Alaman z trąbką

Radość, harmonia, głębia, zaufanie, szczerość, otwartość, kreatywność – wszystkie te wartości miały swój wyraz na scenie – zarówno w warstwie muzyki, jak i międzyludzkich relacji.

07.08.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Asia Bensar
/ Fot. Asia Bensar

Piotr Damasiewicz jest potężnym, niemal dwumetrowym 32-letnim mężczyzną. Z brodą i ciemnymi, gęstymi włosami. Postura zdradza, że jeszcze niedawno trenował sporty walki. Jego oblicze zmienia się, kiedy się uśmiecha – delikatnie, serdecznie i ciepło. W ubiegłym roku ukazała się jego pierwsza płyta – jeden z najciekawszych i najbardziej ambitnych projektów muzycznych ostatnich lat. „Hadrony” to spotkanie kwartetu jazzowego i orkiestry kameralnej. Zrealizował ją w najdroższym studio nagraniowym w Europie – podkrakowskiej Alwerni – z udziałem znakomitych, młodych jazzmanów: Macieja Obary (saksofon altowy), Gerarda Lebika (tenor), Macieja Garbowskiego (kontrabas) i Wojciecha Romanowskiego (perkusja) z orkiestrą Aukso, pod batutą Marka Mosia. Tą samą, z którą nagrał niedawno płytę duet kompozytorski: Krzysztof Penderecki i Jonny Greenwood. Piotr Damasiewicz wraz ze swoim zespołem Power of the Horns Ensemble wystąpi w sobotę 1 sierpnia na koncercie Stańko+ w ramach festiwalu Solidarity of Arts w Gdańsku.


KORZENIE

Wychowywał się jako najmłodszy z czwórki rodzeństwa: – Mama jest krawcową. Chciała zostać projektantką, ale skupiła się mocno na naszym wychowaniu. Przez pewien czas była z nami sama. Mój tato jest lekarzem – też zdolny facet – grał na fortepianie. Po nim pewnie odziedziczyłem poczucie rytmu. Po mamie mam ogólne zamiłowanie do życia społecznego. Dom był zawsze otwarty, pełen ludzi i rozmów.

W domu Damasiewiczów zawsze była obecna sztuka: – Muzyka jako kontrapunkt dla szarej rzeczywistości. W pokoju stało pianino, na którym wszyscy po kolei grali. Tylko starszy brat Artur nie poszedł dalej drogą artystyczną – został marynarzem. Jakbyś się miał gapić na morze po horyzont przez cały dzień, to już nie trzeba poezji pisać – śmieje się Damaś.

Siostry Piotra wyjechały z Polski. Sylwia, wiolonczelistka, mieszka w Niemczech. Anita, malarka, w Brazylii.

Po przedszkolu Damaś, choć płakał, bo tęsknił za podwórkiem, zaczął swoją naukę w szkole muzycznej. W liceum sporo czasu spędził w pracowniach wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, grając na trąbce, podczas gdy studenci malowali i rzeźbili: – Improwizowałem, szukałem dialogu. Moja siostra cały czas rysowała, malowała – lubiłem zapach i wnętrze pracowni, moment nanoszenia farby, tworzenie przestrzeni, kolorów. Stworzenie barwy, swojej własnej zieleni, może trwać całe lata. Do dzisiaj kolory mnie fascynują. W malarstwie, tak jak i w muzyce, jestem skłonny do skrajności: od totalnego minimalizmu – jak „Trzy kreski” Matisse’a – po skrajny ekspresjonizm abstrakcyjny, kubizm Picassa czy abstrakt uliczny Basquiata. W muzyce lubię czasem prowadzenie dwóch tylko głosów jak u Arvo Pärta – ale i ekstremalną ekspresję wynikającą ze spotkania 12 awangardowych wojowników. Jest moment na wyciszenie – jest moment na walkę. Podczas sztormu dajesz z siebie wszystko. Kiedy jest cisza na morzu, płyniesz w spokoju, w słońcu, możesz przeanalizować to, co się wydarzyło w czasie burzy.


