90 minut z narodem

Minuta pierwsza. Telewizor włączony, hymny zaśpiewane, laptop stoi, właśnie się zaczyna.

19.10.2015

Czyta się kilka minut

Początek obiecujący. Nasi kopnęli piłkę, oni też, napisałem pierwszy akapit. Nasi muszą wygrać, mnie zaś przyjdzie poznać smak, który dobrze znam. Bo felieton jest jak piłka nożna, pisze się i pisze, a na końcu wygrywa mądry i poważny kolega, który rzuci mimochodem „Eh, felietonizacja”... Zanim zdążę coś bąknąć, wpada gol.

Trzynasta minuta, Krychowiak. Krzyczę. Syn spogląda na mnie z widoczną aprobatą, co zdarza się nie co dzień. By umocnić zdobytą pozycję, krzyczę raz jeszcze, głośniej. Zresztą przyjemność mam nieudawaną, dodatkowo cieszy mnie, że to Krychowiak, albo, żeby być ścisłym – że nie Lewandowski. Kult złotego dziecka polskiej piłki zaczyna przybierać bowiem kształt niepokojący. Lektury młodości uczyniły mnie niezdolnym do uwielbienia uwielbionych przez ogół. To rodzaj choroby, trwały defekt instynktu przynależności. Czy ktoś wie, jak wyleczyć nieodczuwanie zachwytu dla gęsto rozsianych po kraju pomników Jana Pawła i jeszcze gęściej rozsianych po różnych tekstach cytatów z jego pism? Spośród bohaterów dzisiejszej doby najbardziej zaimponował mi Aleksander Doba, który będąc grubo po sześćdziesiątce, przepłynął Atlantyk.

Piętnasta minuta, Irlandczyk. Pora na „marsz, marsz Lewandowski”. Jestem w miarę spokojny, gdyż jak zwykle punktualny„ASZdziennik” doniósł świeżo, że piłkarz zjadł śniadanie. A wiadomo, że po śniadaniu Lewandowski jest nie do zatrzymania.

„ASZdziennik” to podobno nie jest lektura dla dorosłych ludzi. Sądzę, że powodem wstrzemięźliwości wobec tego periodyku winno być przede wszystkim podobieństwo zamieszczanych w nim wiadomości zmyślonych do tzw. wiadomości niezmyślonych, w których specjalizują się inne media. Bo czyż rzeczywistość nie zasłużyła na takie na przykład doniesienie: „Andrzej Duda zrobił pierwszy krok ku świętości. Dziennikarz tygodnika »wSieci« twierdzi, że został cudownie uzdrowiony przez okładkę ze zdjęciem prezydenta (...). Jak wynika ze świadectwa dziennikarza, to właśnie kontakt z opublikowaną przez tygodnik fotografią wyleczył go z dolegliwości, przy której polegli najwięksi specjaliści. – Świadek świętości twierdzi, że dręczący go od 2007 roku chroniczny ból zatok ustąpił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chwilę wcześniej przyłożył do bolącego miejsca wspomnianą okładkę – mówi nasze źródło”. Miałbym ochotę przytoczyć kawałek o antykoncepcyjnych właściwościach wypowiedzi pary katolickich celebrytów, lecz wstyd nie pozwala.

Czterdziesta druga minuta, Lewandowski. Co za gość!
Ciekawe, na kogo zagłosuje. Gdyby poparł prezesa, prezes miałby upragnioną większość konstytucyjną. Gdyby poparł PO, PO nie byłaby po. Zjednoczona Lewica? Wątpię, sam nie wiem dlaczego, jest przecież pracownikiem najemnym per se, zatrudnianym na czas określony. Stuprocentowym prekariuszem. Czy fakt, że jego stawka godzinowa jest relatywnie wysoka, zmienia aż tak wiele? Czy nie podlega regułom bezlitosnej korporacji, jaką co rusz okazuje się FIFA, UEFA & Co.? Czy nie wyjechał z kraju za chlebem? A że ma samochód? A kto nie ma? No i wreszcie, czyż nie widziałem lewicowców ubranych jak z żurnala, wybrednych smakoszy, posiadaczy grubych portfeli po przeciwnej stronie niż serce?

Pięćdziesiąta piąta minuta. Nie mogę sobie przypomnieć przypowiastki, którą ponad dwadzieścia lat temu wydrukował „bruLion”. Szła jakoś tak: w Polsce trysnęła ropa, wielka ropa, bardzo wielka ropa, lecz po okresie bogactwa z niewiadomych przyczyn nastała znowu swojska bieda. Bo coś w nas ciągnie nas do biedy. Co?

W „Mapie i terytorium”, o dziwo całkiem interesującej powieści Houellebecqa, znajduję sentencję, z której wynika taki mniej więcej sens: bogactwo nie uszczęśliwia ludzi, którzy nie znają go od dzieciństwa; w niegdyś biednych, a teraz bogatych wzbudza głównie strach. Coś jest na rzeczy. Prowadzenie z Irlandczykami, wyraźnie naszych deprymuje. Wzniosła katastrofa jest tuż tuż.

Osiemdziesiąta minuta. Milczymy. Od dwudziestu pięciu lat wzrost, raczej powolny, ale nieprzerwany, żadnych większych tragedii, nikt nas nie najechał, ropa wciąż płynie. Nasi bohaterowie – ale co to za bohaterowie, ile przypadnie im akapitów w podręcznikach do historii – umierali przeważnie w łóżkach i w pojedynkę. Ciepła woda w kranie jest poniżej naszych aspiracji. Niektórzy z nas wierzą w Boga, ale większość na wszelki wypadek.
Dziewięćdziesiąta piąta minuta. Udało się. Udało się? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2015