Akt pozornie błahy

Jeśli chcesz być katolikiem, musisz płacić podatek kościelny – uznał niemiecki sąd w precedensowym wyroku.

08.10.2012

Czyta się kilka minut

Kwesta w jednym z protestanckich kościołów w Berlinie, lipiec 2009 r. / Hermann Bredehorst / POLARIS / EAST NEWS
Kwesta w jednym z protestanckich kościołów w Berlinie, lipiec 2009 r. / Hermann Bredehorst / POLARIS / EAST NEWS

Przynależność do Kościoła, katolickiego lub ewangelickiego, jest możliwa tylko wtedy, jeśli płaci się tzw. podatek kościelny (Kirchensteuer) – taki jest sens orzeczenia, które 26 września wydał Federalny Sąd Administracyjny (odpowiednik polskiego NSA). „Kościół katolicki odniósł przed sądem sukces w sporze o to, czy każdy z jego członków musi płacić podatek kościelny” – komentował dziennik „Süddeutsche Zeitung”. Wydarzenie ożywiło w Niemczech dyskusję – nie tylko wokół podatku kościelnego.


EMERYT SIĘ BUNTUJE


Pięć lat temu emerytowany profesor prawa kościelnego Hartmut Zapp zgłosił się do urzędu stanu cywilnego w Staufen (Badenia--Wirtembergia) i uczynił to, co każdego roku czyni ponad sto tysięcy niemieckich katolików (np. w 2011 r. było ich 126 tys.): zadeklarował, że występuje z Kościoła i przestaje płacić podatek kościelny.

Ale, w odróżnieniu od tych tysięcy, 73-letni dziś Zapp poprosił urzędnika o rzecz pozornie niewinną: aby na formularzu zaznaczono, że występuje on z Kościoła jako „z korporacji prawa publicznego” (taki status prawny mają Kościół katolicki i ewangelicki). Tych kilka słów miało kluczowe znaczenie – i, jak pisał potem jeden z komentatorów, mogło wstrząsnąć w posadach całym systemem finansowania obu Kościołów. Otrzymując z urzędu zaświadczenie o wystąpieniu z Kościoła, ale z takim właśnie dopiskiem, Zapp uznał bowiem, że pozostaje członkiem Kościoła jako wspólnoty wyznaniowej, choć nie płaci Kirchensteuer i nie należy do Kościoła jako instytucji prawnej.

Dlaczego tak postąpił? W rozmowach z dziennikarzami deklarował, że zirytowało go rozporządzenie niemieckich biskupów z 2006 r. – pisali w nim, że złożenie takiego banalnego, zdawałoby się, formularza w urzędzie oznacza faktyczne odejście z Kościoła, za co grozi ekskomunika. Biskupi wydali to rozporządzenie w odpowiedzi (i w opozycji) wobec Watykanu, który ogłosił wówczas, że jeśli odejście z Kościoła zadeklarowano wobec instytucji świeckiej (czyli np. w urzędzie), nie oznacza to automatycznie odstępstwa od wiary. Od tego czasu aż do dziś między niemieckim Kościołem a Watykanem toczyły się rozmowy – szukano sformułowania, które pozwoliłoby zachować spójność niemieckiego systemu.

Zapp mówił wtedy, że chciał zaprotestować przeciw praktyce, wedle której członkostwo w Kościele zmusza do płacenia podatku. Powoływał się także na Watykan. Dziś już powołać się nie może.


I PRAWA, I OBOWIĄZKI


Ponieważ urząd stanu cywilnego w Staufen zaakceptował nietypową deklarację emerytowanego profesora, arcybiskupstwo we Fryburgu (do niego trafiła deklaracja Zappa, jak deklaracje wszystkich występujących z Kościoła w tej diecezji) musiało wystąpić na drogę prawną. Nie przeciw Zappowi, ale przeciw urzędowi gminy w Staufen – domagając się, by urząd unieważnił precedensowe zaświadczenie.