HADRONY

Wieść o uruchomieniu w pobliżu Genewy Wielkiego Zderzacza Hadronów obiegła cały świat. Dla Damasiewicza jednak nie to było inspiracją do napisania muzyki, której tytuł nawiązuje do cząstek elementarnych. Pierwsze były emocje. Kiedy zostały przelane na dźwięki – powstała muzyka. Później przyszło zastanowienie nad jej strukturą formalną i pozamuzycznymi analogiami.

– Każda sztuka musi mieć swoją formę. Idee łamiące zasady wprowadzają nowe. Wszystko to, do czego dąży nasze serce i umysł – swoisty absolut, który wychodzi poza wszelkie struktury – jest jednocześnie uwięzione w formie. Będąc w ciele, wciąż myślimy o tym, co poza nie wykracza. Poszukiwanie antymaterii stało się dla mnie symbolem tego, że fizyka próbuje przekroczyć granice dotąd znanego nam świata poprzez swoje przyziemne, zamknięte w formie instrumenty. Z drugiej strony to, do czego dążyli muzycy w latach 60., ma swoje odbicie w najnowszych osiągnięciach nauki. Hadrony, cząstki materii, zwiększają swoje oddziaływanie, kiedy się od siebie oddalają. Podobnie, kiedy muzycy jazzowi oddalają się od siebie tonalnie, energia improwizacji wzrasta. To, co istnieje w muzyce, ma swoje odbicie w fizyce kwantowej i w budowie naszych ciał. Zafascynowało mnie to, że jest gdzieś w tym wszystkim równowaga. W formie, w której jesteśmy uwięzieni, tkwi już absolut – tłumaczy swoją fascynację.

Premiera projektu „Hadrony” miała miejsce w 2008 r. podczas wrocławskiego festiwalu Jazztopad. Wtedy Damasiewicz stanął przed orkiestrą złożoną z wrocławskich filharmoników jako kompozytor, dyrygent i trębacz: – Mówiłem do nich drżącym głosem. Nie było nawet połowy tego Damasia, co zawsze. Na szczęście pierwszy skrzypek bardzo mi wtedy pomógł.

Trzy lata później, w słynnych Alvernia Studios, udało się zarejestrować ten materiał na płycie. Na Damasiewicza czekała orkiestra AUKSO: – Jestem przyzwyczajony do grania z muzykami jazzowymi, wtedy nuty są tylko podstawą do improwizacji, a ekspresja opiera się na indywidualności każdego z muzyków. W orkiestrze wszystko trzeba jednak opisywać. Przyszedłem na pierwszą próbę z AUKSO, patrzę na partyturę, a tam wszystkie nuty pokreślone, wszystko pięknie opisane. Marek Moś – założyciel i dyrygent AUKSO – wyczuwał mnie na odległość. Co jakiś czas pytał tylko, czy to jest zgodne z tym, co myślę. Podczas prób interweniowałem może 3-4 razy. Strach? Trema? W pewnym momencie już wiesz, że się nie cofniesz. Jesteś, to rób swoje. Nie skonfrontujesz się, to się nie dowiesz. Takimi krokami wchodziłem zawsze we wszystko, jak w maliny. Czekałem, co się wydarzy, i okazywało się, że nie było się czego bać.


MNEMOTAKSJA

Kwartet Mnemotaksja zawiązał Damasiewicz wraz ze swoim częstym muzycznym towarzyszem, saksofonistą Gerardem Lebikiem, oraz kontrabasistą Maciejem Garbowskim i perkusistą Wojciechem Romanowskim. Był czas, że w pracowni przy ulicy Jaworowej muzycy razem mieszkali, grali, słuchali płyt, grali w szachy i pili wino.

