Ambona, która parzy

Księża mają kłopot z głoszeniem homilii – wystarczy zobaczyć, jak się przed tym podstawowym dla swojego powołania obowiązkiem bronią. Jakie są grzechy główne polskiego kaznodziejstwa i jak im zaradzić?

13.03.2018

Czyta się kilka minut

W katedrze oliwskiej, 26 kwietnia 2008 r. / PIOTR MANASTERSKI / REPORTER
W katedrze oliwskiej, 26 kwietnia 2008 r. / PIOTR MANASTERSKI / REPORTER

Na pytanie zadane przez młodzież: „Co zrobić z takimi księżmi albo z takimi mszami, które trudno przeżyć?” – znany kaznodzieja i rekolekcjonista o. Adam Szustak odpowiedział: „Jeżeli kazanie jest tak nudne, że chce ci się spać, to – mówię teraz zupełnie poważnie – śpij człowieku, a najlepiej jeszcze w pierwszej ławce, pokaż człowiekowi, że tak ględzi, że przytomność tracisz!”.

Inny dominikanin, rekolekcjonista w Dominikańskim Ośrodku Kaznodziejskim w Łodzi, o. Tomasz Zamorski w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” wskazuje na grecki źródłosłów słowa „homilia”, odwołujący się do rozmowy: – To niby jest monolog kaznodziei, ale dobra homilia powoduje, że człowiek, który cię słucha, jakby prowadził z tobą rozmowę.

Zrozumiałe jest więc, że bardzo ważny dla kaznodziei powinien być przekaz zwrotny. Stąd prostolinijna sugestia o zasypianiu podczas mszy. Co jednak, jeśli homilia jest obarczona poważniejszymi usterkami?

I na to o. Szustak ma odpowiedź. Gdy nie chodzi o nudę, a „o jakieś rzeczy głupie, sprzeczne z nauką Kościoła, np. jakieś widzimisię polityczne księdza”, wówczas: „Katoliku drogi, obowiązkiem Twoim jest pójść po mszy do zakrystii i powiedzieć temu księdzu, co o tym sądzisz. Przestańcie się bać! Nie zgodzą się z wami, to się nie zgodzą, wyciepną was z zakrystii, to was wyciepną – trudno, ale idźcie!”.

Zanim jednak udamy się do zakrystii, rozeznajmy problem bardziej wnikliwie.

1. GRZECH: politykowanie

„Polskich spraw nie rozstrzygnie ani ulica, ani zagranica, ani ręka podniesiona w Brukseli” – mówił podczas pasterki w katedrze oliwskiej w Gdańsku abp Sławoj Leszek Głódź. Skąd pomysł, by na ambonie posłużyć się językiem polityków?

– Po pierwsze, te słowa są nieprawdziwe, bo wiadomo, że Unia nie jest naszym wrogiem, chce tylko, byśmy przestrzegali prawa, które sami ustanowiliśmy w umowie społecznej, jaką jest konstytucja – reaguje ks. Wiesław Przyczyna, wieloletni przewodniczący Stowarzyszenia Homiletów Polskich.

Reakcja profesora uczącego homiletyki w UPJPII w Krakowie pokazuje słabość języka polityków. Można go spokojnie odrzucić – polityczna interpretacja zawsze jest jedną z wielu. O wiele poważniejszym jednak skutkiem użycia takiego języka na ambonie jest wprowadzenie do Kościoła podziału – od razu wiemy, po której stronie stanął abp Głódź.

– Każdy ksiądz jest obywatelem danego państwa i ma prawo sympatyzować z taką czy inną opcją polityczną. Ale prywatnych poglądów nie wolno mu wynosić na ambonę, ponieważ tam występuje już w imieniu Kościoła i Pana Boga. A Bóg nie dzieli – zauważa ks. Przyczyna.

Po co zatem to robi – by prowokować? Krakowski homileta wskazuje na bardziej prozaiczną przyczynę. – Myślę, że to jest chęć współuczestniczenia w sprawowaniu władzy. W każdym człowieku coś takiego siedzi, zaś u duchownych pragnienie kierowania ludźmi w sferze duchowej nierzadko przekracza granice i wchodzi w sprawy społeczne i polityczne. Ciekawi mnie, czy mężczyźni żyjący w małżeństwie także zmagają się z pokusą narzucania swojej władzy całej rodzinie? – zastanawia się ks. Przyczyna.