Sprawa toczyła się ze zmiennym szczęściem dla obu stron: sąd administracyjny we Fryburgu przyznał rację Zappowi, ale potem najwyższy sąd administracyjny landu Badenia-Wirtembergia uznał, że „częściowe” wystąpienie z Kościoła jest jednak prawnie niemożliwe. Taką interpretację potwierdził teraz Federalny Sąd Administracyjny.

Kościół „może wymagać od swych członków, aby się określili, czy chcą brać na siebie wszystkie związane z tym członkostwem prawa i obowiązki” – komentował orzeczenie konserwatywny dziennik „Die Welt”. Zaś komentator także konserwatywnego „Frankfurter Allgemeine” zauważał, że sąd potwierdził także zasadę rozdziału Kościoła od państwa – gdyż orzeczenie oznacza, iż tylko sprawą Kościołów jest definiowanie, na jakich zasadach można być ich członkiem. Inny wyrok oznaczałby, twierdził „FAZ”, że państwo wkracza na teren Kościoła.

Z kolei autorzy o poglądach bardziej lewicowych konstatowali, że cała sprawa to kolejny przejaw kościelnego kryzysu. „Nieustępliwa postawa Kościoła odstrasza” – pisał komentator „Westdeutsche Zeitung” uznając, że dla biskupów „najwyraźniej ważniejsze jest formalne członkostwo niż faktyczna wiara. (...) Ktoś, kto płaci, choć do kościoła idzie tylko w Boże Narodzenie, ma należeć do wspólnoty, ale nie ma do niej należeć wierny, który jedynie nie chce wspierać instytucji w taki sposób, w jaki ona nakazuje”. W mediach zwykle Kościołowi niechętnych pisano też, że na nowo otwiera się debata o systemie jego finansowania.

Wolno jednak sądzić, że jest dokładnie na odwrót.


I ORGANIZACJA, I WSPÓLNOTA


„Jak bardzo nieufny musi być niemiecki Kościół katolicki, skoro udzielanie sakramentów wiąże ze składkami członkowskimi?” – pisał dziennikarz tygodnika „Spiegel” Matthias Matussek, skądinąd katolik, tyle że często krytyczny wobec biskupów. I apelował: „Kościół powinien oprzeć [swoje finansowanie] na zasadzie dobrowolności”.

Z takim poglądem polemizowali biskupi katoliccy, którzy wyrok sądu przyjęli ze zrozumiałym zadowoleniem. „Kościół jest wspólnotą wiary, która u nas w Niemczech istnieje w formie korporacji prawa publicznego – jednego nie można oddzielić od drugiego” – komentował abp Robert Zollitsch, przewodniczący Episkopatu. „Nie możesz wystąpić z Kościoła jako organizacji i nadal należeć do jego duchowej wspólnoty” – mówił sekretarz Episkopatu, ks. Hans Langendörfer. I podkreślał – podobnie jak wielu zwolenników Kirchensteuer – że dzięki temu podatkowi wierni wnoszą wkład w dobro wspólne, a Kościół może finansować także swą pracę społeczną i charytatywną.

Istotnie: solidne podstawy materialne dają niemieckim Kościołom – katolickiemu i ewangelickiemu – bazę dla działań pastoralnych i charytatywnych. Zbudowały one bogatą infrastrukturę: szkoły, przedszkola, domy opieki, szpitale, poradnie. I pomagają braciom w innych krajach – także w Polsce.

W latach 90. miało kursować takie oto „skrzydlate słowo”: spośród różnych darów, jakie Kościoły lokalne z różnych zakątków świata wnoszą do Kościoła powszechnego, z Niemiec płyną dwa: porządna teologia i pieniądze.


PODATEK, CZYLI SYSTEM


Orzeczenia w sprawie Zappa oczekiwano z napięciem – inny wyrok mógł przecież postawić pod znakiem zapytania system finansowania Kościoła, który w znacznym stopniu opiera się właśnie na Kirchensteuer. W 2010 r. wpływy Kościoła katolickiego z tego podatku wyniosły 4,8 mld euro. To one stanowią lwią część budżetu każdej diecezji.

