Artylerzysta w krainie cykad

Konrad Smoleński zawitał do Zachęty z instalacją, którą reprezentował Polskę na ostatnim Biennale w Wenecji. Jej muzyczny zapis ukazał się właśnie na płycie.

02.11.2014

Czyta się kilka minut

Wernisaż Konrada Smoleńskiego w Zachęcie, październik 2014 r. / Fot. Bartosz Górka / GALERIA ZACHĘTA
Wernisaż Konrada Smoleńskiego w Zachęcie, październik 2014 r. / Fot. Bartosz Górka / GALERIA ZACHĘTA

Smoleńskiego uwierają formaty. Zdefiniowane sytuacje, których we współczesnej sztuce znajduje wiele. Sprzyjają im nie tylko tradycyjne środki wyrazu, ale także sprawdzone narzędzia oraz kontekst, w którym odbieramy współczesne dzieła. Z tego powodu sam tworzy instrumenty, a efekty swoich prac często przedstawia w miejscach niekonwencjonalnych. Aby nie zasiedzieć się w jednej formule, mieszkający obecnie w Bernie artysta nie ustaje w poszukiwaniach. W jego pracach wybrzmiewa więc muzyka, pojawia się wideo, instalacja i performance.

Stylistyczna rozpiętość i zasięg poruszanych przez Smoleńskiego tematów są bardzo duże. Tony wydobywane przez preparowane instrumenty tudzież instalacje artysty są zazwyczaj brudne, głośne i pełne zgrzytów. Można w tym podejściu odnaleźć echa filozofii Johna Cage’a, który zapowiadał, że skoro naszym naturalnym środowiskiem stał się hałas, sztuka wprowadzi go do swojego języka. Polski artysta idzie jednak dalej, zauważając, że takiej postawie towarzyszy wymiar nie tylko estetyczny.

– Sytuowałbym ją również w kategoriach prawdy – przyznaje Smoleński. – Nie otacza nas kraina dźwiękowej łagodności i byłoby dziwne, gdyby nie przekładało się to na język sztuki. Inną sprawą jest to, że te brudne elementy można oswajać i budować z nich jakieś piękno.


Na drugą stronę


W karierze polskiego artysty roi się od ciekawych zwrotów i zaskakujących decyzji. Być może najważniejszą podjął jeszcze w szkole podstawowej, gdy konsekwentnie wymigiwał się od lekcji instrumentu. Ten brak umiejętności zaprocentował, kiedy chłopak odkrył amatorski klub muzyczny w piwnicy własnego bloku.

– Nie miałem żadnego przygotowania muzycznego, ale chodziłem tam i grałem na tym, co było akurat dostępne – wspomina Smoleński. – Nie używałem więc gitary w klasyczny sposób, bo po prostu nie umiałem. Kładłem ją na kolanach i wcierałem w nią gąbkę czy coś podobnego. Nie uczyłem się grać na instrumentach, ale z ich pomocą poszukiwałem dźwięków – i robię tak do dzisiaj.

Naturalnym krokiem stało się więc własnoręczne produkowanie instrumentów. Sam proces ich konstruowania jest integralną częścią kompozycji i instalacji. Tak było w pierwszych zespołach Smoleńskiego: wykorzystując siły pola magnetycznego, artysta komponował utwory na głowicę telewizora podłączoną do walkmana czy na odbiorniki radiowe.

W późniejszych latach jego unikatowe instrumentarium poszerzyła gitara przypominająca pocisk ziemia-powietrze oraz własnoręcznie odlane dzwony. Celem tych poszukiwań było nie tylko uzyskanie niepowtarzalnego brzmienia, ale także efekt wizualny. Zmieniając parametry swoich instrumentów, Smoleński próbował też nadawać im nowe znaczenia i obserwować, jak wpłynie to na odbiór jego prac.


Policję bierzemy na siebie


Wśród najciekawszych projektów artysty znajduje się BNNT. Punkowy duet powołany do życia wraz z perkusistą Danielem Szwedem zjeździł nie tylko światowe galerie, ale także niezagospodarowane kulturalnie rubieże polskich miast.