Mnemotaksja wyszła z sali prób, gdy przyjaciel Damasiewicza, pastor Kościoła Chrześcijan Baptystów Bogdan Zaborowski, zgodził się udostępnić im kościół na trzy dni nagrań oraz koncert: – „Mnemo”, czyli „pamięć”. „Taksja” – w uproszczeniu to zwierzęca zdolność orientacji w przestrzeni w celu odnalezienia optymalnych warunków do życia. Stwierdziłem, że każdemu człowiekowi dane zostało coś w rodzaju wewnętrznego głosu podświadomości, sumienia. Doświadczenie życiowe może mu ten głos zagłuszyć. Od czasu do czasu jednak mamy przebłyski – słyszymy go. Często, kiedy przychodzi kryzys, trudności, człowiek chce się zatrzymać i zacząć głębiej myśleć o swoim życiu: do czego został stworzony, powołany. Wydaje mi się, że wtedy pojawia się mnemotaksja – element pamięci absolutnej, nadanej nam przez Boga – czy, jak wolą inni, siłę wyższą. Kiedy jesteśmy totalnie zagubieni, jej echo pozwala nas jednak uratować. Ptak, żeby dolecieć do Afryki, musi użyć tego swojego naturalnego instynktu, żeby przeżyć. Tak samo człowiek szuka drogi w myśleniu, w stabilizacji umysłu.

„Mnemotaksja” to bardzo szczególna płyta. Nie jest to konwencjonalne, jazzowe granie. Ważny jest szczegół, kontemplacja, pewne odrealnienie się – albo w to wchodzisz, pozostajesz w tym przez pół godziny i chcesz to poznać, albo w ogóle nie przyjmujesz.


POWER OF THE HORNS

Damaś zawsze chciał mieć ekipę. – W jedności możemy więcej zdziałać, zjednoczyć się, zwielokrotnić siłę. Wiedziałem, że taki potencjał ludzki odbija się w muzyce. Słyszałem to na płytach Coltrane’a, Harpera’u chicagowców czy w Europie – u Petera Brötzmanna czy Evana Parkera. Ma to sens nie tylko muzyczny, ale i socjologiczny – umacnia i zespala ludzi.

Kilka lat temu Damasiewicz i perkusista Michał Trela postanowili, z okazji swoich urodzin, zaprosić do jednego klubu jak najwięcej muzyków: – Wszyscy jesteśmy rozpierzchnięci po różnych składach, w różnych projektach, ale wystarczyło zadzwonić i w mgnieniu oka wszyscy przyszli. Okazało się, że dużo ludzi czuje taką potrzebę wspólnoty, zjednoczenia. Zagraliśmy fajny koncert: dwa kontrabasy, z cztery czy pięć rur... Poczułem przestrzeń kolorystyczną i siłę rażenia. To było wspaniałe.

Kilka miesięcy później Damaś wybrał się na koncert Note Factory Group Roscoe Mitchella na Bielskiej Jesieni Jazzowej: – Chciałem poczuć ich energię, być w jej epicentrum. Wszedłem na scenę, ukryłem się za kotarą, między dwoma bębniarzami. Zamknąłem oczy. Zacząłem cały drgać od fal dźwiękowych.

Myśl o stworzeniu Power of the Horns – grupy z podwójną sekcją rytmiczną i wieloma instrumentami dętymi – stawała się coraz silniejsza i bardziej klarowna. Wreszcie cztery lata temu, we wrocławskim klubie Geneza, w którym Damasiewicz odpowiadał za program artystyczny, spotkało się dwunastu zaproszonych przez niego muzyków. W ścisku trudno było odróżnić wykonawców od publiczności. Gdy ta energia wreszcie się uwolniła, to przyznam szczerze – nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem.

30 kwietnia tego roku na festiwalu JazzArt w Katowicach odbył się kolejny, tym razem rejestrowany w obrazie i dźwięku koncert Power of the Horns: dwa kontrabasy, trzy zestawy perkusyjne, fortepian i pięcioosobowa sekcja dęta.

