Apologie Pankowskiego

Marian Pankowski, Bal wdów i wdowców; Ostatni zlot aniołów W prozie Pankowskiego spotykają się różne porządki kultury; piękna, wspaniała polszczyzna, którą o tym wszystkim opowiada, staje się czymś w rodzaju instancji łączącej i może nawet przebaczającej. To nie język upiększającego zakłamania, to język zgody.

29.02.2008

Czyta się kilka minut

J.R.R. Tolkien, Dzieci Húrina

Nieukończone dzieło odwołuje się do formy eposu, którego bohaterowie są niczym grubo ciosane archaiczne posągi. Ich losy ukazuje autor w perspektywie tragicznej, poddane nieubłaganemu przeznaczeniu.

Późne pisarstwo osiemdziesięcioośmioletniego dziś Mariana Pankowskiego rozgrywa się między dwiema skrajnościami, afirmacją a Zagładą. Koniunkcja jest niemożliwa: konsekwentne przyjęcie postawy pierwszej musiałoby doprowadzić do zapoznania wyjątkowości Holocaustu. Z drugiej przecież strony, także konsekwentne przejęcie się tym wydarzeniem uniemożliwiłoby poważniejszą aprobatę dla kogo- czy czegokolwiek. Nie da się wyjaśnić Zagłady w usensowniających systemach kultury. Dlatego pewnie - między innymi dlatego - różne porządki kultury łączą się u Pankowskiego, ale i dziwią się sobie aż nadto, nawzajem się nicują. Niemniej ostateczny próg negacji nie zostanie przekroczony. Podejście pisarza do świata zbyt jest bowiem afirmatywne.

Mieszkający we współczesnej Belgii autobiograficzny bohater "Balu wdów i wdowców" ciągle żyje według liturgiczno-ludowego kalendarza. O liście z Kanady informuje tak: "Droga nad oceanem zajęła mu sporo czasu, no i wdowa... nie mnie jednemu odpisać miała... Toteż odpowiedź nadeszła dopiero przed Gromniczną". Kiedy indziej zauważa: "A tu adwent w pełni, rodziny zbrojne w sprzęt narciarski w pogotowiu, a tymczasem... stokrotki w ogródku!". Oczywiście, jest tu też kpina z "sakralno-merkantylnego sezonu" (jak nazywa to narrator-bohater), ale wbrew ewentualnym oczekiwaniom nie ma totalnej krytyki współczesności. Owszem, pojawia się na przykład kwestia infantylizacji zachowań dzisiejszych, ironicznie traktowany jest język egzystencjalnych racjonalizacji ("Wszyscy tu obecni zrozumieli potrzebę poszerzenia refleksji nad wdowieństwem"), śmieszy telewizyjny katecheta chrystianizujący motywy antyczne - niemniej te różne języki się nie znoszą.

Wprawdzie bohaterowi niezbyt podoba się "obnażanie misteriów" - tak to określa i ilustruje dwoma przykładami: odsłanianiem przez dziewczyny pępków i posoborową reformą liturgii - jednak piękna, wspaniała polszczyzna Pankowskiego, którą o tym wszystkim opowiada, staje się czymś w rodzaju instancji łączącej i może nawet przebaczającej. To nie język upiększającego zakłamania, to język zgody. Będący czymś nadrzędnym nawet wtedy, gdy w "Ostatnim zlocie aniołów" mówi o zaświatowych anielskich komandach. Skojarzenie zagładowe pojawia się natychmiast, wraca też, niezwykle pomysłowo rozegrana, kwestia teodycei. Apologia sprowadza się do obrony funkcjonalnej idei: "Kiedyś [Stwórca] jednym słowem oddzielał ciemności od światła... dziś nie ma siły, by swój świat do ładu przymusić... ale nadal króluje w baśni, która niosła i niesie dobroczynne iluzje...".

"Tak" Pankowskiego nie może być wszechogarniające, niemniej wiele obejmuje. Formą tej aprobaty jest przede wszystkim "ja" stylistyczne tej prozy, szybko rozpoznawalne w zróżnicowanych przecież tytułach najnowszych. Czy będzie to satyra społeczno-teologiczna "Ostatni zlot aniołów", dziejąca się zresztą w przyszłości, czy (też) satyryczna powieść obyczajowa "Bal wdów i wdowców", czy trochę gawędziarskie opowiadanie "U starszego brata na przyzbie" ("Twórczość" 6/2005) - powraca autobiograficzny narrator, ironiczny, owszem, lecz, hm, wyrozumiały, afirmatywny.