Nie przekonuje go argument, że przecież obowiązkiem biskupa jest zajmować stanowisko także w ważnych sprawach społecznych (choć często doraźna polityka mylona jest z takimi sprawami). – Przez takie zachowania biskupi i księża pokazują, że misteria naszej wiary, które przeżywamy w roku liturgicznym, nie są aż tak ważne, bo ważniejsze mamy sprawy społeczne. A przecież sprawy społeczne można poruszać poza liturgią (listy pasterskie, media, internet). To odruchy wykształcone jeszcze z czasów PRL, kiedy duchowieństwo miało ograniczany przez władze komunistyczne kontakt ze społeczeństwem. Ludziom trzeba głosić misteria wiary, a oni, jeśli będą związani z Chrystusem, będą wiedzieć, jak mają się zachować w sprawach społecznych – uważa ks. Przyczyna.

Życie dopisało ironiczną puentę do homilii z katedry oliwskiej. Jak się okazało, PiS-owską zbitkę „ani ulica, ani zagranica” po raz pierwszy użył – wówczas przeciwko inteligencji – w antysemickiej nagonce w marcu ’68 najbliższy współpracownik Gomułki Zenon Kliszko.

2. GRZECH: moralizowanie

Z podobnych psychologicznych mechanizmów rodzi się kolejny grzech – równie, o ile nie bardziej powszechny jak politykowanie.

– Moralizowanie polega na nakładaniu obowiązków bez pokazania, gdzie jest źródło siły do ich realizacji – tłumaczy ks. Wiesław Przyczyna. – Jeśli pokażemy, co Bóg zrobił dla człowieka, będzie nam łatwiej podjąć pewne zadania jako odpowiedź na wysiłek Boga. To wzorzec dla każdej homilii.

O. Tomasz Zamorski zauważa, że często homilie rodzą się podczas księżowskich obiadów, podczas których rozmawia się np. o skandalach pokazywanych w telewizji. Wystarczy, że celebrytka przyzna się do aborcji, koledzy księża to skomentują i mamy gotowy zarys homilii.

– Zwykle są to jednak powierzchowne rozmowy, w których główną rolę odgrywają emocje. Najczęściej nie stoi za tym żadna rzetelna praca, próbująca problem rozgryźć, odpowiedzieć na pytanie: dlaczego tak się stało? Łatwiej powtórzyć zasłyszany czy przeczytany komentarz. Jeżeli wygłaszana na ambonie opinia pochodzi ze środowiska kościelnego, to ksiądz myśli, że reprezentuje Kościół. Tymczasem to, co myśli Kościół, jest w tekście biblijnym na dany dzień. I to powinno być treścią homilii – podkreśla dominikanin.

3. GRZECH: liturgia jako show

Ci, co mają łatwość mówienia homilii i wyrobiony warsztat kaznodziejski, mogą ulec pokusie, by podkręcić kaznodziejską publicystykę i zrobić show. Wystarczy, że znajdą „wroga” – np. liberalizm, najlepiej w konkretnym wcieleniu. Ring zwykle cieszy się wzięciem, a „ring” na ambonie jest dodatkowo komfortowy, bo „wróg” nie ma szans odpowiedzieć – homilia nie jest przecież publiczną debatą.

– To, niestety, częsty styl naszego duszpasterstwa: prowadzenie wojny. Nie szukamy w Słowie Bożym, na czym polega prawdziwa walka i do czego się ona odnosi – zauważa ks. Arkadiusz Lechowski, wikary w parafii św. Anny w Łodzi i odpowiedzialny za spotkania Alpha (jednej z metod nowej ewangelizacji) w Archidiecezji Łódzkiej.

Gdy homilia nagrodzona zostanie oklaskami, kaznodzieja może się utwierdzić w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Tymczasem, jak zauważa ks. Przyczyna: – Liturgia nie jest moją prywatną sprawą. W Polsce wśród księży funkcjonuje przekonanie, że my jesteśmy gospodarzami liturgii. Ksiądz jak showman chce na sobie skupić uwagę, dlatego szokuje. Jest różnica między zawodowcem a mistykiem. Mistyk modli się – sam włącza się w sprawowane misterium, a przez niego włączają się inni.

4. GRZECH: unikanie homilii

Naturalny odruch jest taki, że jeśli coś sprawia nam trudność, będziemy tego unikać. Zwłaszcza gdy świadomi będziemy nieustannej pokusy pójścia na skróty w radzeniu sobie z ową trudnością (politykowania, moralizowania, szukania wrogów).

– Gdy jeżdżę po kraju, księża mówią: „Mamy dyżur homiletyczny. Kazanie wypada mi raz na dziewięć tygodni”. Ale wtedy on umiera ze strachu, bo nie ma w ogóle nawyku głoszenia Słowa – mówi o. Zamorski. – Traktuje homilię jako najgorszą katorgę w posłudze kapłańskiej. Tymczasem obok sprawowania misteriów chrześcijańskich (Eucharystii, spowiedzi) głoszenie Słowa to najważniejsze zadanie księdza.

