A my dalej na kanapie

Pamiętacie? Dwa miesiące temu przyjechał do nas papież Franciszek. To były Światowe Dni Młodzieży, ale mówił do nas wszystkich. Ilu z nas „wstało i poszło”?

02.10.2016

Czyta się kilka minut

Papież Franciszek, Kraków, 31 lipca 2016 r.  / Fot. Jacek Taran dla „TP”
Papież Franciszek, Kraków, 31 lipca 2016 r. / Fot. Jacek Taran dla „TP”

Można się zastanawiać, czy Światowe Dni Młodzieży będą pamiętane i wpłyną na bieg wydarzeń w naszym kraju, jak np. pierwsza wizyta Jana Pawła II. Oczywiście, inaczej zapisały się one w pamięci tych, którzy w jakimś przynajmniej stopniu w nich uczestniczyli, inaczej w pamięci tych, którzy „uciekli” z Krakowa, Warszawy i innych miast wybranych na spotkania z uczestnikami. Inaczej w pamięci życzliwych, inaczej tych, których drażniły i którzy się nimi nie interesowali.

Dla tych, którzy mieli osobisty kontakt z przybywającą do Polski młodzieżą i z papieżem Franciszkiem, te dni były doświadczeniem rodziny ludzkiej z uświadomieniem sobie jej cierpień i dramatycznych podziałów. „Jesteśmy dziećmi narodów, które być może spierają się z powodu różnych konfliktów, a nawet wręcz są w stanie wojny” – mówił papież. Dzięki spotkaniu dramatyczne wydarzenia nie były już „czymś anonimowym, jakąś informacją prasową”, ale otrzymały „imię, konkretne oblicze, historię, bliskość”. Było to doświadczenie bliskości ponad różnicami, zrozumienia i przyjaźni nawiązanych choćby między gospodarzami przyjmującymi pod swój dach uczestników i gośćmi. Dla wielu wspólne zgromadzenia liturgiczne były wyzwoleniem z lęku przed „obcym”. Spotkanie z papieżem, który zgromadził młodych przedstawicieli tylu narodów, było doświadczeniem powszechności Kościoła.

Franciszek zdawał sobie sprawę ze znaczenia swej obecności. Mówiąc o następnych ŚDM, powiedział: „nie wiem, czy będę w Panamie, ale chcę was zapewnić o jednym: że w Panamie będzie Piotr”.

Przesłanie do Polaków

Dywagowaliśmy o tym, czego oczekujemy od Franciszka, teraz warto przypomnieć, czego Franciszek od nas oczekuje. Przed rozstaniem z młodzieżą wyraził nadzieję trwałości owoców tamtych dni: „Pan nie chce zostać tylko w tym pięknym mieście albo w miłych wspomnieniach, ale chce przyjść do twego domu, być obecnym w twoim codziennym życiu”. Franciszek jednak nie ograniczył się do ogólnej zachęty. Mówił wyraźnie, co powinno pozostać.

Kilka przemówień było skierowanych do Polaków i Kościoła w Polsce, więc poza programem ŚDM. Na Jasnej Górze, jakby dystansując się od eksponowania obchodów rocznicy Chrztu Polski, do której oczywiście nawiązywał, ostrzegał, że „na niewiele się zda przejście między dziejami przed i po Chrystusie, jeśli pozostanie jedynie datą w kronikach historii”. Wzywał: „Oby dokonało się dla wszystkich i każdego z osobna przejście wewnętrzne”. Nie wspominał o „Polsce zawsze wiernej”, lecz śniącym o potędze Królestwa Bożego przypomniał, że „wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, a może chcielibyśmy – zarówno wówczas, jak i dziś – »Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie« (por. Łk 17, 20), ale przychodzi w małości, w pokorze”. Zdawał się sugerować, że skoro Jezus nie angażował się w rozwiązywanie palących kwestii politycznych, to nie leży to w gestii budowniczych Jego królestwa na ziemi. A co leży? „[Trzeba] pozwolić się ogarnąć przez to, co jest małe, w przeciwieństwie do człowieka, który dąży, by posiadać wciąż coś większego. Pragnienie władzy, wielkości i sławy jest rzeczą tragicznie ludzką i jest wielką pokusą, która stara się wkraść wszędzie”.

Do podzielonych Polaków mówił o jedności, a raczej, że potrzebne jest nam „pragnienie komunii”, że należy prosić, by Duch Święty zaszczepił Polakom „pragnienie wyjścia ponad krzywdy i rany przeszłości i stworzenia komunii ze wszystkimi, nigdy nie ulegając pokusie izolowania się i narzucania swej woli”.

Jeśli był w tych słowach jakiś wyrzut, to ten, że takiej jedności nie chcemy. Nie chcemy, bo wolimy pielęgnować „złą pamięć”, która „spojrzenie umysłu i serca obsesyjnie koncentruje na złu, zwłaszcza popełnionym przez innych”.

