Akt pseudoreligijny

Ubieranie politycznej demonstracji w żałobno-modlitewny sztafaż uważam za skandaliczne instrumentalizowanie religii.

19.06.2017

Czyta się kilka minut

86. miesięcznica smoleńska w Warszawie. Obok krzyża przed Pałacem Prezydenckim ks. Stanisław Małkowski, jeden z duchownych regularnie uczestniczących w tych obchodach. 10 czerwca 2017 r. / Fot. Daniel Gnap / EAST NEWS
86. miesięcznica smoleńska w Warszawie. Obok krzyża przed Pałacem Prezydenckim ks. Stanisław Małkowski, jeden z duchownych regularnie uczestniczących w tych obchodach. 10 czerwca 2017 r. / Fot. Daniel Gnap / EAST NEWS

Kilku osobom zakłócającym czerwcową „miesięcznicę smoleńską” policja przedstawiła zarzuty „złośliwego przeszkadzania w wykonywaniu aktu religijnego”. Jeśli wymiar sprawiedliwości na poważnie zajmie się wnioskami o ukaranie tych osób, będziemy mieć do czynienia z bardzo ciekawym przypadkiem z dziedziny relacji Kościół-państwo. Oto bowiem organy państwowe będą musiały określić, czy rzeczywiście aktem religijnym jest, organizowane dziesiątego dnia każdego miesiąca w Warszawie, cykliczne zgromadzenie upamiętniające ofiary katastrofy smoleńskiej.

Jaki zatem rzeczywiście jest religijny wymiar „miesięcznicy smoleńskiej”? Jak powinno postrzegać ten wymiar państwo? Skoro bowiem można być na tej podstawie oskarżonym o czyn zagrożony nawet karą pozbawienia wolności do lat dwóch – sprawa musi być jasno rozstrzygnięta.

Jedyne zgromadzenie cykliczne

Pod koniec kwietnia 2017 r. w Biuletynie Informacji Publicznej Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego utworzono nową rubrykę: „Informacja o miejscach i terminach zgromadzeń organizowanych cyklicznie”. Wcześniej takiej pozycji nie było, gdyż prawo nie przewidywało czegoś takiego jak zgromadzenia cykliczne.

W rubryce tej widnieje obecnie tylko jedna pozycja. Jako miejsce cyklicznego zgromadzenia zarejestrowany został teren „od ul. Świętojańskiej przez pl. Zamkowy, po ul. Krakowskie Przedmieście do ul. Karowej w Warszawie”. Zgromadzenie ma się odbywać „od maja 2017 do kwietnia 2020, 10 dnia każdego miesiąca”, a jego celem jest „oddanie hołdu Ofiarom katastrofy w Smoleńsku”. Organizatorzy zarezerwowali sobie wspomniany obszar co miesiąc „od godz. 6.00 do godz. 22.00”.

Mazowiecki Urząd Wojewódzki nie podaje nazwy podmiotów organizujących to zgromadzenie. Nie podawało ich, przed zmianą prawa, także miasto Warszawa. W stołecznym Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego na pytanie o organizatora pada odpowiedź, że takich informacji się nie udostępnia, gdyż zgromadzenia są zgłaszane przez osoby prywatne, a ich dane są chronione. Z przebiegu wydarzenia należy domniemywać, że są to osoby blisko związane z partią Prawo i Sprawiedliwość, gdyż jedynie jej liderzy są tam publicznie eksponowani.

Przebieg zgromadzenia jest znany. Zazwyczaj rano sprawowana jest Msza święta w jednym z pobliskich kościołów, po której następuje złożenie kwiatów. Główne uroczystości odbywają się natomiast po wieczornej Mszy świętej w katedrze warszawskiej, sprawowanej w intencji ofiar katastrofy. Uczestnicy, w tym wysocy przedstawiciele rządu, przechodzą w zorganizowanym marszu przez plac Zamkowy i dalej Krakowskim Przedmieściem aż pod Pałac Prezydencki.

W trakcie marszu odmawiane są modlitwy. Niesione są transparenty o różnej treści, najczęściej nawołujące do pamięci o ofiarach katastrofy albo do ukarania winnych (niekiedy jednoznacznie wskazywanych). Wznoszone są też różne okrzyki. Pod Pałacem Prezydenckim wygłaszane są przemówienia, z których najważniejsze jest zawsze wystąpienie prezesa Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego. Na zakończenie zgromadzenia uczestniczący w nich duchowny udziela uczestnikom błogosławieństwa.

Przeciwko odmawianiu różańca?

