Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był człowiekiem gorącym: jeśli zaangażował się w jakąś sprawę, to nie odpuszczał, mimo piętrzących się przeciwności. Niezależny i nieprzekupny, mówił zawsze to, co myślał. Jako kleryk długo czekał na święcenia; nie odwiodły go od kapłaństwa ani służba wojskowa, ani problemy, jakie miał w seminarium. Pobity dwukrotnie przez SB, nie zerwał kontaktów z solidarnościową opozycją, przeciwnie – był kapelanem ruchu i świadkiem pacyfikacji Nowej Huty.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w latach 80. zaczął jako jeden z pierwszych w Polsce organizować osobne duszpasterstwo dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Związany z ruchem Wiara i Światło, organizował dla tych osób obozy letnie i zimowe, angażując wielu młodych wolontariuszy. U schyłku PRL-u współtworzył jedną z pierwszych fundacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną – Fundację im. Brata Alberta, która dziś ma kilkadziesiąt placówek w całej Polsce.
Tę jego działalność doceniali nawet ci, którzy nie zgadzali się z jego poglądami. W 2006 r. usiłował rozpocząć proces oczyszczenia Kościoła katolickiego w Polsce. Wzywał przełożonych do zajęcia się sprawą współpracy niektórych duchownych z SB, a gdy natrafił na opór – sam podjął się tego dzieła. Z czasem stał się także powiernikiem i rzecznikiem osób, które były ofiarami przestępstw seksualnych dokonanych przez duchownych.
Był duszpasterzem Ormian i kapelanem środowisk kresowych. Wiele jego wypowiedzi wzbudzało kontrowersje, nikt jednak nie mógł zarzucić mu koniunkturalizmu: krytykował także tych, do których było mu politycznie blisko. Od wielu lat upominał się o godne upamiętnienie ofiar ludobójstwa na Wołyniu, a jednocześnie o pomoc dla Ukrainy i przybywających do Polski uchodźców wojennych. Chętnie współpracował z wszystkimi mediami, we wszystkich – niezależnie od linii, jaką reprezentowały – prezentując te same poglądy.
Połączyła nas wieloletnia przyjaźń, której fundamentem było uznanie godności i niepowtarzalnej wartości osób z niepełnosprawnością intelektualną. Dla wielu takich osób Tadeusz był znakiem, że nie są same, że jest ktoś, kto o nich pamięta i troszczy się o należne im prawa. Nie lubił, kiedy dorosłych podopiecznych traktowało się jak dzieci. Najlepiej na ziemi czuł się w Radwanowicach – wśród mieszkańców wybudowanego tam schroniska.
Przeżył 67 lat. Zmarł dziś rano (9 stycznia) po ciężkiej chorobie nowotworowej.