Absurd, sierotka i konsole

Dzisiaj sprawiedliwie – jedna książka dla małych i jedna dla dużych. Pierwsza śmieszna, druga straszna, obie pożyteczne. Najpierw jednak książka dla wszystkich, czyli „NIEkalendarz”.

18.10.2014

Czyta się kilka minut

Wojciech Widłak, Paweł Pawlak „NieKalendarz”, Poradnik, Notes Czerwony Konik, Kraków 2014

Do sławnych dwupaków literackich: Bolka z Lolkiem, Kuby i Buby, Julka i Julki – przybył kolejny: Kwas i Kurzawka, ekscentryczna para naukowców, która karmi młodych czytelników banialukami i nonsensem. Absurdalny humor tych panów pogłębia zmarszczki mimiczne, a dzieci rosną krzepkie i rumiane.

Kariera Profesora Kurzawki i Adiunkta Kwasa rozpoczęła się przed pięcioma laty, kiedy to małe krakowskie wydawnictwo Czerwony Konik wydało serię „Podręcznych NIEporadników”: do czego NIE służą grzebień, młotek, rękawiczka. Upozowane na naukowy skrypt, trzy obrazkowe książeczki z brawurą przeprowadziły dowód na nieprzydatność grzebienia do gry na saksofonie, bezużyteczność rękawiczki przy nawiązywaniu łączności z istotami pozaziemskimi i daremność wysiłków podejmowanych w celu odcedzenia makaronu młotkiem...

Witryny księgarń nie widziały takiej dawki absurdu od dawna, toteż publiczność podzieliła się natychmiast na entuzjastów i kwękaczy. Po stronie kwękaczy padały pytania: dla dzieci w jakim wieku są te książki? (odpowiedź: w każdym); dlaczego nie ma fabuły? (bo nie!); o co chodziło autorom? (zgaduję, że o nieśmiertelną sławę.)

Kwas i Kurzawka są niezmordowanymi tropicielami oczywistości, karykaturą naukowców w grubych brylach. Ufni we własny geniusz, nie cofną się przed żadnym eksperymentem – zaorzą pole grzebieniem i zagotują zupę młotkiem. Widłak zakpił w tekście z przemądrzałego żargonu domorosłych einsteinów od siedmiu boleści, a Pawlak ubrał tę kpinę w biurokratyczne atrybuty, ugarnirował peerelowskimi stemplami, certyfikatami, erratami, ozdobił urzędowym bełkotem. Powstała książka jak cebula – z wielu warstw. Z wierzchu dla dzieci, w środku dla rodziców, ukrywa trzy tuziny inteligentnych rebusów między okładkami.

NIEporadniki są przykładem mistrzowskiego layoutu. Każdy detal – od niedorzecznej stopki redakcyjnej po zmyślony blurb – stanowi integralną częścią intrygi. To znacznie więcej niż rysunek dodany do tekstu – raczej jedno z tych rzadkich równań, kiedy jeden plus jeden równa się trzy.

Wojciech Widłak, ukrywający się pod łysiną Profesora Kurzawki, dał się wcześniej poznać jako autor bestsellerowych książek o Panu Kuleczce, które z niesłabnącym powodzeniem wydawane są przez Media Rodzinę. Paweł Pawlak (alias Adiunkt Kwas) to pracowity jak mrówka wrocławski ilustrator, którego kariera rozwija się z równym powodzeniem w Polsce, jak i na Zachodzie. Wspólnie stworzyli sześć książek, mącąc błogostan licznej na rynku, nieformalnej Partii Szmiry. Ich talenty, wstrząśnięte i zmieszane, dały efekt inteligentnego fajerwerku. Nawet w poważnej książce „Dwa serca anioła” duet Widłak & Pawlak zagrał w zgodnym kanonie.