Czy takie wydarzenie to akt religijny? W miarę łagodnie wypowiedział się w tej sprawie Krzysztof Łapiński, rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy. Ma on wyraźnie świadomość, że w tej demonstracji przeplatają się polityka i modlitwa, zaś religijny charakter wydarzenia nie jest oczywisty i wymaga uzasadnienia. „Ten marsz ma też wymiar religijny, bo jak idzie z kościoła, to jest modlitwa, później pod Pałacem Prezydenckim jest wystąpienie polityczne, ale też się kończy modlitwą” – mówił Łapiński w radiu Tok FM.

Wątpliwości nie ma za to minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. On w ogóle rzadko miewa publicznie jakiekolwiek wątpliwości, zaś ta kwestia jest dla niego – i jako zwierzchnika policji, i jako uczestnika zgromadzenia – całkowicie jednoznaczna. Błaszczak mówił w Radiu Zet: „Kiedy szliśmy, odmawialiśmy różaniec od katedry aż pod Pałac Prezydencki. To jest niewątpliwie akt religijny. Na wysokości kościoła św. Anny usiedli na ulicy i próbowali zablokować uroczystość, akt religijny, odmawianie różańca jest aktem religijnym; więcej – oni krzyczeli: do kościoła, tak jak za komuny: do krypty. (...) Dziś ich zdaniem – oni są mniejszością – chrześcijanin nie może publicznie odmawiać różańca”. Minister spraw wewnętrznych stanowczo krytykował oponentów: „Mogą być satanistami, mogą być kimkolwiek chcą, ale niech nie odbierają innym ludziom prawa do tego, żeby mogli zachowywać się w sposób taki, jaki uważają za właściwy”.

Skrajnie odmienną interpretację przedstawił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” bp Tadeusz Pieronek, były sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski: „Te marsze i wypowiedzi przed Pałacem Prezydenckim nie mają charakteru religijnego. Miesięcznice smoleńskie to czysta polityka. Podczas przemówień nie ma słów o ofiarach katastrofy i samym Smoleńsku. Nie chodzi już o zmarłych. Chodzi o politykę. (...) Religia staje się łatwym instrumentem do manipulacji. (...) Jak ktoś bardzo kochał, to żałoba może trwać i całe życie. Ale tu już nie ma mowy o żałobie, a o wykorzystywaniu tragedii jako narzędzia politycznego, aż ktoś zwycięży. A że jeszcze całkowicie nie zwyciężył, to będą trwały długo”.

Jest na to paragraf

Przywiązanie Mariusza Błaszczaka do definiowania miesięcznic smoleńskich w kategoriach religijnych można zrozumieć jako chęć wzmocnienia interpretacji stosowanej przez policję (a zapewne zaleconej przez samego ministra spraw wewnętrznych). Policja już wcześniej stawiała bowiem zarzuty „złośliwego przeszkadzania w wykonywaniu aktu religijnego”.

Po tegorocznych kwietniowych obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej jeden z kontrmanifestantów otrzymał z policji pismo: „Wzywa się Pana do osobistego stawiennictwa (...) w Komendzie Rejonowej Policji (...) jako świadka (...) w sprawie dotyczącej zaistniałego w dniu 10 kwietnia 2017 roku w Warszawie przy ul. Krakowskie Przedmieście, podczas obchodów VII rocznicy Katastrofy Smoleńskiej, złośliwego przeszkadzania wykonywaniu aktu religijnego Kościoła Rzymskokatolickiego tj. o czyn z art 195 par. 1 kk”.

Publikując to wezwanie na Twitterze, obywatel ów zapewniał, że jedynie wznosił okrzyki podczas przemówienia prezesa PiS. Twierdził zatem, że według policji: „»Kłamca!« rzucone do Kaczyńskiego podczas jego seansu nienawiści 10.04 to »złośliwe przeszkadzanie wykonywaniu aktu religijnego Kościoła«”. Rzecz jasna, nie wiem, jakie naprawdę okrzyki i kiedy ów pan wznosił.
Nie w tym jednak istota problemu. Wskazuje ją za to treść wezwania wystosowanego w maju 2017 r. przez policję.

Nieprzypadkowo mowa tam nie o przeszkadzaniu w wykonywaniu jakiegoś bliżej nieokreślonego „aktu religijnego”, lecz „aktu religijnego Kościoła Rzymskokatolickiego”. Wspomniany artykuł 195 § 1 kodeksu karnego jest bowiem precyzyjny: „Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Przepis dotyczy więc nie karalności zakłócania wszelkich aktów religijnych, lecz tych, które są organizowane przez działające legalnie w Polsce Kościoły i wspólnoty wyznaniowe. Jeśli zatem trafi do sądu akt oskarżenia powołujący się na ten paragraf kodeksu karnego, sędziowie będą musieli rozstrzygać, czy miesięcznica smoleńska jest rzeczywiście „aktem religijnym Kościoła Rzymskokatolickiego”.

