Anioł z żyłką do hazardu

Liczą, że spośród setek biznesplanów wyłowią ten, który rozwinie się w firmę na miarę Google made in Poland. A wiedzy i pomocy, którymi się dzielą, nie da się przeliczyć na pieniądze.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Aniołowie Wima Wendersa (kto widział „Niebo nad Berlinem”, już zawsze będzie tak wyobrażać sobie aniołów, a nie jako eteryczne zjawy albo postacie z jasełek) cytują Rilkego i prowadzą filozoficzne dialogi, a spod obszernych płaszczy nie zawsze wystają im skrzydła.

Aniołowie biznesu, zabiegani, trudno uchwytni, wpatrzeni w technologiczne trendy, notowania giełdowe i tabelki Excela, używają takich słów jak optymalizacja kosztów, garnitur ludzki, wartość dodana, komercjalizacja i kreatywność. I nie są całkiem bezinteresowni, choć gdy uznają, że warto, też dadzą wiele, ryzykując niemało.

GRANICĄ JEST NIEBO

Anioł pierwszy: Szymon Kurzyca. Nietypowy, bo właściwie pomocnik aniołów albo anioł-organizator, jak mówi o sobie. Zarządza anielską siecią, więc o takich jak oni wie wszystko. Sam kiedyś był po drugiej stronie. Piął się w górę szybko, bo i wcześnie zaczął. Zaraz po studiach założył firmę. Sprowadzała wina z Nowego Świata, czyli krajów winiarskich poza Europą. Radziła sobie nieźle, Polacy zasmakowali w nowinkach. Ale on już chciał więcej, dalej, wyżej. Sprzedał udziały, zatrudnił się w korporacji, bo tylko tam mógł znaleźć takie tempo i wyzwania, jakie sobie wymarzył. Finanse przedsiębiorstw – w tej dziedzinie dążył do mistrzostwa. I korporacja mu to dała: wprowadzał firmy na giełdę, obracał milionami złotych. Piął się szczebel za szczeblem, pchała go ambicja, aż wreszcie dotknął sufitu. Nad sufitem było już tylko niebo. Jak w formułce sky is the limit – granicą jest niebo – powtarzanej chętnie w jego świecie. Wtedy dołączył do aniołów. – Dotarło do mnie, że czas odwrócić kolejność – mówi. – Zacząć podawać rękę tym, którzy dopiero są na początku drogi.

Anioł drugi: Krzysztof Gawrysiak. Prawnik. Też miał firmę, sprzedał ją, pracował w międzynarodowych korporacjach poza krajem: PwC, Procter&Gamble. I także trafił na swój sufit. Świetnie zorganizowany świat korporacji stał się zbyt przewidywalny, zaczął go przytłaczać. – Zawsze byłem typem osoby aktywnej, energicznej, takim, który daje z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej – opowiada. – Więc zdecydowałem, że podzielę się nadwyżką z innymi, przyczyniając się przy okazji do rozwoju polskiej przedsiębiorczości. Bo Polakom jej nie brakuje, za to brak mechanizmów, które by ją wspierały. A właśnie wtedy, przed czterema-pięcioma laty, zaczęły się w kraju pojawiać pierwsze osoby szukające takich jak my. Aniołów biznesu.

Anioł trzeci: Anna Hejka. Anioł, który wrócił – pomagać swoim. Choć przecież nie musiał. Gdyby wyliczyć wszystkie punkty z zawodowego życiorysu Anny, zajęłoby to kilka stron. By onieśmielić i zaimponować, wystarczy kilka: studia MBA na prestiżowej hiszpańskiej uczelni IESE, praca jako bankier komercyjny w JPMorgan Chase w Madrycie, inwestycyjny w Citibank na Wall Street, doradzanie amerykańskim funduszom emerytalnym i inwestycyjnym, udzielanie kredytów największym korporacjom... Wyjechała z Polski na praktyki studenckie, stan wojenny zastał ją w Hiszpanii. Wróciła w 1990 r., zakładając własną firmę (bo nikt na Zachodzie wtedy nie wierzył w Polskę), zajmującą się tym samym, co robiła w Stanach. – Myślałam: jakby tu sprawić, żeby tak odległa od tej rzeczywistości, smutna i szara wówczas Polska, doszlusowała do należytego jej miejsca w świecie, bo potencjał ma przecież ogromny. Dawanie „ryby” uzależnia, dawanie „wędki” usamodzielnia i dodaje skrzydeł – mówi szybko, bo właśnie biegnie ze spotkania na spotkanie.

