Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Największy zamach przed 11 września
Rankiem 19 kwietnia 1995 r. gigantyczny wybuch wstrząsnął śródmieściem Oklahoma City, stolicy stanu Oklahoma. Gdy opadł kurz, ukazał się widok przerażający: wieżowiec Murrah Federal Building - należący do władz federalnych USA i mieszczący ekspozytury agend rządowych - wyglądał jak wypatroszony. Gdy wiele dni później zliczono ofiary, okazało się, że zginęło 168 osób (w tym 15 dzieci z przedszkola mieszczącego się w gmachu), a ponad 800 zostało rannych.
Sprawców ujęto szybko: wyładowany 2,5 tonami materiału wybuchowego domowej roboty samochód zdetonował Timothy McVeigh, 26-letni były żołnierz. Nie udało się jednoznacznie ustalić jego motywów, McVeigh milczał podczas śledztwa i procesu. Poszlaki - wybór celu, środowisko antyrządowych "milicji", w jakim się obracał, i data zamachu (druga rocznica ataku FBI na siedzibę sekty Davida Koresha w Waco; zginęło wtedy 82 jej członków) - wskazują na nienawiść do amerykańskiego państwa federalnego. McVeigh został skazany na śmierć i stracony. Ruiny usunięto, a na ich miejscu powstał pomnik: Oklahoma City National Memorial.
Przed 11 września 2001 r. był to najkrwawszy zamach w USA. Ale nie jedyny: historia "rodzimego" terroryzmu w Stanach zna długą listę organizacji (skrajnie lewicowych i prawicowych, a także narodowych; była nawet organizacja żydowska) i zamachów. Np. w 1920 r. bomba zdetonowana przez anarchistów na Wall Street zabiła 38 osób. Najsłynniejszym zaś terrorystą-samotnikiem był Ted Kaczynski: profesor matematyki i wyznawca teorii antymodernistycznych, wysyłał bomby w listach do osób życia publicznego. WP
Czterdzieści kilka lat temu campusy uniwersyteckie, rozpolitykowane i cieszące się nieskrępowaną wolnością, były mekką dla młodych Amerykanów dotkniętych "heglowskim ukąszeniem". Marksizm-leninizm jawił im się jako panaceum na zło świata, a katalizatorem mody na lewicowość stał się Wietnam. Na gruncie antywojennej retoryki, wzbogaconej hasłem "walki z systemem" - to słowo-klucz amerykańskiej Nowej Lewicy - wyrastały też organizacje radykalne. W myśl leninowskiej koncepcji światowej rewolucji pragnęły zniszczyć "faszystowsko-imperialistyczne" Stany.
Czerwona Gwardia z USA
Weather Underground wyodrębniła się z lewicowej organizacji Students for a Democratic Society (SDS). Na burzliwej konwencji SDS w Chicago w czerwcu 1969 r. zwyciężyła grupa działaczy związanych z jej radykalnym skrzydłem - Revolutionary Youth Movement (RYM); jego liderem był Mike Klonsky.
Pierwszego dnia konwencji Karen Ashley, Bill Ayers, Bernardine Dohrn, John Jacobs i siedmiu innych aktywistów opublikowało w organie prasowym SDS "New Left Notes" artykuł "You Don’t Need a Weatherman to Know Which Way the Wind Blows" (dosł.: nie potrzebujesz pogodynki, aby wiedzieć, skąd wieje wiatr - tytuł zaczerpnięto z piosenki Boba Dylana). Wzywali oni RYM do stworzenia marksistowsko-leninowskiej organizacji rewolucjonistów, za którą stanęłyby rzesze sympatyków. Wzorem miała być chińska Czerwona Gwardia, a celem walka z "imperialistycznymi" władzami USA za pomocą terroru, by doprowadzić do triumfu komunizmu w świecie. Krytykowali też rasizm i popierali radykalne działania Czarnych Panter (w istocie rasistowskie ? rebours).
Ikonami Weathermenów (pierwsza nazwa ich organizacji - Weatherman - pochodziła od tytułu wspomnianego artykułu) byli Castro, "Che" Guevara, Ho Chi Minh, Mao i Malcolm X. Uważali, że główne problemy świata to amerykański imperializm, rasizm i nędza Trzeciego Świata. Sądzili, że jako rewolucjoniści mają obowiązek posłuszeństwa wobec międzynarodowego ruchu komunistycznego.
Ich centrala - Weather Bureau (później Central Committee) - koordynowała budowę struktur w kolejnych miastach: Bostonie, Buffalo, Chicago, Cincinnati, Filadelfii, Nowym Jorku i Seattle. Organizację zasilali radykałowie z SDS; z czasem podjęto też rekrutację na campusach i ulicach robotniczych dzielnic.
Liderzy utrzymywali kontakty z komunistami kubańskimi i północnowietnamskimi. W lipcu 1969 r. sześciu z nich spotkało się w Hawanie z Kubańczykami i Wietnamczykami z Północy, aby uczyć się, "jak się robi rewolucję". Szeregowi członkowie mogli poznać komunizm dzięki Brygadzie Venceremos, która od 1969 r. umożliwiała (robi to do dziś) studentom z USA pracę na kubańskich plantacjach cukru.
