Anders versus Stalin

W beznadziejnej walce o życie polskich oficerów Anders nie mógł wygrać ze Stalinem: ich los rozstrzygnął się, zanim Anders wykonał pierwszy ruch.

04.01.2011

Czyta się kilka minut

Nawet kiedy się śmieje, oczy nie śmieją się nigdy; są czarne, matowe i zimne - tak gen. Władysław Anders zapamiętał Józefa Stalina i tak go opisał po latach we wspomnieniach. Dodał jeszcze kilka szczegółów: "niewielkiego wzrostu, krępy, dość szeroki w barach, robi wrażenie silnie zbudowanego mężczyzny". Polski generał spostrzegł też, że Stalin miał duży wschodni nos, czego fotografie nie pokazywały.

Towarzysząc gen. Władysławowi Sikorskiemu, a potem już sam, Anders prowadził ze Stalinem na Kremlu długie rozmowy, w których interlokutorzy występowali jako sojusznicy, ale w rzeczywistości toczyli grę o stawkę największą: grę na śmierć i życie dziesiątków tysięcy ludzi. Grę, której jeden uczestnik miał w ręku wszystkie karty i wiedział o tym. Anders, także tego świadomy, notował: "bije z niego olbrzymie poczucie władzy". Zapewne to poczucie pozwalało dyktatorowi na zawsze spokojny i uprzejmy ton rozmowy.

Sposób, w jaki Stalin traktował rozmówców, pozwalał mu zmylić wielu mężów stanu, którzy latami wierzyli w dobre intencje "uncle Joe". Anders nie miał podstaw, by wierzyć w słowa Stalina. A jednak, chcąc zrealizować powierzone mu zadanie utworzenia polskiej armii w ZSRR, opierać się musiał na zapewnieniach tego człowieka.

Traf lub przeznaczenie

Nim 3 grudnia 1941 r. Sikorski z Andersem oraz ambasadorem polskim Stanisławem Kotem spotkali się ze Stalinem, Anders miał okazję dobrze poznać Rosjan, a potem bolszewików. Wszak jeszcze w czasie I wojny światowej zaczynał służbę w rosyjskiej armii (w korpusie kawalerii Chana Nachiczewańskiego), aby wkrótce potem walczyć już w polskich szeregach przeciwko Rosji bolszewickiej - na czele 15. Pułku Ułanów Poznańskich, gdy okazał się dobrym dowódcą.

Kolejny kontakt z państwem radzieckim był już mniej dla Andersa szczęśliwy. Walcząc jeszcze przeciw Niemcom we wrześniu 1939 r., został otoczony przez Armię Czerwoną, która 17 września wkroczyła na wschodnie tereny Polski. Ranny, trafił - nie bez kłopotów ze strony radzieckiej - do szpitala. Od losu innych polskich oficerów, o których potem bezskutecznie wypytywał Stalina, uratował go szczęśliwy traf lub, jak sam wolał, przeznaczenie: autobus mający wywieźć Andersa z grupą oficerów ze Lwowa zepsuł się. Kolejny transport miał być następnego dnia. Generał był w złym stanie: krwawił, nie mógł chodzić. Udało mu się wykłócić o ponowne ulokowanie w szpitalu. Pod eskortą NKWD przewieziono go do szpitala wojennego na Łyczakowie. "To zdecydowało, że nie zostałem wywieziony do obozu i bodaj że nie podzieliłem losu moich kolegów w Katyniu".

Szpital był tylko chwilowym wytchnieniem. Po różnych perypetiach Anders znalazł się we lwowskim więzieniu Brygidki; przetrzymywany był w okropnych warunkach: w pojedynczej celi, w której zamarzała woda. Podczas przesłuchań NKWD oskarżany był jako "polski pan" o zdradę międzynarodowego proletariatu i, na zmianę, zachęcany do wstąpienia do Armii Czerwonej. Z początkiem 1940 r. przewieziony do Moskwy, przetrzymywany był już w lepszych warunkach raz na Łubiance, raz w Butyrkach. Podczas drugiego pobytu na Łubiance miał szansę rozmawiać z radzieckimi więźniami. Pisał: "Każda dziedzina zainteresowań i polityki była tu reprezentowana obficie". Właśnie wtedy Anders miał najlepszą okazję zgłębiać istotę radzieckiego systemu i mentalności. Była to wiedza, która później okazała się nieoceniona.

Z objęć śmierci

Po miesiącach spędzonych w celi ucho żołnierza bezbłędnie rozpoznało odgłosy artylerii przeciwlotniczej. Choć podenerwowani strażnicy próbowali wmówić więźniowi, że to ćwiczenia, dla niego było jasne: wojna. To dawało nadzieję na zmianę.

