Anioł w spódnicy

30 stycznia 2021 r. zmarła Alfreda Markowska, Nońcia. Jako Romka nie miała prawa żyć. Nie tylko przeżyła, lecz uratowała kilkadziesięcioro dzieci: romskich, żydowskich, polskich.

27.01.2015

Czyta się kilka minut

KL Auschwitz, wejście do bloku 13, tabliczka z napisem "Ekspozycja: zagłada europejskich Romów"
Auschwitz, blok 13 / fot. Wojtek Laski / East News

Jest ciemno. Powietrze ciężkie tak, jak musi być, gdy dziesiątki ludzi jadą wiele dni w zaryglowanym wagonie. Smród potu, fekaliów, strachu. Pociąg staje, ktoś odsuwa drzwi. Robotnicy kolejowi wyciągają martwych, żywym dają wodę. Watsi szybko decyduje: w ramiona młodej robotnicy w długiej spódnicy wciska synka Parno. Może coś mówi, a może nic. To sekundy. Dziewczyna przemyka z chłopcem pod wagonami. Pociąg z Watsi rusza do Auschwitz.

– To był przypadek. Właściwe miejsce, czas i osoba – Karol Gierliński zaciąga się papierosem. Raz, drugi, trzeci: im trudniej o odpowiedź, tym dłużej się zaciąga. Za oknami w Lipinach ciągnie się las, na podwórzu przed pracownią szczeka pies. 76-letni Gierliński jest rzeźbiarzem, malarzem i poetą. W pobliskiej szkole wojskowej przybliża młodzieży sztukę i tolerancję. Bo jest też Cyganem. Tak sam się określa. To praktyczne pojęcie, tłumaczy: – Bo przecież są Romowie, ale i Lowarzy czy Keldrasze.

On jest Sinti. To, jak mówi, Cyganie niemieccy. W Polsce jest ich niewielu. Karol to jego polskie imię. W romskim świecie nazywa się Parno. Jest synem Watsi. – Żyję dzięki zbiegowi okoliczności – powtarza. – Ale zwłaszcza dzięki niej.

Cisza. Papieros. – Dzięki mojej drugiej matce. Uratowała mi życie.

Alfredzie Markowskiej, Nonci. Romce ze Stanisławowa.

Romska Zagłada

Podczas II wojny Zagłada dotyczy nie tylko Żydów, ale także Romów, przez III Rzeszę uznanych za „niewartościowych”. Choć Niemcy długo nie mogą się zdecydować, co z nimi zrobić. Jeszcze na początku lat 40. wielu Sinti służy w Wehrmachcie. Syn jest na froncie, a rodzina już w obozie.

Ostatecznie zapada decyzja, by Romów (Cyganów, jak się wtedy mówi) wyeliminować. Trafiają do Sobiboru, Bełżca, Treblinki, Majdanka. Ale symbolem romskiego Holokaustu staje się Auschwitz. Od 1943 r. istnieje tu Zigeunerlager, „obóz cygański”, dla całych rodzin. 2 sierpnia 1944 r. zostaje „zlikwidowany”: zdolni do pracy trafiają do Buchenwaldu, a kobiety, dzieci i starcy do komory gazowej. Ta data to dziś dzień pamięci o zagładzie Romów i Sinti.

W czasie wojny ginie dwie trzecie europejskich Cyganów: Romów, Sinti, Keldraszów, Lowarów. Szacunkowo: od 250 tys. do 2 mln. Rozbieżność podawanych liczb jest wielka, bo nieznana jest ich liczebność przed wojną. Większość, zwłaszcza na Wschodzie, ginie nie w obozach, ale tam, gdzie był ich obóz: w lesie, na odludziu. Znikają całymi taborami.

Alfreda, czyli Noncia

„Nie idź tam, oni nie żyją!” – krzyczy wiejska kobieta koło Bielska Podlaskiego. 16-letnia Romka Noncia (dla Polaków: Alfreda) wraca do swego taboru, który rozbił obóz w lesie. To bogaty tabor ze Stanisławowa. Przed wojną żyli z handlu końmi, klientów mieli po Warszawę. Wozy piękne, zdobione rzeźbionymi figurkami smoka, które odganiają niebezpieczeństwo.

Teraz wozy postawili w lesie. Niemcom lepiej nie rzucać się w oczy. Dzieci bawią się między wozami, kobiety krzątają, gotują na ogniskach. Jeść trzeba, więc niektóre wędrują po okolicy. Czytają z kart, wróżą, dostają za to trochę jedzenia. Noncia też chodzi. Jest ładna, ciemnowłosa i ciemnooka, z uśmiechem na okrągłej buzi.

