Amerykański czas niepewności

Z anteny stacji ABC zniknął popularny serial „Roseanne”. Ale nie zniknie problem, o którym opowiadał: upadek Środkowego Zachodu. Tego regionu w Stanach, którego mieszkańcy masowo popierają Trumpa.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Wiec wyborczy Donalda Trumpa w Erie, położonym w tzw. Pasie Rdzy. 
Pensylwania, sierpień 2016 r. / JEFF SWENSEN / GETTY IMAGES
Wiec wyborczy Donalda Trumpa w Erie, położonym w tzw. Pasie Rdzy. Pensylwania, sierpień 2016 r. / JEFF SWENSEN / GETTY IMAGES

Czy w kilka godzin można doprowadzić do zdjęcia z telewizyjnej ramówki programu, który cieszy się ogromną popularnością? Można: dowiodła tego Roseanne Barr, aktorka grająca główną rolę w amerykańskim serialu „Roseanne” (znanym też polskiej publiczności) i zarazem jego współtwórczyni.

„Gdyby bractwo muzułmańskie + planeta małp miały dziecko = vj”. Takim przemyśleniem Barr podzieliła się nocą z 28 na 29 maja na swoim profilu w serwisie Twitter.

Już wczesnym rankiem stacja ABC, emitująca ten sitcom, podjęła decyzję o zakończeniu produkcji serialu.

Słowa Barr były adresowane do Valerie Jarret (to ona, „vj”, miała być owocem złączenia dżihadysty z małpą). Pani Jarret była doradczynią prezydenta Obamy, jest Afroamerykanką, a urodziła się w Iranie. Obelgę wobec niej odebrano powszechnie jako szokującą – i grającą na najgorszych rasistowskich stereotypach.

Mimo to błyskawiczna reakcja szefostwa ABC wprawiła Hollywood w zdziwienie. Niedawne wznowienie serialu, po dwóch dekadach przerwy, okazało się wielkim sukcesem: pierwszy odcinek dziesiątego już sezonu przyciągnął przed telewizory ponad 18 mln widzów. Prace nad kolejnym sezonem miały zacząć się właśnie 29 maja.

Samo w sobie wydarzenie to nie byłoby jeszcze może aż tak zaskakujące. W ostatnim czasie, na fali ruchu #metoo, wymierzonego w zjawisko molestowania, społeczeństwo – przynajmniej w USA – przywykło chyba do szybkich końców wielkich karier. Roseanne Barr nie jest pierwszą osobą, która traci pracę przez rasistowskie wybryki.

A jednak jest to sprawa niezwyczajna.

Produkt swoich czasów

Serial „Roseanne” trafił do Polski w latach 90. XX w. i zyskał tu fanów. Jednak w USA był on autentycznym fenomenem. Jego niebywała popularność polegała na tym, że – aby pożyczyć frazę z „Misia” Barei – był prawdą ekranu o swoich czasach.

Był to pierwszy sitcom, który opowiadał o losach klasy pracującej ze Środkowego Zachodu (w USA working class oznacza nie tylko pracowników ciężkiego przemysłu, lecz także pracowników sektora usług czy wykwalifikowanych pracowników fizycznych). A więc produkt czasów, w których sytuacja klasy pracującej w niczym nie przypominała już tłustych lat fordyzmu (o nich opowiadali np. animowani „Flinstonowie”: operator brontokoparki Fred sam utrzymywał rodzinę i mógł sobie pozwolić na dom i auto).

Do upadku tego regionu przyczyniły się deindustrializacja, niszczenie związków zawodowych (głównie za prezydentury Ronalda Reagana, republikanina), a gwóźdź do trumny wbił w latach 90. Bill Clinton (prezydent demokrata) i wprowadzone przezeń zmiany w systemie zabezpieczeń społecznych oraz deregulacja rynków finansowych, które pozwoliły Wall Street wyssać resztki bogactwa wyprodukowanego na Środkowym Zachodzie za czasów fordyzmu.

Gospodarka tego regionu upadała. Stabilne zatrudnienie w przemyśle zastępowały mniej stabilne prace w sektorze usług. Nowe zakłady nie były w stanie oferować podobnych pakietów dodatkowych, w tym kluczowych w USA ubezpieczeń zdrowotnych. W efekcie koszty życia rosły, ale płace za tym nie nadążały. Kompensowano to ułatwieniami w dostępie do kredytów (co miało się zemścić). Powszechnym doświadczeniem, w którym mogli się odnaleźć ludzie ze Środkowego Zachodu, nie były już społeczny awans i stabilizacja, lecz rosnąca niepewność.

