Albańskie wesele, serbski pogrzeb

O Bałkanach myślimy teraz najchętniej pod kątem wakacyjnych destynacji. Do naszych kin trafia tymczasem film, który pokazuje, że wojna ciągle się tam toczy – nawet jeśli nie w sensie dosłownym.

04.07.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Enklawa” / SPECTATOR
Kadr z filmu „Enklawa” / SPECTATOR

Kino bezustannie przepracowuje tamtejsze traumy, by wymienić tak różne tytuły z ostatnich lat, jak „Śmierć w Sarajewie” Danisa Tanovicia, „Na Mlecznej Drodze” Emira Kusturicy czy nawet wybitnie nieudaną „Krainę miodu i krwi” Angeliny Jolie. Wojennym pokłosiem zajmuje się także „Enklawa” Gorana Radovanovicia. Urodzony w Belgradzie reżyser przestawia zwyczajowe akcenty, by ukazać bałkański konflikt z perspektywy Serbów mieszkających w Kosowie, a zarazem chrześcijan zamkniętych w muzułmańskiej enklawie. Mamy 2004 r., minęło ledwie pięć lat od zakończenia konfliktu zbrojnego między jugosłowiańską armią a partyzantką Wyzwoleńczej Armii Kosowa. Każdego dnia dziesięcioletni Nenad dociera do wiejskiej szkoły klaustrofobicznym transporterem opancerzonym należącym do międzynarodowych sił pokojowych. Jest w niej jedynym uczniem, a młoda nauczycielka i pop, próbujący spełniać swoje powinności na gruzach cerkwi, to jedyni w tej okolicy Serbowie, włączając jeszcze ojca i dziadka Nenada. Ta absurdalna w swej beznadziejności sytuacja staje się punktem wyjścia do klasycznej opowieści o dorastaniu, lecz także przyczynkiem do rozważań o wzajemnym sąsiedztwie zniszczonym przez histeryczne przywiązanie do idei narodu i własnej religii.

Radovanović stosuje wypróbo wany zabieg narracyjny, skłaniając nas do przyjrzenia się codziennemu życiu na beczce prochu oczami dziecka. Dzięki temu los chrześcijańskiej mniejszości, wypierany często przez obrazy serbskich zbrodni na muzułmanach, zyskuje wymiar ludzki, a nie polityczny. Albańscy chłopcy, obrzucający kamieniami wozy KFOR-u jednocześnie zazdroszczą Nenadowi codziennych podwózek do szkoły. Choć napisy na domach („UÇK”) przypominają, kto tu teraz rządzi, dzieciaki próbują bawić się ze sobą, jakby wojny nigdy nie było. Przeszłości nie da się jednak oszukać. Albańska policja nęka serbskich niedobitków, władze co rusz wyłączają im prąd, ktoś zniszczył prawosławny cmentarz, a ojciec Nenada w dalszym ciągu nie złożył broni i zapija rakiją swoją złość. Czy pozostała im już tylko wyprowadzka do Belgradu – śladem ciotki Milicy, miejscowej nauczycielki i wielu innych sąsiadów? „Enklawa” to film o uporczywym trwaniu w miejscu urodzenia. Ale również o paradoksach tożsamości, splątanej na przekór nacjonalistycznemu wzmożeniu. Oto albańscy koledzy z wioski zwracają się do Nenada per „Serbie”, podczas gdy belgradzcy będą go nazywać Albańczykiem.

Akcja filmu Radovanovicia rozpięta została pomiędzy dwiema uroczystościami: barwnym albańskim weselem a skromnym prawosławnym pogrzebem dziadka Nenada. Łatwo dopatrzeć się w tym symbolicznej wymowy. Taki też – zamknięty w umowne ramy przypowieści – jest ogólny charakter „Enklawy”, w której niemal każdy rekwizyt: cerkiewny dzwon, trumna czy przechodząca z rąk do rąk tabliczka czekolady, nabiera dodatkowego znaczenia. Jako film o rodzeniu się przyjaźni ponad podziałami „Enklawa” ma charakter raczej życzeniowy, a ścieżka dźwiękowa (wykorzystująca m.in. muzykę Eleni Karaindrou, współpracującej ongiś z Theo Angelopoulosem) dodaje obrazom charakterystycznej dla tamtych rejonów etno­melancholii. Dlatego najlepszym adresatem filmu wydaje się młody widz, który nie bacząc na przedstawione w nim drobne zakrzywienia kosowskiej rzeczywistości, zobaczy w tej historii coś bardziej uniwersalnego niż wspomnienie o konflikcie etnicznym w odległej pasterskiej wiosce.

Przez większą część filmu główny bohater nosi charakterystyczną czerwoną koszulkę z nazwiskiem Dejana Stankovicia, słynnego piłkarza serbskiego. W tamtym miejscu i czasie może to wyglądać bardziej na prowokację niż manifestację tożsamości. Kiedy w jednej z ważniejszych scen Baskim, albański kumpel Nenada, rzuca nań oskarżenie przed swymi krewnymi, atmosfera robi się iście pogromowa. Wystarczy wszakże tylko iskra. I choć nie ma wątpliwości, po której ze stron opowiada się sam reżyser, próbuje on w swoim filmie złapać chwiejną równowagę w ocenie sytuacji. Być mniejszością na nieprzyjaznym terytorium – to bardzo ważny temat na dziś, choć warto też czasem we własnej głowie dokonać operacji polegającej na odwróceniu istniejących proporcji.©

ENKLAWA (Enclava) – reż. Goran Radovanović. Prod. Niemcy/Serbia 2015. Dystryb. Spectator. W kinach od 7 lipca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017