Mleko w proszku a sprawa polska

Od czasu zaangażowania w Iraku polska polityka zagraniczna zmienia się. Jesteśmy już w Unii i choć pozostanie ona dla nas - obok Stanów Zjednoczonych - najważniejszym partnerem politycznym i gospodarczym, to coraz większą rolę zaczynają odgrywać stosunki z krajami arabskimi.

26.09.2004

Czyta się kilka minut

Prezydent Iraku Ghazi al-Jawar to jeden z najprzychylniej nastawionych do Polski arabskich polityków. I trudno się temu dziwić, skoro to także przy (skromnym, ale jednak) udziale Polaków obalono dyktaturę Saddama, a sam al-Jawar został głową nowego państwa. Podczas wizyty w Warszawie iracki prezydent wielokrotnie prosił o pozostanie polskiego kontyngentu; wyrażał też żal z powodu niedawnej śmierci trzech żołnierzy.

Z wizytą prezydenta zbiegła się także informacja dobra: o wygranie kontraktu na wyposażenie nowych irackich wojsk przez polski “Bumar". Niestety, takich pozytywnych wiadomości nie ma wiele - mimo naszego zaangażowania po stronie koalicji i niegdysiejszych nadziei na związane z tym wielkie kontrakty.

Polityczne ożywienie...

Na razie kierunek arabski jest dla Polski pod względem gospodarczym marginalny: obroty z ponad 20 państwami arabskimi, które zamieszkuje ponad 300 mln osób, nie przekraczają 1 proc. polskiej wymiany handlowej (eksportujemy głównie metale, produkty mineralne, maszyny oraz mleko w proszku i sery; import jest bardziej zróżnicowany: sprowadzamy m.in. fosforyty, aluminium, tekstylia, tworzywa sztuczne).

W porównaniu z takimi krajami jak Francja, Wielka Brytania, Włochy czy Niemcy polski handel jest prawie niezauważalny. Każde z tych państw jest jednym z głównych partnerów krajów arabskich, a sam eksport każdego z nich tylko do Arabii Saudyjskiej przewyższa polskie obroty (często wielokrotnie) z wszystkimi krajami arabskimi.

Tymczasem powinniśmy się zainteresować tym regionem - nie tylko ze względu na naszą obecność w Iraku czy zagrożenie terroryzmem ze strony skrajnych ugrupowań muzułmańskich, zasoby ropy w krajach Zatoki Perskiej, ale także z powodu dużego potencjału inwestycyjnego i gospodarczego bogatszych państw arabskich.

O tym, że polskie władze rozważają większe zaangażowanie w tym regionie, świadczy wysyp wizyt przedstawicieli państw arabskich w Polsce i Polaków w krajach arabskich. Wymieńmy najistotniejsze. W 2003 r. minister Cimoszewicz odwiedził Kuwejt, premier Miller Liban i Kuwejt, minister Szmajdziński Arabię Saudyjską i Kuwejt; w 2004 r. prezydent Kwaśniewski był w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze, a premier Belka w Kuwejcie i Iraku. Również ugoszczenie prezydenta Iraku w Warszawie to “tylko" kolejny etap: w latach 2003-04 ze strony arabskiej odwiedzili nas m.in. ministrowie spraw zagranicznych Kuwejtu, Tunezji, Libanu, Iraku, Palestyny, Maroka, a także Sekretarz Generalny Rady Współpracy Państw Zatoki, prezydent Libanu i wreszcie król Jordanii.

Na ożywieniu tym zyskały kraje Zatoki Perskiej: dotąd prawie niezauważane w polskiej polityce, teraz wysunęły się na prowadzenie (niewątpliwie wiele z tych wizyt wiąże się z polską obecnością w Iraku). Straciła natomiast Północna Afryka.

... i stary marazm

Patrząc z punktu widzenia wizerunku Polski w świecie arabskim trudno dziś (jeszcze) o jednoznaczną ocenę naszego przystąpienia do koalicji pod przywództwem USA. Z jednej strony jesteśmy silniej postrzegani jako sojusznik (dla wielu: wasal) Ameryki, z drugiej awansowaliśmy jednak na pozycję jednego z graczy w regionie. Przestała nas lubić (czy powoli przestaje) arabska opinia publiczna. Ale o polityce w krajach arabskich decydują rządy, nie społeczeństwa.

