Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nieprawda, że Gdańsk był w ostatnich dniach „inną Polską” – był taką Polską, jakiej na pewno chce większość z nas: miejscem dla wszystkich. A to dzięki jego obywatelom.
Zaczęło się w poniedziałek 14 stycznia, zaraz po tym, gdy podano, że prezydent miasta zmarł. Kiedy mieszkańcy przyszli na Długi Targ, pierwszy raz wybrzmiało „The Sound of Silence”, teraz już nieoficjalny hymn Gdańska. A wśród ludzi była cisza – słychać było tylko szloch i szelest kurtek. Obywatele europejskiego miasta przyszli pożegnać Pawła Adamowicza bez pompatycznego zadęcia, martyrologii i narracji o polskich ofiarach. Właśnie ciszą, dyskrecją i opanowaniem – brakiem wielkich haseł i obietnic rzucanych na wyrost – zaskoczyli wielu. Tych, którzy solidaryzowali się z nimi w innych miastach, i tych, o których pewnie wtedy nie myśleli – np. polityków liczących na to, że tak małymi gestami jak nieobecność podczas minuty ciszy w Sejmie zdołają zacietrzewić swoich przeciwników.
Tak samo było przez pozostałe dni żałobnego tygodnia. W bezprzedziałowych wagonach pociągów jadących do Gdańska spontanicznie rozmawiali pasażerowie – o gminie, o sąsiadach, z którymi da się pogadać nawet o polityce; o burmistrzu, który „niby z PiS-u, ale przecież sensowne rzeczy zrobił, więc na niego głosowaliśmy”. W noc poprzedzającą pogrzeb, w kościele św. Jana odbył się kaszubski obrzęd pustej nocy – między żałobnymi pieśniami opowiadano o udanej integracji ludności Gdańska, tej po 1945 r., i tej dziś, kiedy dzięki polityce otwartych drzwi do miasta przyjeżdżają imigranci.
Kiedy mieszkańcy odprowadzali trumnę z ciałem Pawła Adamowicza z Europejskiego Centrum Soldarności do bazyliki Mariackiej, pod słynną bramą Stoczni Gdańskiej mijali napis: „Dziękujemy za dobrą pracę”; w oknie I LO, które kończył, stali uczniowie i nauczyciele; w witrynach sklepów i punktów usługowych – wywieszono portrety i hasła pożegnalne. W rozmowach (a wielu miało osobiste wspomnienie spotkania) nikt na siłę nie kanonizował nieżyjącego prezydenta.
Chwilę wcześniej kilkuset wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zgromadziło się w sali BHP Stoczni Gdańskiej na nadzwyczajnym zebraniu Związku Miast Polskich. I trudno było uciec od pytań, czy to, co przeżywają, wygra nad partyjnymi podziałami, odnowi obyczaje w polskiej polityce. Jeśli nie teraz – mówiono – może się nie udać nigdy.
Miniony tydzień sprawił więc, że dzięki gdańszczanom słowo „obywatel”, obrzydzane za czasów komunizmu, a później przez lata oznaczające kogoś, kogo jedyną powinnością jest chodzenie raz na kilka lat na wybory, odzyskało prawdziwe znaczenie.
I choć Polska pozostaje zawieszona między dwiema wrażliwościami – tą reprezentowaną np. przez abp. Sławoja Leszka Głodzia, witającego podczas mszy „panów prezydentów”, i tą Aleksandry Dulkiewicz, p.o. prezydenta miasta, która mówiła do „gdańszczanek i gdańszczan” – to podczas pogrzebu w bazylice Mariackiej uważnie słuchano słów o. Ludwika Wiśniewskiego. „Cała Polska czeka, ażeby z Gdańska wyszło przesłanie, które dotrze do każdego Polaka, i które przywróci moralną równowagę w naszym kraju i w naszych sercach” – apelował dominikanin, dodając: „Trzeba skończyć z nienawiścią! Trzeba skończyć z nienawistnym językiem! Trzeba skończyć z pogardą! Trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych!”. „Zachęcałeś do czynienia dobra, wierzę, że to dobro rozleje się dalej, na cały świat, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści” – mówiła Magdalena Adamowicz, wdowa po prezydencie.
Na pożegnania, kondukt pogrzebowy i „światełko do nieba” – które na Targu Węglowym odbyło się dokładnie tydzień po zamordowaniu prezydenta – nikt nie musiał zwozić ludzi autobusami. Przyszli tu sami. ©℗
SZYMON HOŁOWNIA: Co można zrobić, by tragiczna śmierć prezydenta Pawła Adamowicza była zakrętem, za którym pojedziemy w nieco inną stronę, a nie emocjonalnym rondem, na którym pokręcimy się chwilę, by wrócić w stare koleiny?
ANNA i PAWEŁ MACHCEWICZOWIE: Oto miasto, jakie zapamiętamy. Chcielibyśmy, by ten świat przetrwał, mimo tego, co się stało 13 stycznia.