Anna i Lucjan

"Felicja" - pod takim kryptonimem w okupowanej Danii działała polska organizacja wywiadowcza. Jej mózgiem byli 31-letni Polak i 21-letnia Dunka.

19.04.2011

Czyta się kilka minut

Anna Masłocha /
Anna Masłocha /

Zachodzące słońce ostatni raz omiotło Kopenhagę, pogrążoną w czwartym roku II wojny światowej. Był 31 grudnia 1944 r., wieczorem, gdy kobieta - legitymująca się dokumentami na nazwisko Inga S?rensen - zamykała za sobą drzwi kościelnego kantoru. Za chwilę podpisze akt ślubu, swoim własnym imieniem i nazwiskiem. Naprawdę nazywa się Anna Louise Christine Mogensen. Jest kurierką i fotografem, jednym z najbardziej aktywnych członków "Felicji". Taki kryptonim nosi polska organizacja ruchu oporu w Danii, okupowanej przez Niemców od wiosny 1940 r.

Anna ma 23 lata. Od chwili, gdy wyjdzie z kościoła wraz z ukochanym mężczyzną, Lucjanem Masłochą - porucznikiem, dowódcą "Felicji" - zostanie jej jeszcze kilkadziesiąt godzin życia.

Wesela nie będzie. Ślub uczczą lampką czerwonego wina w pobliskiej restauracji.

Kilka dni później, 3 stycznia 1945 r., ona zginie od razu, od serii z pistoletu maszynowego. On, ciężko ranny, umrze wkrótce w wojskowym lazarecie.

Kilka miesięcy później, gdy Dania będzie już wolna, spoczną obok siebie po niezwykłej ceremonii: ona jako jedyna kobieta, on jako jedyny cudzoziemiec, pochowani na cmentarzu bojowników duńskiego ruchu oporu w Mindelunden.

Ostatnie godziny

Wspólnie walczyli z wrogiem - niszczącym jego ojczyznę, a jej ojczyźnie odbierającym honor. Ich konspiracyjna miłość, ślub i krótkie, gwałtownie przerwane małżeństwo, a także niewyjaśnione okoliczności ich śmierci to temat na film fabularny, który do dziś nie powstał. Ich historia nadal każe stawiać pytania, szukać odpowiedzi; może też sprawiedliwości. Która - jeśli już, po tylu latach, nie dosięgnie winnych - to przynajmniej nazwie po imieniu zbrodnię, rozjaśni czerń domysłów.

Wiadomo, że w ciągu kilkudziesięciu godzin, które minęły od ślubu do śmierci, Anna napisze list do matki i spędzi trochę czasu ze współpracownikami męża. Wtedy pozna jego duńskiego radiotelegrafistę, który później opowie, jak bardzo tych dwoje było szczęśliwych, jak pasowali do siebie (i nie będzie odosobniony w tym spostrzeżeniu). A potem, rok po roku, przez wszystkie lata swego długiego życia, będzie wracać do tej myśli - i do tych dwojga. Gdy założy na ramię opaskę z inicjałami Armii Krajowej i on, duński oficer, pójdzie jak co roku na cmentarz, aby spotkać tam grupkę rodaków. Kiedyś, tak jak on, podwładnych polskiego dowódcy.

W tych ostatnich godzinach Anna pożegna męża, udającego się na pilne wezwanie przełożonych do Londynu - miał wyruszyć przez Sztokholm, właśnie ten rozkaz przyspieszył ich ślub. Ale zobaczy go jeszcze raz, gdy wróci on do domu, klucząc i oglądając się co chwila - próba przedostania się na statek odchodzący do Szwecji nie udała się, Niemcy zrobili nalot.

Na statku Lucjan musi zostawić swój pistolet i granat; z nimi nie sposób wydostać się z matni. Ale można, udając pijanego fińskiego marynarza, przedostać się na ląd i wrócić do Anny. Zaskoczonej, ale przecież szczęśliwej, że znów są razem.

Nieznany rozdział wielkiej wojny

Jednak nie jest to jeszcze kilkanaście godzin, tylko kilka, a na pewno mniej niż dziesięć. O drugiej w nocy załomoczą do drzwi, wbiegną na górę, otworzą ogień. Gestapo i ich duńscy pomocnicy z Hipo [policji pomocniczej, kolaborującej z Niemcami - red.]. Jest wśród nich ten, którego po wojnie oskarżano o zastrzelenie Anny i śmiertelne zranienie Lucjana: Duńczyk Arne Oskar Hammeken, tłumacz. Ale duński Sąd Najwyższy, skazując go na karę śmierci - za wiele zbrodni dokonanych na Duńczykach, do których zresztą się przyznał - uwolni go od tego jednego zarzutu. Nawet w obliczu śmierci Hammeken nie wyjawi, jak gestapo trafiło na kryjówkę Masłochów.