Nawoływał, byśmy na aktualne problemy i w przyszłość patrzyli z nadzieją, która „sprzyja klimatowi szacunku między wszystkimi środowiskami w społeczeństwie i konstruktywnemu dialogowi między różnymi stanowiskami”. Sprzyja też polityce społecznej na rzecz rodziny, „aby wspierać te najsłabsze i najuboższe, pomagając im w odpowiedzialnym przyjęciu życia, które musi być zawsze przyjęte i chronione (…) od poczęcia aż do naturalnej śmierci”. Trudno powiedzieć, jaką nadzieję miał na myśli papież, wiążąc z nią możliwość dialogu społecznego, polityki społecznej i ochronę życia. Być może chodzi tu o postawę, która zakłada, że nigdy nie ma sytuacji beznadziejnych.

O uchodźcach Franciszek do Polaków mówił kilka razy. Na Wawelu do przedstawicieli władz: „Potrzebna jest gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu, solidarność z osobami pozbawionymi praw podstawowych, w tym do swobodnego i bezpiecznego wyznawania swojej wiary”. Realistycznie dodał, że jest tu konieczna „współpraca i koordynacja na poziomie międzynarodowym, w celu znalezienia rozwiązania konfliktów i wojen”. Temat rozwinie w rozmowie z Episkopatem. Tam padną słowa, które można odczytać jako wyraz zrozumienia dla oporów ze strony władz Polski: „Nie wszystkie kraje są równe; nie wszystkie kraje mają takie same możliwości”. Żeby jednak nie było nieporozumień co do stanowiska papieża, podkreślił, że „absolutne jest serce otwarte na przyjęcie”. Natomiast „relatywny jest sposób, w jaki mogę to uczynić”. Jako na jeden ze sposobów otwierania ludzkich serc na uchodźców wskazał „cotygodniowe adoracje Najświętszego Sakramentu z modlitwą za tych, którzy pukają do drzwi Europy i nie mogą wejść”. Dodajmy, że takie modlitwy są już w Polsce praktykowane.

Rozmowa z duchowieństwem

Treść rozmowy z Episkopatem poznaliśmy dopiero wtedy, kiedy została opublikowana w Watykanie. Wolno sądzić, że papież, odpowiadając na pytania biskupów, chciał powiedzieć to, co dla pasterzy Kościoła w Polsce uważa za pilne i ważne. Mówił więc o „bliskości”, a „bliskość to dotknięcie ciała cierpiącego Chrystusa” – to dotknąć, uczyć, pocieszyć i „tracić czas”. Bliskość, mówił biskupom, to „być dostępnym dla swoich kapłanów”, mieć czas dla ludzi młodych, którzy „»są nudni«!, bo zawsze mówią to samo: albo »ja o tym myślę w następujący sposób«, albo »Kościół powinien…«”. Ostrzegał też przed lekceważeniem ludzi starych, bo oni „mają pamięć wiary, pamięć Kościoła”.

Franciszek nie dał się sprowokować pytaniem o niesprawiedliwy świat i liberalną etykę bez Boga. Arcybiskupowi Głódziowi odpowiedział, że najgorszą ideologią oraz matką korupcji i wojen jest „bałwochwalstwo pieniędzy”. „Mężczyzna i kobieta nie są już na szczycie stworzenia, tam umieszcza się bożka-pieniądz, a wszystko jest kupowane i sprzedawane za pieniądze”.

Warto się zastanowić nad tym, co papież powiedział o katechezie, że owszem, jest potrzebna, ale jako katecheza życia, która towarzyszy w pielgrzymowaniu: „jeśli zacznę mówić [do młodych ludzi], to się znudzą!”. Trzeba im dać zadanie do wykonania. Niech zaczną odczuwać, że są przydatni. Nie mogło zabraknąć zachęty do wychodzenia, by Ewangelię nieść na zewnątrz. Dopowie to, zwracając się do księży i osób konsekrowanych: „W naszym życiu (…) często może się pojawić pokusa, by ze strachu lub wygody pozostać trochę zamkniętymi w nas samych i w naszych środowiskach”.

Kto z nas duchownych nie doświadczył tej pokusy? Nasze środowiska (parafie) pochłaniają czas i siły. Tu się czujemy potrzebni, kompetentni i cenieni i nie bardzo wiemy, jak się poruszać „na zewnątrz”, gdzie nikt nas ani nie zaprasza, ani nie szuka. „Wychodzenie” („czy odwiedzasz uwięzionych, chorych, staruszki? A co robisz z dziećmi? Jak rozwijasz oratorium?”) nie kwestionuje racji bytu parafii.