Tymczasem w Londynie zdarzyło się coś, co rzeczywiście odmieniło los Andersa. Jeszcze przed atakiem Hitlera na ZSRR przyparta do muru Anglia próbowała zyskać przychylność Kremla i w tym celu popychała premiera Sikorskiego do pojednawczych gestów. Gdy Hitler dał w końcu rozkaz wykonania planu "Barbarossa", Churchill wygłosił płomienną mowę, deklarując przyjaźń Stalinowi. Konsekwencją były rozmowy polsko-radzieckie o umowie rządowej. Sikorski liczył, że pozwoli ona powołać Polakom wielką armię, będącą argumentem w międzynarodowej grze.

Premier polskiego rządu popełnił przy tym kilka błędów. Po pierwsze, w zbyt dużej mierze oddał negocjacje Anglikom, dla których sprawa polskich granic nie była w tym momencie (i nigdy już nie miała być) kluczową. Nakłaniali oni Sikorskiego do "kompromisu" i zadowolenia się ogólnikowymi stwierdzeniami na temat przyszłości Polski. Podpisane 30 lipca 1941 r. porozumienie, które przeszło do historii jako "traktat Sikorski-Majski", wywołało kryzys gabinetowy i przez część polskich środowisk politycznych zostało uznane za niekorzystne. W rzeczy samej w umowie tej - a jeszcze bardziej w postawie Anglików i nieustępliwości Kremla - tkwił zalążek późniejszej dominacji Stalina w Europie Środkowej i Wschodniej. Z drugiej strony traktat dał wolność dziesiątkom tysięcy Polaków przetrzymywanych w więzieniach i łagrach rozsianych po olbrzymim terytorium ZSRR. Ci ludzie umierali każdego dnia i każda zwłoka w porozumieniu z Kremlem dokładałaby do rosnącej liczby ofiar kolejne.

Osobą, która miała podjąć się zadania wyrwania rodaków z objęć śmierci, został właśnie Anders. Sikorski zdecydował o tym nie bez wahań. Choć w 1926 r. Anders stanął przeciw Piłsudskiemu, był ceniony przez sanację i robił za jej rządów karierę. A Sikorski nienawidził sanacji. Ponadto, jak odnotował Władysław Pobóg-Malinowski w swej "Najnowszej historii politycznej Polski", "Sikorski lękał się, czy »ambicje« osobiste Andersa nie sprowadzą go na drogę »rywalizacji«, tym niebezpieczniej, że wszystko przemawiało za tym, iż armia, mająca powstać w Rosji, będzie znacznie liczniejsza od tych mizernych resztek, jakie po katastrofie francuskiej rozmieszczono w Szkocji".

"Polskie piekło", które tak dawało się we znaki w chwilach tragicznych, i tu o sobie przypomniało. Jeszcze w ZSRR Anders spotkał się z sugestiami, by nie brać do wojska ludzi związanych z sanacją. Będąc żołnierzem, nie politykiem - ucinał takie rozmowy.

Głodni i bosi

4 sierpnia 1941 r. o ósmej rano Anders odzyskał wolność. Oszołomiony powietrzem i gwarem ulicy, odnotowuje zupełnie odmienny stosunek do niego radzieckich funkcjonariuszy: nagle wszyscy są uprzejmi i gotowi do pomocy. Ma się jednak na baczności.

Przystępuje do pracy zgodnie z podpisaną 14 sierpnia umową wojskową. Pierwsze rozmowy z Polakami, pierwsze kontakty z rządem w Londynie i pierwsze kłopoty w rozmowach z władzami radzieckimi. Te postulują, aby wojsko było gotowe na 1 października. Anders wie, że to termin nierealny. Trapi go jeszcze jedno: władze radzieckie informują, że na terytorium ich państwa znajduje się 1000 polskich oficerów. A przecież generał wie, że powinno być ich kilkanaście tysięcy. "Kwiat naszego wojska znajdował się w Starobielsku i w Kozielsku. Ale gdzie obecnie przebywają?".

Wysyła emisariuszy do łagrów. Ci zderzają się z czasem niechętną, a czasem niewydolną radziecką maszyną biurokratyczną. Łagrowa administracja nie chce się pozbywać mężczyzn w sile wieku, robi trudności. Na tak wielkich obszarach zresztą sama natura stwarza problemy w przemieszczaniu się ludzi i informacji. A jednak do punktów koncentracji, m.in. w Buzułuku, napływali Polacy: wyniszczeni, wygłodzeni, boso i w łachmanach. Anders patrzy na nich i rozumie ich los - pamięta własne ropiejące, a potem zamarzające rany.

Obok wojskowych przybywają kobiety i dzieci. To zwiększa trudności aprowizacyjne. Władze radzieckie, zasłaniając się wysiłkiem wojennym, nie dostarczają Andersowi odpowiedniej liczby racji żywności, środków sanitarnych i odzieży. Prowadzi upokarzające rozmowy, by choć trochę polepszyć warunki swoich żołnierzy i cywilów.