„Dyżur homiletyczny” to przygotowanie homilii przez wyznaczonego grafikiem księdza i głoszenie jej na wszystkich mszach niedzielnych. Ksiądz dyżurny „wpada” na mszę zwykle pod koniec obrzędów wstępnych i wychodzi zwykle po komunii. Ale to nie jedyne popularne nadużycie. Można odnieść wrażenie, że księża wykorzystują każdą nadarzającą się okazję do rezygnacji z homilii podczas niedzielnej mszy, np. odczytują komunikat z zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu. Nagminne w polskich diecezjach jest też rezygnowanie z homilii, gdy zaraz po mszy zorganizowana jest adoracja Najświętszego Sakramentu, albo nabożeństwo Drogi Krzyżowej.


Czytaj także: Ks. Wiesław Przyczyna: Słowa niestrawne - rozmowa o stanie polskiego kaznodziejstwa


Każde z tych zachowań to łamanie norm Kościoła. Przypomniały to niedawno „Wskazania Konferencji Episkopatu Polski dotyczące homilii mszalnej”. Dokument powstał z inicjatywy Stowarzyszenia Homiletów Polskich – to ono przygotowało jego projekt i przekazało Komisji Episkopatu ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Ks. Przyczyna przyznaje, że sporządzony przez homiletów projekt był bardziej wymagający, np. zakazywał używania podczas homilii środków multimedialnych. – Ilustrowanie homilii wyświetlaniem na ekranie zdjęć czy filmów wprowadza dwa przeciwstawne mechanizmy odbioru treści. Słowo wchodzi w głąb, budzi wyobraźnię i działa od wewnątrz, czyli ostatecznie poszerza rzeczywistość, a obraz zamyka, bo widzi się tylko tyle, ile jest wyświetlone – tłumaczy krakowski homileta.

Przyjęte podczas 377. zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu w październiku i ogłoszone pod koniec listopada ubiegłego roku wytyczne są łagodniejsze: „W homilii zaleca się ostrożność duszpasterską w wykorzystywaniu narzędzi aktywizujących, jakimi mogą być czasem nowoczesne formy techniczne (np. film, obraz, muzyka), a także rekwizyty”.

5. GRZECH: nieżyciowość

Księża boją się mówić homilie, bo mają świadomość, że niewiele wiedzą o życiu i problemach ludzi, do których mówią. Zwłaszcza gdy czas seminarium spędzili pod kloszem, a potem na parafii utrzymują przyjaźnie tylko w kapłańskim gronie.

– Homilie nie dotykają konkretnych problemów poszczególnych ludzi, konkretnych wspólnot: parafialnej, diecezjalnej czy narodowej. Homilie te można wygłosić tak samo w Niemczech, na Florydzie, jak i w Australii. A tak nie powinno być. My mamy tyle różnych problemów z naszą wiarą – w wymiarze i osobistym, i wspólnotowym, że homilia powinna dotykać spraw, które ludzi bolą, które ich cieszą i którymi się smucą – zauważa ks. Przyczyna. – Na przykład czytamy w Ewangelii, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Tymczasem politycy uchwalają ustawy, które narzucają taką odpowiedzialność.

Zdaniem krakowskiego homilety mierzenie polityki Ewangelią nie jest politykowaniem. – Politykowanie to działanie odwrotne: mierzenie Ewangelii polityką.

Ks. Lechowski zauważa: – By temu zaradzić, trzeba wsłuchiwać się w świat. To kwestia otwartości. Młodzi nie są w stanie nas zrozumieć – ani to, o czym mówimy, ani to, co proponujemy. Nie chodzi o to, że mamy zmienić propozycje, ale o to, żeby ich zrozumieć i dostosować sposób mówienia do ich języka.

6. GRZECH: słabe przygotowanie

To, że księża boją się głosić homilie albo idą na łatwiznę, wynika także z ich słabego przygotowania. – Wielu księży bardzo mało czyta. W seminarium nie nauczono ich też samodzielnego, odkrywczego myślenia. W związku z tym mają trudności z byciem kreatywnym na ambonie – zauważa o. Zamorski.

Ks. Lechowski dopowiada, że wielu nie czyta nawet Pisma Świętego.

– Być może przedmioty teologiczne, które pomagają Biblię zrozumieć, są zbyt technicznie wykładane w seminariach – zauważa łódzki dominikanin.

Ale o. Zamorski wskazuje także, że wielu księży jest zwyczajnie przepracowanych, ma zbyt wiele „etatów”, stąd nie starcza im czasu na solidne przygotowanie niedzielnej homilii. Zatem sięgają po gotowce.

