Armia w potrzebie

Czystki na szczytach armii skutecznie przesłaniają jej największy problem – stan techniczny. Z każdym rokiem czas wybija wojsku kolejne kły.

31.07.2018

Czyta się kilka minut

Wodowanie ORP Ślązak w grudniu 2014 r.  Budowa rozpoczęta 13 lat wcześniej do dziś się nie skończyła.  Projekt pochłonął do tej pory 1,7 mld zł. / WOJCIECH STRÓŻYK / REPORTER
Wodowanie ORP Ślązak w grudniu 2014 r. Budowa rozpoczęta 13 lat wcześniej do dziś się nie skończyła. Projekt pochłonął do tej pory 1,7 mld zł. / WOJCIECH STRÓŻYK / REPORTER

Po kilku miesiącach względnego spokoju wojsko przeżywa kolejny wstrząs, choć daleko mu do tych, jakie fundował Antoni Macierewicz. W tym czasie Mariusz Błaszczak dość sprawnie przeprowadził proces „demacierewizacji” resortu. Kadrowa miotła objęła nie tylko otoczenie ministra, ale i kolejne szczeble. Teraz przyszedł czas na zmiany w samej armii.

Wymieniono dwie kluczowe osoby – szefa sztabu generalnego Leszka Surawskiego i dowódcę operacyjnego Sławomira Wojciechowskiego. Pierwszy z nich pożegnał się ze służbą. O drugim prezydent Duda powiedział, że wejdzie w struktury NATO i ma się to stać „niedługo” – ale wciąż nie jest jeszcze dowódcą Korpusu Północno-Wschodniego.

Dlaczego znów przerwano kadencję najważniejszego żołnierza RP? Otoczenie prezydenta, w tym szef BBN, mówią, że zmiana szykowała się od dawna. Z Pałacu płyną też głosy, że i sam generał Surawski chciał odejść, także ze względu na problemy ze zdrowiem.

Nieoficjalnie słychać, że szef MON i szef sztabu od pewnego czasu nie byli w najlepszych relacjach. Poszło o wizję zmian w wojsku, ale i o wybory kadrowe. Sam generał pożegnał się w sposób dyplomatyczny – podkreślił, że pokoleniowa zmiana warty jest wpisana w żołnierską służbę. Kulisy poznamy zapewne za kilka miesięcy. Dziś armia znów zostaje bez czterogwiazdkowego generała w służbie.

Czas na kolejne zmiany?

Zaskoczenia skalą zmian nie kryje Janusz Zemke. Były wiceszef MON podkreśla, że po przyjściu nowego ministra spodziewał się co najwyżej korekt. – Do tej pory partie pilnowały, by ludzie tam idący mieli wiedzę. Najczęściej były to osoby z komisji obrony, jak Szmajdziński, Onyszkiewicz, Komorowski – przypomina. – Teraz przychodzą ludzie, którzy w większości nie mają o wojsku zielonego pojęcia. I mają podejmować kluczowe decyzje. To zaczyna ośmieszać cywilną kontrolę nad armią – dodaje.

Jeszcze mocniej te ruchy ocenia Tomasz Siemoniak. Były minister obrony przypomina, że Mariusz Błaszczak w poprzednim resorcie wsławił się głęboką czystką kadrową. – Można się było spodziewać, że metody z MSWiA prędzej czy później pojawią się i w MON. Ale to wszystko działo się tuż przed szczytem NATO – mówi polityk PO.

Równie krytyczne słowa płyną z ust byłych wojskowych, którzy w ciągu ostatnich lat pożegnali się ze służbą. Gen. Mirosław Różański przekonuje, że obsadzenie kluczowych stanowisk przez nowych i nieprzygotowanych ludzi ostatecznie „zatrzymało” siły zbrojne: – Pamiętajmy, kto się zatrzyma, ten się cofa. Były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, a dziś szef fundacji Stratpoints też dodaje: – Minister będzie dobierał do współpracy konformistów, którzy dla kariery poświęcą wiedzę i kompetencje. Populizm jest głównym przekazem kierownictwa resortu, a nie troska o bezpieczeństwo kraju.

Czy to zapowiedź jeszcze głębszych zmian? – To kwestia czasu – przekonuje Różański. Jak podkreśla, wypowiedzi żołnierzy, którzy dziś już są w rezerwie, to „głos sumienia” tych służących. – Trudno opierać się presji własnego środowiska i firmować fatalne decyzje i medialne oświadczenia cywilnych przełożonych. A sytuacja będzie się pogarszać, niestety – prognozuje.

Czy więc i nowy szef sztabu równie szybko pożegna się ze stanowiskiem? – Sądzę, że to się skończy tak samo jak w przypadku generałów Gocuła i Surawskiego. Bo problem nie tkwi w szefach sztabu, ale w politykach PiS. Oni nie radzą sobie z wojskiem, nie potrafią z nim rozmawiać. I zbyt często nie dotrzymują danego słowa, co dla wojskowych jest nie do pojęcia – twierdzi Tomasz Siemoniak.