Warszawsko-wrocławsko-krakowski sojusz wydawniczy przypieczętowany został kolejną premierą: właśnie ukazał się „NIEkalendarz, Poradnik, Notes” Kurzawki i Kwasa, gruby brulion nafaszerowany nonsensem. Poza opowiadaniami na każdą porę roku znajdziemy tu bałamutne mapy, niedorzeczne przysłowia, cudzoziemskie słówka od czapy i indeks całkiem nowych imion dla potomstwa: od Wermiszela i Pulpetty, po Motłocha i Melinę. Czytając, chichoczemy bezwstydnie w środkach komunikacji publicznej, a wtóruje nam rechocik autorów.

Nowość Czerwonego Konika mogłaby posłużyć za poręczne narzędzie do pomiaru sprawności mięśni mimicznych. Przetestowany na warszawskich hipsterach, „NIEkalendarz” sprawił, że opluli sobie brody ze śmiechu. Ilustracje Pawła Pawlaka stylizowane są na spłowiałe, peerelowskie druki reklamowe i etykiety zapałczane – pastisz rysunku wzmacnia groteskę konceptu. Patronuje im ikona pojednania WAW i KRK – zionąca smoczym ogniem syrenka krakowska.


Frida Nilsson / il. Lotta Geffenblad „Moja mama Gorylica”, przeł. Agnieszka Stróżyk, Zakamarki, Poznań 2014

Autorzy skandynawscy przyzwyczaili nas do tego, że ciągle przesuwają granice tego, co wolno w książkach dla dzieci. Ubiegłowiecznej miary już nie starcza – nasze belferskie nawyki wystawiane są na ciężką próbę. Kolejno padają reduty zbudowane z solennej, rodzicielskiej troski. I oto mamy całkiem nowy SKANDAL – książkę o małej dziewczynce, zaadoptowanej przez Gorylicę. Lubimy takie skandale – patronuje im z zaświatów Roald Dahl.

Całe krótkie życie Jonny upłynęło w sierocińcu Czysty Kąt, na oczekiwaniu na miłą, pachnącą perfumami, adopcyjną mamusię. Wychowawczyni domu dziecka chętnie wyzbywa się podopiecznych, toteż nie robi zbędnych ceregieli, kiedy na progu sierocińca staje ekscentryczna Gorylica, gotowa przygarnąć dziecko. Niektórzy z wychowanków nie mają wątpliwości, że nowo przybyła zjada sieroty, toteż mała Jonna truchleje ze strachu, kiedy wybór pada na nią. Chwilę później pędzi zdezelowanym autem wprost na złomowisko, gdzie stoi dom Gorylicy. Nie jest to wymarzone gniazdko, a zębata opiekunka w niczym nie przypomina Perfekcyjnej Pani Domu, ale strach i nieufność Jonny topnieją, bo Gorylica dba o dziewczynkę, jak potrafi. Kłopoty zaczynają się, kiedy trzeba stawić czoło publiczności podczas wizyt w miasteczku. Jonna wstydzi się Gorylicy – jej grubiańskich manier, nieokrzesania i opadających pantalonów. A jednak przyjaźń i zaufanie wezmą górę...

Groteska i sentyment zmieszane są w tej książce w odpowiednich proporcjach. Nic nie jest takim, jakim się wydaje: powołani do społecznej opieki urzędnicy okazują się bezdusznymi cyborgami, a outsiderzy i wyrzutki mają gołębie serca. Dydaktyczna poprawność raczej nie spędza snu z powiek autorki – Jonna i Gorylica łamią przepisy drogowe, nie przesadzają z higieną i za nic mają savoir-vivre. Wyeksploatowana – zdawałoby się – figura ubogiej sierotki nabiera rumieńców poprzez nowy, komiczny kontekst. Świetne, wyraziste ilustracje czynią z nas fanów Jonny i Gorylicy.

Zalety antypedagogiki szwedzkiej docenili także czytelnicy w Niemczech i Francji, gdzie książka zdobyła prestiżowe nagrody literackie.