„Nie idź tam, zabiją i ciebie!” – krzyczy tego dnia chłopka i chowa Noncię w szopie. Następnego dnia Noncia idzie do lasu. Po obozie – zgliszcza. Cisza. Tylko ziemia porusza się, faluje, jakby sapała: tego obrazu Noncia nie zapomni. Niemcy strzelali, dopóki ktoś się poruszał. Potem zmusili chłopów, by zakopali trupy. Wujków, ciocie, kuzynów, siostrzeńców: Noncia straciła całą rodzinę, 80 osób. – Bez taboru Cygan nie potrafi żyć – powie Parno. – To jego świat: rodzina, przyjaciele, nawet wrogowie, ale jego wrogowie.

Przeżył za to mąż Nonci: przed masakrą pojechał do rodziny, do Rozwadowa koło Stalowej Woli. Teraz Noncia jedzie do niego. Grupa polskich Romów pracuje w Rozwadowie na kolei. Przekupili szefa, mają dokumenty Organizacji Todta. Przepustka do życia. Kładą szyny, konserwują urządzenia.

Któregoś dnia Noncia słyszy o grupie Romów rozstrzelanych koło Rozwadowa. Kennkarta Todta pozwala się przemieszczać po okolicy. Parno: – Wsiadła w pociąg. Tak po prostu, bez zastanowienia. Na zgliszczach znalazła dziecko. Do dziś nie wiemy, które z nas, dzieci Nonci, było tym pierwszym. Tyle nas było. Dla niej to było po prostu jej dziecko.

Czy tego dnia Noncia postanawia, że odbuduje swój tabor? W każdym razie, gdy słyszy o masakrze czy pacyfikacji jakiejś wsi, jedzie. Pod trupami szuka ocalałych dzieci. Wyciąga je też z pociągów do Auschwitz i Bełżca, które stają w Rozwadowie. Musi mieć anioła stróża, bo Niemcy jej nie łapią. Może nie wpada im do głowy, że skazana na śmierć ratuje innych: małych Romów, Żydów, Polaków? Parno: – Bo narodowość nie grała dla niej roli.

Już w 1945 r., gdy Noncia z mężem będą jechać za frontem na zachód do Gorzowa, będzie opiekować się zagubionymi niemieckimi dziećmi.

Matka i syn

Na razie jej nowa rodzina jest coraz większa. Niektóre dzieci ukrywa u zaprzyjaźnionych rodzin, polskich i romskich. Inne mieszkają w baraku robotniczym, przed oczami Niemców. Niektóre zostają tylko kilka dni czy tygodni, bo odnajdują je krewni. Inne zostają z Noncią; wychowają się potem z jej rodzonymi dziećmi.

Parno ma krewnych. Noncia znalazła przy nim kartkę, którą napisała mama. Z adresem babci, koło Poznania. Noncia pisać i czytać nie umie, znajomy pisze list. Do Rozwadowa przyjeżdżają dwaj mężczyźni, jeden w mundurze Wehrmachtu. – Mój ojciec jako Sinti musiał się ukrywać, ale jego kuzyn z Hamburga jeszcze był w wojsku – wyjaśnia Parno. W Wielkopolsce Parno z dziadkami żyje początkowo spokojnie. Jego przodkowie dotarli tu kiedyś z niemieckimi osadnikami, dziadek nazywa się Priemke, przez Niemców uważany jest za swojego. Po śmierci dziadka trafią z babcią i ciocią do obozu pracy. Przeżyją. Po wojnie wrócą do Poznania.

– Pamiętałem tylko jej uśmiech – mówi Parno o Nonci. – Ciepły, uspokajający. Po tym uśmiechu poznałem ją po latach.

Parno, jedno z dzieci uratowanych przez Noncię

Parno, jeden z uratowanych przez Noncię / fot. Agnieszka Hreczuk

Po powrocie z obozu babcia Parno szuka Nonci. Znajdują ją w Gdańsku. Cztery lata po wojnie Parno jedzie do niej na wakacje. Noncia krzyczy na dzieci tylko wtedy, gdy nie chcą jeść. Gulasz, smalec, bigos: już nigdy nie mają głodować. Dla Parno jest jak matka. Parno dla Nonci jak syn. Pilnuje, by się uczył. Chętnie słucha, jak czyta. Parno: – Najbardziej lubiła powieści historyczne, np. Sienkiewicza.

„Baba Noncia”

Parno dołącza do taboru Nonci. Ciągną przez Polskę, dopóki władze PRL w 1964 r. nie wprowadzą przymusowego osiedlenia. Noncia z mężem Guciem kupują ziemię koło Poznania, budują dom. Gucio cynkuje kotły w spółdzielni mleczarskiej, Noncia czasem handluje dywanami. Nie tyle z potrzeby, co dla przyjemności rozmawiania z klientami, mówi Parno. Wróżyć nie chce, za bardzo przypomina to wojnę.

