A któż to w gościnie u badylarki?

Cieszmy się drobnymi zwycięstwami w imię ptaków. Empatia wygrywa kolejne bitwy.

24.12.2018

Czyta się kilka minut

Przepiórka japońska / DORLING KINDERSLEY / ALAMY STOCK PHOTO/ BEW
Przepiórka japońska / DORLING KINDERSLEY / ALAMY STOCK PHOTO/ BEW

Wszystko, co powiesz o Moskwie, to będzie prawda” – powiedział mi kiedyś Marek Radziwon. Moskwa to wspaniały potwór. Wielka, ciężka, ołowiana. Za duża dla ludzi, żyjąca własnym, osobnym, niezrozumiałym dla nas życiem, w którym mieszkańcy to tylko krwinki, które dostarczają tlen do najdalszych zakątków jej granitowego cielska. Moskwa żyje sama dla siebie. Może nawet wcale nas nie zauważa. Najpiękniejsze są w niej chyba te gorące, pulsujące wnętrzności, tunele metra, w których hula suchy wiatr. Stepowy czy wentylatorowy. I buja wielkim, drewnianym żyrandolem na stacji Kijewskaja.

Od niedawna metro jest jeszcze bardziej majestatyczne. Ktoś by powiedział: ponure. Miasto rozwiązało umowy z firmami reklamowymi i metro jest sauté, takie, jakim je Sojuz stworzył, bez citylightów, banerów, billboardów, ekranów. Można powiedzieć, że prezentuje się godnie, bez tych jarmarcznych światełek, którymi obwieszony jest GUM przy placu Czerwonym, bez mikołajów z Coca-Coli, bez powszechnego „kup więcej, kup więcej”.

Na powierzchni wszystko wraca do swojej chaotycznej normy. Czteropasmówki stoją w całodobowych korkach. Ludzie w terenówkach i ich smartfony. Podświetlone na niebiesko twarze. Na zmianę światła pieszy czeka 90 sekund. Tu nocą jest jasno jak w dzień, a może w dzień jest jasno jak w nocy. W parkach dla pewności oprócz zwykłych latarni drzewa oplecione są bluszczem lampek. Energia, mówił mi jeden z moskwoentuzjastów, podobno nic nie kosztuje.

Na stacji metra Barrikadnaja, przy wejściu mijałem relief upamiętniający wydarzenia z 1905 r. Robotnicy w heroicznych pozach, rozczapierzone palce, osuwające się na ziemię ciała. Gesty dramatyczne, ale miny kamienne. W niszach, na rękach, głowach postaci kulą się zmarznięte gołębie. Tuż obok znajduje się moskiewski ogród zoologiczny. Zoo tak doskonale oswoił dla radzieckich dzieci bohater bajek telewizyjnych Giena, czyli Krokodyl Gienadij. Ten z ducha uprzejmy inżynier ze skórzaną walizką na co dzień pracował w charakterze krokodyla w zoo, mieszkał nieopodal, w gustownie urządzonym, skromnym, radzieckim mieszkaniu.

Gdyby pójść w stronę polskiej ambasady, w górę ulicy Bolszej Gruzinskiej, w murze ogrodu zoologicznego zobaczymy przeszkloną wnękę, wolierę, w której żyje, a może pracuje mysz-maliutka, po naszemu badylarka. Przez zaparowaną szybę możemy przeczytać tę informację z rozłożonej na wybiegu książki. Badylarka to dość uroczy, malutki gryzoń, który wije gniazda i wspina się, korzystając przy tym z chwytnego ogona. Patrzyłem, jak badylarka pędzi od kryjówki do kryjówki w tym mysim, nieustającym pośpiechu i nagle zobaczyłem bezruch. Pod ścianą wybiegu, niemal niewidoczna na tle zatkniętych tam trawek, siedziała napuszona, zmarznięta przepiórka. Było w jej posturze coś z przygarbionej babuszki. Po mojej stronie szyby szczypało -9 stopni Celsjusza.

Co mówi przepiórka

Łatwo przegapić ptaka, który nie pyszni się pstrokacizną, a cały jego strój uszyty jest z drobnych plamek, kresek, kropek. Kremowych, brązowych, rdzawych, ochrowych. W całej gamie kolorów ziemi, dojrzałych zbóż, uschłych traw i liści. Przepiórka jest kamuflażem. W ciągu dnia skrywa się w wysokiej roślinności, w chwilach zagrożenia często ucieka na piechotę, na silnych, jak u każdego kuraka, nogach. Jej obecność demaskuje głos. Samiec woła donośnie „pit-pilit”, kiedy szuka partnerki. Dawny rolnik interpretował to jako wezwanie: „pójdźcie żąć”. Głos przepiórki słyszymy często w środku nocy, nawet w środku miasta, to wędrujące nad dachami samce próbują zagadywać nieśmiałe koleżanki.