Hilarie Cash, Kim McDaniel „Dzieci konsoli”, przeł. Bolesław Ludwiczak, Media Rodzina, Poznań 2014

Nie dla maluchów, a dla rodziców przeznaczona jest książka autorstwa dwóch amerykańskich psycholożek, specjalizujących się w terapii nastolatków uzależnionych od gier komputerowych. Książka robi wrażenie – jakkolwiek wszyscy słyszeliśmy to i owo o dramatycznych skutkach nałogowego przebywania w sieci, to przytoczone w tekście historie rodzinne podnoszą włos na głowie. Lektura uświadamia, jak poważne rozmiary przybrało zjawisko w ostatnich latach i jak bardzo zdradzamy nasze dzieci, powierzając je – bezmyślnie, egoistycznie – niebezpiecznym, elektronicznym niańkom.

Autorki na początek tłumaczą hormonalny mechanizm nałogu i jego neurologiczne następstwa, które u dzieci, na etapie rozwoju mózgu, mają nieodwracalne konsekwencje. Przystępnym językiem autorki wskazują te atrybuty gier komputerowych (i innych wirtualnych pokus), które są odpowiedzialne za przemianę dziecka w komputerowe zombie – nałogowca, socjopatę, odklejonego od rzeczywistości. Duży nacisk położono w książce na Wielkiego Winowajcę: funkcjonujące wśród rodziców przekonanie, że dla przyszłości dziecka jego komputerowe kompetencje mają większą wartość niż talenty społeczne, takie jak empatia, umiejętność nawiązywania przyjaźni, współpracy, dzielenia się uczuciami... Ten fatalny mit, utrwalany bajkowymi karierami celebrytów z branży IT, usypia czujność opiekunów i dostarcza im alibi dla rodzicielskich zaniechań. Dodajmy do tego nachalny marketing, który bałamutnie podkreśla edukacyjne walory gier komputerowych, a uzyskamy niezawodną receptę na kłopoty w domu.

Pokolenie dzisiejszych rodziców, wyrosłe bez asysty elektronicznych mediów, bywa onieśmielone komputerową zręcznością swoich dzieci. Dumny rodzic czuje respekt i podziw dla biegłości, z jaką pięciolatek rozwala wirtualne ufoludki. Elektroniczne zabawki jak żadne inne skutecznie wiążą uwagę dzieci, czyniąc z ruchliwego bachora potulnego milczka klikającego kciukami. Tam, gdzie na dodatek trwa cicha wojna między dorosłymi i nie ma zgody w kwestii wychowania dzieci, komputer w dziecinnym pokoju oddala moment konfrontacji z własnymi porażkami. Z reguły sygnałem, który popycha rodziców do szukania pomocy, są szkolne niepowodzenia dziecka. Podjęta wówczas próba ograniczenia jego dostępu do sieci skutkuje gwałtownymi atakami furii, agresji, destrukcji, samobójczymi groźbami...

Autorki zadają kłam obiegowemu przekonaniu, że zręczność w grach komputerowych rozwija sprawność intelektualną dziecka. Przytaczają badania naukowe, z których wynika, że jest wręcz przeciwnie. Wiele miejsca w książce poświęcono także sposobowi, w jaki brutalne gry wpływają na kształtowanie dziecięcego systemu wartości. Nałóg komputerowy nie pozostaje bez wpływu na stereotypowe postrzeganie płci i instrumentalne traktowanie seksu, który jest nierzadko elementem uzależnienia od sieci.

Zamieszczone w książce ankiety służą do zdiagnozowania skali uzależnienia dziecka i nazwania problemu. Obok nałogu ustawicznego grania, który dewastuje psychikę dziecka i więzi rodzinne, w książce mowa o innych następstwach przedawkowania komputera: o braku snu, wyobcowaniu, agresji i autoagresji, epidemii otyłości, uzależnieniu od pornografii, o molestowaniu w sieci, o prześladowaniu i byciu prześladowanym...

Polecam tę książkę. Będzie bolało.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014