Nigdy wcześniej nie widziałem Piotra Damasiewicza na scenie, podobnie jak większości muzyków tworzących ten zespół. Już po pierwszym utworze poczułem, że od bogactwa dźwięków i ekspresji muszę ochłonąć, na chwilę wyjść z sali, zaczerpnąć świeżego powietrza, przytrzymać się ściany. Przypominam sobie uśmiechy, którymi na scenie wymieniali się między sobą muzycy. Sprawiali wrażenie, jakby nie dowierzali jeszcze, że są w stanie tak zagrać. Choć pewności w grze nie zabrakło im ani na chwilę. Radość, harmonia, głębia, zaufanie, szczerość, otwartość, kreatywność – wszystkie te wartości miały swój wyraz na scenie – zarówno w warstwie muzyki, jak i międzyludzkich relacji. Jesienią, nakładem nowego wydawnictwa For Tune Records, ukaże się płyta Power of the Horns pt. „Alaman”.

Damasiewicz tłumaczy: – Żyję podług pewnych wartości. Muzyka jest odbiciem tej postawy. Alamanowie byli zespołem plemion, powstałym na potrzeby walki z Cesarstwem Rzymskim. Co dziś jest tą siłą najeźdźczą? Co kwestionuje stan rzeczy, w którym chciałbym żyć? Wszędzie wokół panoszy się machina komercyjna, związana z produkcją masową, demoralizacją, liberalizacją wartości – przeciw temu występuję. Muzyka nie może być od mojego sprzeciwu oderwana – jest odbiciem moich emocji, rozwoju, drogi. Niektórzy rozdzielają życie na różne potrzeby: duchowe, intelektualne, emocjonalne, rodzinne – u mnie to się jednak przenika, czasem może za bardzo.


MOST

Jesteśmy pod wrocławskim Mostem Milenijnym. Damasiewicz gra na trąbce. Jej dźwięk odbija się od betonowej konstrukcji i rozbrzmiewa w powietrzu jeszcze przez ok. 8 sekund. Po moście przejeżdżają samochody, wybijając co jakiś czas nieregularny puls. Ćwierkające ptaki tworzą kontrapunkt do gry Damasia. W oddali przejeżdża pociąg. Po chwili odwiedza nas konna policja, by sprawdzić, co się dzieje. Trębacz z daleka ich pozdrawia. Chwilę się przyglądają, przysłuchują i odjeżdżają. Po zmierzchu most oświetlony jest od strony rzeki na fioletowo. Damasiewicz od dawna planuje zrealizowanie tu akustycznego koncertu. Publiczność może siedzieć nawet na drugim brzegu rzeki – tak niezwykła jest akustyka tego miejsca.

– Motywacja? Słyszałem kiedyś, jak moja nauczycielka grała Bacha. Czułem jej finezję i myślałem: „Boże, przecież to jest ideał”. Kiedy sam siadałem do instrumentu, próbowałem to odnaleźć. Płynąłem. Nie ma sensu nazywać tego stanu. Czasami samo brzmienie instrumentu potrafi pomóc. Przenosi w stan ekstazy i pogodzenia. Warto przeżyć poranek dla tego właśnie momentu. Potem cały dzień znów jest do bani, ale nazajutrz bierzesz trąbę, jedziesz w plener, zagrasz parę dźwięków i znów ci jest lepiej.

Moja mama – kontynuuje muzyk – nawet mi to kiedyś powiedziała: „Ja was wszystkich chciałam zaszczepić sztuką, żebyście trochę z tego życia mieli”. To jest siła, która mnie napędza. Gdyby nie było tego codziennego życia, nie byłoby też muzyki. Każdy żyje, więc każdy może robić coś pięknego. 



KAJETAN PROCHYRA jest dziennikarzem muzycznym, szefem redakcji portalu Jazzarium.pl.



Piotr Damasiewicz i Power of the Horns Brass Ensemble wystąpi 11 sierpnia w Gdańsku na koncercie STAŃKO+ w ramach festiwalu Solidarity of Arts. Muzycy zagrają w projekcie razem z grupą RUTA. Obok gwiazdy wieczoru – Tomasza Stańki – wystąpią jeszcze m.in. Quincy Jones, NDR Bigband, Richard Bona, Chaka Khan i Monika Brodka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012