkę o Pippi i wyróżnienie wraz z kwalifikacją do druku za “Dzieci z Bullerbyn". Ale jeszcze wtedy profesor pedagogiki obszernemu komentarzowi do werdyktu “Rabén & Sjögren" nadał tytuł “Złe a nagrodzone". W rok później Lindgren była już kierowniczką redakcji literatury dziecięcej w “Rabén & Sjögren". Przepracowała tu 25 lat i do końca życia uważała je za “swoje" wydawnictwo. W pełni na to zasłużyła, Hans Rabén z potężnej dziś firmy niejednokrotnie podkreślał: “Gdyby nie Pippi, nasze wydawnictwo by nie przeżyło".

Tworzywem dla wyobraźni Lindgren są w większości jej książek wspomnienia z dzieciństwa, także motywy z baśni i legend opowiadanych małej Astrid przez babcię. Willą Śmiesznotką Pippi stał się biały dom zbudowany w 1920 r. obok domu Ericssonów, a lemoniadowym drzewem spróchniały dąb rosnący obok. Targi opisywane w “Emilu ze Smalandii" to kropka w kropkę wielkie targi w Vimmerby. Najwięcej bezpośrednich odtworzeń rzeczywistości Näs i okolic zawierają jednak realia “Dzieci z Bullerbyn", gdzie pierwowzorami bohaterów było rodzeństwo Astrid. Czy jej dzieciństwo było aż tak sielankowe? Zdaje się, że tak, ale nie tyle za sprawą idyllicznego, wolnego od trosk życia na wsi, co dzięki niezwykle silnej i trwałej miłości rodziców pisarki, miłości opromieniającej atmosferę rodzinnego domu.

Dokumentem tej miłości stała się pozycja niezwykła w dorobku Lindgren, wspomnieniowa książka “Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult", w której m. in. cytuje pisane nieporadnym, chłopskim dialektem, ale nieprawdopodobnie żarliwe listy miłosne swych rodziców. Od 1941 r. do śmierci mieszkała w Sztokholmie przy Dalagatan 46, zaś na wakacje lubiła się przenosić do letniego domu w Furusund. To w tych dwu miejscach powstała zdecydowana większość jej książek. Inspiracje do późniejszych znajdowała już w życiu miejskim, np. wizyta w domu dziecka, gdzie odwiedziła córeczkę koleżanki, spowodowała wstrząs, który zaowocował napisaniem “Mio, mój Mio".

Astrid pisze bajkę dla dorosłych i obala rząd

Kiedy przedstawiciele “Rabén & Sjögren" po raz pierwszy zobaczyli autorkę “Zwierzeń Britt-Mari", nie bez zdziwienia odnotowali, że to “zwykła gospodyni domowa w brązowym kostiumie". Pisarka na zawsze została “zwykłą gospodynią", nawet jeśli na uroczyste okazje wkładała czasem bardziej uroczyste stroje. Zdrowy rozsądek, skromność i prostolinijność przebijające ze wszystkich chyba jej wypowiedzi, czasem aż wydają się przesadą. Zawsze odżegnywała się od poszukiwania w jej historiach podtekstów filozoficznych i określonych idei pedagogicznych. Wyjaśniała rzecz prosto: “Zawsze pisałam tylko i wyłącznie dla zabawy dziecka we mnie. Z nadzieją, że i inne znajdą przy tym trochę uciechy. (...) Konieczne jest tylko, żeby samemu być kiedyś dzieckiem. I pamiętać, jak to było". Lesław M. Bartelski, który w 1978 r. miał zaszczyt wręczać jej w Sztokholmie polski Order Uśmiechu, wspomina, iż wymówiła się od zaproszenia na uroczysty obiad twierdząc, że “zrobiła się pogoda i trzeba jechać na działkę okopać ziemniaki".

I z taką prostolinijnością domowej gospodyni odważyła się wkroczyć w świat polityki. Było to naturalną konsekwencją traktowania jej jako autorytetu moralnego, ale przede wszystkim konsekwencją jej wrażliwości na los najsłabszych i najbardziej cierpiących. Nie interesowały jej losy wojen i politycznych układów, ale losy ofiar tych wojen i układów. Pod koniec II wojny światowej, kiedy alianci bombardowali niemieckie miasta, zanotowała w dzienniku: “Pomyśleć, przecież tam są też dzieci, to jest nie do zniesienia, aż serce boli". Później krytykowała Amerykę za rasizm i napad na Wietnam. Polska tłumaczka Lindgren, Anna Węgleńska, wspomina wizytę w domu pisarki podczas polskiego stanu wojennego i jej zasadnicze pytanie: “Jak wy teraz chronicie swoje dzieci, aby się nie bały?".