"To, co wtenczas widziałem, zapisuję po prostu, jak było. Z tym, że po swojemu. Rzecz jasna, że dopiszę to i owo, coś, co na pewno się działo, ale czego pięcioletni malec nie mógł świadomie spostrzec" ("Ostatni zlot aniołów"). Wyznanie sztuki pisarskiej zaczyna się od deklaracji naiwnego realizmu, rozumianego jako bezpośrednia referencja. Zaraz jednak pojawia się zastrzeżenie uznające za oczywiste prawo autora do indywidualnego potraktowania opisywanej sprawy. Nieuniknione dodatki mają być podporządkowane przekazywaniu "prawdy".

Oczywiście, całe to autotematyczne wtrącenie zapisane zostało z dystansem. Autor wie, że my wiemy, że autor wie, że my wiemy... Nie tyle ad infinitum, ile podwójność, zarówno ze strony autora, jak i czytelnika. Obie strony przyjmują konwencję współuczestnictwa w opowiadaniu (nieraz pisarz zwraca się do czytającego wprost, informując o fabularnych skrótach czy dokładniej: zaniechaniach), zarazem przecież obie strony mają do rozstrzygnięcia (jeśli to wykonalne) dialektykę wewnątrz-zewnątrz; pisarz zaprasza odbiorcę na tereny sporne, gdzie "ja" biograficzne łączy się z niezbywalną fikcją. Tak, gdyż to, co zmyślone, jest funkcją odnalezienia "ja". "Ja" z kolei ma dostęp do siebie właśnie poprzez narrację, raczej trudno obywającą się bez fikcji. Bywa, że jest to fikcja nieledwie wyzywająca, gdy urodzony w 1919 r. pisarz dociąga opowieść o swoich przypadkach prawie do połowy XXI w...

Opowiadanie wymaga również cofnięcia się; przeszłość pojawiać się musi także w prozie przynoszącej zapisy z lat 2006-2040. Nie bez powodu jednym z powracających motywów Pankowskiego jest spędzona w Sanoku młodość czy nawet dzieciństwo: przywołany przed chwilą metatekstowy urywek odnosi się do wydarzenia przeżytego przez małego chłopca, które zresztą okaże się zawiązaniem konstrukcji klamrowej. Pięciolatek uczestniczył z przejęciem w przedstawieniu jasełkowym, podczas którego urwał się jeden ze sznurów podtrzymujących spływającą z góry Aniołkę. Po dekadach i zaświatach, ten sam bohater, już w wieku zdecydowanie biblijnym, zapytany o chęć naprawienia czegoś w dziejach świata, przypomina sobie właśnie o tamtym widowisku: "Wyprostowałbym skrzywiony lot, skrzywdzony los Józi Katulanki, nieszczęsnej Aniołki".

Czy zatem, gdyby możliwe było skorygowanie tamtego wydarzenia, udałoby się uniknąć nawet...? Ale nie. "Podskórna, w żyznym rozkładzie grzybnia byłego, co czeka, czyha, gotowa melodramatyczną liryką zbanalizować mi czas obecny, kiedy ja gram w klasy, kiedy rzucam biały kamyk przed siebie, na drogę, na której niebo i piekło pierworodnie bliźniacze". Wegetatywna metafora, owszem, podkreśla znaczenie przeszłości, zarazem jednak ukazuje ją jako martwą. Mówiący odcina się od lirycznych ułatwień; po to, by za chwilę znowu pojawić się w chłopięcej postaci, grającej białym kamykiem wobec i na przeciw - i tu otwiera się bogaty intertekst tradycji mitologicznych.

W opowiadaniach "O siostrzanej miłości" ("Twórczość" 4/2006) oraz "Nie ma Żydówki" (8/2007) Holokaust stanowi tematyczne centrum, przy czym Pankowski na różne sposoby naznacza oba teksty autobiograficznie. W innych prozach problem Zagłady pojawia się pozornie na moment. Ważnych przykładów byłoby sporo, zatrzymam się przy jednym (z "Balu wdów i wdowców"). "Natychmiast siadam do pisania, zanim mnie dopadnie myśl nicująca, przewracająca domina ułożone w istną pielgrzymkę do Compostelle - ...czy do Auszwicu...". Skąd nagle Auschwitz? Z (nie)pamiętania.

Marian Pankowski, Bal wdów i wdowców, Kraków 2006, Korporacja Ha!art;

Ostatni zlot aniołów, Warszawa 2007, Wydawnictwo Krytyki Politycznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (8/2008)