Ardern na złe dni

Do tej pory popularność premier Nowej Zelandii tłumaczono „efektem nowości”. Jej reakcja na atak w Christchurch dowiodła jednak, że w polityce wartościami mogą być też empatia i wrażliwość.
z Melbourne

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern na modlitwach przed meczetem Al-Noor w Christchurch, 22 marca 2019 r. / JORGE SILVA / REUTERS / FORUM
Premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern na modlitwach przed meczetem Al-Noor w Christchurch, 22 marca 2019 r. / JORGE SILVA / REUTERS / FORUM

Kiedy w październiku 2017 r., po krótkiej, lecz widowiskowej kampanii wyborczej przebiegającej pod hasłem „nieustępliwej pozytywności”, 37-letnia wówczas Jacinda Ardern została premierem Nowej Zelandii, nie ukrywała przed rodakami, że czekają ich zarówno „dobre, jak i złe dni”.

Przez 17 miesięcy, z rekordowym poparciem oraz przekraczającą granice kraju fascynacją jej charyzmą i nowoczesnym stylem uprawiania polityki, Ardern rządziła państwem, które według ogłoszonego właśnie raportu ONZ jest ósmym z najszczęśliwszych na świecie.

Ale teraz nadeszły złe dni.

Smutna z wszystkimi

15 marca zamachowiec, biały suprematysta przyznający się do fascynacji skrajnym nacjonalizmem, zastrzelił pięćdziesięcioro i ranił dziesiątki innych muzułmanów modlących się w dwóch meczetach w Christchurch. Tuż po ataku Ardern powiedziała, że ten akt terroryzmu nastąpił nie dlatego, że Nowa Zelandia była przystanią dla nienawiści, tylko dlatego, że „reprezentujemy różnorodność, uprzejmość, współczucie, dom dla tych, którzy podzielają nasze wartości, schronienie dla tych, którzy tego potrzebują”.

Wkrótce świat obiegły zdjęcia pogrążonej w smutku Ardern – ubranej na czarno i noszącej hidżab na znak solidarności z ofiarami, ich bliskimi i całą wspólnotą muzułmańską. W pięciomilionowej Nowej Zelandii muzułmanie stanowią ok. 1 proc. ludności (45 proc. obywateli uważa się za chrześcijan).

– Ma w sobie coś takiego, że kiedy ją spotykasz, nie możesz być obojętny. Kiedy patrzy na ciebie, to patrzy w ciebie, jakby zaglądała do duszy – mówi o Ardern Colin James, weteran dziennikarstwa politycznego w Nowej Zelandii, który zna obecną premier od 2008 r. – Nieznajomi ludzie czują się komfortowo w jej obecności. Większość polityków nie potrafi wytworzyć takiej atmosfery – dodaje.

Anty-Trump z antypodów

Ardern stała się rozpoznawalna w lipcu 2017 r., siedem tygodni przed wyborami parlamentarnymi, kiedy przewodniczący opozycyjnej Partii Pracy (NZLP) Andrew Little niespodziewanie zrezygnował z powodu rekordowo niskiego poziomu poparcia dla partii – jej notowania nie przekraczały wówczas 24 proc. Little wskazał na swoją następczynię Ardern, która wprawdzie zasiadała w parlamencie od 2008 r., nie była jednak znana ani z udziału w głośnych debatach, ani z własnych pomysłów politycznych.

Miała jednak inne atuty: młodość i łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Zadziałał efekt nowości – ten sam, który w Kanadzie pomógł objąć władzę Justinowi Trudeau, a we Francji Emmanuelowi Macronowi. Ich dojście do władzy było częściowo efektem frustracji po kryzysie finansowym lat 2007-08 oraz fali utraty zaufania wobec „zasiedziałych” elit politycznych i status quo.