– W klubach muzycznych czy galeriach ludzie wchodzą w sytuację, która jest bardzo skodyfikowana: przychodzisz do klubu, kupujesz piwo, siadasz i zaczyna się koncert – wylicza Smoleński. – Jest to dość zamknięta, schematyczna formuła odbioru sztuki. Dlatego z BNNT postanowiliśmy wziąć samochód i zabrać muzykę w miasto, by sprawdzić naszą propozycję w sytuacjach nierozpoznanych. Poruszając się w utartych formatach, czasami trudno się w pełni sprawdzić.

Na pace – perkusista, na szoferce – człowiek grający na przedmiocie przypominającym artyleryjski pocisk. Obaj zamaskowani. Grają na sennych przedmieściach Lublina, rozkopanych ulicach Poznania i w samym centrum Katowic. Taka działalność jest obarczona podwójnym ryzykiem. Z jednej strony można się obawiać władz miejskich, z drugiej – odbiorców. Smoleński przyznaje jednak, że reakcje są zaskakująco pozytywne: – Po jednym z koncertów w Krakowie spisywała nas policja. Było jednak dość luźno, policjanci żartowali sobie z naszych instrumentów, a na koniec rzucili zaczepnie, że jeśli jesteśmy tacy cwani, to powinniśmy zaryzykować w Nowej Hucie. Tak się składa, że byliśmy tam dzień wcześniej i przyjęcie było niezwykle entuzjastyczne. Zleciało się całe to penerstwo w dresach i nie chcieli nas wypuścić. Krzyczeli, abyśmy grali jeszcze, bo policja i tak tu nie przyjeżdża. A nawet jeśli, to oni biorą ją na siebie.

Smoleński wspomina pierwszą zamorską podróż z BNNT. Bał się reakcji celników na pocisk ziemia-powietrze, który niósł w specjalnej tubie. Choć wcześniej wysłał dokumentację i poinformował pracowników portu lotniczego, nie wiedział, czego się spodziewać. W końcu otoczyli go ochroniarze, którzy chcieli sobie koniecznie zrobić zdjęcie z niecodziennym zjawiskiem.

Wykreowanie niesztampowej sytuacji rzadko kończy się biernością odbiorców – ludzie albo się angażują, albo wycofują. Bardzo rzadko dzwonią na policję. Przynajmniej w Polsce.


Dzwoni, ale w którym kościele?


Zadzwonili we Włoszech... Laureat prestiżowej nagrody „Spojrzenia”, którego prace trafiały do galerii w Nowym Jorku, Londynie czy Kolonii, w ubiegłym roku został zaproszony na Biennale w Wenecji.

Przygotowana dla polskiego pawilonu instalacja „Everything Was Forever Until It Was No More – Próba czasu” waży ponad 800 kilogramów. Jej sercem są dwa spiżowe dzwony. Ich dźwięk jest rejestrowany, przetwarzany i emitowany przez kolejny element wystawy – głośniki szerokopasmowe. Końcowym stadium jest dźwięk ścian pełnych metalowych skrzynek, które wchodzą w rezonans z emitowanym dźwiękiem.

– Podstawowym założeniem projektu była zmiana kodu instrumentu, który wysyła konkretną treść w równych odstępach czasu do generatora dźwięku ciągłego – wyjaśnia Smoleński. – W takiej sytuacji czas i idąca za sygnałem informacja przestaje być punktem odniesienia, a dźwięk przestaje komunikować treści i staje się abstrakcyjny. Zainspirowała mnie do tego górska wędrówka, podczas której usłyszałem dzwon bijący trzy wioski dalej. Bardzo szybko pojawiło się tak dużo odbić, że jego brzmienie nawarstwiło się i spotęgowało. Uświadomiło mi to, w jakim stopniu układ terenu może zmienić brzmienie instrumentu oraz jego odbiór znaczeniowy.