7. GRZECH: brak zaangażowania

Korzystanie z gotowych materiałów homiletycznych przypieczętowuje najbardziej fundamentalny grzech: głoszenia abstrakcyjnych kazań, niezakorzenionych w życiu kaznodziei.

– Wielu księży nie prowadzi życia duchowego, które w naturalny sposób rodziłoby kaznodziejstwo. Idealnie, gdy sami dla siebie czytają Słowo Boże i są przez nie prowadzeni. Jeżeli jednak nie ma życia Słowem Bożym, to nie dasz tego, czego nie masz – zauważa o. Zamorski.

Dominikanin ten deficyt w przeżywaniu więzi ze Słowem Bożym uważa za źródłowy problem kiepskiej jakości polskich homilii. Podobnie sądzi ks. Lechowski. – Jeżeli ktoś nie żyje Słowem, nie przetrawił go, nie odniósł do swojego życia, nie powie dobrej homilii. Niech to będzie homilia trzyminutowa, nieporadna warsztatowo, ale powiedziana od siebie. Wtedy zapadnie ludziom w pamięci. Jeśli naszym obowiązkiem jest przepowiadanie Słowa Bożego, to nie rozumiem księży, którzy tym Słowem nie żyją – dziwi się łódzki wikary.

O. Zamorski wyjaśnia, jak zmieniało się rozumienie homilii. – Po Soborze Watykańskim II to integralna część liturgii. Homilia jest odsłuchem tekstów z dnia i zapytaniem się, co dzisiaj przez te teksty mówi Bóg, a nie co mówi Bóg na temat przeze mnie wymyślony. Problemy z homilią to ciągle problemy z recepcją nauczania soboru. Jesteśmy spadkobiercami kazania, które najczęściej było rozumiane katechetycznie jako miniwykład, tłumaczący prawdy wiary lub prawdy związane z moralnością, czyli będący taką okazjonalną katechezą.

O. Zamorski wyjaśnia subtelną różnicę między homilią a kazaniem. Ponieważ kazanie głoszone jest poza liturgią, kaznodzieja ma tematycznie większą swobodę. – Odniesieniem homilii powinny być inne teksty biblijne, życie słuchaczy tu i teraz oraz mój intymny związek ze Słowem. Kazanie może sięgać do różnych źródeł – odwoływać się do różnych kodów kulturowych.

Antidotum

Księża w swojej działalności kaznodziejskiej mogą otrzymać instytucjonalne wsparcie, choć jest ono – jak podkreślają rozmówcy „Tygodnika” – kroplą w morzu potrzeb.

W Krakowie salwatoriańskie Centrum Formacji Duchowej kierowane przez ks. Krzysztofa Wonsa prowadzi warsztaty lectio divina. Ta starożytna benedyktyńska praktyka jest jakby stworzona, by zaradzić problemom polskich księży. Jest umiejętnością codziennej modlitwy słowami Pisma Świętego, która ma przemieniać życie zgodnie z sekwencją: lectio, meditatio, oratio, contemplatio, actio – czytam, medytuję, modlę się, kontempluję, działam.

Ks. Wons przestrzega: „ksiądz, który nie czyta Biblii, który nie słucha Słowa Bożego, jest w niebezpieczeństwie, jest zagrożony”, a także: „jakie czytanie Słowa Bożego w Kościele, takie czytanie spraw Kościoła i świata”.

Dominikański Ośrodek Kaznodziejski w Łodzi dwa razy do roku organizuje warsztaty dla księży. Ojcowie uczą m.in., kiedy skończyć kazanie (o. Zamorski: „Czujesz, że tracisz kontakt wzrokowy z osobami”); jak przełamać onieśmielenie („Reakcje związane z lękiem i stresem, jak mnie odbiorą moi słuchacze, biorą się z lęku o obraz siebie samego”) czy jakie niespodzianki czekają na kaznodzieję („Czasami zadaję pytanie retoryczne, na które ktoś z obecnych na mszy głośno odpowiada”). Z warsztatów korzysta jednak co roku ok. 30 duchownych, podczas gdy w całej Polsce jest ich 30 tys.

Większości księży pozostaje własna systematyczna lektura Pisma Świętego, ewentualnie organizowanie spotkań biblijnych, rozmowy z ludźmi o ich życiowych problemach i modlitwa do Ducha Świętego o wsparcie. Pod warunkiem, że od czasu do czasu znajdzie się ktoś odważny, kto np. w zakrystii po mszy uświadomi im, że wygłoszona homilia nie była najwyższych lotów. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2018