Od lat czterdziestych wiernie popierała socjaldemokratów mimo licznych zastrzeżeń do ich polityki. Miarka przebrała się w roku 1976, kiedy proponowane przez lewicę zmiany w systemie podatkowym skłoniły ją do napisania bajki dla dorosłych o czarownicy Pomperipossie. Opublikowana w gazecie “Expressen" “Pomperipossa i Monismanien" (“Pomperipossa w Świecie Pieniędzy") była satyrą na absurdalny system podatkowy, który od bogatych mieszkańców Szwecji egzekwował należności niewiele niższe od ich dochodów, a w przypadku Lindgren nawet wyższe. Taki stan rzeczy już wcześniej spowodował podatkową emigrację np. Ingmara Bergmanna czy Björna Borga. Lindgren wyliczyła, że jej aktualne podatki wynoszą 102 % jej dochodów i zbuntowała się przeciw temu. Jako osoba znana z hojności i niezliczonych akcji charytatywnych mogła o tym mówić bez ceremonii. Ówczesny minister finansów, Gunnar Sträng, okazał niezwykłą lekkomyślność próbując polemizować ze słynącą z ostrego języka Astrid. Na forum parlamentu pozwolił sobie na uwagę, że powinna skupić się na pisaniu bajek, ponieważ tajniki systemu fiskalnego są dla niej zbyt skomplikowane. Ripostą była propozycja zamiany miejsc złożona mu przez pisarkę, której zdaniem minister finansów liczy gorzej niż ona, za to w opowiadaniu bajek jest o wiele lepszy. Krytycyzm powszechnie uwielbianej Lindgren w znacznym stopniu przyczynił się do spadku popularności i rychłego upadku socjaldemokratycznego rządu.

W latach 80. zaangażowała się w walkę o zmianę ustawy o ochronie zwierząt. “Każda świnia ma prawo do szczęśliwego świńskiego życia", napisała w liście otwartym do premiera Ingvara Carlssona. Wśród licznych postulatów były te mówiące o zagwarantowaniu bydłu choć kilku miesięcy przebywania na prawdziwych pastwiskach oraz zaprzestania tortury, jaką dla kur jest przebywanie w ciasnych klatkach bez naturalnego podłoża. Tym razem rząd okazał się mądrzejszy albo po prostu bardziej przebiegły. Z wielką pompą ogłoszono nową ustawę jako “prezent rządu" na 80. urodziny pisarki, ale - całkiem podobnie jak niedawno w Polsce - zostawiono hodowcom furtki w postaci “okresów przejściowych", które mięsożerczy lobbiarze potrafią oczywiście przedłużać w nieskończoność. Nowe prawo stało się znane pod nazwą “Lex Lindgren". Ale Astrid Lindgren, która dla dobra sprawy wpuściła nawet premiera Carlssona do swego mieszkania, nazwała prezent rządu inaczej. W sposób z pewnością niegodny polityka, ale pasujący do chłopskiej córki ze Smalandii: “To rządowa bździna, a nie ustawa".

Ze sceptycyzmem odnosiła się do planów połączenia Szwecji z Unią Europejską. I też ograniczała się w tym sceptycyzmie do stwierdzeń, że nie jest przekonana, iż “prości ludzie" dobrze na tym wyjdą.

Astrid zmyka z pomnika

“Lex Lindgren" to jeden z niezliczonych przypadków ochrzczenia imieniem pisarki najróżniejszych zjawisk i obiektów. Noszą to imię nie tylko przedszkola, szkoły, biblioteki, szpitale czy nagrody literackie (w samych Niemczech takich szkół naliczono 116). Oprócz ewentualnego ducha samej zainteresowanej co najmniej dwie Astrid krążą już w kosmosie: rosyjska Akademia Nauk nadała jej imię jednej z odkrytych w 1996 r. asteroid (w związku z tym przedstawiała się czasem jako Asteroid Lindgren), zaś firma Swedish Space Corporation mikrosatelicie własnej produkcji. Przyrządy pokładowe tego ostatniego noszą też imiona książkowych bohaterów Lindgren, np. główny instrument to Pippi (od “Prelude In Planetary Particle Imaging" - “Wprowadzenie do Planetarnego Zobrazowania Cząstek"). W Krakowie imię Astrid Lindgren wypożyczyła sobie na przykład klinika stomatologiczna, zapewne przez pamięć wyrywania zęba w “Dzieciach z Bullerbyn", które było tam całkiem sympatyczną przygodą. Nagród, jakie jej przyznano, nie sposób wyliczyć. Na szczęście oszczędzono jej Nobla, choć sprawa ta była już w Szwecji przedmiotem ogólnonarodowej debaty i internetowej kampanii pod hasłem “Give the Nobel Prize to Astrid Lindgren!". Sama zainteresowana wyrażała swoje désintéressement wielokrotnie, np. następująco: “Prośmy Boga, aby uchronił mnie od Nagrody Nobla. Nelly Sachs od tego umarła, i ze mną to samo by się stało". Autoironiczne komentarze do własnej sławy stały się, można rzec, jej specjalnością. Odbierając nagrodę dla “Szwedki Stulecia" w 1999 r. powiedziała: “Przyznaliście nagrodę osobie bardzo starej, na wpół ślepej, na wpół głuchej i całkowicie postrzelonej. Musimy uważać, żeby to się nie rozniosło". Prawa do “postrzelenia" potrafiła bronić powołując się na najwyższe autorytety: “Nigdzie w Księdze Mojżeszowej nie jest napisane, że starszym paniom nie wolno łazić po drzewach".