"Będziemy burzyć i niszczyć"
Latem 1969 r. organizacja - choć osłabiona odejściem Klonsky’ego (uznał ją za sekciarską) - była gotowa wyjść na ulice. Licząca ok. 300 osób, szukała też rozgłosu, by zdobyć nowych sympatyków. Dlatego w sierpniu 1969 r. zaplanowano National Action: pomysł opierał się na koncepcji Johna Jacobsa "ściągnięcia wojny do domu" i utworzenia "drugiego frontu" (pierwszym był Wietnam) na ulicach amerykańskich miast. Akcję poprzedziło wysadzenie w Chicago pomnika upamiętniającego policjantów zabitych w 1886 r. podczas protestów robotniczych (pomnik odbudowano, a Weathermeni wysadzili go znów rok później).
National Action odbyła się między 8 a 11 października 1969 r. w Chicago i upłynęła pod znakiem starć z policją, niszczenia witryn sklepów i banków, demolowania aut. Nie przysporzyła sympatyków, skończyła się fiaskiem. Według FBI aresztowano 287 demonstrantów (w tym Weathermenów, wypuszczonych za kaucją); rannych było 30 policjantów. Także w grudniu Weathermeni wysadzili w Chicago wiele radiowozów, w zemście za zabicie przez tamtejszą policję dwóch liderów Czarnych Panter.
Wyciągając wnioski z klęski National Action, Weathermeni postanowili zejść do podziemia i zacząć "miejską guerrillę", nie szukając już poparcia społecznego. Podczas ich "narady wojennej" Jacobs potępił pacyfizm młodzieży z klasy średniej i jej izolację od problemów czarnych i biednych mieszkańców USA. Wieszczył jednak, że młodzież zerwie z marazmem, a dzięki... narkotykom, seksowi i zbrojnej rewolucji stworzy nową kulturę. Zapachniało prochem, gdy zapowiadał: "Będziemy burzyć, grabić i niszczyć".
Bombami w Amerykę
Słowa przeszły w czyn 16 lutego 1970 r.: w ataku bombowym w San Francisco zginął policjant. Pięć dni później Weathermeni zaatakowali koktajlami Mołotowa dom sędziego nadzorującego proces Czarnych Panter. Tej samej nocy spalili radiowóz na Manhattanie i dwa wojskowe punkty werbunkowe na Brooklynie.
6 marca 1970 r. trzech Weathermenów zginęło podczas przygotowania bomb, które mieli zdetonować w Fort Dix i na Uniwersytecie Columbia. Po tym wypadku organizacja, ścigana przez policję - która w marcu odkryła magazyn broni w Chicago, rozbijając tamtejszą siatkę - przeszła do głębszej konspiracji.
Miesiąc później z inspiracji Bernardine Dohrn - zdolnej, 28-letniej prawniczki - liderzy Weatherman spotkali się, by zdecydować o przyszłości. Potępili taktykę Jacobsa; teraz zamachy na obiekty użyteczności publicznej miały być dokonywane po wcześniejszym ostrzeżeniu. Odtąd organizacja występowała jako Weather Underground, a Dohrn wyrosła na jej liderkę i znalazła się w dziesiątce osób najbardziej poszukiwanych przez FBI. Dyrektor FBI John E. Hoover nazwał ją "najniebezpieczniejszą kobietą w Ameryce".
W maju 1970 r. Weather Underground ogłosiła "Deklarację Stanu Wojny": wypowiedziała władzom wojnę. Orężem miały być również narkotyki. "Karabiny i trawka - głosiła deklaracja - tworzą jedność w młodzieżowym podziemiu". Ale skuteczniejszy był terror. Ataki na obiekty państwowe miały być - w zależności od konkretnego przypadku - odwetem za działania władz wobec Czarnych Panter, protestem przeciw "amerykańskiej agresji i terrorowi wymierzonym w Wietnam i Trzeci Świat", wreszcie próbą zwrócenia uwagi opinii publicznej na "opresyjny system".
W latach 1969-74 organizacja dokonała co najmniej 20 ataków bombowych. Najbardziej spektakularnymi celami Weathermenów były kwatera główna Gwardii Narodowej w Waszyngtonie (maj 1970 r.), centrala nowojorskiej policji (czerwiec 1970 r.), Kapitol (marzec 1971 r.) i Pentagon (maj 1972 r.).
"Nie żałuję"
W 1974 r. Ayers i Dohrn (byli już parą) oraz Jeff Johns i Celia Sojourn opublikowali manifest, wzywając do utworzenia w USA partii komunistycznej, zbrojnej rewolucji i ustanowienia komunistycznej dyktatury. Ale w połowie lat 70. organizacja już dryfowała, rozrywana konfliktami i ścigana przez FBI; liczba jej aktywnych członków spadła poniżej 30. Jeszcze wiosną 1976 r. Ayers i Sojourn wydali kolejną odezwę; podkreślali konieczność zbrojnej rewolucji. Ale był to łabędzi śpiew. W 1977 r. aresztowania udaremniły zamach na senatora Johna Briggsa, a do końca lat 70. wielu Weathermenów skorzystało z amnestii ogłoszonej przez prezydenta Cartera.
Niektórzy odnaleźli się w nowej rzeczywistości i są nadal aktywni. W tym ikony organizacji Ayers i Dohrn, którzy ujawnili się w 1980 r., po narodzinach ich drugiego syna. Dziś prowadzą zajęcia na uczelniach, uczestniczą w różnych kampaniach. Ostatnio byli zaangażowani w organizację słynnego konwoju do Strefy Gazy.
Niełatwo odżegnują się od przeszłości. W wywiadzie dla "New York Timesa", opublikowanym w 2001 r., dwa dni po zamachu na WTC, Ayers stwierdził: "Nie żałuję podkładania bomb. Sądzę, że nie zrobiliśmy wystarczająco wiele".
Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest pracownikiem IPN i redaktorem naczelnym kwartalnika www.historycy.pl.