Akuszerka chimer

Fotografuje ludzkie ciało, powiększa je do monstrualnych rozmiarów, dzieli na fragmenty i zestawia na nowo. Oto bestiarium wybałuszonych oczu i otwartych w niemym krzyku ust, śmiesznych i strasznych.

05.10.2010

Czyta się kilka minut

Annette Messager„Przyjemność –nieprzyjemność”,1997 r. / fot. Galeria Zachęta /
Annette Messager„Przyjemność –nieprzyjemność”,1997 r. / fot. Galeria Zachęta /

Annette Messager, francuska artystka (urodzona w 1946 r. w Berck-sur-Mer) jest jedną z prekursorek współczesnej dyskusji o ciele, płci i jej transgresjach. Kiedy patrzymy na "albumy-kolekcje", które Messager tworzyła na przełomie lat 60. i 70., budzą się skojarzenia choćby tylko z dwiema - powstałymi kilkanaście lat później w zupełnie innym czasie i kontekście - "Łaźniami" Katarzyny Kozyry.

Kobiecość bez ideologii

Oto np. instalacja "Mężczyzno-kobiety i kobieto-mężczyźni" (1972): zbiór oprawionych w ramki negatywów, na których widzimy zakochane pary. W pierwszej chwili wydaje się, że Messager zabrała te zdjęcia wprost z rodzinnego salonu albo gabinetu zapracowanego finansisty. Szybko zauważamy jednak, że mężczyznom ktoś dorysował długie rzęsy, powiększył usta, zaś kobietom - dodał mocny zarost. Zabieg odwrócenia, którego dokonała artystka, przypomina dziecięcy wybryk, daleko wykracza jednak poza żart. Okazuje się, że nie tylko nie zniszczył on "biurkowych" fotografii, ale niejako przywrócił im życie. Bo w miarę, jak tracił na znaczeniu podział na męskie i żeńskie, uwidaczniała się rzeczywista, wykraczająca poza płeć bliskość dwojga sportretowanych osób.

Albo "Moje zawiści" (1972): dwadzieścia dziewięć czarno-białych podobizn modnych modelek, które Messager wycięła z kobiecych czasopism, objęła "erotycznymi", wyzywająco czerwonymi ramami, a potem oszpeciła znakami przypominającymi o losie: nieszczęśliwym wypadku, chorobie, starzeniu się, umieraniu. To coś więcej niż tylko socjologiczna obserwacja konsumpcyjnej i konsumowanej rynkowo kobiecości, społecznego pożądania skatalogowanej młodości. Oto pierwotny lęk przed samotnością, która wynika z upływu czasu. Lęk, którego nie da się zracjonalizować, ale który można próbować oswoić aktem agresji wobec tego, co tak jawnie oszukuje pięknem. Proste "memento mori" - bardziej niż do baroku, odwołujące się jednak do francuskiego gotyku. Jakby z "Tańca śmierci" wprost z opactwa w La Chaise Dieu.

Równie niejednoznaczne wydają się prace zebrane w cykl "Dzieci z zamazanymi oczami" (1971-72). Messager połączyła w nim proste, kredkowe rysunki, przedstawiające kobietę (mamę) wykonującą codzienne, domowe czynności, ze zdjęciami małych dzieci, niemowląt i kilkulatków, którym wydrapała długopisem oczy. Portrety opatrzyła opisami określającymi potencjalny wiek dziecka ("miałoby pięć miesięcy"...). Znów: to nie tylko opowieść o zadaniu - czasem niechcianym - narzuconym kobiecie przez biologię i kulturę. Kiedy patrzymy na tę niejednoznaczną pracę, rozgrywającą się między poczuciem bezpieczeństwa a lękiem, rodzi się współczucie, solidarność, smutek. Poznajemy - opowiadaną losem dziecka i kobiety - przypowieść o przypadkowości i kruchości człowieka.

Sukienki trumienne

Artystka chętnie używa w swoich pracach atrybutów dzieciństwa. Czasem są to włóczkowe ubranka, śpioszki, rękawiczki, czapeczki... Ukrywa w nich fotograficzne portrety albo wypchane ptaki. Kiedy indziej wciska zniszczone, pluszowe zabawki między bele materiałów. Albo eksponuje kredki - przywołujące na myśl naiwne dziecięce rysunki (z przedstawieniami harmonijnej rodziny), ale jednocześnie ostre w kształcie, niebezpiecznie przypominające inny element często powracający w twórczości artystki: piki, na których zdarza jej się zawieszać główki zwierząt-maskotek (np. w instalacji "Anonimy" z 1993 r.). Niekiedy zszywa skrawki starych materiałów, tworząc obłe, antropomorficzne hybrydy, które zestawia w grupy i wprawia w ruch, dając złudzenie (i tylko złudzenie) życia.