Podczas studiów, w latach 60., Parno też zarabia tradycyjnym rzemiosłem: cynkowaniem naczyń. U piekarza w Grodzisku Wielkopolskim widzi nietypowe misy. Piekarz mówi, że kupił je po wojnie w Oświęcimiu, z obozowej piekarni. Parno jest porażony. Głaszcze misy. Myśli o ludziach, którzy jedli chleb w Auschwitz. O mamie, która tam zginęła, o jej siostrach.

Do dawnego obozu pojechał raz. Mówi: – Stałem przed bramą i nie mogłem wejść. Po prostu nie mogłem.

Zaciąga się kilka razy. Romowie niechętnie mówią o wojnie. To tabu. Określenia Holokaust lub Samudaripen (słowo stworzone przez romskich intelektualistów) używane są w nieromskim świecie. Między sobą, jeśli już wspominają, mówią raczej: „za Hitlera” czy „podczas baro mariben, wielkiej wojny”. Ale wspominają rzadko. I także Noncia nie opowiada o wojnie. A tym bardziej o swym bohaterstwie. Parno: – Jej nie przyszło na myśl, że można było zachować się inaczej. To był wewnętrzny przymus.

Czasami Noncia opowiada wnukom, jak to było, gdy Cyganie wędrowali wozami. Też w złych czasach wojny. – Słuchaliśmy tego chętnie, ale traktowaliśmy prawie jak bajki – przyznaje Patryk Doliński, lat 37. Szef świetlicy dla dzieci w Gorzowie, jest wnukiem Nonci.

Dla niego, mówi Patryk, baba Noncia, babcia Noncia, była wyjątkowa. Dzieci lgnęły do niej. – I dziś dzieci romskie w Gorzowie wiedzą, że nieważne, jaki mają kłopot, babcia Noncia zawsze znajdzie rozwiązanie i pocieszy.

Jej tabor

W Gorzowie, gdzie Noncia mieszka od śmierci męża, jest autorytetem dla Romów, seniorką. Jej zdanie jest ważniejsze niż zdanie mężczyzn. Nawet gdy padł pomysł stworzenia świetlicy, ona musiała go zaakceptować. Ale jej historię wnuki poznają dopiero przez przypadek.

Noncia siedzi w środku, wokół kilka pokoleń jej rodziny

Noncia (w środku) z rodziną / fot. Karol Gierliński

Jesteśmy jak bracia, mówi kiedyś wujek Parno, gdy siedzi z innymi w Gorzowie. Patryk ma 30 lat i wujka, jak go nazywa, zna od zawsze. Wie, że Parno jest Sinti, a nie Romem, jak oni w Gorzowie. Nie pyta, dlaczego. – Tego dnia zażartowałem, że gdy piwo się skończy, skończy się braterstwo – wspomina Patryk Doliński. Wtedy Parno opowiada o pociągu do Auschwitz. Także czterej inni, którzy siedzą razem, opowiadają, jak żyją dzięki Nonci. Parno: – I wtedy powiedziałem, że tak nie może być, że ludzie muszą się dowiedzieć, co zrobiła Noncia.

Pisze do urzędów, do Kancelarii Prezydenta. Zbiera z urzędnikami relacje uratowanych. Znajdują 50 osób. Nie wszystkich. Wiele żydowskich dzieci wyemigrowało, kontakt się urwał.

„Jeżeli dziś istnieje naród żydowski, jeżeli istnieje naród romski, to tylko dzięki takim ludziom, jak Pani”: mówi w 2007 r. prezydent Lech Kaczyński w Pałacu Prezydenckim, wręczając Nonci Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

– Byliśmy dumni, bo wiedzieliśmy, co to oznacza dla Romów w Polsce – mówi Parno. – Nigdy wcześniej żaden Cygan nie dostał takiego odznaczenia. Ale dla Nonci to nie miało znaczenia. Dała się zawieźć do Warszawy, bo nie chciała być nieuprzejma, tak to widziała. Byli ambasadorowie Izraela i Niemiec, czekał prezydent Polski. To pojechała. Ale była na nas zła.

Noncia ma dziś 90 lat. Jest schorowana. Jako „prywatna inicjatywa” wypracowała sobie niewielką emeryturę. Na leki i życie ledwo starcza. Odszkodowania za prześladowanie nigdy nie otrzymała. Ale jest szczęśliwa. Dzieci, wnuki i prawnuki są rozsiane po Polsce. Parno: – Jest nas wszystkich prawie pięćset.

Noncia ma swój tabor.   ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Auschwitz. Głosy żyjących