Kto nas dziś bardziej lubi? Kuwejt, Bahrajn, Katar, Arabia Saudyjska, trochę Jordania. Kto mniej? Syria, Egipt, Libia, Liban. Ze względu na dystans, kwestia iracka nie wpłynęła tak znacznie na stosunki z Tunezją, Algierią czy Marokiem.

Zmiany te nie przekładają się jednak na wymierne konkrety, pozytywne czy negatywne. Głównie dlatego, że (lubiani czy nie) wciąż nie mamy wiele do zaoferowania krajom arabskim, a za wzrostem znaczenia nie idą z naszej strony nowe inicjatywy.

Podobnie jest z Palestyną. Utrzymujemy dobre stosunki dyplomatyczne zarówno z Izraelem, jak i z Autonomią Palestyńską (choć wcześniej widać było lekką sympatię polskiego rządu po stronie Izraela). W rozwiązanie konfliktu między obu narodami nie angażowaliśmy się, choć teoretycznie mogliśmy. Teraz nie możemy: obecność w Iraku uniemożliwia jakąkolwiek mediację, skoro jesteśmy odbierani jako przyjaciel USA, a tym samym przyjaciel Izraela. Dobrym posunięciem było zaproszenie ostatnio do Polski szefa palestyńskiego MSZ, jednak nie zmienia to faktu, że Polsce trudno będzie zajmować jakąś pozycję w tym konflikcie i nie być posądzonym o stronniczość.

Co dalej? Zgodnie z wprowadzaną strategią MSZ, polska służba zagraniczna ma angażować się w działania promocyjne i pozyskiwanie inwestycji do Polski; ma też lobbować na rzecz eksportu naszych towarów i usług. Tym samym, przynajmniej w teorii, powinniśmy spodziewać się wzrostu obrotów handlowych z krajami arabskimi.

I choć faktycznie, gdyby wyniki z pierwszych pięciu miesięcy 2004 r. miały się utrzymać, otrzymalibyśmy całkiem spory wzrost w obrotach z Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami, Syrią i Jordanią (czyli niemal ze wszystkimi dalszymi i bliższymi sąsiadami Iraku i krajami, które znajdowały się w ostatnim czasie na trasie wizyt delegacji z Polski). Jednak już w przypadku Kuwejtu takiego wzrostu nie odnotowaliśmy, a obroty z Egiptem spadają. Czy zatem można zrobić coś więcej na szczeblu politycznym? Wątpliwe, gdyż ilość wzajemnych odwiedzin i wymian not powoli przekracza rozsądne granice i trudno od polskiej dyplomacji wymagać więcej.

Jednak skoro wymiana handlowa nie wzrosła, a wizerunek Polski wciąż nie jest najlepszy, to czegoś musiało zabraknąć.

Instytucjonalna pustynia

Zabrakło przede wszystkim organizacji pozarządowych i instytucji kulturalnych, wspieranych przez państwo. W Polsce nie ma żadnej - żadnej! - instytucji arabskiej. Jedyną organizacją (i prężnie działającą) jest Światowy Związek Młodzieży Muzułmańskiej z Arabii Saudyjskiej (ale jest to organizacja misyjna, promująca islam).

Z polskich organizacji zajmujących się sprawami arabskimi mamy zamierające Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Arabskiej, które wkrótce ogłosi chyba likwidację z powodu braku funduszy, oraz nowo powołaną Polsko-Arabską Izbę Gospodarczą, która miała przejąć część działalności Krajowej Izby Gospodarczej (na razie jednak obie izby raczej ze sobą walczą niż współpracują). Jest jeszcze Polsko-Iracka Izba Gospodarcza (działa bardzo skromnie) i informacyjny portal internetowy oraz stowarzyszenie Arabia.pl, które do działalności medialnej dodało ostatnio także gospodarczą. Wszystkie te organizacje są jednak niewielkie i cierpią na braki finansowe.

Do najstarszych organizacji muzułmańskich w Polsce należy Muzułmański Związek Religijny, nakierowany jednak głównie na działalność wśród polskich Tatarów i w niewielkim stopniu obejmujący Arabów. Z ośrodków uniwersyteckich warto wymienić Warszawę, Kraków, Łódź, Poznań, Toruń i Katowice - w miastach tych działają arabistyki albo studia poświęcone przynajmniej po części tematyce arabskiej.