Odtąd historycy i dziennikarze, duńscy, polonijni i polscy, a także bracia Anny i jej przyjaciele będą latami rozważać okoliczności tragedii. Stawiać pytania. Skąd Niemcy znali kryjówkę? Kto przekazał im specjalny sygnał, którym zapukano o drugiej nad ranem do willi? Kto pierwszy otworzył ogień? Dlaczego nigdy sprawiedliwość nie dosięgła sprawców tej zbrodni, choć bracia Anny po wojnie domagali się wszczęcia śledztwa? Odpowiadano im, że zbrodniarz został już ukarany.

Śmierć Anny i Lucjana w styczniu 1945 r., na kilka miesięcy przed końcem wojny, będzie za to przypominana co roku światłem świec, palonych w kolejne rocznice przez właściciela domu, w którym zginęli, aż do jego śmierci. A także światłem zniczy, zapalanych - przez Polaków i Duńczyków - w tradycyjne polskie święto, gdy wraca się myślą do zmarłych. W Mindelunden będą przystawać też polscy turyści, słyszący o tym nieznanym im wcześniej epizodzie II wojny światowej.

Nieznanym - i rozgrywającym się na obrzeżach wielkich frontów. Choć przecież mającym wpływ na to, co się na tych frontach działo. Bo to dzięki działalności Anny i Lucjana oraz "Felicji" alianci uzyskają informacje o prowadzonych przez Niemców eksperymentach z tajemniczą bronią na Bornholmie, o umocnieniach niemieckiego "Wału Atlantyckiego" (mającego zatrzymać aliancki desant na kontynent), o ruchu statków przez cieśniny duńskie. Także za ich pośrednictwem duńskie organizacje ruchu oporu dostaną tak potrzebną im broń i radiostację.

"Felicja" ze Skandynawii

Lucjan przejął dowództwo "Felicji" pod koniec 1943 r.

"Felicja" stanowiła podziemną jednostkę organizacyjną Akcji Kontynentalnej w Skandynawii - z bazą w Sztokholmie, z regularną strukturą trójkową, zaprzysiężonymi członkami, własnym systemem kodowania, radiostacją i ośrodkiem dowodzenia.

Jej mózgiem były pierwotnie osoby skupione wokół pracownika Poselstwa RP w Danii Bolesława Redigera, lektorki języka polskiego na uniwersytecie kopenhaskim Romany Heltberg i jej duńskiej rodziny, Romany Heinze (szwagierki Redigera), Bożeny Chełmickiej Mogensen i podharcmistrza Adama Sokólskiego, nauczyciela języka polskiego dzieci z tzw. polskiej emigracji buraczanej na wyspach Lolland Falster. To on, nauczyciel z Kartuz, przysłany w 1938 r. na prośbę organizacji polonijnych, był pierwszym komendantem "Felicji" (i autorem tekstu przysięgi jej członków).

W pierwszym okresie działalności "Felicja" skupiała się na zadaniach organizacyjnych oraz opracowywaniu i wysyłaniu raportów wywiadowczych do Londynu - dotyczących m.in. dyslokacji wojsk niemieckich, ruchu w cieśninach duńskich, kodowaniu i mikrofilmowaniu informacji i zdjęć, a także na wysyłaniu paczek i listów dla polskich jeńców i przygotowaniu tras przerzutowych z Niemiec przez Danię i Szwecję do Anglii.

Dramatyczny rok 1943

Jednak lato 1943 r. przyniosło falę dramatycznych wydarzeń. Niemcy aresztowali szefa duńskiego wywiadu, rotmistrza Hansa Lundinga, współpracującego z Polakami. Z Kartuz napłynęły informacje o wzmożonym zainteresowaniu tamtejszego gestapo osobą Sokólskiego. Były to sygnały dla dowództwa organizacji, że Niemcy wpadli na jej trop i dalsze aresztowania są kwestią czasu. Romana Heltberg podjęła decyzję o przedostaniu się do Szwecji. Tam też podążył wkrótce Sokólski, uprzedzony przez kuriera o grożącym mu niebezpieczeństwie. Przed wyjazdem zdążył przekazać dowództwo organizacji pracownikowi Poselstwa, Stanisławowi Henschlowi, a klucz do radiostacji Bożenie Chełmickiej Mogensen. Wcześniej zmarł nagle w Malmö Bolesław Rediger. Wydawać by się mogło, że organizacja, która utraciła prawie cały sztab, nie odbuduje swej struktury i nie odegra już znaczącej roli w walce z Niemcami.