Straszne słowo „foreclosure”

Serial traktuje o perypetiach rodziny Connerów ze stanu Illinois. Poznajemy ich, gdy tytułowa Roseanne pracuje w fabryce plastiku, a grany przez Johna Goodmana jej mąż Dan jest budowlańcem na samozatrudnieniu.

Dan i Roseanne to typowi przedstawiciele klasy pracującej z Pasa Rdzy (jak nazywa się ten region). On w jeansach lub spodniach khaki i kraciastej flanelowej koszuli, otwierający piwo po powrocie do domu. Ona wiecznie żująca gumę, w jeansach i za dużej bluzie, wyprawiająca rano dzieci do szkoły, a po pracy gotująca kolację. Oboje są lekko złośliwymi (ona przy tym pyskata), lecz sympatycznymi, w głębi duszy dobrymi i dającymi się lubić grubasami z trójką dzieci.

Już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że Dan ma problemy z pracą. Gdy pod koniec pierwszego sezonu nowy menadżer fabryki – zwracający się do pracownic per „złotko” seksista, czerpiący przyjemność z upokarzania podwładnych – ustanawia niewykonalne normy, pracująca w tej samej fabryce siostra Roseanne, Jackie, z żalem wspomina ich dawne marzenia, z których żadne się nie spełniło. „Jakim cudem 20 lat później siedzimy w takiej spelunie i zastanawiamy się, jak utrzymać robotę, której nienawidzimy, za 8 dolarów za godzinę, z czego i tak nie da się wyżyć, a mimo to harujemy, żeby wyrobić normę, której wyrobić się nie da, bo inaczej nas wywalą?” – pyta rozżalona Jackie.

Connerowie bez przerwy mają kłopoty finansowe. Gdy Dan namawia sfrustrowaną Roseanne, by odeszła z fabryki, ona przypomina, że stracą wtedy nie tylko jej zarobki (istotne wobec niepewnego zatrudnienia męża), ale też ubezpieczenie zdrowotne i prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Ich fundusz na opłacenie college’u jednej z córek świeci pustkami, a syn wygrywa konkurs ortograficzny, gdyż potrafi przeliterować – zbyt dobrze znane mu, jak na młody wiek – słowo „foreclosure”. Oznacza ono zajęcie domu przez bank na skutek niespłacania rat.

Rodzina z Pasa Rdzy

Serial dotykał też przemian kulturowych, których doświadczała klasa pracująca (głównie biała) mieszkająca na Środkowym Zachodzie. Roseanne musi pogodzić się z faktem, że jej córka chce zacząć współżycie seksualne ze swoim chłopakiem, i prosi ją o pomoc w zdobyciu tabletek antykoncepcyjnych. Gdy z kolei Nancy, przyjaciółka głównej bohaterki, mówi, że jest lesbijką, Roseanne i Jackie nerwowo śmieją się, biorąc to za dowcip. Kiedy okazuje się, że Nancy nie żartuje, Roseanne, by wybrnąć z krępującej sytuacji, z zawadiackim uśmiechem nastolatki pyta: „I co? Robiłyście już to?”. W innym odcinku Connerowie dowiadują się, że syn nie chce pocałować dziewczynki w szkolnym przedstawieniu, bo jest czarna. Dan przyznaje – przed samym sobą i przed synem – że nieświadomie mógł mu przekazać rasowe stereotypy.

Rodzina Connerów – ze swym podziałem ról domowych i uprzedzeniami, które muszą przepracowywać – może wydać się tradycyjna, ale z pewnością nie jest konserwatywna. Nie darzy ciepłymi uczuciami przedsiębiorców czy polityków, którzy tym pierwszym rozdają zwolnienia podatkowe.

I choć, jak to w sitcomie, nawet problemy finansowe czy wynikające z uprzedzeń momenty zakłopotania kwitowane są żartami lub śmiechem „z puszki”, to właśnie dzięki nim mieszkańcy Pasa Rdzy, do których serial był kierowany, mogli się w nim odnaleźć. Wraz z bohaterką Roseanne mogli te problemy przeżywać i poprzez serial przepracowywać swoje doświadczenie nieziszczonego amerykańskiego snu.

„Cześć, żałośnico!”