Rozmowy ze Stalinem

Właśnie o tych kłopotach i o losie nieodnalezionych polskich żołnierzy Sikorski i Anders chcą rozmawiać ze Stalinem w grudniu 1941 r. Problemy aprowizacyjne Stalin uzasadnia wojną; przekonuje też, że wszyscy Polacy zostali zwolnieni. Anders upomina się o oficerów. Wtedy Stalin - jeszcze pewien, że prawda o zbrodni leży ukryta w ziemi i tam pozostanie - wypowiada słowa, które staną się fundamentem "kłamstwa katyńskiego". Odpowiada więc Andersowi: "Oni uciekli". Anders pyta: "Dokądżeż mogli uciec?". Pada odpowiedź: "No, do Mandżurii".

Dyktator rozmowę prowadzi po mistrzowsku. Gdy słyszy, że bez odpowiednich dostaw nie będzie możliwe przygotowanie armii zdatnej do boju, sugeruje Polakom, że nie chcą się bić. Dla polskiego żołnierza ten zarzut ma wyjątkowo gorzki smak, zwłaszcza gdy pada z ust człowieka jeszcze niedawno wierzącego w przyjaźń z Hitlerem. Stalin przekonuje też rozmówców, że jeśli formułujące się polskie wojsko przeniesie się do Iranu, to Anglicy mogą je wykorzystać do walk na różnych frontach, nawet na Dalekim Wschodzie. Znów celne trafienie: Polacy chcą przecież jak najkrótszą drogą dotrzeć do Polski i o nią się bić.

Ustalenia poczynione podczas tej rozmowy ze Stalinem przyniosły tylko częściowo skutki. Trzy miesiące później Anders został poinformowany, że ZSRR ograniczy racje żywności dla polskiego wojska. Oznaczało to głód - zwłaszcza dla cywili.

18 marca 1942 r. w pół do szóstej wieczorem Stalin przyjął Andersa na rozmowę. Znów wraca kwestia zaginionych oficerów. Anders: "Do tego czasu nie zjawili się oficerowie z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Powinni być na pewno u was". Stalin: "Wydałem już wszystkie rozkazy, by ich zwolnić. Mówią nawet, że są na Ziemi Franciszka Józefa, a tam przecież nie ma nikogo. Nie wiem, gdzie są. Na co mam ich trzymać? Być może, że znajdując się w obozach na terenach, które zajęli Niemcy, rozbiegli się". Mówił to prawie dokładnie w dwa lata po tym, jak przypieczętował ich los.

Stalin miał rację

To z rozkazu Andersa Józef Czapski, przyszły współtwórca paryskiej "Kultury", przemierzał ZSRR w poszukiwaniu polskich żołnierzy. Jego "Wspomnienia starobielskie" pokazują rozbudzane nadzieje. "Spodziewaliśmy się, że koledzy nasi, zesłani na dalekie wyspy, przybędą do nas w lipcu-sierpniu, to znaczy w jedynym okresie, gdzie nawigacja na tych morzach jest możliwa" - pisał Czapski.

W tej walce Anders nie mógł wygrać ze Stalinem: los oficerów rozstrzygnął się wiosną 1940 r. Ale udało mu się uzyskać porozumienie w sprawie ewakuacji części Polaków z terenu ZSRR. Wkrótce, w obliczu sporej śmiertelności, koniecznością stała się druga ewakuacja - w sumie 115 tys. ludzi. Odbyła się pospiesznie, choć Anders nie chciał likwidować podległych sobie placówek, bo oznaczało to wyrok na wszystkich tych, którzy nie zdążyli dotrzeć do jego armii, armii Andersa. Stalin realizował już plan podporządkowania sobie Polski przy pomocy "własnych Polaków", skupionych wokół posłusznych komunistów i Zygmunta Berlinga (zbiegłego z armii Andersa). Atmosfera gęstniała. Ostatnie tygodnie na ziemi radzieckiej były dla ludzi Andersa naznaczone inwigilacją, aresztowaniami, czasem porwaniami.

Armię Andersa czekała długa droga przez Bliski Wschód i Włochy, z kulminacyjną bitwą o Monte Cassino; jego II Korpus Polski zakończył wojnę zdobyciem Bolonii. Okazało się, że Stalin miał złowrogą rację: przy boku aliantów wojsko to nie miało szansy bić się o polską ziemię. A po 1945 r. większość żołnierzy i sam generał pozostała na emigracji.

Choć na wojennym szlaku w latach 1942--45­ Anders i jego żołnierze stoczyli niejeden bój, zaznali triumfów i upokorzeń, nigdy nie spotkali się z takim przeciwnikiem, jakim mógł być tylko Stalin.

Cytaty gen. Andersa i z rozmów ze Stalinem pochodzą ze wspomnień: Władysław Anders "Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946", Warszawa 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Andersowie (2/2011)