Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przyjaźń redaktora naczelnego „Tygodnika” z kabaretem Piwnica pod Baranami była zawsze przyjaźnią z konkretnymi ludźmi, a wśród nich Anna Szałapak zajmowała miejsce szczególne. Trudno nie wspomnieć sceny z jego urodzin, zorganizowanych przez redakcję w krakowskim Dworku Łowczego (a może to był Medal świętego Jerzego…), kiedy goście imprezy porozchodzili się do rozmów i stołów, a on, w pustej już niemal sali, słuchał, jak śpiewa „Grajmy Panu”. Podobnie było na sobotnich kabaretach, na piwnicznych opłatkach czy jajeczkach i na jej autorskich recitalach (premierowy zarejestrował osobiście, na magnetofonie kasetowym Kasprzak; po latach wspominała, że nagrywał każdy jej występ).
Związana z „Piwnicą” od końca lat 70. (wcześniej była tancerką „Słowianek”), śpiewała piosenki najlepszych jej kompozytorów - Zygmunta Koniecznego, Jana Kantego Pawluśkiewicza, Zbigniewa Preisnera, a teksty pisały dla niej jej wierne przyjaciółki Agnieszka Osiecka i Ewa Lipska. Ale w Krakowie pamiętano ją nie tylko jako „Białego Anioła Piwnicy” („Aniołem Czarnym” była Ewa Demarczyk): z wykształcenia etnolożka, pracownik naukowy Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, przez lata opiekowała się pochodami Lajkonika, a przede wszystkim konkursami i wystawami szopek krakowskich, z którymi podróżowała następnie po świecie (na zaproszenie Jerzego Turowicza opublikowała w „TP”, w 1996 r., tekst „Z szopką krakowską w Nowy Rok”; o szopkach napisała również swój doktorat).
O krakowskie tradycje dbała także na inne sposoby: z Jackiem Wójcickim, pianistą i akordeonistą Konradem Mastyłą, wcześniej także ze Zbigniewem Preisnerem, w drugi dzień Bożego Narodzenia chodzili w przebraniu kolędników po zaprzyjaźnionych krakowskich domach. Owszem, zostanie po niej kilkanaście wspaniałych piosenek, choćby „Białe zeszyty”, „Grajmy Panu”, „Zaklinanie, Czarowanie”, „Ucisz serce”, „Anna Csillag” czy „Walc w Wiedniu” (tak, to ten sam wiersz Federika Garcii Lorki, który interpretował także Leonard Cohen…). Było jednak coś więcej: świadectwo życia, w którym przy wszystkim, co trudne i czasem nie pozwala oddychać, zawsze jest miejsce na przyjaźń i radość, w którym poeta jest ważniejszy od prezesa i prezydenta, a „Duet miłosny pchły i słonia” śmieszy niezależnie od numeru Rzeczypospolitej.
Zmarła 14 października, w wieku 65 lat.