A tu rodzą się istotne wątpliwości. Owszem, religii nie można zamykać w kościołach. Wolność religijna ma w Polsce zagwarantowany konstytucyjnie wymiar publiczny. Modlić się można także na ulicach (dlatego sprzeczne z konstytucją były okrzyki kontrdemonstrantów: „Do kościoła!”). Wiara nie jest bowiem sprawą prywatną, choć jest sprawą najbardziej osobistą. Do wychodzenia z kościoła na ulice i na peryferie zdecydowanie zachęca także papież Franciszek. O jakie jednak wychodzenie z kościoła chodzi w miesięcznicach smoleńskich?

Co stwierdzą biegli

Skoro pojawia się zarzut „złośliwego przeszkadzania wykonywaniu aktu religijnego Kościoła Rzymskokatolickiego”, to kluczowego charakteru nabiera pytanie, czy Kościół rzymskokatolicki potwierdza, że cykliczne zgromadzenie na warszawskim Krakowskim Przedmieściu jest jego aktem religijnym.

Nie byłoby takich wątpliwości, gdyby chodziło o zakłócenie Mszy świętej. Podobnie – jeśli chodziłoby o zakłócenie Drogi Krzyżowej czy procesji Bożego Ciała kroczących ulicami miasta. Tu jednak mamy sytuację szczególną. Po niewątpliwym akcie religijnym, jakim jest Msza w katedrze, w przestrzeni publicznej formuje się marsz mający swoje własne cele („oddanie hołdu Ofiarom katastrofy w Smoleńsku”, jak podają organizatorzy), swój sztafaż, swoje tradycje, swoją symbolikę.

Są w nim modlitwy i pieśni religijne, jest krzyż, jest ksiądz, jest błogosławieństwo... Czy jest to jednak „akt religijny Kościoła”? Czym w istocie jest taka uroczystość/ /demonstracja/manifestacja/pochód/przemarsz/procesja? Jakiego określenia należy tu używać, bo każde z nich niesie ze sobą inną treść i jest już jakoś oceniające? Czy to kontynuacja Mszy świętej (jak procesja pogrzebowa wychodząca z kościoła), czy też raczej samodzielny akt „religijności cywilnej”, ubranej w kościelny kostium?

Co stwierdzą biegli, których zapewne powoła sąd, jeśli takie zarzuty trafią przed jego majestat? Powinni się z pewnością odwołać do kościelnych przepisów, a te konsekwentnie rozróżniają oficjalne przedsięwzięcia Kościoła od prywatnych (nawet najbardziej zbożnych i pobożnych) inicjatyw wiernych. Te ostatnie nie są działaniami Kościoła, lecz poszczególnych grup katolików czy indywidualnych osób.

Udział duchownego, nawet za wiedzą i aprobatą przełożonego, w jakimś stowarzyszeniu czy inicjatywie (choćby prowadził modlitwę i błogosławił uczestników) – nie pozwala na nazywanie danego przedsięwzięcia nawet katolickim, a cóż dopiero kościelnym. Najliczniejsza nawet obecność księży na łamach jakiegoś portalu internetowego nie pozwala uznać tego portalu za głos Kościoła. Fundacja powołana przez trzech duchownych pozostaje instytucją świecką, a nie kościelną. Itd., itp. To nie jest moja prywatna opinia. Na to wszystko są kościelne przepisy.

Nie inaczej trzeba myśleć w przypadku zgromadzeń publicznych. A nawet w tej kwestii hierarchowie Kościoła muszą być jeszcze ostrożniejsi. Przebieg ulicznych demonstracji jest bowiem z istoty swej nie do końca przewidywalny. Organizatorzy mają pewien scenariusz, ale nie zawsze udaje się im go realizować. Możliwe są różne dziwne transparenty, okrzyki, hasła. Możliwe są takie treści przemówień, z którymi Kościół nie będzie chciał być utożsamiany. Zwłaszcza jeśli dane wydarzenie nieuchronnie posiada wymiar polityczny, a głównym mówcą jest partyjny lider.

Z polecenia kardynała

Miesięcznice smoleńskie odbywają się na terenie archidiecezji warszawskiej. Dlatego kompetentną władzą kościelną i właściwym adresatem pytania, czy są one aktem religijnym Kościoła rzymskokatolickiego, jest kard. Kazimierz Nycz. Warto więc przyjrzeć się uważnie odpowiedzi, jakiej na tak postawione pytanie udzielił rzecznik metropolity warszawskiego, ks. Przemysław Śliwiński, prof. Jackowi Leociakowi.

Rzecznik podkreśla, że odpowiada „z polecenia” kardynała, co nadaje jego listowi półoficjalny charakter. Odpowiedź została wystosowana w tempie błyskawicznym (dwa dni po wysłaniu listu przez Leociaka), bez żadnych aluzji do dość obcesowej formy postawionych pytań. Widać więc, że na udzieleniu takiej odpowiedzi wyraźnie zależało warszawskiemu kardynałowi.