Efekt: Polak zainteresowany arabską kulturą czy rozważający zaangażowanie w regionie przedsiębiorca mają niewielkie możliwości poznania partnerów. Kraje arabskie nie prowadzą szerokiej działalności kulturalnej, mimo że takie instytucje przyczyniają się nie tylko do zrozumienia kulturowego, ale też rozwoju turystyki i gospodarki.

Podobna sytuacja jest zresztą w krajach arabskich: działające tam Towarzystwa Przyjaźni (relikt dawnych czasów) odeszły w przeszłość razem z ludźmi, którzy je tworzyli. Najprężniej działa Polonia w Egipcie, która ma własną gazetę “Polonez", a także działający Polsko-Egipski Dom Handlowy. Warto też zwrócić uwagę na Polonię w Kuwejcie, która - choć nieliczna - działa całkiem aktywnie.

Brakuje więc instytucji, które mogłyby wykorzystać aktywność oficjalno-dyplomatyczną i pociągnąć temat. A nic nie wskazuje, by coś się szybko zmieniło.

Rząd nierządem stoi

Logiczną tego konsekwencją byłoby maksymalne wykorzystanie skromnych zasobów budżetowych i stworzenie spójnej, skoordynowanej strategii promocji ze strony wszystkich organizacji i instytucji rządowych. Tak się jednak nie dzieje.

Ministerstwo obrony, działając w Iraku, nie zawsze współpracuje z MSZ. O kłótniach ministerstwa gospodarki i MSZ krążą już legendy, a początki konfliktu nie giną w pomrokach dziejów, ale zaczynają się w momencie zabrania ministerstwu gospodarki Biur Radcy Handlowego i wcielenia ich w struktury MSZ.

Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych SA wciąż jeździ do krajów arabskich z prezentacjami multimedialnymi, które nie uwzględniają arabskiej specyfiki. A choć na jej stronie internetowej jest opcja językowa zawierająca wersję japońską, to arabskiej nie ma.

Materiałów promocyjnych w tym języku nie ma prawie żadna instytucja. Jedyne stałe tłumaczenie biuletynu ekonomicznego na arabski prowadzi MSZ. Warto wspomnieć o dobrym arabskojęzycznym wydaniu “Polish Market", który został jednak przygotowany w związku z planowanym udziałem w odbudowie Iraku i mniej nadaje się do wykorzystania w innych krajach. Mimo to, z braku innych materiałów, cieszy się niesłabnącym powodzeniem.

Idea i wykonanie

O tym, jak można zepsuć dobry pomysł, mogą świadczyć dwa wydarzenia: konferencja “Dialog między cywilizacjami" w kwietniu 2003 r. i niedawny “Dzień Polsko-Arabskiej Współpracy Gospodarczej" w Krynicy.

Jednym z organizatorów pierwszej imprezy było Stowarzyszenie Polska Rada Azji i Pacyfiku. Zapewniono dotację budżetową, kilkuset reprezentantów ze świata i olbrzymi blok poświęcony dialogowi z islamem. I wszystko to skończyło się równie spektakularną klapą. Wykłady, na których jedynymi uczestnikami byli ściągnięci awaryjnie studenci, chaos organizacyjny i niesmak z powodu zmarnowania świetnego pomysłu... Zawiodła koordynacja i brak nadzoru.

Podobnie było z “Dniem", który odbył się 10 września w Krynicy. Organizatorem była Fundacja Instytutu Studiów Wschodnich, co jednak nie zwalnia MSZ z odpowiedzialności. A przypomnijmy jak pięknie brzmiały hasła organizacyjne: “Dzień" jest “przykładem wzmożonych i skoordynowanych wysiłków wszystkich instytucji krajowych (...) odpowiedzialnych za promocję. Nie nastąpi zwiększenie eksportu bez wdrożenia wspólnego w skali państwa mechanizmu koordynacji i spójnego pakietu działań promocyjnych MSZ, MGiP i innych resortów, izb handlowych i przemysłowych we współpracy z prywatnymi podmiotami gospodarczymi oraz bez właściwych środków promocyjnych. Forum jest przykładem przełożenia działania polskiej służby zagranicznej na język interesów polskich przedsiębiorców". Itd. itp. Nic, tylko przyklasnąć.