Pozorowi domowości, który stara się stworzyć, służy także wybrana przez artystkę technika, nieodwołująca się do Sztuki przez duże "S", ale do robótek ręcznych: szydełkowania, wyszywania, cerowania - codziennego kobiecego rzemiosła. Okazuje się, że właśnie takie środki, wydawać by się mogło: naiwne, podkreślają ułudę raju dzieciństwa i domu. Tak, jakby wszystko, co kojarzy się z ciepłem i bezpieczeństwem, najmocniej ujawniało nieodwołalność utraty, przemijania i śmierci.

Messager nie boi się przy tym emocji. Stare, zużyte sukienki włożyła do drewnianych, przeszklonych pudełek, ni to z muzealnych witryn, ni to z trumien, i zaopatrzyła w wieloznaczne napisy albo przedmioty-pamiątki ("Historie sukienek", 1989/90). Każda z sukienek kumuluje w sobie jedną kobiecą opowieść. O pożądaniu i rozpaczy, o obietnicy i rozczarowaniu... Każde z tych pojęć zostaje wyartykułowane wprost.

Nie ma w tej instalacji - pozornie prostej i łagodnej - krzty sentymentalizmu. Operując sugestiami i niedopowiedzeniami, atmosferą przypomina ona raczej filmy Krzysztofa Kieślowskiego, reżysera bardzo bliskiego wrażliwości francuskiej artystki. W wywiadzie, którego udzieliła Annie Tomczak, mówi: "Krzysztof Kieślowski w swoich filmach (...) pokazuje kobiety wolne, wrażliwe, odważne, które nie boją się nowych znajomości, prowokują zdarzenia przypadkowe, które stają się ich przeznaczeniem. (...) Te filmy są optymistyczne, ale zawsze wprawiają mnie w stan łagodnej melancholii...".

Groteska anatomii

Ważnym tematem prac Messager jest także doświadczenie własnej fizyczności - nieodmiennie związane z czasem. Zdarza się, że wyrażone zostaje ono w sposób "parareligijny". Jak w instalacji "Moje życzenia" (1988-89), w której artystka rozwiesiła na sznurkach niewielkie fotografie przedstawiające zbliżenia stopy, dłoni, oczu, pośladków, łona... Przypominają one dary wotywne składane w sanktuariach maryjnych całego świata. Choćby tylko ciąg straganów w Fatimie, gdzie kupić można różnej wielkości świece - parafinowe ramiona, piersi, nogi...

Ciało może też stać się osobnym uniwersum, zamieszkałym przez tajemnicze ludy przybyłe ze światów tak od siebie odległych, jak wyobraźnia Williama Blake’a czy Disneya. Dwa palce dłoni zamieniają się w długie nogi kobiety, której ciało rysują linie papilarne. Stopę zamieszkują kolorowe syreny, karły, dziwaczni muzykanci. Wokół łysiny wieńczącej męską głowę tańczą jakieś twarze ("Moje trofea", 1986-88).

Kiedy indziej artystka staje się, jak sama o sobie mówi, "akuszerką chimer". Fotografuje ludzkie ciało, powiększa je do monstrualnych rozmiarów, dzieli na fragmenty i zestawia na nowo, tworząc zeń całe bestiarium wybałuszonych oczu i otwartych w niemym krzyku ust, śmieszno-strasznych, rodem wprost z filmów Hitchocka ("Chimery", 1982-84).

Wreszcie, próbuje wejść w głąb fizyczności, wędrować - jakby poprzez kolejne sale rzeźni - między wyciągniętymi z atlasu anatomicznego tętnicami, sercami, jelitami, kośćmi kręgosłupa, macicami, nerkami z kolorowego, skręconego sznurka. "Wnętrzności" wplątane są w czarną sieć. Między nimi pojawiają się (znowu) zestawy dziecięcych kredek i zwrócone prostopadle do podłogi fotografie przedstawiające "zewnętrzne" fragmenty ciała (artystka pozostaje przecież także kolekcjonerką, zbierającą najprostsze przedmioty). Podróż po tym, co pod skórą, to swoista "Przyjemność-Nieprzyjemność" (1997), mająca charakter groteski: baśniowy las szmacianych wnętrzności bawi (równie dobrze mógłby być przecież zabawką-zawieszką przy łóżku niemowlaka), a zarazem przeraża gęstością, niepoznawalnością - a przede wszystkim obcością tego, co powinno być najbardziej własne.

***

Annette Messager to klasyczka nowoczesności. Jej sukces przypieczętował Złoty Lew, którego otrzymała w 2005 r. na 51. Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Wenecji. Prezentacja w Zachęcie, obejmująca ponad 40 prac tej artystki, to ważne wydarzenie, wpisujące się w politykę galerii, która pokazała w ostatnich latach twórczość Louise Bourgeois, Yayoi Kusamy, Niki de Saint Phalle... Artystek, które czynią z fizyczności, radosnej bądź ułudnej, język filozofii.

ANNETTE MESSAGER, "NA POKAZ. FAIRE PARADE"; Warszawa; Zachęta Narodowa Galeria Sztuki; kuratorka: Anna Tomczak; wystawa czynna do 14 listopada 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2010