3 dekrety na początek (i koniec)

Pragnienie władzy to poważna choroba psychosomatyczna. Dotyczy duszy, lecz objawia się cieleśnie.

10.05.2015

Czyta się kilka minut

Felietonista powinien trzymać się od władzy z dala. Ponieważ jako osoba jako tako oczytana w felietonistyce polskiejnie uważam się za felietonistę pełną, a nawet pół gębą, a w każdym razie wolałbym, żeby mi felieton gęby nie przyprawił, to zdarzyło mi się o władzę otrzeć. Dwa razy uścisnąłem podaną mi – jako statyście, jednemu z wielu, w pośpiechu, nieuważnie – dłoń prezydenta, właściwie to dwóch prezydentów, poprzedniego (trochę zagubiony, o ludzkim spojrzeniu) i urzędującego aktualnie (też sympatyczny). Więcej wspomnień, zwykle dobrych, dostarczyły mi kontakty z prezydentami miast. Doprawdy, mogło być gorzej, mogli się wydać niesympatyczni, albo mogłem zarazić się władzą.

To poważna choroba psychosomatyczna. Dotyczy duszy, lecz objawia się cieleśnie. Poznajemy ją m.in. po protekcjonalnym, w szczególności zaś „łaskawym” stylu traktowania innych, po zanikającej zdolności odróżniania sytuacji, w których należy prosić i dziękować, od sytuacji, w których wypada kazać, po jednowymiarowym (wyżej – niżej) porządkowaniu świata, po przymilności w stosunku do większych i lekceważeniu mniejszych, po służalczości wobec wszelkich bzdur pochodnych od szarż wyższych, po szybko rosnącej awersji do wymiany opinii (w imię skrytej przemocy, dla niepoznaki zwanej konsensusem). Według badaczy osobnej uwagi wart jest moment, w którym ktoś, kto mówił, zaczyna przemawiać. Toksyczność choroby określa się jako ekstremalnie wysoką, skutki jako katastrofalne dla otoczenia.

Proszę wybaczyć ten skrót oschły, jednak potrzebny jest mi do monitorowania stanu własnych trzewi. Pewności, żenie przyswoiłem wirusa, żadną miarą nie mogę posiadać, tym bardziej że właśnie zdarzyło mi się dostać pytanie, co zrobiłbym, gdybym został prezydentem – tylko na tydzień, ale za to wyposażonym we wszelkie moce. O zgrozo, zacząłem układać odpowiedź. Czy to jedynie wyuczony odruch, by rozwiązywać zadanie, kiedy się pojawi, czy może jednak sen o wielkości?

Pogrążony w lęku, zarządzam.

Obowiązek publikowania przynajmniej jednego wiersza lub krótkiej prozy we wszystkich mediach, w każdym numerze, w gazetach codziennie, w radiu i telewizji trzy razy na dobę. Po co? Żeby zakłócić hierarchię wartości, podług której dekolt Dody to sprawa na czołówkę. I żeby pisarze, którym trzeba byłoby płacić tantiemy, zyskali na poważaniu. Żeby nareszcie państwo, armia, policja i siły specjalne służyły literaturze, a nie na odwrót. Żeby po tygodniu, kiedy już znowu nikt nie będzie zawracał sobie głowy wierszami, komuś, choćby jednemu, było trochę żal.

Matura z polskiego – mamy wszak maj – odbędzie się na wariografie. Tym razem sprawdzeniu podlega nie erudycja, lecz nastawienie do lektury. Oczytanie, a nie obstukanie. W końcu ważniejszy niż małpia umiejętność analizy jest sam, dobrze utrwalony pociąg do książek. „Nie wierzę w podmiot liryczny” – dostrzegłem na koszulce pana Przemka we Wrocławiu. Również nie wierzę; w końcu znajomość problematyki podmiotu lirycznego nie daje nic, jeśli nie lubi się liryki. A kanon? Kanon to niepochowany trup, jeśli się z nim nie rozmawia.

Przechodzimy na „ty”. Na chwilę dość „panowania” w cudzo/ /mojej trzeciej osobie, która – niczym mowa pozornie zależna – zdejmuje spory kawał odpowiedzialności za to, co się twierdzi i robi. Rośnie imię, kurczy się obrządek i biurokracja. Na autorytet pracujemy we własnym, ludzkim imieniu, nie zasłaniając się urzędem, stołkiem czy tytułem. Smakujemy równość i różność.

Już słyszę: nie po to wspinałem się na szczeble, ja prowodyr, prokurent, prokurator, proboszcz, promotor, profesor, prodziekan, by teraz zejść z drabiny i udawać, że jestem jak inni. Wiem, czym kończą się takie pomysły. Pamiętam utwór Krzysztofa Jaworskiego pod tytułem, tfu, tfu, „Wszyscy równi, wszystko wspólne, żadnej władzy!”. Zaczyna się ordynarnie („Niech minister spraw wewnętrznych wydupczy ministra spraw zagranicznych”), lecz kończy profetycznie: „Wysiądzie telewizja. / Przestaną wychodzić gazety. / Staną fabryki. / Zapanuje pokój! / Zapanuje wolność! / Policjanci zapałują na śmierć własne cienie! / Nastanie miłość!”. / Co prawda dziełko nie jest arcydziełem, ale i tak jego finał budzi wstręt i przerażenie. Jak cały ten plan, przyśniony pięć minut przed wyborami. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015