Dlaczego nocą? Nie z powodów romantycznych. Przepiórki wędrują w ciemnościach w obawie przed drapieżnikami. Bo chociaż ptak o posturze zgarbionej babuszki nie kojarzy się z wielkimi wędrowcami, to przepiórka lata daleko. Jest ciepłolubna, migruje na południe z nastaniem mrozów. Europejskie przepiórki lecą do Afryki, niektóre zimują na północy kontynentu, inne gdzieś w żyznej dolinie Nilu czy na Sahelu, podbrzuszu Sahary. A może ta moskiewska przepiórka to inna odmiana, może jakiś nieznany mi syberyjski gatunek? Znajomi podpowiadali przepiórkę japońską, którą hoduje się w fermach drobiu. Ale i ten gatunek w naturalnych warunkach wędruje daleko na południe.

Tymczasem w Moskwie pośrodku woliery leżała kupa nawianego przez wywietrznik śniegu i cały czas paliło się żółte, terraryjne światło. Takie światło utrzymuje ptaki w stanie permanentnego pobudzenia. Temperatura u przepiórki to było dokładnie to samo -9 stopni. Napisałem do rosyjskich ptasiarzy, napisałem najpiękniej, jak potrafię, i z największej bukwy: „Uważajemyje”. Pośród głosów troski, rozczulenia były i głosy, zdawałoby się, racjonalne, głosy hodowców. Przeżyje, jeżeli ma ziarno, przeżyje, skoro żyje tak od lat – zapewniali. Dowiedziałem się też, że przepiórki są z sukcesem chowane np. w Komsomolsku nad Amurem. Internet pokazuje, że w tej chwili jest tam -21 stopni. Średnia roczna temperatura to – 0,1. Gospodi, pomiłuj.

Spasiba, ja jednak pozostanę przy swoim. Czy jeżeli przepiórka rozmnaża się z kaprysu człowieka w potwornych dla niej warunkach, to znaczy, że jest zadowolona? A może by zapytać przepiórki, czy woli być w styczniu w Komsomolsku nad Amurem czy gdzieś na żyznych polach Wietnamu? Warunki hodowli są mało komfortowe ze swej natury, ale dlaczego nawet zwierzęta z zoo mają żyć na skraju swoich biologicznych możliwości? Ich kondycja wydaje mi się wystarczająco smutna, w końcu są tylko po to, byśmy na nie patrzyli. Dlaczego takie zwierzęta pokazowe nie mogą żyć w warunkach choćby zbliżonych do naturalnych? Czy to, że mają ziarna pod dostatkiem, już naprawdę wystarczy?

Ptaki w sylwestrową noc

Cieszmy się drobnymi zwycięstwami. Empatia wygrywa kolejne bitwy. Nowego Roku nie przywitają petardami władze Warszawy, Krynicy-Zdroju, Olkusza, Oświęcimia, Olsztyna, Częstochowy, Wrocławia, Gdańska, Chorzowa, Białegostoku (po raz kolejny) i Krakowa (jak od sześciu lat). Parę lat temu holenderscy naukowcy badali aktywność ptaków w sylwestrową noc przy pomocy radarów meteorologicznych. Odczyty wskazywały, że około północy wzbijają się do góry tysiące skrzydeł, szybko osiągając pułap około pięciuset metrów (na co dzień raczej do stu metrów). Niektóre osobniki pozostają w powietrzu nawet przez pół godziny. Petardy to dla ptaków zaburzenie snu, zaburzenie orientacji, rozbicie stad, bezsensowny wysiłek panicznej ucieczki przed zagrożeniem, a później powolne dochodzenie do siebie. A nierzadko zapewne i śmierć w wyniku kolizji. Natychmiastowa albo powolna – z głodu i wychłodzenia. Dziękuję władzom wymienionych miast w imieniu swoim, mojego psa i tysięcy ptaków. Nowy Rok to zawsze nadzieja na nową, lepszą przyszłość. Wierzę, że przyjdzie i dla moskiewskiej przepiórki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2019