Ale sam efekt nowości to mało – bez wrodzonego zacięcia i determinacji Jacinda Ardern nie zdołałaby wygrać i znaleźć się w centrum medialnego szumu, szybko nazwanego „Jacindamanią”. W rok po wyborach (w których jej partia zyskała 37 proc. głosów, w wyniku czego w koalicji z Partią Zielonych i populistyczną NZ First rządzi krajem) Ardern tak opisywała swoją kampanię: „Moi koledzy byli napędzani nadzieją na to, kim moglibyśmy być, a nie frustracją z powodu tego, kim nie byliśmy. Nadszedł czas, aby skupić się na tym optymizmie, który wprowadził nas w politykę, i chciałam to zrobić z »nieustępliwą pozytywnością«”.

Ardern stanęła na czele rządu jako trzecia kobieta w historii Nowej Zelandii i jako najmłodsza premier na świecie. A świat zaczął się jej przyglądać.

W lipcu 2018 r. urodziła dziecko będąc premierem, zaś w trzy miesiące później zabrała córeczkę na sesję ONZ do Nowego Jorku. W wywiadzie dla CNN powiedziała, iż chciała w ten sposób pokazać, że jest to coś „normalnego” i „otworzyć drogę innym kobietom”.

Magazyn „Vogue” nazwał ją „anty-Trumpem”. Ardern nie stroniła od mediów wspominając, że lubi się czasem napić whisky lub że podczas ciąży ubierała się w ciucholandach. Z jednej strony stała się ulubienicą tzw. postępowej lewicy, z drugiej krytykowano ją za to, że reprezentuje styl, a nie wartości. Latem 2018 r. w wywiadzie dla „New York Timesa” mówiła: „Możesz być pragmatyczny i rozwijać gospodarkę oraz poprawiać dobrobyt i robić wszystko, czego się oczekuje od rządów – ale rób to z odrobiną serca”.

Z domu mormonów

Już w dniu ataku w Christchurch, mieście doświadczanym często przez tragiczne trzęsienia ziemi, Ardern próbowała uspokoić rodaków – dotąd Nowozelandczycy nie znali terroryzmu jako formy przemocy. 15 marca był przełomem.

„Nie ma na to miejsca w Nowej Zelandii” – napisała na Twitterze. I dalej: „Wielu dotkniętych tym problemem stanie się częścią naszej społeczności imigrantów. Nowa Zelandia jest ich domem – oni są nami”. Ogłosiła też, że koszty pogrzebów ofiar, niezależnie od ich statusu imigracyjnego, pokryje państwo. W odpowiedzi na pytanie Donalda Trumpa, jak Stany Zjednoczone mogą wesprzeć Nową Zelandię, powiedziała: „Przez współczucie i miłość dla wszystkich wspólnot muzułmańskich”.

To właśnie jej „włączający” język, współczucie, ale i zobowiązanie dotyczące zmiany prawa o dostępie do broni oraz krytyka mediów społecznościowych, za pośrednictwem których morderca transmitował atak, uwiarygodniły jej pozycję silnej przywódczyni. I zmniejszyły obawy tych, którzy obawiali się jej braku doświadczenia i statusu celebrytki. Australijskie media nazwały ją „prawdopodobnie najbardziej cenionym obecnie politykiem na świecie”.

– To nie jest miękka empatia, źródłem jej postawy jest wewnętrzna siła – mówi Colin James. Jego zdaniem moralny kręgosłup Ardern zawdzięcza religijnemu wychowaniu.

Sama premier często powtarza, że jej dzieciństwo (wychowała się w rodzinie mormonów) nie wyróżniało się niczym szczególnym. W 2005 r. opuściła Kościół, nie zgadzając się z traktowaniem przezeń związków tej samej płci. Teraz określa siebie jako agnostyczkę. Żyje w związku partnerskim z prezenterem telewizyjnym Clarkiem Gayfordem, ojcem jej córki, który zajmuje się dziewczynką.

– To nie jest trzpiotka. Potrafi być zdecydowana i stanowcza. A jednocześnie może pozować do kobiecego magazynu i wyglądać uroczo – mówi James.