A może jednak szef MON będzie w stanie przekonać do powrotu generałów, którym nie było po drodze z poprzednim ministrem? Zdaniem gen. Różańskiego wielu oficerów mogłoby wrócić do służby, ale tylko wtedy, gdyby pomogło to zbudować bezpieczeństwo kraju. – Ci, którzy odeszli, protestując przeciwko dewastowaniu armii, nie dadzą się dla awansu wmanewrować w polityczne gierki – tłumaczy. A czy on sam przyjąłby taką ofertę? – Krajowi służyć powinien każdy obywatel w miarę posiadanych kwalifikacji i kompetencji – odpowiada.

Wołanie na puszczy

W cieniu tych rozgrywek od lat trwa proces, który trawi wojsko i skutecznie podkopuje zdolności obronne Polski. Z każdym kolejnym rokiem sprzęt, który jest w jego dyspozycji, zmienia się w muzealne eksponaty.

Przykłady tego, jak odwlekano, zmieniano czy porzucano kolejne plany modernizacyjne, można mnożyć. Korzystnym wyjątkiem są zakupy samolotów F-16 i transporterów Rosomak. W innych miejscach zatrzymaliśmy się nawet nie w pół drogi. Żołnierze wciąż czekają na transportery, które zastąpią stare ­BWP-1. Mamy czołgi Leopard, ale trzonem sił pancernych pozostają setki poradzieckich T-72. Od ponad 10 lat mamy 48 myśliwców F-16, ale wciąż nie wiadomo, kiedy i czym zastąpimy samoloty Su-22 i ­MiG-29.

Wkrótce zapewne czeka nas kolejna dyskusja – o wspomnianych migach-29. Ostatnio w wypadkach straciliśmy dwie takie maszyny. Podniosą się więc głosy, że czas na nowe samoloty, i, jak zwykle, skończy się pewnie na słowach. Niemal wszyscy eksperci są zgodni – stan realizacji programów modernizacyjnych jest katastrofalny. Do rangi symbolu ostatnich zaniechań urosła już słynna sprawa anulowania przetargu na śmigłowce.

Potrzeby wojska są ogromne, ale co jest tą najpilniejszą? – Największym problemem jest brak strategicznej ciągłości priorytetów – zauważa gen. Adam Duda. Były szef inspektoratu uzbrojenia przypomina, że jeszcze w 2013 r. priorytety były trzy: obrona powietrzna, śmigłowce i systemy wsparcia dowodzenia.

– Nowe kierownictwo dokonało przesunięć i zmian. Kilka trwających postępowań zostało unieważnionych – choćby śmigłowce czy system zarządzania polem walki – mimo że do podpisania umowy było blisko. Priorytetem pozostała obrona powietrzna, choć i tu zanotowano niepotrzebne opóźnienie w programie Wisła. Pojawiły się też nowe priorytety – cyber­bezpieczeństwo i obrona terytorialna. Zwłaszcza ten drugi pochłonął znaczne środki planowane na modernizację – mówi dalej.

– Wiele osób zastanawia się, co jest dziś tym najważniejszym priorytetem. To błąd – zauważa Maksymilian Dura, ekspert branżowego serwisu Defence24. – Wojsko wybrało pewne programy, które połączono w całość. Nie można mówić, że któryś jest ważniejszy. Jeśli wyciągniemy z tej układanki jeden element, całość runie. To naczynia połączone.

Marynarka tonie w ciszy

Najbardziej obrazowym przykładem załamania programów modernizacyjnych jest stan marynarki wojennej. Podczas jej święta miesiąc temu wizję odbudowy potencjału snuli i prezydent, i szef MON, ale wciąż brak konkretów. W tle jest nagła dymisja kluczowego dowódcy, kontradmirała Mirosława Mordela, który nie krył, że czas najwyższy na zakupy. Cena za szczerość?

Dziś filarem są pozyskane z USA dwie fregaty, każda ma grubo ponad 30 lat. Dwa z trzech okrętów podwodnych – ponad pół wieku. Ten trzeci, choć najnowocześniejszy, i tak służy od ponad trzech dekad, a od 2014 r. jest w remoncie. Obrazu niemocy dopełnia historia ORP Ślązak – okrętu, który budujemy od 2001 r. i wciąż nie możemy skończyć. Przez lata zdążył nawet z korwety stać się okrętem patrolowym. Aż do marca tego roku wydano na niego 1,7 mld zł i wciąż trudno z pewnością oszacować, ile będzie kosztować jego dokończenie.

Wydawało się, że w 2012 r. nastąpił przełom – przyjęto program modernizacji. Planowano zakup nowych okrętów podwodnych, patrolowych i ochrony wybrzeża. Dziś projekty Orka, Czapla i Miecznik są de facto martwe.