Polityki długo tu nie było. Ale w reaktywowanym po niemal 21 latach serialu nie dało się od niej uciec – i to nie tylko dlatego, że po wygranej Trumpa stacja ABC zdecydowała się zwrócić do grupy społecznej, którą wcześniej spisano na straty (gospodarczo, kulturowo i politycznie). Tajemnica sukcesu Trumpa tkwi bowiem w poparciu biednych wyborców ze Środkowego Zachodu, wcześniej naturalnego elektoratu Partii Demokratycznej. Choć w 2016 r. w całym stanie Illinois wygrała Hillary Clinton, stało się tak tylko dzięki głosom Chicago – bo południowa część tego stanu, gdzie toczy się akcja serialu, masowo poparła Trumpa.

Popularność obecnego prezydenta na Środkowym Zachodzie ma źródła w tych samych procesach, które tworzyły społeczno-gospodarcze tło dla wcześniejszych sezonów „Roseanne”. Tymczasem w ciągu 20 lat nieobecności serialu na ekranie doszły kolejne problemy – skutki kryzysu, który zaczął się w 2008 r.: bankructwa firm i wzrost bezrobocia, prywatne upadłości i eksmisje, cięcia wydatków na usługi publiczne. O ile Nowy Jork odbił się szybko (dziś ceny nieruchomości i premie bankierów są wyższe niż przed 2008 r., także dzięki pomocy publicznej), to Środkowy Zachód wciąż się podnosi. W swej wizji upadku Stanów Trump odwołał się właśnie do tego, czego jego mieszkańcy doświadczają od dawna, a o czym milczały elity obu głównych partii.

W dziesiątym sezonie – pierwszym po reaktywacji serialu – Connerowie, starsi o 20 lat, nadal mają trudności finansowe. Roseanne i Dan są na emeryturze, ich ubezpieczenie nie pokrywa koniecznych leków. Ona ma depresję, on spędza godziny w garażu, pijąc podłe piwo. Dorosłe córki mają problemy ze znalezieniem i utrzymaniem sensownej pracy, a syn żołnierz właśnie wrócił z wojny w Syrii.

Choć nazwiska Trumpa i Clinton nie padają ani razu, wiadomo, kto kogo popiera. Jackie przychodzi do Roseanne w koszulce z napisem „Paskudna kobieta” (tak Trump nazwał kiedyś Clinton), krzycząc „Cześć, żałośnico!” (mianem „bandy żałośników” Clinton określiła sympatyków Trumpa). A podczas modlitwy przed jedzeniem Roseanne dziękuje Bogu za uczynienie Ameryki znowu wielką (aluzja do hasła Trumpa).

Problemy nie zniknęły

Taki serial mógłby – gdyby go kontynuowano – służyć jako społeczny wentyl bezpieczeństwa. W lekki i zdystansowany sposób mógłby opowiadać dalej historię rodziny, w której spór polityczny toczy się przy rodzinnej kolacji. Dzięki zabawnym, choć nie prześmiewczym żartom z politycznego zacietrzewienia Jackie i jej siostry sitcom mógł stać się wspólną płaszczyzną dla zwolenników i przeciwników Trumpa – bez udawania, że różnice da się przemilczeć, a Amerykanów ponad nimi zjednoczyć.

W dobie największej od stulecia polaryzacji – objawiającej się wzajemną niechęcią godną fanatyków drużyn piłkarskich – taka płaszczyzna, dzięki której obie strony wspólnie śmieją się z tego, jak się nie zgadzają, mogłaby być nie do przecenienia. Serial mógł też pozwolić na to, by Amerykanie stanęli twarzą w twarz z losami mieszkańców Pasa Rdzy. Wybory w 2016 r. pokazały, że potraktowanie ich jako koniecznych ofiar przemian było kosztownym błędem. Mógł, ale Roseanne Barr jednym tweetem doprowadziła do zdjęcia go z anteny. Gratulacje, jakie ABC otrzymała po tej decyzji, pozwalają sądzić, że serial nie wróci do ramówki.

Tymczasem, jak zauważyła jedna z komentatorek, choć serial zniknął, to nie zniknęły problemy, które go zrodziły. Dochodzą słuchy, że ABC szuka sposobu, by produkować coś podobnego i znów przyciągnąć widzów ze Środkowego Zachodu. Istotnym pytaniem jest to, czy substytut „Roseanne” odegra taką samą rolę jak serial z Barr – czy będzie już tylko mało ambitną rozrywką przy niezbyt inteligentnych dowcipach.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018