Judith Collins, członkini opozycyjnej Nowo­zelandzkiej Partii Narodowej (National) i krytyczka premier Ardern oceniła, że reakcja premier na wydarzenia w Christchurch była „niesamowita”.

Bryce Edwards, komentator polityczny z Uniwersytetu Victoria w Wellington, dodaje: – Nie wydaje mi się, żeby w ostatnich dniach popełniła jakieś błędy. Myślę, że Nowa Zelandia jest dumna ze sposobu, w jaki poradziła sobie z kryzysem.

Edwards zwraca jednak uwagę, że choć jej empatia jest szczera, Ardern działa taktycznie. – Zarówno ona, jak i rząd są świadomi faktu, że istnieje możliwość odwetu ze strony islamskich fundamentalistów. Myślę, że czują potrzebę podkreślenia, iż Nowa Zelandia jest po stronie muzułmańskich ofiar i ich rodzin – mówi.

Pożegnanie z bronią

W miniony czwartek nowozelandzki rząd wprowadził ustawę zakazującą sprzedaży broni półautomatycznej i karabinów szturmowych. Według raportu z 2018 r., przygotowanego przez szwajcarskie centrum analizy Small Arms Survey, w Nowej Zelandii na 100 mieszkańców przypada średnio 26,3 sztuk cywilnej broni palnej, co plasuje kraj na 17. miejscu w świecie (na szczycie rankingu są Stany Zjednoczone).

Pomimo powszechności broni ustawa nie napotkała większego sprzeciwu. Nowa Zelandia miała do tej pory jedną z najłagodniejszych regulacji w całym regionie – np. w Australii zakaz sprzedaży broni półautomatycznej funkcjonuje od 1996 r. Nawet najważniejsze lobby farmerskie, Farmers United, główny przeciwnik reform, poparło ustawę w kilka godzin po jej ogłoszeniu, mówiąc, iż nowe przepisy „nie będą popularne”, ale są konieczne.

Według obecnych prognoz Partia Pracy może być pewna zwycięstwa w wyborach za 18 miesięcy. Obserwatorzy wskazują jednak, że Ardern, która zawsze wie, co powiedzieć ludziom na ulicy, nie do końca ma zdolności zarządzania zespołem, o czym świadczy kilka skandali ministerialnych. Premier jest też krytykowana za słabe rozeznanie w sprawach gospodarczych – przykładem jest gorąco dyskutowana reforma podatkowa i niski wskaźnik zaufania biznesowego. Program dostępu do mieszkań KiwiBuild okazał się fiaskiem, a obietnice Ardern tzw. rządu transformacyjnego, opierającego się na szeroko rozumianej ekonomii dobrobytu, dopiero mają się ziścić.

Colin James: – Nie wiem, w jakim stopniu jej porażka w politycznym zarządzaniu wynika ze złożoności obecnej koalicji rządowej, a w jakim jest po prostu jej porażką. Myślę, że po trosze i to, i to.

Komentatorzy zwracają uwagę na to, że choć Ardern jest lewicowa, otwarta na przyjmowanie uchodźców i wspomina dużo o równouprawnieniu, nie do końca jest jasne, co tak naprawdę reprezentuje. – Czy to dlatego, że jest otwarta? Nie afiszuje się ideologicznie? To jedna z możliwości. A może dlatego, że jest ostrożna i nie chce zająć stanowiska? – mówi ­„Tygodnikowi” Bryce Edwards.

– Czy jest przyszłością liberalnej demokracji? – pyta, śmiejąc się, Colin James. – Ma to coś, co przemawia ponad granicami. W jakimś sensie jest to młoda wersja socjaldemokracji, która popadła w ruinę w świecie demokracji. ©

LIDIA E. KELLY jest dziennikarką związaną z Agencją Reutera. Obecnie mieszka w Australii, wcześniej pracowała m.in. jako korespondentka w Moskwie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019