– Ten program miał wady, ale był i dawał szanse na zrobienie czegoś konkretnego. W wojsku zawsze będzie za mało czołgów, samolotów, okrętów. Nigdy nie zaspokoimy wszystkich potrzeb. Trzeba było pójść na kompromis. Ustalono harmonogram i zamiast powoli go realizować, od tych najtańszych okrętów, my wciąż dyskutujemy, jak powinna wyglądać marynarka. Sami widzimy, jaki jest efekt – mówi Dura.

– Nie potrafimy się zatrzymać na pewnym etapie i powiedzieć: koniec myślenia, czas zabrać się do pracy – przypomina ekspert. Dziś znów wracają pomysły, by ratować się przy pomocy nowych „kroplówek”, choćby w formie odkupienia australijskich fregat. Takie łatanie dziur nie pomoże na długo.

– To wciąż okręty z lat 90. Nie spełniają oczekiwań, które sobie postawiliśmy. Są nowsze od polskich fregat, ale nadal nie są tym, czego chcieliśmy. I tak jest wszędzie. Modernizujemy czołgi T-72 zamiast je sprzedać, a środki przeznaczyć na nowe. Albo mówimy o nowoczesnej armii, albo o trwaniu – tłumaczy Dura. W podobnym tonie mówi gen. Różański. Jego zdaniem chęć modernizacji sprzętu postradzieckiego jest największym błędem kierownictwa MON.

– Wkrótce okaże się, że nie tylko kupimy australijskie fregaty, ale i wydzierżawimy okręty podwodne – przekonuje Dura i pyta wprost: – Co na tym zyska nasz przemysł? Gdyby były budowane w Polsce, a w przypadku programu Orka deklarowali to wszyscy producenci, to by oznaczało, że spora część wydanych pieniędzy zostałaby w kraju. Czy tak chcemy budować polski przemysł zbrojeniowy? I to dotyczy wszystkich programów. Moglibyśmy na tym zarobić, a tracimy.

I podaje przykład Pakistanu, który niedawno chciał kupić korwety. Ich wymagania były podobne do tych, jakie postawiliśmy sobie w programie Miecznik. – Gdyby nasze stocznie już wybudowały okręty dla polskiej marynarki, moglibyśmy stanąć do pakistańskiego przetargu, a może i go wygrać. A tak okręty zbuduje Turcja – kwituje.

Co dalej?

Problemów w armii nie ubywa, a co jest dla niej największym wyzwaniem? – Indolencja i brak zdolności do podejmowania ­decyzji. To pokłosie tego, że brakuje fachowców – wylicza Siemoniak. Na problem braków kadrowych, zwłaszcza wśród osób zajmujących się zakupami, wskazuje też Dura: – Przez kolejne lata najlepsi ludzie odchodzili do cywila. Armia już to odczuwa, wystarczy popatrzeć na ilość prowadzonych w wojsku prac badawczo-rozwojowych. A sytuacja się pogarsza przez kolejne czystki.

– Głównym wyzwaniem dla armii jest odrzucenie populistycznych deklaracji polityków i pilne przygotowanie programu rozwoju na kolejną dekadę – mówi z kolei gen. Różański. – Trzeba przedstawić potrzeby wynikające ze środowiska bezpieczeństwa i trendów w zmieniającym się obszarze systemów walki i prawdopodobnym charakterze przyszłego konfliktu, także w sferze cyberprzestrzeni i technologii IT.

Może więc czas na niepopularną decyzję, czyli zwiększenie budżetu? Janusz Zemke przekonuje, że problem pieniędzy da się częściowo inaczej rozwiązać: tak rozłożyć zakupy w czasie, aby było nas na nie stać. – Od decyzji do dostawy i zapłaty mija wiele lat. To da się mądrze podzielić na etapy – tłumaczy polityk SLD.

– Plany zwiększenia liczebności armii do 150 tys. ograniczają możliwość wydzielenia więcej niż 20 proc. z budżetu na modernizację. A to nie pozwala na myślenie o tak ambitnych planach modernizacyjnych, jak zakładano – zauważa gen. Duda. Jak wiele brakuje? Eksperci mówią o dziesiątkach miliardów. – Wolimy myśleć o supernowoczesnym sprzęcie, na który nas po prostu nie stać. Pamiętajmy o naszych możliwościach finansowych – przypomina Dura.

CZY NAJBLIŻSZE MIESIĄCE PRZYNIOSĄ JAKĄŚ ZMIANĘ? Na niedawnym szczycie NATO prezydent Duda obiecał, że w ciągu najbliższego miesiąca, może półtora, będą nowe zakupy dla armii. Na pewno? „Proszę się nie obawiać” – odparł dopytywany. Tylko że podobne deklaracje słyszymy regularnie. ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”

Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Czas wielkiej demacierewizacji

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2018