Ks. Śliwiński uchyla się od interpretacji znaczenia pojęcia „akt religijny” w prawie państwowym. I słusznie, bo tym akurat – w ramach poszanowania wzajemnej autonomii Kościoła i państwa – organy kościelne zajmować się nie powinny. Stwierdza natomiast jednoznacznie: „Archidiecezja Warszawska, ani żadna z jej instytucji czy parafii, nie była i nie jest organizatorem marszu. Jeśli chodzi o Mszę św. w Archikatedrze Warszawskiej, nie można mieć chyba żadnych wątpliwości, że podobnie jak każda Msza św., ma ona charakter religijny, w tym przypadku jest Mszą św. sprawowaną w intencji osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej”.

Tym samym problem wydaje mi się rozstrzygnięty. Każdy biegły, piszący ewentualną opinię dla sądu w sprawie zarzutów o „złośliwe przeszkadzanie wykonywaniu aktu religijnego Kościoła Rzymskokatolickiego”, będzie musiał wziąć pod uwagę to stanowisko rzecznika metropolity warszawskiego dotyczące tej właśnie konkretnej sprawy. Szanując autonomię Kościoła oraz kompetencje władz archidiecezji warszawskiej na jej terenie, nie da się wykazać przed sądem, że marsz uformowany po wyjściu z katedry warszawskiej jest aktem religijnym Kościoła rzymskokatolickiego. No chyba że chodzi o akt jakiejś innej religii – ale wtedy rodzi się pytanie: której? W kodeksie karnym bowiem wyraźnie mowa o „akcie religijnym kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej”.

Żeby było jasne: zakłócanie innym legalnej demonstracji to łamanie prawa. Taki akt obywatelskiego nieposłuszeństwa uważam za dopuszczalny jedynie w sytuacjach wyjątkowych. Twierdzę, inaczej niż kontrmiesięcznicowi demonstranci, że z tak wyjątkową sytuacją do czynienia (jeszcze) w Polsce nie mamy. Za skandaliczne natomiast uważam instrumentalne posługiwanie się religią przez władze państwowe dla osiągania własnych celów, w tym ubieranie politycznej demonstracji w katolicki żałobno-modlitewny sztafaż, by później pseudoargumentami o „zakłócaniu aktu religijnego” walczyć z przeciwnikami ideowymi. Takie działania nieuchronnie prowadzą do politycznej banalizacji tego, co najświętsze, a w dłuższej perspektywie do laicyzacji.

Co radzą biskupi

Może na koniec warto przypomnieć jeszcze słowo Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski na pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej (przewodniczącym KEP był wtedy abp Józef Michalik). Ten bardzo mądry i dojrzały duchowo dokument dziś raczej nie mógłby powstać. Indywidualne publiczne wypowiedzi poszczególnych biskupów na temat katastrofy smoleńskiej różnią się obecnie bowiem tak bardzo, że ich wspólny głos byłby zapewne całkowicie mdły i nijaki.

Tym samym jednak ów list z 2011 r. pozostaje najistotniejszym punktem odniesienia, jeśli chodzi o wspólną postawę Konferencji Episkopatu Polski do form pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej. Biskupi pisali wtedy: „Sposób przeżywania przez nas rozstania objawia nam samym, kim właściwie jesteśmy: chrześcijanami czy poganami? (...) Zewnętrzne przejawy bólu z powodu trudnego doświadczenia są normalnymi, ludzkimi reakcjami. Ważne jednak, abyśmy się na nich nie zatrzymali i uczynili jeden krok dalej – krok wiary, tzn. powierzyli Panu Bogu bolesną rzeczywistość oraz siebie samych (por. Łk 23, 46a). Dopiero wtedy cierpienie nie tylko nie będzie nas niszczyć, ale uczyni nas bogatszymi wewnętrznie. (...)

Nie pomożemy zmarłym, zatrzymując się w nieskończoność przy grobie. Nie odnajdziemy tam naszych bliskich, ponieważ oni przeszli już do wieczności i odtąd miejscem spotkania z nimi jest wiara i ufna modlitwa, a także podjęcie ideałów ich życia. Natomiast samo doświadczenie żałoby może zaowocować naszą większą dojrzałością duchową” – pisali w kwietniu 2011 r. członkowie Rady Stałej KEP. I przypomnieli fragment Pisma Świętego: „Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego. Kto oczernia brata swego lub sądzi go, uwłacza Prawu i osądza Prawo”.

No i jak z tym oczernianiem po upływie ponad sześciu lat? Mniej go jest czy więcej? ©

Tytuł pochodzi od redakcji

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017