Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jesteśmy, jak podkreślają eksperci od końca sierpnia, w trakcie fali covidowej, która przetacza się przez kraj bez żadnej kontroli: bez środków ochrony indywidualnej, leków i szczepień przypominających.
Falę widać w gabinetach lekarzy POZ i w aptekach, szturmowanych przez pacjentów kupujących testy, środki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe. Oraz w absencjach w szkołach i miejscach pracy. Nie widać jej w danych resortu zdrowia, choć – jak mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert samorządu lekarskiego ds. COVID-19 – trendy można wyczytać nawet z tych szczątkowych danych (dziennie wykonujemy ok. 2,5-3 tys. testów, więc trudno mówić o reprezentatywności). Jednak wskaźnik R (reprodukcji wirusa) na poziomie 1,6-1,7 pokazuje, że fala się rozwija, a 40-45 proc. odsetek testów pozytywnych, że skala niedoszacowania zakażeń jest ogromna.
Podobnie sprawy mają się w Europie i na świecie. Tylko że inne kraje nie są tak bezbronne. W UE od września trwają szczepienia preparatem firmy Pfizer dostosowanym do nowych wariantów wirusa. My na szczepienia poczekamy jeszcze przynajmniej trzy tygodnie. Powód? Były minister zdrowia Adam Niedzielski zdecydował o wejściu w spór sądowy z Pfizerem. Zerwanie kontraktu zablokowało dostawy. Musimy czekać na dopuszczony pod koniec października preparat firmy Novavax, bo trzeci producent, Moderna, nowych szczepionek na razie do Europy nie dostarcza.
Co gorsza, polscy pacjenci nie mają też dostępu do skutecznego leku przeciw COVID-19, który powinien być podawany osobom narażonym na ciężki przebieg. Lek teoretycznie jest, ale cena – 6 tys. złotych – jest zaporowa (w Niemczech kosztuje 60 euro). Za machanie szabelką przez (byłego) ministra walczącego o pozycję polityczną Polacy płacą teraz zdrowiem.