Ale pojawienie się w lipcu 1943 r. w Kopenhadze Lucjana Masłochy, uciekiniera z obozu jenieckiego, gwałtownie zmieniło sytuację "Felicji". Ten 31-letni wówczas podporucznik miał już za sobą bogate doświadczenia. Po ukończeniu Szkoły Morskiej w Gdyni opłynął świat jako instruktor na "Darze Pomorza", a po powrocie ukończył kurs dywizyjny w stopniu podporucznika piechoty. Później pływał na statkach handlowych. W 1939 r. został wzięty do niewoli po bitwie nad Bzurą, w której brał udział ze swoją kompanią karabinów maszynowych. Trafił do kolejnych oflagów (obozów dla oficerów): w Osterode, Ischol, Sandbostel, Lubece.

Właśnie w Lubece złożył przysięgę gen. Tadeuszowi Piskorowi, w 1939 r. dowódcy Armii "Lublin": że jeśli jego kolejna ucieczka się powiedzie, zorganizuje trasę przerzutu dla uciekinierów z obozów. Ale na razie sam musiał odszukać w obcym kraju tych, którzy znali szlaki prowadzące bezpiecznie przez Szwecję do Anglii i chcieli podjąć się tej ryzykownej przeprawy.

Nowy dowódca "Felicji"

Z pomocą Lucjanowi przyszedł polski ksiądz z Odense, Franciszek Jaworski: umożliwił mu przedostanie się do Kopenhagi. Tam Masłosze udało się nawiązać kontakt z członkami "Felicji", którzy zaopiekowali się uciekinierem i przerzucili go do Szwecji - kraju neutralnego, w którym toczyła się jednak (jak w Szwajcarii) walka wywiadów, i w którym swój ośrodek miał także wywiad polski. Miesiąc później, pod koniec listopada 1943 r., Masłocha wraca do Danii, aby - już jako przeszkolony wywiadowca - objąć dowództwo rozproszonej organizacji. Jego charyzma, talenty organizacyjne i energia, jaką wkłada w odbudowę siatki wywiadowczej, szybko przynoszą efekty.

Masłocha nadaje "Felicji" profesjonalny charakter. Pod jego przywództwem organizacja zdobywa szkice lotnisk, stanowisk artylerii, radarów i mostów, organizuje transporty broni, przyjmuje alianckie zrzuty spadochronowe, sporządza listę fabryk pracujących dla Niemców, umacnia sieć kurierską z Danii do Szwecji. Nawiązuje też współpracę z duńskim ruchem oporu.

Wiele z tych zadań jest możliwych do wykonania dzięki kontaktom Anny Mogensen. Lucjan poznał ją w polskim Poselstwie w Sztokholmie. Anna ma rozległą sieć znajomych; powiadali, że gdziekolwiek się pojawiła, zaraz zyskiwała oddanych sobie ludzi. Była członkiem duńskiej młodzieżówki konserwatywnej; to doprowadziło ją do tworzących się w Danii po 1942 r. pierwszych grup oporu.

Anna została członkiem jednej z najstarszych grup, "Holger Danske". W niej nawiązała przyjaźń ze słynnym egzekutorem grupy, J?rgenem Schmithem (pseudonim "Citronen"). On zatroszczył się o bezpieczną przeprawę do Szwecji dla jej matki, zagrożonej prześladowaniami niemieckimi za pomoc uciekinierom z Polski. Tam mogła bezpiecznie, choć z daleka od bliskich, pomagać w przygotowaniach do przewidywanego desantu formującej się Duńskiej Brygady.

Urodzona w Polsce

Wiele wskazuje na to, że już pierwsze spotkanie Anny i Lucjana w Sztokholmie było początkiem ich miłości. Miesiąc później się zaręczyli, już w Kopenhadze (Anna napisała o tym do matki, dodając, że jest bardzo szczęśliwa). Lucjan próbował ją chronić, ale ona podejmowała się coraz trudniejszych zadań. Wiedziała, co jej grozi, gdy pisała w liście: "Każdy człowiek szuka szczęścia, nawet kiedy szczęście może oznaczać śmierć. Ten, kto kocha życie i jest szczęśliwy, nie boi się marzeń. Ja bym tak bardzo chciała jeszcze żyć i kochać".

Jako kurierka organizacji, Anna wielokrotnie pokonywała morską trasę z Danii do Szwecji i z powrotem, z niebezpiecznymi przesyłkami w walizkach. Woziła części radiostacji, profesjonalne kamery fotograficzne, radio, tajną pocztę. Sama wykonywała wiele rysunków i zdjęć obiektów wojskowych. W swych morskich przeprawach wykorzystywała wcześniejsze doświadczenia z udziału w skautowskich akcjach, ratujących duńskich Żydów. Wielu z nich szybki przerzut do Szwecji - na łodziach, wypożyczonych z klubów żeglarskich przez Annę i jej kolegów skautów - uratował życie.