ELEMENT RYZYKA

Skąd anioł wie, komu warto pomóc? Jak rozpoznaje, że przedsięwzięcie, choć dopiero w powijakach (start up, mawiają o takich aniołowie i w nie najczęściej się angażują) rokuje na przyszłość? Anielska intuicja. – Muszę widzieć, że ludzie, z którymi będę współpracować jako inwestor, są mądrymi pasjonatami, że sprawdzają się jako zespół – mówi Anna. – To przekonuje mnie, że są zdolni osiągnąć założony cel. Druga istotna kwestia to sensowność samego przedsięwzięcia: na ile zaspokoi autentyczną potrzebę dużego i rosnącego rynku i czy ma szansę wzmocnić markę „Polska” – dodaje.

Krzysztof rocznie spotyka się z ponad setką liczących na jego wsparcie. Analizuje po kilkadziesiąt projektów. Interesują go zwłaszcza te związane z technologiami internetowymi, fizyką, chemią. – Mam jedną podstawową zasadę: nie dotykam takich, na których się nie znam – mówi. Ale też podkreśla, że najważniejszy jest człowiek stojący za daną inwestycją. Jeśli widać po nim, że myśli niestandardowo, jest aktywny, mocno zaangażowany w swój zamysł, ale też otwarty na zmiany (trzeba być świadomym, że wiele pomysłów biznesowych w miarę upływu czasu i pojawiania się nowych okoliczności odbiegnie od pierwowzoru, podkreśla Krzysztof) – to na wstępie zdobył już zaufanie anioła.

– Po kilku spotkaniach widać, czy zamysł rokuje. Jest wiele sposobów, by to ocenić, Start up, czyli firma w początkowym okresie rozwoju, a właściwie zalążek firmy, jest jak mała, rozkołysana łódź na pełnym morzu. Żeby dopłynąć do celu, trzeba współpracować. Dlatego jeśli przed wejściem na pokład trudno mi się porozumieć ze współpasażerem, odpuszczam, bo wiem, że tym bardziej nie uda się nam zgodnie wiosłować – mówi Krzysztof.

– Aniołowie akceptują wysokie ryzyko – mówi Szymon. Bo mimo ich podszeptów i nagłych interwencji, statystycznie nawet 50 proc. objętych opieką firm nie przeżyje ani nie pomnoży ulokowanego w nich kapitału.

Szymon: – Dlatego tak ważne jest jego zróżnicowanie. Jeśli anioł w ciągu 2-3 lat zainwestuje w 10 przedsięwzięć z kilku dziedzin, które mają szansę na duży wzrost wartości, to zysk z jednej lub dwóch inwestycji zrekompensuje mu straty na tych, które się nie powiodły.

To jak hazard. Ale powiedzmy sobie szczerze: każdy anioł liczy, że to właśnie on spośród setek biznesplanów wyłowi akurat ten, który rozwinie się w firmę na miarę Google, tyle że „made in Poland”. Dlatego najbardziej śmieją się im oczy na widok wszystkiego, co niestandardowe.

WARTOŚĆ DODANA

Wśród aniołów przeważają dwa typy, mówi Szymon. Pierwszy: pracuje nadal w dużej firmie, zarabiając sporo, zaś nadwyżki przeznacza na działalność anielską. Drugi finansuje ją ze środków, które zarobił dzięki rozwijaniu własnych biznesów, a potem ich odsprzedaży z zyskiem. Bo anioł to też inwestor, choć lokuje wyłącznie własne, a nie powierzone mu przez kogoś pieniądze. Tym bardziej więc powinien liczyć, że lokata kapitału w bliższej czy dalszej perspektywie mu się opłaci.

Jaki więc z niego anioł, skoro działa dla zysku?