Prawo do pobierania podatku od swych wyznawców mają w Niemczech wszystkie wyznania uznane za korporacje prawa publicznego (także np. wspólnoty żydowskie). Do płacenia podatku kościelnego – wynosi on 9 proc. od wysokości podatku dochodowego (w dwóch landach: 8 proc.) – zobowiązany jest każdy katolik i ma to charakter automatyczny (podatek pobiera urząd skarbowy i przekazuje Kościołom).

To, ile się płaci, zależy od dochodów i od przynależności do danej grupy podatkowej – co z kolei zależy też np. od liczby dzieci (im więcej, tym niższy podatek). Najbiedniejsi mogą być z podatku kościelnego zwolnieni. W 1992 r. rodzina o średnich dochodach z dwójką dzieci płaciła miesięcznie 23 marki Kirchensteuer (dziś to równowartość 12 euro).

Wolno postawić tezę, że skutki istnienia tego systemu przekładają się także na organizację wewnętrzną Kościoła. Obok innych czynników – jak aktywność, zorganizowanie i autonomiczność laikatu – także podatki sprawiają, że w obu niemieckich Kościołach o finansach decydują nie sami biskupi i księża, ale osobne gremia, składające się m.in. z demokratycznie wybranych świeckich. Współdecydowanie świeckich stanowi istotny element systemu, duchowni mają ograniczone możliwości ingerencji w ich decyzje. Budżet każdej diecezji jest jawny, jawna jest także gospodarka finansami parafii i jej budżet (finansami zajmuje się tu rada parafialna).

Ale fakt, że w Niemczech przynależność do Kościoła ma charakter formalno-prawny, niesie też pewien szczególny skutek: akt wystąpienia może wydawać się, inaczej niż w Polsce, formalnością banalną. Starczy złożyć formularz w okienku w urzędzie. Nawet nie w kościele.


DEKRET


Również dlatego o podatku kościelnym dyskutuje się tu od lat. O ile jego plusy są oczywiste – wierni finansują Kościół, zapewniając mu niezależność także od państwa, a powiązanie podatku kościelnego z dochodowym sprawia, że zapewniona jest tu podstawowa sprawiedliwość – o tyle przedmiotem kontrowersji jest aspekt duszpasterski. Upraszczając: czy wierzy tylko ten, kto płaci? I czy, z drugiej strony, do płacenia podatku nie ogranicza swych praktyk coraz więcej wiernych, zwanych Kirchensteuer katholiken (w wolnym przekładzie: „katolikami tylko od podatku”)?

Tak czy inaczej, dziś nie należy spodziewać się zmian w systemie – dziś, to znaczy nie tylko po sądowym orzeczeniu, ale też po specjalnym dekrecie niemieckiego Episkopatu.

Pewnie nieprzypadkowo na kilka dni przed orzeczeniem Federalnego Sądu Administracyjnego biskupi wydali bowiem dekret dotyczący wystąpień z Kościoła, o treści zaakceptowanej przez Kongregację Nauki Wiary i, jak pisze dziennik „FAZ”, osobiście przez papieża. Przewiduje on, że każdy, kto zadeklarował w urzędzie wystąpienie z Kościoła, otrzyma od proboszcza list, w którym zostanie uświadomiony, co zrobił: że odtąd przestaje być katolikiem i nie może przyjmować żadnych sakramentów – chyba że w obliczu śmierci. List ma zawierać też ofertę powrotu i pojednania.

Jak postąpi teraz Hartmut Zapp? Choć uważa się za wierzącego, usłyszał – najpierw od biskupów, potem od sądu – że nie jest katolikiem. Czy zrobi tak, jak w 2011 r. zrobiło około 10 tys. Niemców, którzy postanowili na nowo wrócić formalnie do Kościoła, z którego kiedyś wystąpili, przy urzędowym okienku?

Tego na razie nie wiadomo.  



W tekście wykorzystano m.in. materiały agencji: KNA, EPD i DPA.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2012