50 tysięcy zdjęć

Słynny fotograf z Auschwitz nie był obserwatorem, tylko współofiarą.

20.01.2014

Czyta się kilka minut

Wilhelm Brasse / Fot. Kadr z filmu „Portrecista”
Wilhelm Brasse / Fot. Kadr z filmu „Portrecista”

Nieraz zastanawiałem się, czy to wszystko naprawdę przeżyłem. Gdyby nie dokumenty, zdjęcia, można by pomyśleć, że nic się nie stało. Pozostało tylko to, że dziś nie jestem w stanie wziąć do ręki aparatu”. Tymi słowami kończy swe wspomnienia były więzień KL nr 3444 Wilhelm Brasse, spisane i zredagowane przez Annę Dobrowolską w książce pt. „Fotograf z Auschwitz”.

Wydawać by się mogło, że chłopak z Żywca, wywodzący się z rodziny polsko-austriackiej, który trafił do obozu schwytany podczas próby przedostania się na Węgry, i tak miał sporo szczęścia jak na warunki panujące w „fabryce śmierci”: praca w Erkennungsdienst, służbie rozpoznawczej, zapewniała świeży pasiak, częstsze kąpiele (więzień, który miał do czynienia bezpośrednio z SS-manem, musiał być czysty), a przede wszystkim trochę więcej jedzenia.

Z drugiej strony, na potrzeby niemieckiej biurokracji fotografując dziesiątki tysięcy więźniów, głównie tych, którzy dopiero co przybyli do Auschwitz, Brasse codziennie konfrontować musiał własny strach ze strachem kolejnych „modeli”, wiedzę obozowego weterana z ich przerażoną niepewnością, ostrożną empatię z ich – zrozumiałą w tym miejscu – nieufnością wobec każdego, także współwięźnia. Tym bardziej że każde „spotkanie” trwało minutę, a komunikacja ograniczała się do kilku komend. Tą najtrudniejszą emocjonalnie było chyba polecenie: „Nie uśmiechać się, nie płakać”.

Wszyscy znamy te zdjęcia „z policyjnej kartoteki” SS. Fotograf szacował po wojnie, że wykonał ich ok. 50 tys., dzięki jego odwadze ocalało 40 tys.; w 1947 r. znalazły się w zbiorach archiwalnych Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, część pokazywana jest na ekspozycji.

Ilekroć staję w centralnym korytarzu Bloku nr 6, ta swoista „galeria” (prawy profil, en face, en trois quarts, jakby wprost z podręcznika sztuki portretowej) zatrzymuje mnie na bardzo długo. Nie tylko mnie. Wszystkich, którzy przyjeżdżają tu świadomie.

To doświadczenie najlepiej opisuje chyba prof. Stephen Cooper z California State University: „Mijaliśmy (...) setki oprawionych w ramki czarno-białych fotografii. Na każdym z nich ostro zarysowany obraz mężczyzny, kobiety, dziewczyny lub chłopca w więziennym pasiaku nieruchomo spoglądający w obiektyw przez dekady czasu. Oczy każdego z portretowanych zdawały się szukać kontaktu z moim wzrokiem i efekt był przerażający”.

Wilhelm Brasse wspominał: „Widziałem tylko oczy więźniów, godzina za godziną, jedne za drugimi”. Widział strach. Po wojnie te oczy pojawiły się w koszmarach sennych, doprowadzając go w pewnej chwili do poważnego załamania nerwowego.

A jednak obozowy fotograf był nie tylko kronikarzem mechanizmów odczłowieczania i mordu (w gruncie rzeczy robił przecież portrety „przedśmiertne”), ale także notariuszem rejestrującym tysiące istnień. Konkretnych, indywidualnych. Osób, a nie numerów.

Bo kiedy patrzymy dłużej na sylwetki w tych samych pozach, tych samych uniformach, nagle zaczynamy dostrzegać, jak bardzo się od siebie różnią. Osiemnasto-, najwyżej dwudziestoletnia dziewczyna (opisana jako „Pole, nr 24471”) nie jest w stanie ukryć lekkiego uśmiechu. Mimo grozy sytuacji podświadomie chce dobrze wyglądać na zdjęciu. Jak każda młoda dziewczyna. Na twarzy wychudzonego, zmaltretowanego, przerażonego mężczyzny („Pole, nr 2911”) nadal maluje się inteligencja.

Zaczynamy więc pytać: kim byłeś, byłaś wcześniej, jaki byłeś, byłaś wcześniej? I okazuje się, że zdjęcia z obozowej kartoteki, efekt makabrycznej biurokracji masowego mordu, nadają śmierci ludzki wymiar – nawet tutaj.

Wiosną 1943 r. Wilhelm Brasse zaczął fotografować „eksperymenty” medyczne dra Józefa Mengele, który „nie wyglądał na potwora”. Wykonał dla niego 400-500 zdjęć, z których część jest dziś powszechnie znana, choćby tylko z podręczników historii.

Czy możemy wyobrazić sobie sytuację, gdy zmuszony był asystować wyciąganiu z ciała młodej Żydówki – na żywo, bez znieczulenia – macicy; zdeformowanej, poddanej działaniu jakichś substancji żrących? Gdy stawały przed nim okaleczone na najrozmaitsze sposoby bliźnięta, rodziny karłów, mężczyźni z gnijącymi nogami, na których nie było już nawet widać śladów po morderczych zastrzykach? Gdy chwilę po takiej sesji pojawiał się któryś z oficerów SS, Maximilian Grabner czy Richard Baer, grzecznie prosząc o portret, który wyśle rodzinie w Niemczech?

Fotograf z Auschwitz nie był „korespondentem wojennym”, „reportażystą”, „obserwatorem”, ale współofiarą każdej z tych sytuacji. Oglądając zdjęcia, które – by przywołać zdanie Susan Sontag – „przerażają i przerażać powinny”, należy o tym pamiętać. To sprawia, że nasze współczesne spojrzenie („które nigdy nie jest niewinne”) uczy się pokory.

Historię Wilhelma Brassa opowiada film dokumentalny pt. „Portrecista” Ireneusza Dobrowolskiego (2005), a także książka „Fotograf z Auschwitz”, zawierająca jego wspomnienia, zredagowane i uzupełnione o inne materiały przez Annę Dobrowolską (wydawca: Rekontrplan, pod patronatem Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa 2013).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Życie po Auschwitz