– Anioł jest inwestorem, ale nie każdy inwestor jest aniołem biznesu – zaznacza Anna. – Typowy inwestor chce wyłącznie zarobić, a jego zaangażowanie ogranicza się do przekazania pieniędzy. Nasza wartość dla przedsiębiorcy zaś wielokrotnie przekracza zainwestowane kwoty. Jeśli uznajemy, że jakieś przedsięwzięcie ma szanse powodzenia, doradzamy, ostrzegamy przed ryzykiem, zatrudniamy sprawdzonych pracowników, wprowadzamy na nowe rynki, nie dostając za te działania żadnego wynagrodzenia. „Gdy w efekcie anioł zyska, zyska też przedsiębiorca, którego otoczył opieką. Jesteśmy połączeni: przedsiębiorca przez całą wspólną drogę wspiera się na barkach anioła.

Na tę wartość dodaną, jak określa ją Krzysztof, nawet tacy jak on, biegli w finansach, nie mają algorytmu. Bo jak przeliczyć na złotówki, dolary czy euro wiedzę przekazaną podczas pracy nad projektem albo zaaranżowanie spotkania z Bardzo Ważną Osobą, która na prośbę anioła otworzy wreszcie upragnione drzwi?

Jest tylko satysfakcja, gdy niegdysiejszy podopieczny, który początkowo domagał się od anioła wyłącznie gotówki, przychodzi czasem po latach i mówi: cieszę się, że mi jej nie dałeś, tylko zaproponowałeś inne rozwiązanie. Bez ciebie nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem.

To chwile, na jakie najbardziej czekają aniołowie.

FRAJDA

Czynnik patriotyczny jest dość istotny w anielskich motywacjach. Tylko bliższy pozytywizmowi niż epoce Rilkego. – My rozumiemy patriotyzm raczej jako pracę u podstaw – zastrzega Szymon. – Ci wszyscy właściciele młodych firm, którym pomagamy stawiać pierwsze kroki, kiedyś będą biznesowymi ambasadorami naszego kraju, udowadniającymi, na ile nas stać. Pośrednio wspomagamy więc innowacyjną polską gospodarkę – mówi i nie przejmuje się wcale, że to brzmi jak cytat z promującej nasz kraj broszury.

Oczywiście, w grę wchodzą też inne motywy. Jakie – to już zależy od anioła. Jedni osiągnęli już osobisty sukces, ale zamiast w spokoju konsumować jego owoce, chcieliby jeszcze coś stworzyć od zera, a przynajmniej pomóc w tworzeniu i patrzeć, jak rośnie. Satysfakcja z tego nie mniejsza niż przed laty, a przy okazji mogą jakby pożyć przez chwilę cudzym życiem (czyż nie tego pragnęli filmowi aniołowie Wendersa?). To motyw nieobcy zwłaszcza tym, którzy lubią podkreślać, że za wcześnie dla nich na kapcie i kominek. Można rzec: aniołom z biznesowym ADHD. Choć życiowej energii aniołowie mają w nadmiarze, bo taka ilość wiadomości, telefonów, spotkań i innych spraw niecierpiących zwłoki, z jaką zmagają się na co dzień, zwykłego śmiertelnika wykończyłaby po paru dniach. Twierdzą jednak, że udziela się im entuzjazm tych, którzy do nich przychodzą.

Są też tacy, którzy sami dostali wsparcie, a teraz chcą się odwdzięczyć. Ale najważniejsze jest jednak coś innego.

– Nic się nie może równać z frajdą, jaką się odczuwa, widząc, że ktoś, w kim dostrzegło się potencjał, dzięki twojej pomocy zaczyna go w pełni wykorzystywać – mówi Anna.

Wie, że dzielenie się potrafi sprawić większą satysfakcję niż branie.

Krzysztof: – Nie wróciłbym już do poprzedniej roli. Dopiero teraz widzę, że coś dzięki mnie się zmienia na lepsze, mam poczucie realnego wpływu na innych. Gdyby chodziło tylko o zwykłą możliwość pomnażania finansów, byłbym nadal prawnikiem – dodaje.

Bo co to za anioł, który wolałby pieniądze od ludzi? 


BEATA CHOMĄTOWSKA jest autorką książki „Stacja Muranów” i założycielką Stowarzyszenia Inicjatyw Społeczno-Kulturalnych „Stacja Muranów”. Pracuje w dziale ekonomicznym „Rzeczpospolitej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012