Jeszcze za życia postawiono jej pomnik w sztokholmskim parku Tegnerlunden. Zapewne nie była tym pomysłem uszczęśliwiona... W 1991 r. zrekonstruowano jej rodzinny dom i dołączono do parku “Astrid Lindgren Värld", całego kompleksu rozrywkowo-wypoczynkowego w Vimmerby odwiedzanego corocznie przez kilkaset tysięcy turystów. Lindgren nigdy nie zgodziła się na imitację świata jej książek w żadnym innym miejscu na świecie. Miała trzy tytuły doktora honoris causa, w tym przyznany jej przez Uniwersytet Warszawski w 1989 r. Badania opinii publicznej prowadzone przez Instytut Gallupa wskazywały na nią jako najbardziej godną zaufania osobę szwedzkiego życia publicznego. Swego czasu głośno było o problemie sztokholmskiej poczty, zmuszonej przydzielić Lindgren osobistego listonosza z powodu otrzymywania przez nią nawet kilkudziesięciu listów dziennie.

Ciekawe i zapewne pouczające wyniki można by uzyskać analizując percepcję i popularność poszczególnych książek w różnych częściach świata. Ale wymagałoby to ogromnego nakładu pracy, w końcu książki te przełożono już na 87 języków! W najbliższej okolicy widać, że w Niemczech króluje Pippi Lĺngstrump, w Rosji Karlsson z dachu, a w Polsce “Dzieci z Bullerbyn". Można uznać, że przesądziło o tym prawo pierwszeństwa: “Dzieci z Bullerbyn" były pierwszą pozycją Lindgren na polskim rynku wydawniczym (1957). Ale na przykład Pippi pojawiła się u nas ledwie w 4 lata później, a prawdziwej popularności doczekała się dopiero w latach 70., i to raczej za sprawą serialu telewizyjnego, niż książki. Może więc świadczy to o polskich “narodowych predyspozycjach"? Może nasze dzieci bardziej niż do szalonych wybryków i przygód tęsknią do pełnej, ciepłej rodziny, i życia, które byłoby idyllą?

Astrid udaje się do Nangijali

Szwedzi mówią o niej po prostu Astrid lub ciocia Astrid. I nikt już nie waży się mówić o niej źle, jest dla Szwedów narodową świętością.

Wcześnie, bo w 1952 r., owdowiała. W 1986 pochowała syna Larsa.

Lubiła głaskać swoich rozmówców.

Długo bała się poruszać w książkach dla dzieci temat śmierci. Pippi i jej przyjaciołom kazała połknąć pigułki przeciw dorosłości gwarantujące im może urojone, ale wieczne dzieciństwo. W “Dzieciach z Bullerbyn" ich dziadziuś, zapytany przez Lisę, czy nigdy nie umrze, może tylko westchnąć: “Moja mała! Moja mała!". Dopiero w latach 70., w “Braciach Lwie Serce", opowiada historię braci, z których starszy ginie w pożarze ratując młodszego, a ten popełnia później samobójstwo i przebywa w zaświatach, w Krainie Nangijali. Odważając się na dzieło z rzadkiego gatunku “dziecięcej tanatologii" ściągnęła na siebie chyba największą falę krytyki. Dziś “Bracia Lwie Serce" rozjaśniają rzeczywistość najsmutniejszych miejsc na świecie, dziecięcych hospicjów. Tylko odrobinę, bo przecież trudno całkowicie oswoić taką myśl. Po śmierci Astrid Lindgren dziewiętnastoletnia czytelniczka “Tygodnika" napisała mi w liście: “Mama czytała mi na głos. »Braci Lwie Serce« zaczynała z trzy razy, ale przy słowach: »Nie płacz, Sucharku, zobaczymy się w Nangijali«, zaczynała płakać i nie mogła już dalej czytać. Udało się dopiero za trzecim razem". W każdym razie Astrid Lindgren oswoiła się ze śmiercią na tyle, żeby z niej żartować. Podobno ona i jej dwie siostry, już jako starsze panie, miały zwyczaj rozpoczynania rozmowy telefonicznej pozdrowieniem “Cześć, to ja, śmierć". “Trzeba cieszyć się życiem, ale też powoli zaprzyjaźniać się ze śmiercią" - powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów udzielonemu miesięcznikowi “Monadsjournalen".

W pogrzebie na początku 2002 r. uczestniczyło ponad sto tysięcy osób. To mało, jeśli wziąć pod uwagę, że żegnano przybraną ciocię milionów dzieci na całym świecie, których dzieciństwo stało się dzięki niej piękniejsze.

Ważniejsze książki i artykuły źródłowe: Margareta Strömstedt “Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości", Ulla Lundqvist “Pippi Lĺngstrump - na zawsze", Andrzej Niewinny Dobrowolski [przekł.] “Astrid Lindgren o sobie", Piotr Kowalczyk “Dostojewski z Bullerbyn", Piotr Cegielski “Jak byż żyjącym klasykiem".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003