Alternatywą dla niej nie są ruchy kościelne (powinny jej pomagać). Papież od parafii oczekuje kreatywności. „Bycie proboszczem jest męczące… A Pan nas powołał po to, abyśmy się odrobinę zmęczyli, abyśmy pracowali, a nie odpoczywali”.

Do księży i osób konsekrowanych mówił w sanktuarium Bożego Miłosierdzia o konieczności „wychodzenia” i o dyspozycyjności. „Ten, kto postanowił upodobnić całe swoje życie do Jezusa, nie wybiera już swoich własnych miejsc, ale idzie tam, gdzie został posłany (…), nie wybiera już nawet czasu dla siebie. Dom, w którym mieszka, nie należy do niego, ponieważ Kościół i świat są otwartymi miejscami jego misji. (…) Nie marnuje czasu na planowanie bezpiecznej i zasobnej przyszłości”. Przywołując przykład „niewiernego” Tomasza Apostoła, mówił o chwilach zwątpienia: „Uczeń nie waha się stawiać sobie pytań, ma odwagę przeżywania wątpliwości i zanoszenia ich Panu, formatorom i przełożonym, bez kalkulacji i powściągliwości”.

Wskazania zostawione młodym

W różnych kontekstach papież mówił, czym jest miłosierdzie: przebaczać, mieć współczujące serce, dać innym to, co w nas najlepsze, nie to, co zbywa. Wychodzić na spotkanie innych, być schronieniem dla tych, którzy nigdy nie mieli domu albo go stracili, tworzyć atmosferę domu i rodziny dla tych, którzy musieli emigrować, być zdolnym do czułości i współczucia, dzielić swój chleb z głodnym, z otwartym sercem przyjmować uchodźców oraz imigrantów. Kto śledzi nauczanie Franciszka, wie, że ten opis nie wyczerpuje zakresu, jaki papież przypisuje pojęciu miłosierdzia. Niewątpliwie to, o czym mówił w Krakowie, Franciszek uważa za istotne. Potwierdził to w medytacji na Drodze Krzyżowej, stwierdzając, że „w przyjęciu osoby usuniętej na margines, która została zraniona na ciele, i w przyjęciu grzesznika zranionego na duszy stawką jest nasza wiarygodność jako chrześcijan”. Dopowiedział, że „nie na poziomie idei”. Franciszek po prostu chce mieć wiarygodnych chrześcijan. „Jeśli ktoś, kto nazywa siebie chrześcijaninem, nie żyje, aby służyć, służy tylko, aby żyć, swoim życiem zapiera się Jezusa Chrystusa”.

Stąd kolejne wezwanie do zaangażowania, do sprzeciwu wobec postawy „nic nie może się zmienić”, ostrzeżenie przed „sprzedawcami dymu” fałszywych iluzji, przed paraliżującym strachem i „myleniem szczęścia z kanapą”, czyli przekonaniem, „że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy; kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie”. Zapewniał: „Jezus jest panem ryzyka, wychodzenia zawsze »poza«. Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody”. Franciszek wie, że świat potrzebuje „naśladowców szaleństwa naszego Boga”, który uczy nas spotykania Go w głodnym, spragnionym, nagim, chorym, w przyjacielu, który źle skończył, w więźniu, w uchodźcy i w imigrancie, w człowieku bliskim, który jest samotny.

Myliłby się ten, kto w wezwaniach Franciszka dopatrywałby się wizji chrześcijaństwa jako powszechnego bractwa miłosierdzia. Młodym w Krakowie mówił, że Bóg ich zaprasza do bycia „aktorami politycznymi, ludźmi myślącymi, animatorami społecznymi. [Bóg] pobudza do myślenia o gospodarce bardziej solidarnej”.

Rozbudzając te święte ambicje, rozprawia się z obawami typu „nie dorastam”, „nie jestem godny”, „mogę się ośmieszyć” czy obawami przed opiniami ludzi. „Spojrzenie Jezusa wykracza poza wady i widzi osobę; nie zatrzymuje się na złu z przeszłości, ale przewiduje dobro w przyszłości”. Młodzi opuszczali Kraków, mając w uszach zapewnienie starego papieża, że są potrzebni: „Dzisiaj my, dorośli, potrzebujemy was, byście nas nauczyli żyć razem w różnorodności, widzieć w dialogu, w dzieleniu wielokulturowości nie zagrożenie, lecz szansę: miejcie odwagę nauczyć nas, że łatwiej jest budować mosty, niż wznosić mury!”.

Jan Paweł II zapytany kiedyś o owoce jego podróży, odpowiedział, że jest z tym, jak z ewangelicznym siewcą: jedne ziarna usychają, inne przez krótki moment puszczają pędy, a jeszcze inne przynoszą plon… większy albo mniejszy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2016