Niestety, i to skończyło się klapą. Zaproszenia do uczestników wysyłano dopiero w lipcu-sierpniu. Program dnia przygotowano w ostatniej chwili, budżet imprezy ustalono na początku września, a do dziś brakuje materiałów informacyjnych o forum nie tylko po arabsku, ale też angielsku. Na nic zdały się wysiłki polskich ambasad: ranga spotkania była za wysoka, by przejść do porządku dziennego nad niedoróbkami organizacyjnymi. Większość zaproszonych planuje podróże z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem (a poza tym wiedzą, w jakim hotelu się zatrzymają, kto im zorganizuje transport i jakie spotkania są przygotowane).

Dlatego niewiele osób przyjęło zaproszenia (a wśród nich tylko kilka zajmujących wysokie stanowiska we władzach czy biznesie). To, że impreza w ogóle się odbyła, było głównie zasługą osobistej perswazji polskich przedstawicieli dyplomatycznych (pomijając już to, że dla wielu gości baza hotelowa była nie do przyjęcia: dwóch przedstawicieli państw arabskich po dowiedzeniu się, że muszą dzielić łazienkę jeszcze z kimś innym pierwszego dnia wróciło do domu; pewien eks-minister był tak zawiedziony warunkami, że obiecał odradzać wszystkim robienie interesów z Polską).

Nie dopisali też polscy przedsiębiorcy. Brak informacji i wysokie wpisowe bez gwarancji odpowiedniego poziomu gości spowodowały, że impreza okazała się niewypałem. Nie zawiódł jedynie minister i przedstawiciele MSZ. Jednak nie oni byli tu najważniejsi, bo polscy politycy i bez Krynicy zdają sobie sprawę z konieczności polepszenia wzajemnych stosunków. Trzeba jednak do tego samego przekonać polskich i arabskich przedsiębiorców oraz arabskie rządy.

Wszystko w ręce MSZ!

Pewną nadzieję na poprawę sytuacji, zwłaszcza u dyplomatów z Zatoki, budzi wciąż osoba premiera Belki. Odpowiadając za politykę ekonomiczną w Iraku, Belka poznał wiele ważnych osób z regionu: z polityki i sektora bankowego. Stąd nadzieje, że premier zajmie się koordynacją polskich działań skierowanych do świata arabskiego. Co ważniejsze, Belka cieszy się zaufaniem Amerykanów, a na szefa Kancelarii Premiera wybrał Sławomira Cytryckiego, który wcześniej pilnował w Waszyngtonie polskich interesów związanych z Irakiem. Jednak na razie nie widać większej aktywności - może dlatego, że ważniejsze są sprawy krajowe, a wybory wciąż wiszą nad rządem.

Szansę stwarza też logika wydarzeń. Polski rząd nie może dłużej tolerować prowizorki. Zagrożenie terroryzmem czy obecność w Iraku nie pozwalają już prześlizgiwać się nad sprawami arabskimi. Nie można tracić szans tylko dlatego, że komuś nie chce się przysiąść i zastanowić nad tematem. A tak było np. z pomysłem emisji przez rząd obligacji muzułmańskich, który utknął w Ministerstwie Finansów.

Cóż zatem robić, by polskie relacje z Arabią nie były tak kulawe, zwłaszcza że nie ma co liczyć na dodatkowe środki budżetowe i trzeba lepiej wykorzystać to, co jest?

Może warto uczynić jedno: oddać koordynację polityki arabskiej w ręce jednej instytucji, która ma do tego najlepiej przeszkolony personel, czyli MSZ. Ministerstwo nie powinno wypuszczać z rąk nadzoru, a wykonawstwo oddawać (na zasadach komercyjnych) firmom z doświadczeniem, gwarantującym solidne i rozsądne cenowo wykonanie usługi (np. organizacji imprezy).

Czy w związku z tym Polska będzie bezpieczniejsza, a jej obroty z krajami arabskimi wzrosną? Nic nie szkodzi pomarzyć. W każdym razie, jeśli nic nie zrobimy, za kilka lat może być za późno.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2004