Kolejnym powodem, dla którego Smoleński sięgnął po ten dość niecodzienny instrument, była głośność. W całym muzycznym arsenale nie znajdziemy mu godziwego konkurenta. Z tego powodu instalacją szybko zainteresował się wenecki urząd miasta. Aby rozstrzygnąć sprawę, zarządzono specjalny pomiar. Ten okazał się jednak problematyczny.

– Okazało się, że normy dźwiękowe dla tego obszaru są ustalone na takim poziomie, że nawet cykady znacznie je przekraczają – wspomina Smoleński. – W momencie, w którym odwiedził nas urzędnik, te owady produkowały dźwięki, które uniemożliwiały dokonanie pomiaru.

Gdy cykady zamilkły, pojawiły się kolejne wątpliwości.

– Człowiekowi, który zgłosił zakłócenie sjesty, przeszkadzały niskie częstotliwości, które pojawiały się na samym końcu procesu przemiany dźwięku – tłumaczy artysta. – Były one znacznie cichsze od samego dzwonu i nie przekraczały norm. Jednak do dźwięku dzwonów nikt nie miał zastrzeżeń, bo przecież w Wenecji odzywają się co chwilę. Gdyby sztywno traktować reguły, okazałoby się, że wszystkie one są nielegalne.

Instalacja Smoleńskiego spotkała się z dużym zainteresowaniem. Zarówno ze względu na nietypową materię dźwiękową, jak i na metaforyczny wymiar procesu, który zamienia dźwięk dzwonu, będący synonimem upływającego czasu, w bezkresne kontinuum.

Pod koniec czerwca ukazał się zapis w wersji płytowej (Bocian Records). Na albumie równolegle do bijącego dzwonu improwizuje jeden z najwybitniejszych europejskich przedstawicieli free jazzu – Mats Gustaffson.


Co nam mówią ptaki?


Muzyka (zwłaszcza ta głośna) potrafi dotknąć. Z tego powodu wywołuje więcej emocji niż sztuki wizualne.

– Trudno o odbiór wystawy plastycznej, który zakłada całkowite zaangażowanie, wręcz zatracenie – przyznaje Smoleński. – Ludzie raczej oglądają, zastanawiają się, czasem o coś pytają. Z drugiej strony po godzinnej improwizacji nikt nie podejdzie do jazzmana, by zapytać: „Ej, stary, ale o czym to było?”. Ten abstrakcyjny komunikat, który przeżywany grupowo niesie taką ilość emocji, że prędzej muzyka przytulisz, niż zaczniesz mu zadawać pytania, to inny poziom komunikacji.

Istotny jest także poziom dźwięku. Nie tylko potęguje emocje, ale także ułatwia komunikację, a nawet zmusza do działania.

– Mieszkamy w centrum Berna, przy ulicy, która jest mało uczęszczana. Byłoby więc przyjemnie cicho, ale ptaki są niesamowicie głośne – mówi Smoleński. – W lecie nie da się spać przy otwartych oknach. Dowiedziałem się, że były prowadzone badania w tym zakresie i okazało się, że ptaki stały się głośniejsze. Otoczenie operuje coraz większą dawką decybeli: samochody, telefony i miasto... Ptaki musiały to zrobić, aby móc się komunikować. Pomyślałem, że coś w tym jest, my też jesteśmy na to skazani. Sam często obcuję z publicznością, która nie jest uważna, bo pojawia się z przypadku albo ze względów towarzyskich. Wówczas głośne granie jest dobre, bo tworzy sytuację zerojedynkową – albo poświęcisz mi swoją uwagę, albo wyjdziesz.

Choć posługuje się jej różnymi dziedzinami, sztuki kompromisu Smoleński wciąż jeszcze nie posiadł. I chyba się na to nie zanosi.


Konrad Smoleński „Everything Was Forever, Until It Was No More” – „Próba czasu” Galeria Zachęta w Warszawie, performance dźwiękowy odbywa się codziennie o godzinie 17.30. Wystawa czynna do 16 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014