Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Deklarację PIT składa w Polsce ponad 26 mln osób, zwrot otrzyma więc niemal sześciu z dziesięciu legalnie zatrudnionych. A skoro w ubiegłym roku wpłaciliśmy skarbówce 68,1 mld zł zaliczek z tytułu PIT, to zwroty na poziomie 20 mld stanowić będą 30 proc. dochodów państwa z tego źródła.
Premier Morawiecki zapewnia, że „Prawo i Sprawiedliwość równa się niskie podatki”, i już nie próbuje ukrywać, że chaotyczne zeszłoroczne zmiany zwane Polskim Ładem były uwerturą do startującej właśnie kampanii wyborczej. Na pół roku przed wyprawą do urn 15 milionów wyborców dostanie od państwa średnio po 1,3 tys. zł.
Los Andrzeja Leppera pokazał mu, że trybun ludowy to robota dla politycznych ryzykantów. Michałowi Kołodziejczakowi marzy się nieco utopijny sojusz wsi oraz wielkomiejskich niezadowolonych >>>>
W retoryce rządowej zwroty są wyrazem troski o najbiedniejszych. Wzrost kwoty wolnej, podniesienie pułapu pierwszego progu z 85 do 120 tys. zł i późniejsza obniżka podatku PIT w pierwszym progu skali podatkowej z 17 do 12 proc. – wszystko to ma sprawić, że system podatkowy stanie się mniej dotkliwy dla najbiedniejszych. Rząd nie dowiedział się o tym problemie w zeszłym roku. Już w 2017 r., po połączeniu baz danych PIT i ZUS, okazało się, że realne obciążenie ludzi zarabiających mniej niż 30 tys. zł rocznie wynosiło w Polsce 24 proc., a w przypadku osób o dochodach w przedziale 50-100 tys. zł rocznie – aż 39,2 proc. Podatnicy zarabiający powyżej pół miliona złotych rocznie oddali w podatkach i składkach jedynie 21,7 proc.
Szkoda, że pod niskimi podatkami PiS podpisuje się tylko w roku wyborczym. ©℗