Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po 72-godzinnych poufnych rozmowach ustalono, że to one, w zamian za europejskie pieniądze, zajmą się „bezpieczeństwem” południowych granic kraju. Cudzysłów jest konieczny, gdyż w praktyce, rzecz jasna, chodziło o zatrzymanie migracji na północ. Minniti tłumaczył potem, że alternatywą byłoby „pozostawienie kluczy do europejskich demokracji handlarzom ludźmi”. Nie zmienia to faktu, że za sprawą tego układu (i podobnych, podpisywanych z państwami Sahelu i ucharakteryzowanych zwykle na umowy o pomocy) Unia Europejska przekazała takie klucze ludziom o równie złej co szmuglerzy proweniencji. Czasem wręcz – jak niektórzy szkoleni przez UE funkcjonariusze libijskiej straży wybrzeża, którzy w 2017 r. wielokrotnie zawracali z morza łodzie z migrantami, umieszczając ich potem w swoich prywatnych więzieniach – będących po prostu kryminalistami.
Amnesty International utrzymuje, że europejskie rządy świadomie współuczestniczą w polityce tortur i nadużyć. Ani listopadowy materiał CNN o targach niewolników w Libii (cena człowieka: 400 dolarów), ani lipcowy raport panelu ekspertów ONZ o niesławnej rafinerii na przedmieściach Az-Zawiji, gdzie ludzie są bici i wykorzystywani seksualnie, nie wpłynęły jednak na zmianę unijnego kursu. Dla Rzymu czy Brukseli outsourcing, czyli zlecanie na zewnątrz ochrony granic UE, sprawdza się bowiem świetnie – w Afryce mediom trudniej monitorować sytuację. W 2018 r. i później presja migracyjna będzie rosła jeszcze szybciej. Jeśli Unia radykalnie nie zmieni swojego nastawienia, coraz trudniej będzie jej udawać, że jej polityka względem Południa ma cokolwiek wspólnego z moralnością. ©℗