Już po wojnie Adam Sokólski powie, że Anna kochała Polskę tak samo jak Danię. Bo urodziła się w Polsce: w Kluczach, gdzie jej ojciec był naczelnym inżynierem Cementowni Jaroszowiec. Była późnym darem dla swych rodziców, dlatego nazywali ją Lone: od Abelone, duńskiej formy imienia Apolonia ("ta, która jest boskim darem"). W Polsce spędziła dzieciństwo i wczesną młodość, zawieszona między dwoma ojczyznami. I jak cała jej rodzina, Lone zabrała do Danii świetną znajomość polskiego języka i kultury, wierność przyjaźniom i wartościom przekazanym jej przez polską szkołę, którą ukończyli też jej dwaj bracia.

Po latach J?rgen - dyplomata duński, walczący w "Gryfie Pomorskim" [podziemnej organizacji polsko-kaszubskiej - red.], który za miłość do Polski zapłacił pobytem w kacetach w Dachau, Flossenburgu, Innsbrucku - opłakując śmierć młodszej siostry powie: "Ona chciała swoją walką spłacić dług wdzięczności za całe dobro i miłość, których doświadczyła w Polsce".

Virtuti

Przez wiele lat nikt z Polaków i Duńczyków nie był świadom, że kilka miesięcy po śmierci Anna została odznaczona krzyżem Virtuti Militari. Z rąk przedstawiciela rządu RP na uchodźstwie odebrał go Knud, jej najstarszy brat. To on, ochotnik walczący w szeregach armii fińskiej z Armią Czerwoną w 1939-40 r. (gdy Finowie po raz pierwszy odparli sowiecką agresję), zobowiązał swoją rodzinę do zachowania tajemnicy.

Dlaczego? Sytuacja polityczna w Danii po 1945 r. była delikatna. Układy polityczne zmieniały się gwałtownie, Kopenhaga usiłowała ułożyć sobie poprawne stosunki z Sowietami (okupującymi duński Bornholm) i z komunistycznym rządem w Warszawie. Virtuti otrzymane od rządu RP za pracę wywiadowczą dla zachodnich aliantów: to mogło być widziane różnie. Po latach Knud poprosi, aby order Anny włożono do jego trumny - żeby tam, dokąd się uda, mógł przekazać go siostrze i powiedzieć, że Polacy nie zapomnieli o tym, co zrobiła.

W wolnej Polsce, na wniosek Oddziału Koła Żołnierzy AK w Danii, prezydent RP nadał w 1992 r. Lucjanowi i Annie Masłochom Krzyż Czynu Bojowego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Dziś oboje mają swoje pamiątkowe tablice w katedrze polowej w Warszawie, a w Łodzi obelisk i ulicę.

Kopenhaga oddała hołd poległym podczas wielkiej uroczystości 29 sierpnia 1945 r. w Gaju Pamięci - Mindelunden, gdzie Niemcy rozstrzeliwali bojowników duńskiego ruchu oporu. Tam, zaraz po wojnie, znaleziono ciała obojga Masłochów. Trumnę Anny, okrytą duńską flagą, ponieśli jej bracia. Trumnę Lucjana, z flagą biało-czerwoną, jego podwładni.

Wcześniej ksiądz, który potajemnie udzielał im ślubu, odprawił Mszę za ich dusze. Matka Anny w nekrologu poprosiła, aby pieniądze przeznaczone na kwiaty dla córki i zięcia oddawać dzieciom polskich uchodźców. Rok później pojedzie do Polski z Duńskim Czerwonym Krzyżem, pomagać sierotom wojennym. A J?rgen zostanie duńskim konsulem w Warszawie.

***

Lucjan i Lone spoczywają obok siebie. Na jej grobie wyryto fragment ze starej pieśni duńskich skautów: "Za Boga, Króla i Ojców Kraj, gdziekolwiek życie Cię postawi, Ty bądź gotowy, Świadectwo daj". Na płycie nagrobnej Lucjana widnieją napisy w dwu językach. Ten po polsku brzmi: "Za wolność naszą i waszą". Ten po duńsku: "Za wolność Danii i honor Polski".

Dr MARIA MAŁAŚNICKA MIEDZIANOGÓRA jest polonistką, mieszka w Kopenhadze, gdzie uczy języka polskiego, historii i kultury Polski. Pracuje nad książką poświęconą Annie Mogensen-Masłosze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Oczy aliantów (17/2011)